Kategorie
Wychowanie

„Przepraszam”. O przebaczeniu sobie i błędach rodzicielskich

Wszyscy wiemy, że nie ma idealnych rodziców, a jednak…
Dobrze znane jest przekonanie, że „tylko ten, kto nic nie robi, nigdy się nie myli”, ale…
Każdemu się może zdarzyć, tylko…
Co robić, gdy jednak dopadają nas wyrzuty sumienia? Błędy wychowawcze czają się za każdym rogiem, a nam nie udaje się ich ominąć?

Zdarzyło się i raz, i drugi… Ba! nawet dziesiąty, bo wpadliśmy w błędne koło? Co robić, kiedy dostrzegamy, że przekroczyliśmy granice dziecka, może nadużyliśmy swojej władzy, skrzywdziliśmy je niesłusznym oskarżeniem lub karą…

Co robić, kiedy trudno nam sobie wybaczyć?

Wybaczenie sobie nierozerwalnie łączy się dla mnie z poczuciem winy czy wstydu. Oba te uczucia Marshall Rosenberg nazywa uczuciami rzekomymi, odcinającymi nas od naszych autentycznych uczuć i niezaspokojonych potrzeb.

Obrazowo rzecz ujmując – wyobraźmy sobie, że nasza relacja z dzieckiem przypomina czerwone, piękne, soczyste jabłko. Kto na nie patrzy, ma ogromną ochotę je zjeść. Jednak w tym jabłku ukrył się mały robaczek, który drąży je od środka. Dobrze wiemy, co się stanie, jeśli na czas nie dostrzeżemy i nie wyrzucimy niechcianego lokatora. Nikt nie zje jabłka ze smakiem.

Podobnie jest z poczuciem winy – ma destrukcyjny wpływ na relację. Nieumiejętność wybaczenia sobie zatruwa życie, zabiera całą radość rodzicielstwa, popycha i rodzica, i dziecko w strategie zastępcze, które im nie służą; rodziców kieruje w stronę spełniania zachcianek, a nie faktycznych potrzeb dziecka, między obydwojgiem stwarza pozory więzi. Obrazek rodziców targanych wyrzutami sumienia z powodu niemal stałej nieobecności w domu, zasypujących swoje dzieci prezentami, niestety nie należy do rzadkości.

Kiedy negatywny obraz samego siebie towarzyszy rodzicowi zbyt długo, bywa, że zaczyna on unikać kontaktu z dzieckiem, by nie narazić siebie na kolejne porcje samokrytyki. Dystansuje się emocjonalnie i w konsekwencji emocjonalnie opuszcza swoje dziecko, które niejednokrotnie rozpaczliwie, czasem nawet uciekając się do destrukcyjnych zachowań, walczy o jego uwagę i miłość. Zaczyna się toczyć błędne koło – im bardziej rodzic opuszcza swoje dziecko, tym bardziej czuje się winny. Tym bardziej więc musi się chronić. Ucieka przed poczuciem winy i tym samym ucieka przed kontaktem z dzieckiem.

Kiedy poczucie winy wciąga jak ruchome piaski, trudno odkryć, co się we mnie dzieje, o co mi tak naprawdę chodzi, jakie potrzeby próbowałam zaspokoić podejmując takie, a nie inne działania, które okazały się trudne i bolesne dla obu stron.

Marshall Rosenberg proponuje zapytać siebie: „ Kiedy zrobiłem to, czego teraz żałuję, jaką moją potrzebę starałem się wtedy zaspokoić?” i dodaje: „Jestem przekonany, że ludzie zawsze dążą do zaspokojenia swoich potrzeb i wartości. To jest prawda niezależna od tego, czy działanie to zaspokoiło, czy nie zaspokoiło potrzeb, albo czy ostatecznie z tego się cieszymy, czy też żałujemy”.

Zaspokajanie własnych potrzeb

A zatem robiąc to, co zrobiłam, dążyłam do zaspokojenia potrzeb – np. potrzeby łatwości we wspólnym byciu z dziećmi, współpracy przy wychodzeniu do przedszkola, troski o siebie po ciężkim dniu, bezpieczeństwa na spacerze w parku itd. Wybierając takie, a nie inne strategie korzystałam z wachlarza  tego, co było mi dostępne, moich kompetencji, umiejętności, sił itp. , wierząc, że właśnie te strategie pomogą mi zaspokoić owe potrzeby. Przecież nikt świadomie nie wybiera strategii, o których wie, że nie doprowadzą go do spełnienia potrzeb! Czas pokazał, że te strategie nie były najlepszymi, dlatego mogę odczuwać smutek i ból, często nazywane właśnie poczuciem winy. Smutek i żal zaprowadzą mnie do potrzeb, poczucie winy donikąd, dlatego to uczucie odcinające mnie od relacji z dziećmi i samą sobą. Odkrywając swoje potrzeby następnym razem mogę wybrać inne strategie i mieć szansę na to, by nie dopadły mnie „wyrzuty sumienia”. Tak mogę sobie wybaczyć i mieć nadzieję na budowanie autentycznej więzi z moimi dziećmi. Wówczas jestem też gotowa szczerze je przeprosić, bo wiem, czego potrzebuję.

Osądzanie siebie, krytykowanie, oskarżanie, czyli posługiwanie się „językiem szakala”, niszczy moje zaufanie do siebie samej jako matki, zabiera też nadzieję na zmianę i podkopuje wiarę we własne kompetencje. Uwalniające było dla mnie zdanie zasłyszane na rodzinnym obozie w duchu Porozumienia bez Przemocy: zdanie o tym, że każdy rodzic w danej sytuacji wybiera najlepszy znany mu sposób na bycie w relacji z dzieckiem, że gdyby znał inne strategie, zapewne wybrałby je, bo przecież zazwyczaj zależy mu na wzbogacaniu życia swojego i swoich dzieci. Warto więc „język szakala” zastąpić” językiem żyrafy” i obdarzyć siebie empatią, o czym Rosenberg pisze tak:

„Kiedy słuchamy samych siebie z empatią, jesteśmy w stanie zobaczyć ukryte potrzeby. Wybaczenie samemu sobie następuje w momencie, gdy nastąpi to empatyczne połączenie (…). Ważne jest, aby objąć empatią równocześnie dwie części nas samych  – siebie jako tę osobę, która teraz żałuje postępowania z przeszłości i siebie jako wykonawcę tej czynności”.

Kiedy już empatycznie siebie posłucham, opłaczę moją stratę, odkryję niezaspokojone potrzeby, jestem gotowa, by sobie wybaczyć i przeprosić moje córki.

Przepraszam je bo:

  • zdarzyło mi się podnieść głos,
  • wypowiedziałam krytyczną ocenę uderzającą w ich poczucie wartości,
  • zabrakło mi cierpliwości,
  • nie byłam dość uważna na ich emocje i potrzeby…

Nie przepraszam moich córek za to, że jestem złą matką.

Nie przepraszam ich, za moje błędy wychowawcze.

Nie przepraszam z poczucia wstydu czy winy.

Przepraszam moje córki z poczucia żalu, że czasem moje słowa i czyny nie budują relacji między nami.

Przepraszam moje córki z powodu autentycznego smutku, że wybrałam strategie, które nie zaspokoiły ich lub moich potrzeb.

Przepraszam moje córki, bo czuję ból, gdy pomyślę o tym, że nie zawsze jestem z nimi w empatycznym kontakcie.

Avatar photo

Autor/ka: Ewelina Adamczyk

Córka, żona, mama, pedagog. Współzałożycielka śląskiej Wioski Rodziców, współorganizatorka trzech edycji Konferencji Empatii na Śląsku, trenerka Mini Mediacji metodą SNO, trenerka Uważności dla dzieci i młodzieży Metodą Eline Snel, wytrwale integrująca w swoim życiu język Porozumienia bez Przemocy oraz uważność. Głęboko przekonana, że dzięki nim możliwa jest autentyczna i bliska relacja oraz dobre życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.