Kategorie
Edukacja Edukacja alternatywna

Szkoła waldorfska – „W centrum jest dziecko, a nie program nauczania”

Z Adamem Winiarczykiem – dyrektorem waldorfskiej szkoły podstawowej w Warszawie rozmawiamy o pedagogice waldorfskiej i współczesnej edukacji

Rozmowa z Adamem Winiarczykiem – dyrektorem szkoły waldorfskiej w Warszawie (Niepubliczna Szkoła Podstawowa im. Augusta Cieszkowskego).

Adam Winiarczyk z pedagogiką waldorfską związany jest od samych początków jej istnienia w Polsce tj. od początku lat osiemdziesiątych. Rozmawiamy o pedagogice waldorfskiej i współczesnej edukacji.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece Twojego dziecka

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Uwaga! Reklama do czytania

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka

Książka o rozwoju dziecka 2-5 lat. Praktyczne rozwiązania na najczęstsze rodzicielskie wyzwania.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Dzieci są ważne: Czym są szkoły waldorfskie? Czym się charakteryzują, czym odróżniają się od typowych szkół?

Adam Winiarczyk: Odpowiedź zacząłbym od tego, jakich szkół potrzebujemy w dzisiejszych czasach i potrzebować będziemy  prawdopodobnie w najbliższej przyszłości.

DsW: Takich, które są w stanie przygotować uczniów do wyzwań, jakie stawia człowiekowi współczesne życie, które będą rozbudzały ciekawość, a nie wtłaczały tylko wiedzę encyklopedyczną. Żeby uczyły, jak radzić sobie w życiu, a nie tylko na testach, a przy okazji – żeby były to szkoły bez zbędnego stresu, żeby po prostu chciało się do nich chodzić…. listę życzeń można by kontynuować i trochę szkoda, że to tylko życzenia.

AW: Wielu z nas ma podobne wyobrażenia o tym, jak powinny wyglądać dobre szkoły, ale na tym najczęściej koniec. Niewiele się tak naprawdę w tym kierunku robi, przedsiębrane reformy przypominają raczej przestawianie pionków w obrębie tej samej szachownicy, chociaż nie można im oczywiście odmawiać dobrych intencji. Otaczająca nas szkolna rzeczywistość jest zgoła inna, nie licząc oczywiście tych wyjątków, gdzie próbuje się coś robić – mam na myśli coś alternatywnego – tak, aby to co pani przed chwilą wymieniła, nie pozostało tylko postulatem.

DsW: Czy zatem szkoła waldorfska należy do takich wyjątków?

AW: Niewątpliwie, i to od ponad 90 lat.

DsW: Na czym więc polega wasza specyfika, wasza inność?

AW: Żeby pozostać przy metaforze z pionkami na szachownicy, staramy się wychodzić poza jej obręb, a konkretnie – rezygnujemy z wtłaczania dziecka w system edukacji, tylko dostosowujemy edukację do rzeczywistych rozwojowych potrzeb dziecka i do jego rozwojowych możliwości. W centrum stoi zawsze dziecko, a nie program nauczania. W tradycyjnych szkołach jest najczęściej odwrotnie. W centrum stoją różne dyrektywy i spora ilość papierów. Nauczyciel jest rozliczany z realizacji programu nauczania, a nie z tworzenia  warunków potrzebnych do realizacji natury dziecka.

W tradycyjnej szkole nie ma miejsca dla całej dziecięcej osobowości, jest tam miejsce głównie dla intelektu, ciało jest tolerowane, a emocje ignorowane. Uważamy, że człowiek jest większą całością, z której widzialny jest jedynie skrawek – mała postać dziecka; pozostała część człowieka – jego cały potencjał, który gdzieś przecież jest, jego wszystkie możliwe zdolności, jego „nasiona spoczywajace na dnie duszy” – ma się dopiero stopniowo realizować.

Realizować prawidłowo będzie się dopiero jednak wtedy, kiedy będziemy uwzględniać i rozwijać   w odpowiednim stopniu całego człowieka; a więc nie tylko myślenie i intelekt (sferę głowy), ale także cały obszar życia uczuciowego (sferę serca) oraz wolicjonalnego: aktywność, inicjatywę, sprawność. Obecnie mamy tendencję do przeinwestowywania sfery głowy kosztem innych sfer życia. Rozrost jednej części dokonuje się zawsze kosztem innych części. W podejściu holistycznym, jakie reprezentujemy, chodzi o harmonijny rozwój wszystkich sfer.

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

DsW: Czy jest to możliwe do realizacji?

AW: Owszem. I to dzięki sztuce. Jest ona najlepszym narzędziem.

Nieustanne uwzględnianie wszystkich sfer ludzkiej osobowości wymaga, w dosłownym tego słowa znaczeniu, nie lada sztuki. Wszystkie zajęcia potrzebują artystycznego podejścia i ukształtowania, po to m. in., aby dziecko mogło każdy temat jak najgłębiej przeżyć. Jeśli rozum przyjmuje coś, czym nie jest zainteresowane serce, to myśli i uczucia idą innymi drogami. Lekcja powinna być, przynajmniej od czasu do czasu, jak małe dzieło sztuki.

DsW: Niekiedy słyszy się zarzut, że tam gdzie dużo sztuki, to mało nauki.

AW: Tak, ale jeśli w procesie artystycznym dostrzeżemy proces uczenia się, to jest zupełnie inaczej. Czego zwykle wymaga się od kandydatów na róźne ważne stanowiska? Elastyczności, fleksybilności, twórczego myślenia, kreatywności, itp., a to właśnie proces artystyczny ma zasadnicze znaczenie dla rozwoju tych właśnie kompetencji!

Nasze dzieci już za kilkanaście lat staną wobec zawiłych problemów dzisiejszego świata i to być może takich, które trudno nam sobie teraz wyobrazić. Będą przejmować trudy związane z ich rozwiązywaniem. By temu podołać, będą musiały odznaczać się elastycznością, kreatywnym myśleniem, twórczą fantazją… no i siłą woli. Tych cech nie można sobie kupić ani szybko się ich nauczyć, np. na jakiś kursach. Takie cechy trzeba wyrabiać latami i dobrze, jeśli szkoła jest właśnie  miejscem, w którym można to robić.

DsW: Co w takim razie Państwo robicie w tym kierunku?

AW: Tak jak już powiedziałem, duży nacisk kładziemy na sztukę, ale nie chodzi tu o uprawianie sztuki sensu stricto, ale o to, aby elementem artystycznym przeniknąć wszystkie przedmioty, żeby sami nauczyciele byli artystami w tym, co robią. Wymaga to od nich nieustannej pracy nie tylko pod kątem przygotowywania lekcji, ale także pod kątem artystycznej jej prezentacji. Pedagogika waldorfska to sztuka.

DsW: Jak zatem wygląda nauczanie w Waszej szkole?

AW: Dzieci dużo rysują i malują (sic!) specjalnymi kredkami, malują akwarelami specjalną techniką (mokre na mokrym) wżywając się najpierw w naturę poszczególnych barw i ich wzajemne „relacje”, by  potem móc malować z wykorzystaniem poznanej już istoty kolorów. Dużo grają (na fletach pentatonicznych) i śpiewają, ale nie tylko na zajęciach muzycznych (u nas są one 3 razy w tygodniu, plus orkiestra), lecz i na pozostałych lekcjach (np. codziennie przed rozpoczęciem lekcji grają na fletach z nauczycielem wychowawcą. Zresztą gra na flecie służy nie tylko rozwijaniu umiejętności muzycznych, ale świetnie nadaje się do ćwiczeń rozwijających motorykę i koordynację), inscenizują, lepią, modeluja, artystycznie geometryzują (formy w ruchu i na papierze), słuchają wielu opowieści, baśni, legend (opowiadanych przez nauczycieli, nie czytanych; stanowi to swoisty wstęp do  historii kultury); robią na drutach (co nie tylko rozwija  sprawność, motorykę, cierpliwość, ale również giętkość i elastyczność myślenia; uczą się od pierwszech klasy 2-óch języków obcych (u nas angielskiego i niemieckiego).

Bardzo ważne jest, aby to, czego się dzieci uczą, nie było podawane w sposób abstrakcyjny, ale by najpierw przeżyły to w sposób obrazowy, aby uczuciowo połączyły się z prezentowanymi treściami; dlatego nauczyciel stara się mówić w sposób żywy i obrazowy, stara się wszystko, co przekazuje ubrać w obraz – np. litery wyprowadzamy z różnych obrazów, często baśniowych, które po uproszczeniu zamieniają się w znaki pisma; w ten sposób formy liter przestają być dla dzieci abstrakcją. Tworzy to tak ważną równowagę między intelektem a sferą uczuć i emocji.

DsW: A jak to wyglada od strony organizacyjnej?

AW: Część zajęć prowadzona jest w tzw cyklach (blokach) lekcyjnych, co pozwala lepiej skoncentrować się na przerabianych treściach. Bardzo ważny jest rytm, do tego stopnia, że codzienny początkowy fragment zajęć nazywamy  częścią rytmiczną.

Co 2 miesiące organizowane są w szkole prezentacje, w czasie których uczniowie mogą pokazać pozostałej społeczności szkolnej i zaproszonym gościom, to nad czym ostatnio pracowały no i pochwalić się swoimi osiągnięciami; nazywamy to świętami szkoły.

DsW: Słuchajac tego, co Pan mówi, można odnieść wrażenie, że pracujecie Państwo nad wyrabianiem tych cech, które są najbardziej obecnie poszukiwane.

AW: Faktycznie, można tak powiedzieć. Przy czym nie jest to koniunkturalne, ale wypływa z naszego podejścia do człowieka, w którym trzeba pobudzać i rozwijać wszystkie zdolności, a nie głównie umysł i intelekt – do szkoły idzie przecież cały człowiek, a nie tylko głowa. Rozwijać trzeba różne aspekty osobowości, przynajmniej stwarzać ku temu warunki.

DsW: Howard Gardner, profesor z Harwardu, twórca teorii inteligencji wielorakiej twierdzi, że w człowieku jest wiele inteligencji, które należy rozwijać, natomiast szkoła rozwija głównie jeden jej rodzaj  – inteligencję logiczno-matematyczną.

AW: Zgadza się, H. Gardner używa innej nomenklatury, ale kierunek myślenia jest ten sam. Poza tym cieszy, że uznane autorytety ze świata nauki dochodzą do podobnych wniosków.

DsW: Słyszałam, że w szkołach waldorfskich podchodzi się z rezerwą do mediów.

AW: Do pewnego stopnia tak, tzn. uważamy, że im wcześniejszy kontakt z mediami, tym bardziej jest to szkodliwe dla ogólnego rozwoju dziecka. Wystarczy zwrócić uwagę na to, jak mocno media przykuwają uwagę. Liczne badania naukowe potwierdzają szkodliwy wpływ mediów na rozwój. Nie chodzi nam naturalnie o eliminację TV czy PC, ale o przestrzeganie zasady “wszystko w swoim czasie”. I tu pytanie – czy czas, kiedy intensywnie rozwijają się zmysły młodego człowieka i siły jego fantazji, jest odpowiednim czasem na intensywny kontakt z mediami? Dzieci “telewizyjne” mają często trudności ze skupieniem się, miewają ubogą wyobraźnię i nudzi je spokojny tok nauczania. Nauczyciele waldorfscy przykładają dużą wagę do tego, aby dzieci, zanim poznają świat wirtualny, zaznajomiły się najpierw z otaczającym ich światem natury i w oparciu o ten świat rozwijały swoje twórcze umiejętności. Może to, co mówię, nie jest trendy, ale w przypadku, kiedy chodzi o dobro dziecka, trzeba w takich kwestiach być zdecydowanym.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik świadomego rodzicielstwa

Cud rodzicielstwa

Wsłuchaj się naprawdę w głos swojego dziecka

Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli

DsW: Żeby móc realizować te wszystkie postulaty, potrzeba niezwykłego zaangażowania – widać, że macie Państwo wysokie oczekiwania wobec nauczycieli.

AW: Zgadza się. Aby to wszystko osiągnąć, nauczyciel w szkole waldorfskiej musi nie tylko doskonalić swój warsztat pracy, ale i pracować stale nad sobą, nad swoim rozwojem. Żeby wyrabiać w dzieciach wspomnianą już twórczą fantazję, kreatywność czy elastyczność, musi je najpierw choć trochę wykształcić u siebie. Pomagają mu w tym m. in. cotygodniowe konferencje kolegium nauczycielskiego, ścisła współpraca z innymi nauczycielami i udział w różnych szkoleniach w kraju i zagranicą.

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

3 odpowiedzi na “Szkoła waldorfska – „W centrum jest dziecko, a nie program nauczania””

Szkoda, ze jest ciągle za mało szkół waldorskich w Polsce. Te komunistyczne to juz przezytek. Rodzice powinni miec prawo wyboru, a panstwo niech płaci i pieniądze daje tam, gdzie będą właściwie wykorzystane dla dobra dzieci, a nie jak jest teraz. Hanba dla rządzących, ze od wojny jest cały czas komunizm ! zero wolnosci, zero wyboru, tylko kasa sie liczy.

Niby tak super, ale ludzie wychowani w obecnym systemie, nie potrafią stworzyć takiej szkoły z prawdziwego zdarzenia. Zazwyczaj trafiają do nie nawiedzeni pedagodzy lub tacy, dla których dziecko może i jest najważniejsze, ale w teorii, a w praktyce liczą się pieniądze. Bądźmy szczerzy – w takiej Finlandii, pedagogami zostają jednostki. Są to osoby które muszą przejść rygorystyczne testy psychologiczne, są odpowiednio wykształceni i jeszcze lepiej opłacani, a nawet wtedy, uważnie kontroluje się ich działania. To dobry kierunek, ale na trochę inny świat i innych ludzi.

Okropne rzeczy Pan opowiada, bez wiedzy i bez pomyślunku. Kadra nauczycielska w szkole waldorfskiej to ludzie z olbrzymią pasją. Nie spotykane jest tam zjawisko tzw. wypalenia zawodowego, a raczej ogromna radość ze spotkań i satysfakcja z pracy. Wiem, bo od roku uczę tam j. angielskiego a mój najmłodszy syn skończył właśnie ósmą klasę w tejże szkole. Dziecko i jego postępy lub potrzeby są w centrum. Spotykając się każdego tygodnia na konferencjach omawiamy wszystkie ważne i pilne kwestie, które wyłoniły się w trakcie poprzednich dni. My też śpoewamy i uczymy się robić na drutach lub tkać na krośnie. Nawet nauczyciel może tu nadal odkrywać swoje talenty i realizować małe pragnienia. Dzięki temu mamy więcej serca dla dzieciaków i zrozumienia dla ich potrzeb. Kapitalnie pomyślane i wdrożone w życie. Taka powinna być każda szkoła! Serio!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.