Kategorie
Rodzina

Biznesmama, czyli własna firma z dzieckiem na kolanach

Młode mamy bardzo często stają przed poważnym problemem: Jak pogodzić macierzyństwo z pracą? Jak zapewnić właściwą opiekę dzieciom, gdy mamy pracują? Lub – w przypadku wciąż zbyt dużej ilości mam – jak w ogóle znaleźć pracę po porodzie? Część mam wybiera ryzykowną, acz często satysfakcjonującą drogę zawodową – same sobie zostają szefowymi

Młode mamy bardzo często stają przed poważnym problemem: Jak pogodzić macierzyństwo z pracą? Jak zapewnić właściwą opiekę dzieciom, gdy mamy pracują? Lub – w przypadku wciąż zbyt dużej ilości mam – jak w ogóle znaleźć pracę po porodzie? Wielu pracodawcom towarzyszy błędna wizja współpracy z młodą mamą: częste zwolnienia z powodu chorób dzieci czy szybsze wyjścia z pracy, żeby móc odebrać pociechy z przedszkola. Między innymi dlatego część mam wybiera ryzykowną, acz często satysfakcjonującą drogę zawodową – same sobie zostają szefowymi.

Jeśli jesteś mamą, która po urodzeniu dziecka otworzyła „dziecięcy” biznes, przyślij nam swoje zdjęcie, zdjęcie i opis tego, czym się zajmujesz oraz link do strony www. Umieścimy je w galerii „BiznesMAMA, czyli praca z dzieckiem na kolanach”. Adres: redakcja@dziecisawazne.pl

Biznes „pieluszkowy”

Edyta, mama trójki dzieci, ukończyła technikum odzieżowe. Szycie ma więc w małym palcu i sprawia jej ono ogromną przyjemność. Pomysł szycia wielorazowych pieluszek podrzuciła jej koleżanka, która prowadzi warsztaty pieluchowe dla rodziców. Pierwsze pieluszki Edyta szyła dla swojego najmłodszego syna, ale od razu wiedziała, że to jest to, co chce robić. Zakupiła kolorowe materiały, plastikowe napy i zaczęła szyć również dla innych dzieci.
– Widząc, jak bardzo podobają się moje wyroby, zaczęłam je sprzedawać – wspomina. – Minęło kilka miesięcy, zanim dowiedziało się o mnie szersze grono odbiorców, ale obecnie mam tak dużo zamówień, że nie nadążam z pracą, mimo że nigdzie się specjalnie nie reklamuję.W zupełności wystarcza tzw. poczta pantoflowa. Jedna mama poleca Edytę drugiej mamie i tak interes się kręci od kilku dobrych miesięcy, a własna firma pozwala się Edycie samodzielnie utrzymywać. Oprócz pieluszek Edyta przerabia także ubrania, a niedawno zdobyła zlecenie na uszycie …. 200 szt. szkolnych mundurków. Jednak samodzielny biznes to nie tylko blaski, ale także cienie. – Gdy tylko znajdę nowe, fajne wzory, to cena materiałów wzrasta, ale pieluchy ciągle sprzedaję w tej samej cenie – przyznaje. – Jednak ilość zamówień pozwala mi spokojnie pracować, wiedząc, że jutro też mam co robić.Edyta zawsze chciała, by jej pieluszki były dostępne w sklepach stacjonarnych i internetowych. W niektórych już zaczęły się pojawiać, ale dla niej to mniejszy zarobek, bo musi nieco obniżyć cenę – dlatego głównym źródłem utrzymania są zamówienia indywidualne. A reklamować się zacznie, gdy…. zabraknie klientów. To jej jednak na razie nie grozi, bo zainteresowanie takimi pieluszkami rośnie, a ona wciąż znajduje nowe materiały, by szyć coraz ciekawsze i bardziej kolorowe wielorazówki.Gdy Edyta zasiada do swojej maszyny, opiekę nad dziećmi przejmuje mąż. Zwłaszcza najmłodszy synek wymaga ciągłego towarzystwa rodziców. Chodził przez jakiś czas do żłobka, ale nie zaaklimatyzował się w nim, codziennie rozpaczał, więc został w domu. Na szczęście mąż Edyty przejął część jej obowiązków, by ta mogła szyć nie tylko wieczorami, ale też w ciągu dnia. Starsze dzieci są już na tyle dojrzałe, że bawią się, są samodzielne i nie angażują tak bardzo swojej zapracowanej mamy.

Drugi etat

Małgorzata, mama dwójki dzieci, prowadzi swoją firmę od ponad dwóch lat. Z wykształcenia jest prawnikiem i pracuje w zawodzie ściśle powiązanym z prawem, ale od zawsze chciała mieć coś swojego. To taka rodzinna tradycja – każdy ma własny biznes, choćby mały. Długo jednak nie mogła wpaść na to, co chciałaby faktycznie robić. Dopiero gdy została mamą i zainteresowała się chustami, nosidłami i pieluszkami, uznała, że najlepszym wyjściem będzie otwarcie internetowego sklepu oraz uczenie rodziców, jak prawidłowo nosić swoje dzieci.
– Ryzyko finansowe nie było duże, nie musiałam rezygnować z pracy na etacie, asortyment znałam, bo sama korzystałam z chust – przyznaje Małgorzata. – Zaczynałam od chust i nosideł, akcesoriów do noszenia dzieci, po jakimś czasie dodałam trochę ubranek z bawełny organicznej, buciki skórzane, pieluszki wielorazowe i sporo drewnianych zabawek.Obecnie w swoim sklepie oferuje ok. 20-25 grup asortymentowych, a najszybciej wyprzedaje nosidła, zabawki i paputki. Wciąż jednak firma jest dla niej działalnością dodatkową, a wszystko, co uda jej się wypracować, inwestuje z powrotem w jej rozwój. Najbardziej dokucza jej to, że nie zna się na informatyce, grafice i pozycjonowaniu stron, przez co musi dużo płacić specjalistom w tej dziedzinie. Nie ma też za dużo klientów, ale przyznaje, że nie przykłada się szczególnie do reklamy. Plusem tej sytuacji jest jednak to, że radzi sobie sama z obsługą klientów i z wysyłką towaru jest zawsze na bieżąco, nawet jeśli na jej kolanach ciągle przesiadują dzieci. Chociaż dzieci często po prostu bawią się same albo z mężem. Gdy Małgorzata jest w pracy „etatowej”, one są w szkole i przedszkolu. Gdy ma się zająć sklepem, czeka aż maluchy pójdą spać i nadrabia wszystko wieczorem. Wspólnie z mężem, który sprząta, robi pranie, czasami ugotuje obiad, udaje im się zapanować nad całym domem.

Zbyt wiele wyrzeczeń

Własny biznes często przynosi zyski i wiele satysfakcji. Każda sytuacja jest jednak niepowtarzalna i zdarza się, że minusy przeważają nad plusami takiego rozwiązania. Magdalena, mama trzyletniego Leona, nie wspomina najlepiej okresu, kiedy sama sobie była szefową, dlatego dzisiaj już nie prowadzi własnej firmy. Przez kilka miesięcy była właścicielką kawiarni dla mam i dzieci. Oferowała zajęcia ogólnorozwojowe, spotkania ze specjalistami z różnych dziedzin związanych z macierzyństwem, gwarantowała dzieciakom zabawy, a rodzicom chwilę relaksu.Gdy po powrocie z urlopu macierzyńskiego do pracy dostała wypowiedzenie, zaczęła szukać jakiegoś rozwiązania. Nie tylko chciała zarabiać pieniądze, ale także zależało jej na wyjściu z domu. Gdy odwiedzała kawiarnie swojej późniejszej konkurencji, czuła niedosyt w jakości obsługi  oraz w oferowanych atrakcjach. Postanowiła stworzyć miejsce, które spełni oczekiwania najbardziej wymagających klientów. Chciała mieć więcej czasu dla syna i męża, nie chciała chodzić do pracy, zastanawiając się nad tym, jaki humor ma jej szef i co danego dnia wymyśli. Okazało się jednak, że po przejściu na własną działalność pracowała dużo więcej niż w jakiejkolwiek poprzedniej pracy „na etacie”: od rana do nocy, siedem dni w tygodniu.
– Moja relacja z synem i mężem bardzo się pogorszyła – wspomina. – Nie miałam czasu dla siebie, rodziny, znajomych i wcale nie mogłam zabierać do pracy syna, bo ciągle musiałam za nim biegać, zamiast zajmować się profesjonalnie swoimi gośćmi.Leon najpierw był pod opieką babci, później musiał iść do prywatnego przedszkola. Magdalenie nie udało się połączyć wychowywania dziecka i prowadzenia firmy.Firma, a właściwie sam koszt wynajmu lokalu, pochłaniała wszelkie zyski. Wiele czasu zajmowało Magdalenie załatwianie formalności, spraw księgowych, szukanie rzetelnych pracowników.  W pewnym momencie skończyły się pieniądze na utrzymanie kawiarni, która wciąż nie przynosiła zysków, mimo że coraz lepiej się rozwijała. Magdalena nie miała też doświadczenia w prowadzeniu zajęć z dziećmi, przez to była zależna od pracowników i podwykonawców. W nagłych przypadkach nie mogła sama ich poprowadzić, musiała pilnie szukać innego specjalisty. Przeżywała przez to bardzo dużo stresujących sytuacji.– Obecnie pracuję w domu, ale w swoim poprzednim zawodzie – mówi Magdalena. – Tęsknię za moją działalnością, klimatem, ludźmi, z którymi współpracowałam, klientami. Ale w końcu mam czas dla siebie i rodziny. Mam też poczucie, że jestem skuteczna w swoich działaniach i ich efekty są w 99% zależne tylko ode mnie.
Obecnie Leon chodzi do państwowego przedszkola. – W końcu mam poczucie, że w moim życiu jest równowaga. Mam czas na pracę, dom, swoje pasje i przede wszystkim – spędzam czas ze swoimi chłopakami. W najbliższym czasie planujemy drugie dziecko. Raczej nie byłoby to możliwe gdybym miała dawną firmę…Satysfakcja z tworzenia nowych rzeczy zgodnych ze swoimi zainteresowaniami, to zapewne wielki plus prowadzenia własnej działalności. Mamy czują się bardziej niezależne, odczuwają poprawę sytuacji finansowej, nie muszą tłumaczyć się przed przełożonym z choroby dziecka czy gorszego samopoczucia związanego choćby z nieprzespaną nocą, bo np. maluch ząbkuje. Jednak własna firma to też ryzyko, wiele czasu poświęconego na działalność, która nie zawsze w końcu przyniesie zyski. To także konieczność prowadzenia dodatkowej dokumentacji podatkowej, ZUS i borykania się z biurokracją czy nierzetelnymi pracownikami. Jednak nawet jeśli po kilku miesiącach trzeba zakończyć działalność, nie sposób mówić o porażce – mamy mogą się pochwalić ciekawym doświadczeniem, które w przyszłości może zaowocować lepszą posadą. Nie warto zniechęcać się potencjalnym niepowodzeniem. Założenie własnego biznesu powinno być jednak poprzedzone dokładnymi przemyśleniami – co i dlaczego chcemy zrobić, jakie mamy na to środki i możliwości, kto może nam pomóc, jakie występują szanse i zagrożenia. Z takim przygotowaniem, odwagą i jasną wizją celu z pewnością mamy szanse powodzenia.

Autor/ka: Aleksandra Michalak

Politolog, kulturoznawca, z zamiłowania dziennikarz, z przymusu sprzedawca. Z wyboru mama. Obie swoje córki nosi w chustach, jest zwolenniczką BLW i prawdziwą miłośniczką wielorazowych pieluszek. Pisze o swoich dzieciach i aspektach ekorodzicielstwa z nadzieją, że zarazi tą ideą innych rodziców.

1 odpowiedź na “Biznesmama, czyli własna firma z dzieckiem na kolanach”

świetny artykuł Ola ! Ja również miałam na początku problem z ogarnięciem wszystkiego i dziecka…a że jestem totalnym pracoholikiem to po prostu czasami czasu mi nie starcza żeby wszyscy byli zadowoleni. Tu praca, później szybko biegiem do żłobka po Benia, potem zabawa, kąpanie i znów siadam do pracy i pracuję w sumie od 7-15 i od 20-24 – w sumie wychodzi 12 godzin a i tak nie zawsze się ze wszystkim wyrobię :) więc się dwoję i troję – wiem że nie jestem idealną mamą, ale chce rozkręcić firmę na takim poziomie, żeby moje dziewczyny też mogły ją trochę poprowadzić…a z drugiej strony ciągle mam poczucie że nie jestem dobrą mamą bo ciągle praca. Jeśli chodzi natomiast o decyzję o założeniu własnej firmy to też się bałam, cykałam ale zrobiłam kilka szkoleń, kilka konferencji trochę motywacji i dało radę :) bardzo pomogły mi takie szkolenia dla przedsiębiorczych kobiet – Pani Iza założyła kanał Time for Business TV i co tydzień wrzuca fajne filmiki :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.