Kategorie
Dieta naturalna

Dlaczego warto wydawać pieniądze na żywność ekologiczną (a nie na lekarzy)?

W starożytnych Chinach lekarz otrzymywał wynagrodzenie za utrzymanie podopiecznego w dobrym zdrowiu. Obserwował jego kondycję zaglądając do … nocnika! Zawartość talerza, która nieuchronnie ląduje w tym właśnie miejscu, decydowała o kondycji pacjenta. Lekarz wskazywał jakie pokarmy, w jakich proporcjach i kolejności podawać, gdy zauważał niepokojące symptomy. W ten sposób, poprzez utrzymywanie właściwej diety, zapewniał człowiekowi, którym się zajmował, dobrą kondycję. A sobie – wypłatę.

Co powiedziałby lekarz – chińczyk, gdyby przeniesiony wehikułem czasu na początek XXI wieku, zajrzał do naszych kuchni? Czy widząc ilość chemii spożywczej, jaką codziennie faszerujemy nasze ciała i dostrzegając jej wpływ na rozwój całej gamy tzw. chorób cywilizacyjnych, podjąłby się opieki nad nami?

Zwracamy uwagę na to, co wlewamy do baku samochodu. Niewielu z nas ryzykuje wyjątkowo tanie paliwo, nie pytając, z czego wynika taka obniżka ceny. Wiemy, że na ‘podróbce’ nie zajedziemy daleko, nie wspominając już o tym, jakie szkody spowoduje w aucie. A ile będzie kosztować naprawa! Jeśli w ogóle okaże się możliwa. Jeśli nie, no cóż, kupimy nowy pojazd (o ile będzie nas na to stać).

Ale gdzie kupimy sobie nowe ciało?

Konwencjonalna żywność jest produktem wielu gałęzi przemysłu – rolniczego, spożywczego, chemicznego, farmaceutycznego, transportowego, wydobywczego. Podobnie jak lalka Barbie udaje prawdziwą kobietę, tak warzywa i owoce uprawiane na skalę przemysłową robią wrażenie idealnych, a przy tym dostępnych dla każdej kieszeni. Wiemy jednak, że w efekcie końcowym, za wszystko płacimy my, klienci, chociaż często o tym nie myślimy, skuszeni atrakcyjną ceną i wyglądem towarów. Prawdziwy koszt jaki ponosimy to – czy jesteśmy tego świadomi, czy nie – obszar naszego zdrowia. Im bardziej przetworzoną żywność wprowadzamy do naszych ciał – tym większe prawdopodobieństwo rozpoznania symptomów przynajmniej jednej z coraz liczniejszych chorób cywilizacyjnych. I o ile zaczynamy dbać o właściwą ilość tłuszczy (szczególnie utwardzonych) i cukru w naszej codziennej diecie, o tyle pochodzenie żywności i stopień jej przetworzenia wciąż jest dla większości z nas mało istotny. Statystki jednoznacznie wskazują, że rynek produktów ekologicznych w Polsce dopiero w 2022 roku ma szansę osiągnąć 1% udziału w ogólnym rynku spożywczym.

Marchewka marchewce nierówna

Te dane mówią same za siebie – Polacy nie pytają o to, skąd pochodzi marchew i truskawki, nie zdają sobie sprawy jak niebezpieczne jest spożywanie warzyw i owoców pochodzących z upraw przemysłowych, ziemi udręczonej intensywną jej eksploatacją, przenawożonej chemicznymi nawozami, których pozostałości w roślinach trafiają do naszych ciał i zalegają w nich pod postacią np. metali ciężkich – takich jak ołów czy kadm. Narzekamy na ciągłe zmęczenie, obniżenie kondycji, trudności z koncentracją, rozdrażnienie, otyłość, alergie – można utworzyć długą listę. Nie zdajemy sobie sprawy, że moglibyśmy pozbyć się wielu z tych dolegliwości, gdybyśmy zaczęli kupować żywność wyhodowaną tam, gdzie chemia nie ma wstępu – w gospodarstwach ekologicznych. Nadzór nad nimi sprawują niezależne jednostki certyfikujące, a żywność wytwarzana jest sprawdzonymi metodami z czasów, gdy chemia spożywcza nie była powszechnie obecna a żywność ekologiczna zwana była po prostu żywnością.

Co w glebie – to w roślinie a potem w nas

Dlaczego to, co najlepsze w ekologii pochodzi z małych gospodarstw, których wielkość nie przekracza 10 hektarów?

Prawdziwe gospodarstwo ekologiczne jest jak dom dla wielkiej rodziny, w której rozumie się i szanuje prawa wszystkich członków i docenia ich różnorodność. Dbanie o jakość gleby jest warunkiem dobrostanu całego ekosystemu. Panuje tu zasada obiegu zamkniętego – samowystarczalności. Jeśli zdarzy się, że jakiegoś elementu brakuje, zapraszamy go do rodziny, ale bardzo starannie sprawdzamy jego pochodzenie. Nigdy nie wpuszczamy za próg nasion i sadzonek, zaprawianych chemicznie, nawozów syntetycznych, GMO (organizmów modyfikowanych genetycznie), produktów nanotechnologii, stymulatorów wzrostu, pestycydów (syntetycznych, silnie toksycznych dla człowieka środków zwalczających agrofagi czyli szkodniki, chwasty i czynniki chorobotwórcze), pasz z dodatkami syntetycznymi i antybiotyków (poza koniecznością leczenia zwierząt, jeśli choroba nie poddaje się naturalnym terapiom). Stan w jakim znajduje się ziemia, decyduje o zdrowiu wszystkich mieszkańców gospodarstwa ekologicznego.

Szanowanie potrzeb gleby przejawia się między innymi poprzez płodozmian, ziemia – jak każdy z nas – potrzebuje zmiany, aby żyjące w niej organizmy zdążyły odbudować siły. Dżdżownice, stawonogi, grzyby i bakterie glebowe pracują nad tym, aby środowisko było silne a rośliny nie chorowały i rosły dorodnie, miały pod dostatkiem wolnego azotu przyswojonego z powietrza (azot jest jednym z najważniejszych pierwiastków wpływających na wzrost i wielkość plonów, powszechnie stosowany jest w rolnictwie konwencjonalnym i przemysłowym pod postacią nawozów sztucznych, często bywa przedawkowany, czego skutki odczuwa konsument trzymając w ręce ‘rozpływającego się pod palcami’ ogórka, który zaledwie jeden dzień przeleżał w lodówce. Przykro jest wyrzucać jedzenie, jeszcze smutniejsze jest to, że zjadamy warzywa z azotanami, które mają rakotwórczy wpływ na nasz organizm).

Płodozmian gwarantuje utrzymanie i podnoszenie żyzności , która jest jak oprocentowanie na koncie bankowym – w zależności od niego, te same środki zarabiają dla nas mniej lub więcej. W gospodarstwie ekologicznym zasada ta jest doskonale znana, dlatego opcja jest tylko jedna –  uprawa ekstensywna, czyli bez nastawienia na szybki i jak największy zysk. Natury nie da się oszukać ani przyspieszyć jej rytmów, bakterie i dżdżownice nie zmienią swojego trybu życia tylko dlatego, że konsument jest gotów kupić więcej jakiegoś produktu a producenci za wszelką ceną starają się na tym jak najwięcej zarobić.

Intensywne rolnictwo konwencjonalne i przemysłowe lekceważy potrzeby gleby i aby osiągnąć  planowane wysokie zbiory, zmuszone jest korzystać zarówno z nawozów chemicznych jak i trujących dla nas wszystkich środków znanych nam pod nazwą ‘ochrony roślin’. Paradoks polega na tym, że ziemia potrafi doskonale zadbać o wszystkich swoich mieszkańców, jeśli tylko człowiek jej w tym nie przeszkadza.

Ilość zwierząt w niewielkim gospodarstwie ekologicznym jest dostosowana do wielkości areału. Każdy ma tutaj swoje miejsce, w którym czuje się wygodnie i swobodnie. Krowy pasą się na otwartej przestrzeni a kury wyszukują ziarna zbóż w trawie. Dobór odpowiednich odmian i gatunków też nie jest przypadkowy, ale wynika z doświadczenia gospodarzy, ich wiedzy. To oni decydują o tym co siać i sadzić, w jakim towarzystwie powinny rosnąć poszczególne warzywa i owoce, aby sąsiadujące rośliny odstraszały swoim zapachem potencjalne szkodniki i przyciągały pożyteczne owady.

Ile wydajemy na żywność a ile na lekarzy?

Wyhodowana w takich warunkach żywność ma niepowtarzalny smak, którego niektórzy nie znają wcale, uważając, że jest za droga na kieszeń zwykłego śmiertelnika. Jeśli zdarzy się nam jednak choćby raz odwiedzić małe gospodarstwo ekologiczne, zrozumiemy, że jeśli coś ‘jest nie tak’ z tymi cenami, to raczej dotyczy to marchewki z hipermarketu niż warzyw, które wytwarzane są tak wielkim nakładem pracy ręcznej i z taką starannością. Dobrze jest też policzyć, ile wydajemy na leczenie i zadać sobie pytanie, czy nie lepiej zapobiegać, niż naprawiać nasze zdrowie?

A skąd pewność, że żywność ekologiczna jest zdrowsza od konwencjonalnej?

Wyniki najnowszych badań przeprowadzonych przez międzynarodową grupę badaczy pod kierownictwem profesora Carlo Leifert’a i opublikowane w prestiżowym British Journal of Nutrition w lipcu 2014 roku, potwierdzają odczucia podzielane przez gwałtownie rosnącą grupę ludzi sięgających po produkty z zielonym listkiem na etykiecie. Zgodnie z tym, co stwierdzili naukowcy, żywność ekologiczna posiada o 18 – 69% wyższą zawartość przeciwutleniaczy, które zmniejszają ryzyko chorób przewlekłych (nowotworowych, układu krążenia, chorób zwyrodnieniowych, chorób układu nerwowego), czterokrotnie niższą zawartość pestycydów (48% niższa zawartość metali toksycznych, przede wszystkim kadmu) oraz niższe stężenia związków azotowych (azotynów i azotanów). Ponadto, skoro już wspominaliśmy aspekt finansowy, warzyw i owoców ekologicznych możemy jeść mniej – one i tak dostarczą nam składników mineralnych w ilości odpowiadającej 1-2 dodatkowym posiłkom, opartym o produkty z upraw konwencjonalnych.

Nieustannie siłując się z brakiem czasu (co jest efektem ubocznym rozwoju tak uwielbianej przez nas technologii), nie myślimy na co dzień o tym, w jakim stopniu każdą decyzją zakupową wspieramy rozwój rolnictwa konwencjonalnego i przemysłowego, które nie jest przyjazne ani dla nas, ani dla rolników, ani dla naszej planety. Gdy dostrzeżemy tę perspektywę (jak najwięcej i jak najszybciej zarobić, nie troszcząc się o skutki uboczne i efekty dla przyszłego pokolenia) wyraźnie dostrzeżemy grabieżczą politykę, agresywnie zawłaszczającą dobro, z jakiego wszyscy mamy prawo korzystać – ekosystem Ziemi.

Niewielkie gospodarstwa ekologiczne są naszą nadzieją na utrzymanie bioróżnorodności i zdrowego rozsądku w korzystaniu z bogactwa Natury

Ludzie je prowadzący to pasjonaci, często niezrozumiani przez otoczenie, no bo kto, jak nie wariat, tkwi na polu pod palącymi promieniami słońca i pieli grządki, skoro można spryskać wszystko środkiem chemicznym i po kłopocie? Niezwykle popularne, zarówno w przydomowych ogródkach jak i w rolnictwie herbicydy obecne są na rynkach światowych od początku lat siedemdziesiątych XX wieku. Ich toksyczny wpływ na zdrowie ludzi i środowiska potwierdzają kolejne badania. Prawdziwie oddani ziemi rolnicy ekologiczni nie poddają się namowom na stosowanie jakichkolwiek chemicznych środków i to nie ze względu na restrykcyjne kontrole jednostek certyfikujących, czy nawet obawę przed utratą klientów. Do stracenia mają znacznie więcej – czystość i żyzność gleby, od której zależą.

Potrzebujemy ich jak czystego powietrza, a oni potrzebują nas i naszych świadomych decyzji zakupowych. Stoimy po dwóch stronach mostu – ludzie miasta i ludzie wsi, prowadzący z oddaniem i pasją czyste, ekologiczne gospodarstwa. Produkowana przez nich żywność jest bezpieczna dla naszych dzieci i naszych portfeli, gdyż, jak mawiają Anglicy: One apple a day keeps  a doctor away (Jabłko dziennie gwarancją zdrowia) – najwięcej gotowi jesteśmy wydać na ratowanie zdrowia swojego i naszych najbliższych a dieta oparta na warzywach i owocach uznawana jest coraz powszechniej za optymalną dla ludzkiego organizmu. Pod warunkiem, że warzywa i owoce naprawdę są zdrowe. 

mostfood

Foto: flikr.com/28686960@N06

Autor/ka: Maryla Moszyńska

Zajmuje się - w życiu zawodowym i prywatnym - praktyką podejścia systemowego. Pracuje jako coach, trener i doradca organizacji i ludzi, którzy wypracowują narzędzia do budowania systemów społecznych i gospodarczych opartych na podejściu zrównoważonego rozwoju. Współwłaścicielka firmy MOSTFOOD.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.