Kategorie
Rodzina

Samodzielny rodzic, czyli o wychowywaniu dziecka w pojedynkę

Przywykliśmy do tego, by rodziców, którzy w pojedynkę wychowują swoje dzieci, nazywać samotnymi. Tymczasem umieszczanie wszystkich w jednym zbiorze może być niesprawiedliwe. Oni sami, szczególnie matki, mówią o sobie „samodzielni rodzice” – często słowa te wypowiadają z dumą i satysfakcją.

Stereotyp samotnego rodzica

Szacuje się, że rodziców wychowujących w pojedynkę jest w Polsce ponad 1,5 miliona – to więcej niż mieszkańców Krakowa. Z tego aż 90% to kobiety. Liczba ta w ostatnich latach szybko rośnie. Zdaniem socjologów przyczyn może być kilka, a najczęstsze to wzrost liczby rozwodów i wzrost urodzeń poza związkami małżeńskimi. Dlaczego kobiety są w tak ogromnej większości?

Być może to zaskakujące, ale możliwe, że wszystkiemu winne są stereotypy: matka jest najlepszą opiekunką, a ojciec pełni w wychowaniu dziecka rolę pomocnika, żywiciela i dostarczyciela środków utrzymania rodziny.

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Społeczeństwo wybaczy mężczyźnie, kiedy ten odejdzie od dzieci, ale nie rozgrzeszy kobiety, która zostawiła swoje potomstwo. I nie ma znaczenia, co było lepsze dla dziecka. To może powodować, że matki nie zgadzają się na przyznanie praw do opieki ojcom, nawet kiedy są przekonane, że z różnych powodów będzie to służyło dobru dziecka. Odsuwanie ojca od dziecka po rozwodzie to wciąż ogromny odsetek spraw porozwodowych.

Tata wychowujący dziecko

Kiedy zaczyna brakować kobiety, nagle okazuje się, że tata równie dobrze radzi sobie z myciem, karmieniem, przewijaniem, wywiadówkami w szkole i pierwszą miłością swojego dziecka. Mężczyzna samotnie wychowujący dziecko budzi w nas skrajne uczucia, czasem szacunek, a czasem politowanie. Każdego dnia rano staje przed wielkim wyzwaniem – udowodnić światu, że nie jest gorszym rodzicem niż mama. Społeczeństwo wciąż nie wierzy w to, że samodzielny tata też może być dobrym tatą. Pytania, które stawia sobie ojciec wychowujący dziecko w pojedynkę, nie różnią się tak bardzo od tych, które zadaje sobie samodzielna mama: jak powiedzieć pracodawcy, że nie ma mowy o nadgodzinach, czy uda mi się pogodzić pracę z utrzymaniem domu, kto będzie odbierał dzieci z przedszkola, co zjemy na obiad, za co zapłacę rachunki, jak przekonać nastolatkę, że na makijaż jeszcze za wcześnie, jak powiedzieć kolegom, że dziś wieczorem nie mogę pójść na mecz. Do tego dochodzą wątpliwości typu: czy jestem wystarczająco męski, wieszając pieluchy na sznurku, czy jeszcze kiedyś zaufam, czy jeszcze się zakocham…

Samodzielne macierzyństwo jest o tyle lżejsze od samodzielnego ojcostwa, że kobieta nie musi mierzyć się z podejrzliwymi spojrzeniami nauczycielek w szkole, ekspedientki w sklepie i koleżanek z pracy. Społeczeństwo mówi o niej dzielna kobieta, o nim biedny facet.

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

[reklama_col id=”71142, 71158, 71159″]

Dzieci z niepełnych rodzin

Mówi się, że obecnie około 25% dzieci w naszym kraju wychowuje się w rodzinach niepełnych. Ich sytuacja wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest tragiczna. Dzieci samodzielnych rodziców mają takie same szanse startu w dorosłe życie, jak dzieci wychowywane w pełnej rodzinie.

Taki kontrowersyjny, ale uzasadniony pogląd wyraża w swoich pracach Claire Kamp Dush, psycholog z Ohio State University. Przez 30 lat badała ponad 5 tysięcy na całym świecie. Okazało się, że między dziećmi z pełnych i niepełnych rodzin nie ma różnic poznawczych ani behawioralnych. Wykazują taki sam poziom kompetencji społecznych i tak samo dobrze radą sobie w szkole. Zdaniem amerykańskiej uczonej ważna jest nie liczba relacji w rodzinie, ale ich jakość, a konkretniej stabilność. Dziecko wychowywane przez oboje rodziców, między którymi ciągle dochodzi do kłótni i nieporozumień, traci znacznie więcej, niż dziecko wychowywane przez jednego, ale szczęśliwego rodzica. Mogłoby to oznaczać, że zawieranie związku małżeńskiego lub utrzymywanie go wyłącznie ze względu na dziecko i jego rzekome dobro w rezultacie nikomu nie wychodzi na dobre, ani jemu, ani rodzicom.

Badania socjologiczne pokazują, że rozwiedzeni rodzice poświęcają swoim dzieciom dwukrotnie więcej czasu niż przed rozwodem. Kobiety stają się bardziej samodzielne, przedsiębiorcze, realizują się zawodowo i mają większe poczucie własnej wartości. To pośrednio przekłada się na więzi z dziećmi i daje poczucie stabilności całej rodziny. Nie ma jednak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy samodzielne rodzicielstwo rzeczywiście nie wpływa negatywnie na rozwój dziecka. Inne badania specjalistów mówią, że dzieci wychowywane jedynie przez matkę mogą mieć niskie poczucie własnej wartości, trudności w założeniu rodziny lub utrzymaniu jej trwałości, a także w osiągnięciu sukcesu zawodowego. Z kolei dzieci wychowywane wyłącznie przez ojca mogą doświadczać niedosytu uczuciowego i braku satysfakcji z wzajemnych stosunków. Mężczyźnie trudniej bowiem zrozumieć specyficzny świat dziecka, jego potrzeby, problemy i uzewnętrznić własne uczucia. Z drugiej strony jednak można przypuszczać, że ze względu na to, że nie przeżywa on co miesiąc huśtawki emocjonalnej podczas cyklu menstruacyjnego, może zapewnić dziecku większą stabilność emocjonalną.

Największą wątpliwość budzi jednak to, że w rodzinie niepełnej dziecko nie otrzymuje odpowiednich wzorców: kobiecości lub męskości. Oczywiście, może tak być przy założeniu, że dzieci są izolowane od społeczności. Wiemy jednak, że tak się nie dzieje. Chłopiec wychowywany jedynie przez mamę może naśladować mężczyzn innych niż tata – dziadka, wujka, nauczyciela, sąsiada. To nie to samo, co rola ojca, ale nie ma powodów, by przekreślać przyszłość dziecka tylko dlatego, że nie miał okazji obserwować, jak tata naprawia samochód albo przynosi mamie kwiaty z okazji rocznicy. Gorsze dla dziecka może okazać się użalanie nad nim i budowanie przekonania, że będzie mu trudniej niż rówieśnikom z pełnych rodzin. To jak samospełniające się proroctwo: dziecko zaczyna widzieć w sobie ofiarę, więc zaczyna postępować tak, by inni nazywali go ofiarą. Swoje życiowe niepowodzenia usprawiedliwia nieobecnością mamy lub taty w dzieciństwie – staje się niewolnikiem przyklejonej mu kiedyś etykiety „dziecko z niepełnej rodziny”.

Mimo że brak jednego z rodziców, najczęściej ojca, nie przekreśla szans dziecka na prawidłowy rozwój, to „nie ma wątpliwości, że ojcowie wspierający emocjonalnie i włączający się w codzienną opiekę nad dziećmi stwarzają im lepsze warunki do budowania właściwego poczucia wartości, rozwijania twórczego myślenia i działania, podejmowania ryzyka i radzenia sobie w sytuacjach stresu” – napisali Robin Skynner i John Cleese w książce „Żyć w rodzinie i przetrwać”.

Idealną sytuacją jest wychowywanie się w pełnej i szczęśliwej rodzinie. Najlepiej więc zapobiegać rozpadowi związków, kiedy jednak jest to niemożliwe z różnych przyczyn, zamiast szukać winnych, może lepiej dać szanse i dziecku i rodzicom – tym samodzielnym i tym samotnym.

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.