Kategorie
Wychowanie

„To nie jest powód do płaczu”, czyli kto decyduje o wartości uczuć dziecka

Mama, tata i pięcioletnia córeczka siedzą w kawiarni, piją herbatkę, jedzą smakołyki. Dziewczynka zauważa w drugim pomieszczeniu mały plac zabaw dla dzieci i pyta rodziców, czy może się pobawić. Rodzice się zgadzają. Przed odejściem dziewczynka prosi rodziców, by nie ruszali jej ciastka: nie próbowali, nie częstowali się – tylko poczekali na nią. Rodzice potwierdzają, jednak dla pewności dziecko pyta najpierw mamę, a potem tatę: „Ale obiecujesz?”. Oboje potakują.

Mama i tata rozmawiają przy herbacie, dziecko bawi się w drugim pomieszczeniu. Gdy tata zjada swoje ciastko, z ciekawością przygląda się ciastku córki i mówi do partnerki: „Ciekawe, czy dobre”. Kobieta odpowiada: „Nie ruszaj, przecież obiecałeś”, na co mężczyzna mówi: „Oj, tylko jeden kawałek, resztę zostawię”.

Gdy córka wraca, zauważa brak kawałka swojego ciastka. W jej oczach widać rozczarowanie, a po chwili pojawiają się smutek i złość. Pyta rodziców: „Gdzie moje ciastko?”, „Kto zjadł kawałek?”. Gdy tata odpowiada: „Ja, ale tylko jeden mały gryz, reszta czeka na ciebie”, dziewczyna krzyczy: „Obiecałeś!” i płacze.

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Próby uspokojenia dziecka nie przynoszą rezultatu, a po chwili tata mówi do córki: „Kochanie, co to, to nie. Ciastko nie jest powodem do płaczu. Płaczemy, gdy dzieje się coś poważnego lub gdy coś nas bardzo boli, gdy jesteśmy poważnie chorzy, a nie z powodu kawałka ciastka. To nie jest powód do płaczu!”.

Przyjrzyjmy się tej sytuacji z perspektywy rodzica i oczami dziecka

Z perspektywy rodzica

Domyślam się, że ani tata, ani mama nie mieli złych intencji. Wspólnie z radością spędzali czas, zapewne dobrze się bawili i chcieli nacieszyć się tą chwilą. Z przyjemnością pili wspólnie herbatę i zajadali smakołyki. Pyszne wypieki mogły rozbudzić w nich, a szczególnie w tacie, chęć dogadzania sobie, próbowania nowych smaków i potrzebę przyjemności. Prawdopodobnie dlatego tata delikatnie nadgryzł ciastko córki. Nie chciał jej sprawić przykrości i w swoim odczuciu nie złamał obietnicy – nie zjadł całego ciastka (choć mógł mieć na nie ochotę). Spróbował tylko kawałek i powstrzymał się od zjedzenia reszty, dotrzymując słowa.

Gdy dziecko zaczęło głośno i dobitnie rozpaczać z powodu brakującego kawałka, mężczyzna mógł poczuć zmieszanie, irytację, może nawet zawstydzenie lub rozgoryczenie. Być może potrzebował współpracy, łatwości, cieszenia się chwilą.

Co mogło stać za słowami: „To nie jest powód do płaczu”? To zdanie często wypowiadane przez rodziców czy w ogóle przez dorosłych do dzieci. Być może ten mężczyzna sam je słyszał w dzieciństwie i jako dorosły nie zastanowił się, co tak naprawdę znaczy. W tym konkretnym momencie potrzebował harmonii i jako sposób, by ją osiągnąć, wybrał uspokojenie córki tymi właśnie słowami.

Dlaczego płaczemy?

Poetycka i poruszająca książka obrazkowa o tym, że każdy może płakać.

O tym, że czasem przypomina burzową chmurę, a czasem sztorm. O tym, że łzy potrafią roztopić kamienie naszych serc lub znaleźć ujście dla uczuć zamkniętych na klucz. I o tym, że czasami płaczemy, gdy zderzamy się ze ścianą , a czasami ze szczęścia.

Z perspektywy dziecka

Dziewczynka kilkakrotnie upewniała się u rodziców, że jej ciastko będzie na nią czekało nietknięte. Zależało jej w tym momencie na dobrej zabawie na placu zabaw i jednocześnie na ustaleniu zasad pozostawienia smakołyku pod opieką rodziców. Dlatego dopytywała – chciała mieć pewność, że jej smakołyk będzie bezpieczne na nią czekał. Co mogła czuć? Była zapewne zrelaksowana i pogodna. Potrzebowała zabawy, jasnych zasad i bezpieczeństwa. W relacji rodziców i dzieci bardzo ważne jest zaufanie, szacunek dla potrzeb oraz uczuć i maluchów, i dorosłych, przewidywalność – dzięki temu dzieci czują się stabilnie i mogą się bezpiecznie rozwijać emocjonalnie. Rodzice to przecież najważniejsze osoby w życiu dziecka. Gdy więc coś mówią, ono chce im w pełni zaufać, wierzyć, że dotrzymają ustaleń czy obietnic.

Oczywiście, zawsze może się zdarzyć, że obiecując coś jako rodzice, wyrażamy intencję, że coś zrobimy lub nie zrobimy, ale z czasem sytuacja ulega zmianie i ustalenia nie mogą być dotrzymane. Na przykład dziecko pyta: „Czy możesz obiecać mi, że po przedszkolu pojedziemy do babci?”. Jeśli tego akurat dnia popsuje nam się auto i odwiedziny u babci nie będą możliwe, dziecko może oczywiście powiedzieć: „Ale obiecałeś!”. Wówczas warto porozmawiać o intencji, z jaką obiecywaliśmy, i o tym, jak sytuacja się zmieniła. O tym, że nadal zależy nam na wizycie u babci i jednocześnie nie mamy jak się do niej dostać. Warto też ustalić nowy, potencjalnie możliwy termin takiej wizyty, by dziecko wiedziało i czuło, że dotrzymywanie obietnic jest dla nas ważne oraz że jego prośby traktujemy poważnie i na równi z własnymi potrzebami.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć małe dziecko

Przewodnik dla rodziców dzieci w wieku 0–3 lat (i starszych)

Większość poradników dla rodziców poleca różne metody wychowawcze, treningi czy rodzicielskie sztuczki, jednak zazwyczaj oparte są one o potrzeby rodziców, a nie dzieci (a w skrajnych przypadkach są po prostu przemocą).

CHCESZ? KLIKNIJ!

Dotrzymywanie obietnic

Wróćmy jednak do sytuacji w kawiarni. Można by próbować uzasadniać, że tata, obiecując, nie wiedział, jak dużą będzie miał ochotę na ciastko. Dla nas jednak kluczowe jest, by obietnice składne dziecku były traktowane na równi z obietnicami składanymi dorosłym oraz by mieć świadomość, dlaczego dotrzymywanie obietnic jest dla dziecka ważne. I nawet jeśli nie uda nam się słowa z ważnych czy mniej ważnych powodów dotrzymać, zawsze warto z dzieckiem porozmawiać i wyjaśnić, jaką swoją potrzebę próbowaliśmy zaspokoić, łamiąc obietnicę.

Zastanówmy się, jak czuła się dziewczynka, gdy usłyszała słowa: „To nie jest powód do płaczu”. Była bardzo smutna, rozczarowana, a może nawet zła. Gdy tata powiedział, że płaczemy tylko wtedy, gdy coś nas poważnie boli, dziewczynka mogła pomyśleć (ja przynajmniej tak sobie pomyślałam): „Ależ mnie boli, i to bardzo, serce – jest złamane, jest mi bardzo źle i to jest poważne. Chodzi o ciastko, o coś dla mnie ważnego w danym momencie!!!”. Czego potrzebowała? Być może przewidywalności, bycia zauważoną i wysłuchaną, potrzebowała zaufania i bezpieczeństwa, a także szacunku dla siebie i swoich potrzeb.

Całe jej ciało mówi, że stało się coś ważnego, dlatego płyną jej łzy i się złości. Gdy w takim momencie jedna z najważniejszych osób mówi jej, że to nie jest powód do płaczu, że to nie jest wystarczająco ważne czy poważne, co wówczas może dziewczynka pomyśleć o sobie i zaufaniu do siebie? W sytuacjach, w których dorosły podważa lub wręcz zaprzecza temu, co czuje i czego doświadcza dziecko, ono, by się dostosować, potrzebuje się wycofać, ukryć swoje uczucia, zaprzeczyć im, zrezygnować z kawałka siebie. Nie sprzyja to rozwijaniu zaufania do siebie, pewności siebie czy umiejętności wyrażania uczuć i potrzeb ani stawiania własnych granic.

Rodzina. Wierszyki do chichotania

Wierszyki do chichotania to sposób na wesołe i uzdrawiające bycie razem. Wspólne czytanie i śmiech to niezawodny sposób na pełne bliskości i lekkości budowanie relacji z dzieckiem. A co śmieszy dzieci najbardziej? Beton w kanapce, bąki, kłótnie kasztanów i chowanie się za lampą.

Wspierające słowa

Oczywiście w świecie dziecka inne sprawy są istotne niż w świecie dorosłych. Nie porządek będzie najważniejszy, lecz dobra i kreatywna zabawa. Nie dwugodzinny obiad z wujkami i dziadkami, lecz pójście z kolegami z wakacji na pizzę. Nie kolejna długa mozolna wycieczka w góry z rodzicami, lecz cały swobodny dzień nicnierobienia z kolegami na podwórku. I nie zawsze jest ważniejsze, co wybierzemy, lecz w jaki sposób o tym będziemy rozmawiać i jak będziemy to ustalać.
Słowa, które wypowiadamy do innych, a szczególnie dzieci, mają znaczenie. Mogą dodawać siły, wspierać rozwijanie skrzydeł ku szczęściu i wierze we własne możliwości lub je podcinać. I choć wiele jest takich zwrotów, które mimo dobrych chęci jakby mimowolnie wydostają się z ust rodziców, ot, choćby „Nic wielkiego się nie stało”, „To nie jest powód do płaczu”. Warto odpowiedzieć sobie na pytania:

  • Co ja jako rodzic tak naprawdę chcę teraz powiedzieć dziecku?
  • O jakich potrzebach chcę mu powiedzieć, jakie wartości chcę mu przekazać?
  • A także na ile takie stereotypowe zwroty wspierają budowanie z dzieckiem relacji opartej na wzajemnym szacunku, zaufaniu i bezwarunkowej akceptacji?

Foto: flikr.com/donnieray

Avatar photo

Autor/ka: Joanna Berendt i Magdalena Sendor

Trenerki, mediatorki i autorki książki "Dogadać się z dzieckiem. Coaching. Empatia. Rodzicielstwo", oraz internetowego kursu dla rodziców opartego na Porozumieniu bez Przemocy i podejściu coachingowym „Słowo ma znaczenie”.

10 odpowiedzi na “„To nie jest powód do płaczu”, czyli kto decyduje o wartości uczuć dziecka”

Przykro mi ale nie zgadzam się do końca z autorką. Ja również czasami
mówię do dziecka „To nie jest powód do płaczu. Płaczemy kiedy nas coś
bardzo boli albo jest bardzo smutno…Malutkie dzieci, które nie umieją
jeszcze mówić często płaczą, bo tylko tak potrafią okazać swoje
niezadowolenie, starszaki mówią zamiast płakać itp” A mówię tak nie
dlatego, że płacz dziecka w danej chwili mnie irytuje, tylko po to, żeby
malec nie płakał przy każdym niepowodzeniu, w każdej sytuacji, która
nie toczy się po jego myśli. W pewnym wieku trzeba zacząć rozgraniczać
małe problemy od poważnych i uważam że to należy dziecku wytłumaczyć.
Jest różnica miedzy kęsem ciastka, a całym ciastkiem, tak jak między
szturchnięciem przez kolegę, a pobiciem przez starszaka. Nikt nie lubi
płaczków i mazgai, ja również i dlatego uważam, że należy dziecko uczyć
dyskusji zamiast płaczu (oczywiście wszystko zależy od sytuacji i
stosownie do wieku malca). Wracając jeszcze do artykułu, to idąc tokiem
rozumowania autorki, to zupełnie na miejscu jest płacz dziecka o nową
zabawkę, której rodzic nie chce kupić- dla dziecka to naprawdę coś
ważnego i jest mu smutno, bo marzy o niej, a nie może jej mieć… ale
czy to powód do płaczu czy raczej do dyskusji? Nie jestem psychologiem,
tylko rodzicem, jeśli moje podejście jest błędne, proszę o wytłumaczenie
i pokazanie metod, które nauczą dziecko dyskusji i rozwiązywania
problemów zamiast rozpaczy i płaczu, gdy coś wg niego idzie nie tak.
Pozdrawiam

Ogólnie zgadzam się,ale w tym artykule był konkretny przykład „ciastka” i obietnicy. W tym wszystkim nie chodzi o ciastko tylko o złamanie obietnicy. Pomimo tego,że to „tylko” ciastko…

Obietnica została złamana ale w niewielkim stopniu i nie chodziło o ciastko tylko o „kęs ciastka” i to jest właśnie ta subtelna różnica… Czy oprócz wczuwania się w emocje dzieci nie powinniśmy także uczyć je, że są smutki wielkie i malutkie, że czasami warto być elastycznym, że sposób reakcji jest zależny od kalibru problemu, że płacz nie jest lekiem na całe zło i zazwyczaj niewiele może zmienić? Że zamiast płaczu lepsza jest rozmowa, że na drobne „przewinienia” i pomyłki lepiej czasami machnąć ręką i cieszyć się dalej chwilą? Myślę, że właśnie tego próbował nauczyć tato z przytoczonej historii…

Dla mnie świadomość, że rodzice, moja ostateczna instancja i oparcie w świecie dorosłych, lekceważą sobie obietnice i są wobec mnie nieuczciwi, byłaby bardzo poważną sprawą. To, że dla rodziców to bagatela, źle o nich świadczy. Jeśli oni nie będą uczciwi wobec dziecka – i choćby nie przeproszą, zamiast twierdzić, że żal dziecka to wina dziecka – to chyba coś robią nie tak.

Jak się komuś coś obiecuje to nie ma zmiłuj, zwłaszcza swojemu dziecku, które uczy się od nas, które powinno mieć do nas zaufanie, a jak już będzie nastolatkiem i obieca , że wróci do domu o północy a wróci dopiero nad ranem to też tylko trochę złamie obietnicę? nie ma czegoś takiego jak złamanie obietnicy w niewielkim stopniu, albo się ją łamie albo nie. Takie jest moje zdanie.

Jak wróci pół godziny po ustalonej porze, to właśnie będzie „złamanie obietnicy w niewielkim stopniu.” Inaczej rozmawiałabym z nastolatkiem, który spóźnia się pół godziny, inaczej w przypadku kilkugodzinnego opóźnienia.

W artykule przede wszystkim nie jest poruszony problem placzu dziecka vs jego zachcianki a mowi o zaufaniu dziecka do rodzicow a to dwie rozne sprawy. Wg mnie jesli idac do sklepu powie Pani dziecku ze nie kupi mu pani nowej zabawki to to zaufanie nie bedzie naruszone. Gorzej jesli pojdziecie na zakupy z mysla kupna nowej zabawki a w sklepie sie Pani rozmysli. Wg mnie ciezko rodzicowi nauczyc dziecko rozgraniczania malego problemu od duzego poniewaz problemy doroslego i malego czlowieka sa bardzo rozne i mamy czesto inny punkt widzenia niz dzieci a wtedy bardzo latwo dziecko zranic bagatelizujac jego problem. Coz to za problem dla wiekszosci doroslych np. to ze dziecko nie lubi brukselki kiedy to my martwimy sie o rachunki, o prace itd. Tylko ze dziecko nie musi i nie powinno martwic sie o nasze dorosle rzeczy. To moje subiektywne zdanie.

Przeczytałam raz jeszcze wypowiedź taty z końca opowiadania i teraz rozumiem Waszą postawę. Wcześniej skupiłam się na tym zdaniu o płaczu, które uważam za słuszne, a jednocześnie zakodowałam sobie, że tato postąpił tak jak ja bym postąpiła, czyli przyznał się do błędu, przeprosił, a potem powiedział o tym płaczu…i wytłumaczył. Nie zrobił tego.

Moim zdaniem tata zachował się jak dziecko, w dodatku źle wychowane. To po prostu nieeleganckie wyjadać komuś ciacho pod jego nieobecność. Jak sąsiad z drugiego stolika pójdzie do wc to za ten czas tata siorbnie mu trochę kawki? Nawet własnemu dziecku, a może zwłaszcza własnemu dziecku nie robi się takich rzeczy. 5 latek już całkiem dobrze rozumie pojęcie „moje”, „twoje” i wie że na przykład nie powinno brać bez pytania rzeczy innego dziecka, cioci czy taty. Za kilka lat będą mieć awanturę, że młoda „tylko pożyczy” laptop, którego nie wolno jej ruszać i użyje do gier czy nieautoryzowanych stron internetowych a przy okazji skasuje jakieś pliki z „kluczowym projektem” lub napuści wirusów. „Moje” to „moje”, ja nie biorę „twojego” ty nie bierzesz „mojego”, święta zasada, nawet zwierzęta w stadzie się tak nie zachowują, bo to oznacza proszenie się o kłopoty. A te zapewnienia i „obietnice” w tej sytuacji mogłyby sugerować, że dziecko już nie raz prosiło o przestrzeganie jakiejś zasady, ale rodzice ją łamali. Co zyskał tata? Awanturę na całą kawiarnię, obrażoną córkę, która na pewno wyciągnie z tej historii wnioski, że warto być nieuczciwym, jeśli tylko nadarzy się okazja. Ani się nie najadł, ani nie na lizał. Nie stać go było żeby zamówić drugie ciastko???

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.