Kategorie
Rodzina

Dlaczego Skandynawowie kochają rowery?

Skandynawia siedzi na rowerze. Rowery okupują specjalne parkingi stawiane w newralgicznych punktach miasta, stacje metra i kolei miejskiej. Poruszanie się na rowerze jest tu czymś tak naturalnym, że w nikim nie wywołuje zaskoczenia. Pedałują młodzi i starsi, z dziećmi i bez dzieci, niezależnie od pogody.

To właśnie tu buduje się najbardziej rozległe sieci dróg rowerowych, parkingi, których pozazdrościć mogliby kierowcy samochodów. Tu polityka rowerowa prowadzona jest sukcesywnie od wielu lat, tu również typowym zjawiskiem jest odwożenie dzieci do przedszkoli właśnie na dwóch kółkach (robi to nawet sama księżna Danii!). Polskie miasta powoli zaczynają doceniać rower i traktować go jako pełnowartościowy środek transportu, ale do ideałów wciąż daleko. Póki co program polegający na zachęcaniu rodziców do rezygnacji z podwożenia dzieci do przedszkoli samochodem na rzecz spacerów czy roweru wprowadziła jedynie Gdynia.

Jakimi rowerami jeżdżą Skandynawowie?

W miastach popularne są rowery miejskie – nie tylko własne, ale też z wypożyczalni. Dużą popularnością cieszą się również cargo bikes, czyli wersje transportowe, które rozwiązują problem dużych zakupów bez pojemnego bagażnika samochodowego. Rowery stoją praktycznie wszędzie, przypięte do byle czego i jest to prawdziwie zjawiskowy widok. Co więcej, nie są to wyłącznie luksusowe, nowe modele ze świetnym osprzętem. Wśród nich dominują zwykłe składaki i stare jak świat holenderki ze zdartym lakierem. Wszystko, co ma dwa kółka, nadaje się do jazdy.
Poza miastem panuje już większe urozmaicenie, a wybór roweru zależy od tego, w jakim stylu i po jakim terenie będziemy jeździć. Szosa, rower górki, trekking – przeciętny mieszkaniec Skandynawii ma często kilka rowerów, które dobiera zależnie do warunków pogodowych i terenu, po którym planuje się poruszać.
Dzieci wożone są najczęściej w fotelikach rowerowych bądź przyczepkach, alternatywnie – cargo bike’ach. Co ciekawe – dzieci, tak jak i część dorosłych, poruszają się tu bez kasku. W Danii (podobnie jak w Holandii) nie ma takiego obowiązku. Eksperci przyznają, że kask nie jest gwarancją bezpieczeństwa, a jego zakładanie powinno być wyłącznie kwestią wyboru (niebawem przeczytacie o tym więcej).

[natuli2]
Dziecięce “transportery” wykorzystuje się tu nie tylko w trakcie wakacyjnych wojaży, ale też przy każdej codziennej okazji. W przyczepkach dzieci spędzają praktycznie cały rok, dojeżdżając w ten sposób do przedszkoli. Są wygodne, łatwo się nimi poruszać po mieście przystosowanym dla rowerów, w którym kultura jazdy znacznie różni się od tej warszawskiej.
Na własne dwa kółka wsiadają nieco większe przedszkolaki, które – zachęcone panującą wokół rowerową aurą – dumnie przemierzają kilometry z rodzicem u boku, by tak dotrzeć do przedszkola, a później – szkoły. Prawdopodobieństwo, że w dorosłym życiu również zamiast samochodu wybiorą rower, jest całkiem spore. Najlepiej przecież działa przykład, a jeśli to dobry przykład – bo jakość przestrzeni w Kopenhadze znacząco różni się od tej np. w Warszawie – to jest to już całkiem poważny argument w dyskusji o tym, dlaczego warto przesiąść się na rower. Bo że warto, do tego nie ma wątpliwości.

Po co mi rower, skoro mam samochód?

W Polsce posiadanie samochodu wciąż utożsamiane jest z wysokim statusem społecznym. Jeśli go nie masz, jesteś co najmniej kilka poziomów niżej niż twój sąsiad, który ma aż dwa. Myślenie prosamochodowe dominuje w głowach nie tylko przeciętnych mieszkańców naszego kraju, ale również władz, które stawiają na budowanie miast pod dyktat samochodów właśnie – a więc z szerokimi wstęgami dróg i ulic przecinającymi tkankę miejską, żeby wszystkie te auta pomieścić. Efekt? Polskie miasta górują w rankingach najbardziej zakorkowanych miast w Europie (prawo Lewisa–Mogridge’a – im więcej dróg tym więcej korków) i wciąż mocno odbiegają od tych europejskich stolic, które za cel stawiają sobie stworzenie przestrzeni miejskiej spójnej i przyjaznej wszystkim uczestnikom ruchu.

Skandynawska lekcja pokory

Podczas gdy więc przeciętny Polak myśli o tym, jak dorobić się kolejnego auta, by potem  tracić w nim godziny na staniu w korkach, europejskie stolice (nie tylko skandynawskie, ale praktycznie cała Europa Zachodnia – Paryż, Berlin, Wiedeń, Amsterdam) mniej więcej od połowy ubiegłego wieku starają się budować miasta przyjazne pieszym i rowerzystom i w których dobrze spędza się czas. Przykład? Dwa lata temu Helsinki postawiły przed sobą cel, by w ciągu najbliższej dekady mieszkańcy nie potrzebowali samochodów do poruszania się po mieście. To, co planuje się dziś w Helsinkach, jest rzeczywistością Kopenhagi. Niemal co drugi mieszkaniec tego miasta dojeżdża do pracy na rowerze. Na rowerach jeżdżą urzędnicy ministerstw, studenci i uczniowie, robotnicy, członkowie rodziny królewskiej. Istnieje wysoki odsetek rodzin, które nie posiadają samochodu w ogóle(!) i jest to ich świadomy wybór.
Mieszkańcy Kopenhagi codziennie przejeżdżają na dwóch kółkach 1,2 mln km. W mieście jest już ponad 540 km dróg rowerowych i wciąż powstają kolejne. Na ulicach duńskiej stolicy już niebawem pojawią się specjalne sygnalizacje uprzywilejowujące rowerzystów i komunikację miejską. Mosty pieszo-rowerowe, tunele dla pieszych i rowerzystów, drogi rowerowe szerokości pasów dla samochodów to widok codzienny.

Dlaczego Skandynawowie kochają rowery?

Poza spójną polityką miejską, która stawia na zrównoważony transport w mieście, Dania nie ma specjalnych warunków np. geograficznych do tego, by jeżdżenie rowerem miało tu większy sens niż w Polsce. Gdyby zapytać przeciętnego Duńczyka, dlaczego wybiera ten środek transportu zamiast samochodu, odpowiedź byłaby zupełnie prosta i wolna od wszelkiej ideologii – tak jest prościej. Nie trzeba stać w korkach, nie trzeba się też martwić o to, czy się zdąży na metro czy pociąg. Rower gwarantuje wygodną podróż z punktu A do punktu B. O tym, że to najbardziej przyjazna człowiekowi forma transportu, wiedzą już najmłodsze dzieci. Oczywiście, nie zawsze tak było.
Jeszcze w latach 50 XX wieku Duńczycy byli zachłyśnięci motoryzacją, podobnie jak obecnie Polacy. Ulice w centrum ciasno wypełniały samochody, miasto pachniało spalinami i poruszanie się po nim nie należało do przyjemności. Zmiany zaczęto wprowadzać stopniowo – najpierw zamknięto dla samochodów jedną z ulic położonych w centrum. To był eksperyment. Szybko okazało się, że tam, gdzie nie ma samochodów, pojawia się życie – kawiarnie pełne ludzi, ulice ze spacerowiczami i… rowerzyści.

Avatar photo

Autor/ka: Justyna Urbaniak

Piszę zawodowo, prywatnie jestem matką i kurą domową. Z wykształcenia - nauczycielką polonistką, z przekonania - antypedagogiem. Aktualnie, oprócz pisania, dokształcam się w zakresie edukacji alternatywnej, Porozumienia Bez Przemocy, gotowania. Ostatnio również bloguję: http://justynaurbaniak.natemat.pl/.


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.