Kategorie
NATULI

Baby blues czy żałoba po utracie życia sprzed narodzin dziecka?

Najbardziej burzliwy moment po urodzeniu pierwszego dziecka? Po kilku dniach spędzonych w szpitalu wracam do domu pełnego moich własnych rzeczy. Stoi to samo łóżko z pachnącą pościelą, półka z książkami, szafki kuchenne, wanna… wszystko znajome, a jednocześnie zupełnie obce, bo czuję, że już nigdy nic nie będzie tak samo, że coś zostało bezpowrotnie utracone, jakaś część mnie samej.

I myślę: oho, to jest ten baby blues… Wylewam morze łez i żadne słowa nie są w stanie mnie pocieszyć. Dodatkowo jestem z siebie niezadowolona, bo miałam cichą nadzieję, albo nawet byłam pewna, że te poporodowe damskie smuteczki mnie nie dotkną. Tak dobrze się przygotowałam do otwarcia na doświadczenie narodzin. Dojmujący smutek mija po kilkunastu godzinach mocnego snu, przerywanego głośnym płaczem domagającego się piersi niemowlęcia.

W swojej książce “Praca na całe życie. O początkach macierzyństwa” Rachel Cusk opisuje analogiczne uczucie wyobcowania od siebie samej i znajomej przestrzeni domu sprzed narodzin dziecka. To uniwersalne doświadczenie kobiety po wielkim wydarzeniu, jakim jest poród.

Przeobrażenie w matkę

Zwykliśmy koncentrować uwagę na jednym głównym aspekcie porodu – na pojawieniu się na świecie nowego człowieka. Przyglądamy się niewielkiemu, zjawiskowemu żywemu ciału. Niezgrabnie bierzemy w ramiona, wąchamy, przytulamy, całujemy, karmimy. Ubieramy, usypiamy, przykrywamy. Czekamy w niepokoju i ekscytacji, co wydarzy się dalej. Nie możemy oderwać wzroku od słodkiego snu. Kiedy się budzi, karmimy, nieporadnie przewijamy, ubieramy, przytulamy, próbujemy nawiązać kontakt. Karmimy, usypiamy. Niedługo potem konfrontujemy się z długim płaczem i wciąż niezaspokojonymi potrzebami. Podczas nieprzespanych pierwszych nocy jesteśmy postawione w sytuacji, w której musimy sobie jakoś same poradzić. Szybko uczymy się swojej drogi postępowania, która okazuje się dla naszej dwójki najskuteczniejsza i daje chwilowe wytchnienie jednej i drugiej stronie. Z dnia na dzień z kobiet w ciąży stajemy się matkami. Przeobrażenie w matkę to pożegnanie z niezależnością rozumianą jako brak podporządkowania. Codzienne życie zostaje podporządkowane potomkowi. Nasze myślenie i czucie również całkowicie się z nim związuje.

W połogu musimy dokonać trudnej sztuki połączenia opieki nad nowonarodzonym z opieką nad własnym ciałem. Jest wycieńczone po ogromnym wysiłku, ma żywe rany, które muszą się zagoić, krwawi. Powinnyśmy odpoczywać, co jest bardzo trudne, bo wokół czeka rzeczywistość do ogarnięcia. Niewiele miejsca pozostaje na rozmyślanie o szczególnej sytuacji psychologicznej, w której się znalazłyśmy.

Bezpodstawne przygnębienie?

Kobiety, które znam, uważają określenie “baby blues” za pejoratywne. Kojarzy im się z czymś nudnym, depresyjnym, z uczuciami godnymi pogardy. Sama nazwa zawiera w sobie infantylny aspekt, który często pojawia się również w sposobie opisywania tego zjawiska – baby blues bywa definiowany jako bezpodstawnie pojawiające się, przemijające uczucie przygnębienia i płaczliwości.

Czy rzeczywiście nie mamy podstaw do przeżywania melancholii? Rodząc dziecko zyskujemy nowe życie, ale też tracimy to, które było. Nasza codzienność, sposób w jaki ją porządkowałyśmy, nasze poczucie kontroli nad nią sprawowanej – to wszystko ulega nagłej zmianie. Powrót do domu to wydarzenie symboliczne, przypominające odwiedziny we własnych wspomnieniach. Rachel Cusk pisze: “Czułam się tak, jakbym przyszła do domu kogoś, kto niedawno umarł – kogoś, kogo kochałam i nie mogę uwierzyć w jego śmierć”. Normalną konsekwencją utraty, w tym również utraty obrazu własnej osoby, jest żałoba.

Po porodzie potrzebujemy miejsca na zmierzenie się z przeżyciami zmiany i związanego z tym cierpienia, na opłakiwanie własnej sytuacji. Opłakujemy po to, by zamknąć pewien etap swojego życia, odreagować związany z tym stres, którego poród był punktem kulminacyjnym. Mierzymy się z żałobą, aby zadbać o siebie, zrobić miejsce dla “nastawienia, które wpaja dziecku miłość życia, które daje mu przeświadczenie, że dobrze jest żyć” (E. Fromm).

Foto: flikr.com/howardignatius

Avatar photo

Autor/ka: Joanna Tomczak

Ma dwoje dzieci, Gustawa i Henia. Psycholożka ucząca się bycia mamą. Lubi fotografować swoją rodzinę, najbardziej podczas podróży. Prowadzi bloga - pamiątkę dedykowaną starszemu synowi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.