Kategorie
Rodzina Wychowanie

Slow parenting, czyli rodzicielstwo powoli

Zwolnijmy! Wyłączmy telewizory, odłóżmy laptopy, zabierzmy nasze dzieci na łąkę i wspólnie poleżmy na trawie wpatrując się w chmury

Zwolnijmy! Wyłączmy telewizory, odłóżmy laptopy, zabierzmy nasze dzieci na łąkę i wspólnie poleżmy na trawie wpatrując się w chmury.
Przestańmy kontrolować nasze dzieci, pozwólmy sobie i im na chwile słodkiego lenistwa. Otoczmy je miłością i uwagą, dajmy im prawo do popełniania błędów, a wtedy udamy się wraz z nimi w podróż, jaką jest slow parenting.

Ten nowy trend w rodzicielstwie, który za jedno z głównych założeń przyjął zwrócenie beztroski dzieciństwu, zachwycił Amerykanów. Czy wkrótce stanie się równie popularny w Polsce?

Współczesne dzieciństwo jest „fast”

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Carl Honore, autor książki „Pod presją czasu. Dajmy dzieciom święty spokój!”, twórca ruchu „slow”, w swej książce przedstawia obraz współczesnego dzieciństwa. Twierdzi, iż nastąpił taki moment w historii rodzicielstwa, kiedy to rodzice zaczęli odczuwać ogromną presję, żeby nie tylko dać dziecku wszystko, co najlepsze, ale i wychować je na perfekcyjne w każdej dziedzinie. Zachowujemy się, jakbyśmy musieli wyprodukować dzieci najwyższej jakości, doskonałe pod każdym względem. Plany zajęć współczesnych dzieci wypełnione są po brzegi. Lista ich zajęć ciągnie się jak spaghetti: judo, angielski, balet, taniec, skrzypce, francuski, kaligrafia… Realizacja tak napiętego grafiku wymaga ciągłej kontroli i nadzoru.
Rodzice i nauczyciele twierdzą, że dzieciom trzeba zapewnić wiele różnorodnych zajęć, atrakcji, pomysłów, aby odniosły w życiu sukces. Dzieci jednak, podobnie jak dorośli, potrzebują chwil zatrzymania, kiedy odpoczywają, myślą, próbują zrozumieć siebie. Slow parenting stwarza dziecku przestrzeń do eksperymentowania, w której mogą się swobodnie rozwijać fantazja i kreatywność. Według tej koncepcji rodzice są towarzyszami życia swoich dzieci, nie zaś autorami ich starannie zaplanowanego życia.

Życie dzieci to nie scenariusz, który piszą rodzice.

Współczesnym próbom wychowywania perfekcyjnych dzieci towarzyszą coraz dłuższe kolejki w poradniach dziecięcych diagnozujących ADHD, dysleksję, czy nadwagę. Carl Honore zadaje sobie i nam pytanie, czy na pewno takie dzieciństwo chcemy oferować naszym dzieciom?
Slow parenting skłania do uświadomienia sobie, że tempo życia, nadmierne obciążenie go obowiązkami, zabija to, co najcenniejsze – właściwy dla każdego człowieka rytm. Nie chodzi zatem o dosłowne zwolnienie w każdej dziedzinie życia, ale o dostosowanie jego tempa do sytuacji i chwili. Carl Honore mówi: „Każdy z nas musi toczyć swoją walkę z prędkością”.

Jak w świecie „fast” zacząć być rodzicem „slow”?

Zacznijmy od prostych, codziennych czynności:

  • raz w tygodniu zróbmy dzień bez telewizora
  • zaplanujmy regularne rodzinne wycieczki
  • ograniczmy liczbę zajęć, w których biorą udział nasze dzieci
  • dajmy dzieciom czas na swobodną zabawę.

Rodzice, którzy rozpoczynają swoją przygodę ze slow parenting, mogą po „rozluźnieniu” dziecięcego kalendarza usłyszeć: „Nudzę się!”. Dzieci muszą na nowo nauczyć się swobodnej zabawy. To zwiększa ich zdolność do bycia niezależnymi oraz wzmaga kreatywność w rozwiązywaniu problemów. Większość rodziców zgadza się z tym, że warto zwolnić, choć zmiany nie zawsze przychodzą łatwo.

Społeczeństwo nie tylko szybko żyje, ale i uwielbia podążać za nowymi trendami. Czy slow parenting rzeczywiście jest nurtem innowacyjnym, czy może tylko nową nazwą dla zjawiska, które istniało od zawsze?
Wróćmy na chwilę myślami do lat osiemdziesiątych. Przypomnijmy sobie pokolenie dzieci, które czerpały radość z biegania po podwórku, kopania piłki, czy wiszenia na trzepaku. Nie stali wtedy przy nich rodzice, nie mówili, co mają robić, w co się bawić. Spostrzeżenia jednej z internautek są chyba bliskie wielu z nas: „Gdy do dyspozycji były jedynie kapsle, dziecięca kreatywność nie znała granic. Nikt się nie nudził, nikt nie był dyslektykiem, czy dzieckiem nadaktywnym. Kiedy ktoś miał problemy w nauce, nie szedł do psychologa, tylko powtarzał klasę. Dzieci jadły wtedy pączki popijając je słodką oranżadą i nie było problemów z dziecięcą nadwagą, bo były one wciąż w ruchu, całe dnie na dworze. Nie było całej masy zabawek interaktywnych, dzieci nie miały laptopów czy play station, w zamian miały czas na zawieranie przyjaźni…”

Foto

Autor/ka: Marta Kabulska

Psycholog. Autorka warsztatów dla przyszłych rodziców bliźniąt „Ratunku bliźniaki”. Pomaga kobietom w ciąży bliźniaczej, aby początki podwójnego macierzyństwa stały się dla nich podwójnym powodem do radości, a nie zdwojonym problemem. Dzięki swoim córkom (Alicji oraz bliźniaczkom Julii i Nel) została specjalistką w wykonywaniu kilku czynności na raz z jednym dzieckiem uwieszonym na szyi, dwiema u nóg oraz mistrzynią regenerowania organizmu w ciągu 3 godzin snu na dobę.


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

1 odpowiedź na “Slow parenting, czyli rodzicielstwo powoli”

Dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym które znam całe dnie
spędzają na dworze. Owszem mają dostęp do komputerów, ale wolą zabawy z
rowieśnikami na podwórku. Wydaje mi się, że niewiele zmieniło się w tej
kwestii od lat 80tych. Dziecko, które nie dogaduje się z „podworkową
grupą rówieśniczą” woli spędzać czas przed komputerem, a dzieci ktore
tworzą „swoją bandę” biegają po dworze, bawią się w podchody itp. Tak
też było w czasach mojego dzieciństwa w latach 80. Nawet teraz gdy
spojrzę przez okno widzę grupy osiedlowych dzieciakow bawiące się na
placu zabaw i górce. Dużo gorzej mają dzieci mieszkające na osiedlach,
na których nie ma już młodych rodzin z dziećmi, tylko zostali sami
emeryci. Te dzieci nie mają się z kim bawić i jedyny kontakt z
rówieśnikami można im po szkole zapewnić wożąć na zajęcia dodatkowe np.
basen, piłkę itp.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.