Kategorie
Recenzje

„Ścieżka bosych stóp”, czyli o tym, czego dzieci potrzebują do zabawy

Ania Komorowska – najfajniejsza osoba “od placów zabaw” – napisała książkę. “Ścieżka bosych stóp” jest o tym, dlaczego patyk zazwyczaj wystarczy małemu człowiekowi do zabawy, a także co my, dorośli, możemy zrobić, żeby stworzyć dziecku do niej dobre miejsce.

Z mojego życia

Wiem, o czym pisze Anna, kiedy wspomina, jak spędzała całe dnie, spacerując z synkiem po Krakowie. Znam te ulice i tę krakowską atmosferę. Znam Planty, a najbardziej znam park Bednarskiego, gdzie spędziłam kilka dobrych lat życia – najpierw chodząc tam z moim synkiem Frankiem, później także z córką Manią. Uwielbiałam to miejsce, chociaż droga do niego zajmowała mi dobre 40 minut (czasem przez zaspy). Uwielbialiśmy je wszyscy głównie dlatego, że tam było (i mam nadzieję, że jeszcze jest!) DRZEWO! Krzywe, częściowo zwalone, olbrzymie… Do wspinania, do zwisania, do szukania cienia, do organizowania pikników. Kiedyś w tym parku była jeszcze zjeżdżalnia, jakieś drabinki, ale pewnego dnia po prostu zniknęły. Wcale za nimi nie tęskniliśmy. Były tam dzieci (niestety zimą byliśmy praktycznie cały czas sami), były pagórki, alejki do pędzenia z góry na dół na hulajnodze, w okolicy drzewa były dzikie rośliny zapomniane przez dbających o porządek w parkach, no i była baza – nasze koślawe drzewo. Tam moje dzieci bawiły się praktycznie całe dzieciństwo. Całkiem niedaleko był także zupełnie porządny plac zabaw. Tam także bywaliśmy od czasu do czasu, ale jakoś rzadko…

Później wyprowadziliśmy się na wieś i o tym etapie mogłabym pisać i pisać… Tam całe pola były już tylko moich dzieci. Mam w głowie taki obrazek: Mój około 6-letni syn jedzie na dorosłym rowerze. Właściwe jedzie jego starszy kolega, on zwisa gdzieś z boku. Obładowani są jakimiś patykami, gałęziami, mają coś dziwnego na głowach. W buziach trzymają jabłka… Potem pędzą polną ścieżką. Zobaczę ich dopiero w porze kolacji.

A później wyprowadziliśmy się do Indii. Moje najmłodsze dziecko wychowało się tam praktycznie bez zabawek, na plaży, bawiąc się tym, co miało pod ręką – skorupą po kokosie, kawałkiem palmowego liścia, wodą… Nie wszystkie maluchy tak umieją. Obserwowałam dzieci europejskie, które po jakimś czasie na plaży zaczynały się nudzić. Dobra zabawa była możliwa tylko wtedy, kiedy pojawiało się plastikowe wiaderko i łopatka.

„Ścieżka bosych stóp. Trzy drogi do naturalnych placów zabaw” w Natuli.pl

To, o czym pisze Anna, jest dla mnie ważne!

Właściwie chciałabym o tym mówić zawsze i wszystkim, a czasem nawet krzyczeć, kiedy odwiedzam polskie place zabaw. Są smutne. Jednakowe, plastikowe (mimo tego że drewniane), tymczasowe (bo dają wielce ograniczone możliwości zabawy i spędzania czasu), nieprzemyślane pod kątem dziecięcych potrzeb. Pozbawione cienia, ze sztuczną nawierzchnią, bardzo często przyległe do ruchliwych ulic. Dzieci potrzebują prostoty i taniości – starych garnków do gotowania, błota do taplania się, drzew do wspinania się i świeżego powietrza. Chodźmy z nimi do lasu – dla ich zdrowia i kreatywności. Dajmy im dobrą miejską przestrzeń, a zyskamy bardzo wiele – rozwój zmysłów, kompetencji społecznych, zaradność, kreatywność, wzmacnianie odporności… No i trochę spokoju.

Bardzo kibicuję Ani także w tym, że chce wiele zmienić na poziomie świadomości urzędników i architektów miejskich. To jest książka, która może im pozwolić zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, czego dzieci tak naprawdę potrzebują, czego potrzebują także ich rodzice. Książka most między tym, co wiedzą specjaliści od wychowania, i tym, na co warto wydawać pieniądze z budżetu. Warto wykorzystać doświadczenie Ani i Maćka. Wykorzystajcie je wy, decyzyjni w kwestii przestrzeni miejskiej, wykorzystajmy je też my, rodzice. Bo jak pisze Ania, mamy wiele możliwości wpływania na to, w jakiej przestrzeni będą wychowywać się nasze dzieci.

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.