Kategorie
Wychowanie

Pierwsze rozstanie. Jak i z kim zostawić dziecko?

Jest główną figurą przywiązania – najczęściej mama, ale może być tata. Albo babcia. Bez różnicy – w każdym razie osoba dorosła, która w pierwszym okresie życia dziecka zajmowała się nim najczęściej, angażując się emocjonalnie, odpowiadając na potrzeby dziecka i zaspokajając je. To jej dziecko potrzebuje w trudnych chwilach, to do niej kieruje swoje wyrazy wdzięczności – gugając, uśmiechając się, wtulając. Żądając być może jej obecności przy zasypianiu. W pewnym wieku na jej zniknięcie zareaguje strachem, płaczem, zaniepokojeniem

Główna figura może być tylko jedna

Owszem, niemowlę jest w stanie przywiązać się do kilku dorosłych osób, je również obdarzając względami – ale główna figura jest główna, i jeśli tylko jest w pobliżu, to do niej prawdopodobnie w pierwszej kolejności dziecko zwróci się z prośbą o pomoc, gdy zajdzie potrzeba.
Wszystko to się jakoś toczy, do momentu, gdy główna figura chce podjąć na większą skalę aktywności sprzed pojawienia się dziecka w jej życiu. W przypadku mamy/taty prawdopodobnie chodzić będzie o powrót do pracy.

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Główna figura chce wrócić do pracy

Ale jak wrócić, skoro jest się główną figurą? Skoro nikt tak jak my dziecka nie utuli, nie zrozumie, nie zaopiekuje się nim?
No i jeśli nawet znajdziemy godną zaufania osobę, jak przekonać do niej dziecko? Czy nie zrobimy mu krzywdy zostawiając je z kimś spoza rodziny (lub przynajmniej nie z rodzicem)?

Spokojnie, jest światełko w tunelu tych rozterek.

Warto przygotować się do tego wydarzenia odpowiednio wcześniej – w zależności od dziecka powinno to zająć tyle czasu, ile potrzebuje dziecko. Może dwa tygodnie, może miesiąc, a może i ze trzy. Raczej nie dwa dni przed wyznaczoną datą wielkiej rewolucji.
O czego to zależy? Od wieku dziecka, jego potrzeb, osobowości, częstotliwości spotkań z poznawaną osobą. Łatwiej będzie oczywiście, jeśli dzieckiem będzie zajmowała się znana i lubiana babcia – wtedy proces przywiązania nastąpi samoistnie, przy okazji  codziennego życia rodzinnego.

Ale i obcą osobę da się wprowadzić do rodziny – i warto w takich kategoriach tę zmianę rozpatrywać. Nie jako umowę o pracę, kontrakt na zajmowanie się dzieckiem pod naszą nieobecność, ale w kategoriach relacji osobowych i zaangażowania emocjonalnego. Bo dziecko się zaangażuje.
Dlatego pierwszym krokiem powinno być zaufanie do tej osoby. Nić sympatii. Jeśli będzie między Wami porozumienie, dziecku będzie łatwiej przyjąć tę osobę do grona swoich „figur przywiązania”.

Jaka powinna być osoba, której powierzamy nasze dziecko?

Po pierwsze i ostatnie empatyczna. Powinna przejmować się tym, że dziecko płacze, a jednocześnie umieć sobie z tym poradzić. Przyjmować płacz jako rodzaj kontaktu, nie zaś manipulację czy wymuszanie. Albo objaw rozpieszczenia. Powinna być otwarta na to, że małe dzieci wymagają kontaktu fizycznego: noszenia, tulenia, kołysania. To je uspokaja i reguluje ich emocje. Dobra opiekunka to rozumie i respektuje.

I to koniec złotych rad. Wszystko inne jest raczej oczywiste – musi być odpowiedzialna. Zrównoważona. Dojrzała. Godna zaufania.
Nie musi być – moim zdaniem – szalenie kreatywna. Wiele matek nie ma szczególnie rozwiniętej tej cechy, a jednak są cudownymi matkami. Owszem, to atut, na nic jednak dziecku osoba, która kipi pomysłami, a niekoniecznie umie utulić dziecięce smutki lub przeżywać razem z nim proste radości.

Jak to zrobić?

Jeśli wprowadzamy do rodziny całkowicie obcą osobę, warto mieć czas i działać bez pośpiechu – wtedy możemy podążać za dzieckiem i nie uprzedzać jego gotowości do pewnych zmian.
Warto, aby początkowo pojawiała się z wizytą w naszym domu i nawiązywała kontakt z dzieckiem, respektując jego granice. Jeśli dziecko trzyma dystans, nie warto go na siłę przełamywać. Niech próbuje je zagadywać, zachęcić do zabawy – ale wobec oporu dziecka lepiej się wycofać i dać mu czas i przestrzeń na oswojenie się.

Jeśli wspólne zabawy w pobliżu mamy/taty są już możliwe, warto spróbować opuścić bawiących się i wyjść na chwilę, np. do pomieszczenia obok. Jeśli dziecko protestuje, natychmiast wracamy i zapewniamy je, że wszystko jest w porządku. Jeśli rozstanie przebiega spokojnie, po paru minutach można wrócić (nie warto tego czasu wydłużać ryzykując zaniepokojenie dziecka), po jakimś czasie spróbować znów. Stopniowo, z dnia na dzień, warto próbować wychodzić na coraz dłużej, będąc jednak w zasięgu słuchu – i wracać natychmiast, gdy dziecko poczuje niepokój z powodu naszej nieobecności.

To nieprawda, że taka postawa wzmoże jego lęk i utwierdzi je w przekonaniu, że coś jest nie tak, że nadmiernie zwiąże dziecko z nami i nie pozwoli wejść w relację z nikim innym. Wręcz przeciwnie, mechanizm przywiązania tak po prostu działa i nie ma sensu go wywracać na drugą stronę. Im więcej zapewnienia o tym, że jesteśmy do dyspozycji, dziecko otrzyma – tym mniej będzie się tego domagać i tym mniej będzie korzystać z każdej sposobności, aby się utwierdzić w tym przekonaniu. Przywiązanie wymaga czasu i poczucia bezpieczeństwa. Początkowo tylko główna figura to bezpieczeństwo daje, dlatego jest wzywana w chwili ocenionej jako zagrożenie. Im bezpieczniej nasze dziecko będzie się czuło, tym łatwiej mu będzie wchodzić w relację z innymi i budować swoje przywiązanie do nich. A do tego właśnie dążymy.

Uwaga! Reklama do czytania

Poród naturalny

Świadome przygotowanie się do cudu narodzin.

Cesarskie cięcie i poród po cięciu cesarskim

Pomoc i wsparcie przy CC i VBAC

Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli

Wychodzimy z domu!

Kiedy nabierzemy pewności, że w domu, pod naszą obecność, dziecko dobrze czuje się z nową osobą, możemy zaryzykować krótkie wyjście. Wybawieniem okaże się telefon komórkowy, który da nam pewność, że w razie jakiegokolwiek kryzysu zostaniemy natychmiast poinformowani i będziemy mogli ruszyć z pomocą.
Ponownie – warto zacząć od krótkiego spaceru i po powrocie zastać dziecko w wyśmienitym humorze, niż zanadto wydłużyć rozstanie i pocieszać potem zrozpaczone dziecko (jeśli jednak tak się stanie, nie ma co pluć sobie w brodę – wystarczy potraktować to jako informację na przyszłość).

Stopniowo można zacząć wydłużać czas poza domem, wędrować nieco dalej, aby opiekunka próbowała samodzielnie koić ewentualny płacz dziecka (a może nawet nie będzie miała okazji).
Nie ma ram czasowych, wyznacza je dziecko i jego tempo adaptowania się do zmiany. Jeśli uda nam się podążać za tym rytmem, prawdopodobnie nowy „członek rodziny” zaskarbi sobie uczucia dziecka i zyska jego zaufanie.

Mimo idealnego wprowadzania kolejnej figury przywiązania w życie dziecka, możemy spodziewać się, że po naszym powrocie do pracy dziecko będzie np. budziło się w nocy, by nadrobić dzienne rozstanie. Warto przystać na to, nawet jeśli dziecko jest starsze i już spało w swoim łóżeczku. To nic innego jak głos mechanizmu przywiązania – im szybciej nań odpowiemy, tym szybciej zyska pewność, że wszystko jest w porządku, choć wiele się zmieniło.

Avatar photo

Autor/ka: Małgorzata Musiał

Na co dzień pracuje w toruńskim stowarzyszeniu Rodzina Inspiruje!, prowadząc warsztaty dot. wychowywania, realizując program „Szkoła dla rodziców” i organizując eventy dla rodzin z małymi dziećmi. Jest doradczynią noszenia w chustach oraz jednym z niewielu w Polsce mentorem grup SAFE, profesjonalnie wspierającym świeżo upieczonych rodziców. Skończyła studia pedagogiczne, jednak największym polem doświadczalnym jest dla niej – rzecz jasna – matkowanie trójce potomków. Tym doświadczeniem dzieli się na blogu www.dobrarelacja.pl


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

1 odpowiedź na “Pierwsze rozstanie. Jak i z kim zostawić dziecko?”

Ważne jest wszystko zaplanować odpowiednio. U nas dobrze się sprawdził i wiele spraw ułatwił laktator. Tak od siebie dodam, że warto dopłacic do elektrycznego, bo zdecydowanie łatwiej i wygodniej sama mam nutrio electric truelife.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.