Kategorie
Dieta naturalna Zdrowie

Zielenina bez glutenu. Rozmowa z Magdaleną Cielengą-Wiaterek

Rozmowa z Magdaleną Cielengą-Wiaterek, która prowadzi blog Zielenina, autorką książek „Zielenina na talerzu – wegetariańsko, sezonowo, lokalnie” i „Zielenina bez glutenu”, wegetarianką od wielu lat, zaangażowaną w propagowanie ekologicznego i zdrowego trybu życia.

„Zielenina bez glutenu” to pani druga książka. Po „Zieleninie na talerzu” poszła pani krok dalej. Dlaczego?

Przepisy bezglutenowe są obecne na blogu od dawna. Cieszą się niezmiennym zainteresowaniem, szczególnie te, które dodatkowo są wegańskie. Stąd pomysł, aby wydać książkę tematyczną i podpowiedzieć osobom, które wykluczyły gluten z diety, że można gotować smacznie na bazie lokalnych i sezonowych składników.
Sama nie jestem na diecie bezglutenowej, ale miałam dwa długie okresy, gdy ze względów zdrowotnych byłam do niej zmuszona. To mnie też pośrednio zainspirowało do zwiększenia liczby takich przepisów na blogu, a potem do napisania książki, bo mimo wszystko nie jest to łatwa dieta, szczególnie jeśli chcemy sami piec pieczywo i w ogóle jeść w sposób smaczny i urozmaicony.

„Zielenina bez glutenu. Wegetariańsko, sezonowo, lokalnie” w Natuli.pl

Coraz więcej się mówi o szkodliwości glutenu. Czy kuchnia bezglutenowa jest tylko dla osób chorych na celiakię i wrażliwych na gluten, czy może być kuchnią dla wszystkich?

Coraz więcej osób ma diagnozowane różne formy nietolerancji, część odstawia gluten, bo się lepiej bez niego czuje. Sama nie prowadzę żadnej kampanii na rzecz usuwania glutenu z diety. Jeżeli są wskazania medyczne, nie ma o czym dyskutować. Jeżeli nie ma się problemów zdrowotnych, można go jeść albo z niego zrezygnować, to już kwestia własnej decyzji, opartej na własnym samopoczuciu.
Mamy pyszne, polskie zboża i kasze, które nie zawierają glutenu – proso, grykę. Są to produkty, które często goszczą na polskich stołach i nikt nie przywiązuje specjalnej wagi do tego, że są akurat bez glutenu. Warto poszerzać swoje kulinarne horyzonty i wzbogacać menu, próbując także tego rodzaju składników. Na pewno dobrze nam zrobi ograniczenie kanapek i generalnie pieczywa – szczególnie białego – na rzecz zup, owsianej, warzywnych gulaszów itp. Nasze zdrowie na tym tylko skorzysta!

Udowadnia pani, że można jeść sezonowo, lokalnie i wegetariańsko, że jest to wykonalne. Czy dołożenie do tego kuchni bezglutenowej było wyzwaniem?

Nie aż tak wielkim. Używam dużo produktów bezglutenowych na co dzień, więc przygotowanie książki nie było męką, tylko przyjemnością. Tak jak mówiłam, nie jestem na diecie bezglutenowej, ale spożywam go bardzo mało. Wynika to właściwie naturalnie ze sposobu, w jaki gotuję. Na śniadanie jest często kasza jaglana, na drugie śniadanie zupa warzywna, którą często jem też na kolację. Pieczywo jadam raz dziennie, a czasem wcale, więc moja kuchnia jest bardzo podobna do tej zaprezentowanej w książce.

Dla wielu ludzi kuchnia wegetariańska to już wyzwanie, a tu jeszcze dochodzi kuchnia bezglutenowa – to wydaje się niemożliwe, drogie i trudne. Jakie rady miałaby pani dla naszych czytelników? Od czego zacząć?

Przede wszystkim nie panikować. Na szczęście żyjemy w czasach, w których dostęp do dobrej jakości informacji nie jest utrudniony. Ukazało się całkiem sporo wartościowych książek o glutenie, nie mówiąc o tych kulinarnych. Na pewno trzeba trochę czasu poświęcić na przeorganizowanie spiżarni i wymianę czy uzupełnienie mąk, kasz czy płatków, ale to naprawdę jest do ogarnięcia. Trzeba też poćwiczyć nieco inny sposób gotowania, włączenie do diety większej ilości warzyw czy strączków.
Mitem jest, że są to drogie diety, co zresztą staram się udowadniać na blogu i w książkach – jeżeli używamy polskich produktów, kupowanych zgodnie z porami roku, mamy gwarancję, że nie zrujnujemy budżetu.

Co w diecie bezglutenowej może sprawić największą trudność?

Myślę, że wypieki – pieczywo, ciasta itd. Trzeba przestawić się na mąki, które zupełnie się nie kleją, musimy więc poznać na to parę innych sposobów. Ci, którzy używają jajek, nie będą mieć dużych trudności, a osoby, które ich nie jedzą, będą musiały zaprzyjaźnić się z “glutem” z gotowanego siemienia lnianego, babką płesznik czy agarem. I nie dziwić się dodawaniu do pieczywa ugotowanych ziemniaków czy kaszy jaglanej.

Coraz więcej mamy na rynku zamienników dla glutenowych mąk. Które są pani ulubione?

Mąkę bezglutenową można uzyskać z wielu produktów. Oczywiście ze zbóż i pochodnych, które go nie zawierają – prosa (jaglana), gryki, sorgo, wyselekcjonowanego owsa, kukurydzy, ryżu itp., ale też ze strączków, jak chociażby mąka z ciecierzycy. Można zmielić siemię lniane, słonecznik, orzechy, migdały czy wiórki kokosowe i używać ich jako mąki. Namawiam do próbowania takich „wynalazków”, bo wypieki czy pieczywo z ich dodatkiem naprawdę zyskują na smaku i strukturze. Sama bardzo lubię mąkę gryczaną za wyrazisty smak. Świetnie komponuje się z czekoladą czy gruszkami.

Gdzie robi pani zakupy i co w tej kwestii mogłaby pani doradzić naszym czytelnikom?

Te warzywa i owoce, które się da, zamawiam bezpośrednio u rolnika ekologicznego. Odbieram je raz w tygodniu w sklepie ekologicznym. Część zakupów robię przez Internet – na przykład mąki. A resztą kupuję w zwykłych sklepach czy na targu. Coraz więcej zwykłych sklepów ma półki z ekologiczną czy nawet bezglutenową żywnością, więc trzeba się po prostu rozejrzeć i znaleźć dobre źródło. W wielu miastach tworzą się kooperatywy spożywcze – ludzie kupują produkty ekologiczne wspólnie, żeby było taniej. Powstaje coraz więcej ekotargów, mamy naprawdę coraz większy wybór. Ale nawet w zwykłym osiedlowym sklepie jesteśmy w stanie zaopatrzyć się całkiem nieźle. Na szczęście wróciła moda na kaszę jaglaną, wszędzie dostaniemy warzywa, nie jest źle.

Jest pani bardzo aktywna. Książki, blog, artykuły, warsztaty… Jak dużo czasu spędza pani w kuchni? Kiedy znajduje pani na to czas?

Prawda jest taka, że taka ilość zajęć bywa męcząca, szczególnie że mam dwójkę dzieci. Bez ogromnego udziału męża i rodziny byłoby krucho, nie ukrywam. W kuchni mogłabym spędzać całe dnie i czasem tak bywa, szczególnie gdy przygotowuję materiał do książki. Myślę jednak, że na co dzień nie zajmuje mi to więcej czasu niż zwykłej mamie czy osobie gotującej dla rodziny. Dlatego też moje przepisy są szybkie i proste w przygotowaniu, wiem, że czas jest na wagę złota!

Jak to wygląda w praktyce? Zdradzi nam pani swój przykładowy dzienny jadłospis?

Rano najczęściej jemy ciepłe śniadanie – jaglanki, owsianki itp. W weekendy celebrujemy śniadania i wtedy są gofry albo placki, jak sobie dzieci zażyczą. Na drugie śniadanie często jem zupę albo resztę gulaszu warzywnego z obiadu. Obiad to często jednogarnkowce pełne warzyw, strączków, a do tego kasza. Albo makaron z sosem czy kaszotto – danie przygotowywane jak risotto, ale na bazie kaszy. Na kolację powtórka z zupy albo okazyjnie kanapki, do których robię różne pasty albo pasztety. W międzyczasie jemy owoce, warzywa, ale staramy się mieć wyraźne przerwy między posiłkami. Prawda jest taka, że obecnie wszyscy jemy za dużo. Staram się raczej jeść mniej niż więcej. W nas w domu na przykład zupełnie nie ma przekąsek.

Układa pani plan posiłków na cały tydzień czy raczej idzie na żywioł?

O nie, nie – plany na cały tydzień to nie na moją psychikę. (śmiech) Czasem godzinę przed obiadem nie wiem jeszcze, co ugotuję! Generalnie idę na żywioł niemal codziennie!

Niezwykłe! Czy może pani podpowiedzieć nam jakieś praktyczne pomysły? Czy są to dania jednogarnkowe, a może kreatywne wykorzystanie resztek?

Naprawdę bywa różnie. Mam stałą bazę produktów suchych – kasz, strączków i oczywiście przypraw, a do tego zawsze wybór warzyw na stanie. Ale rzeczywiście jednogarnkowce wszelkiej maści bywają u mnie dość często. Raczej unikamy słodkich obiadów, bo lubimy słodkie śniadania, więc naleśniki czy leniwe kluski pojawiają się dość rzadko i w zdrowszej wersji – z mąką razową, słodzone zamiennikami cukru jak ksylitol czy melasa.

A jakieś kuchenne rytuały? Ma pani swoje specjalne czy ulubione?

Nie ma poranka bez kawy, drugą wypijamy z mężem po obiedzie. Lubimy też specjalnie śniadania w weekend, w jeden dzień gofry, a drugi placki – często do patelni rusza tutaj mąż, a ja cieszę się pysznym posiłkiem podstawionym pod nos!

Jak na kuchnię wegetariańską i bezglutenową reagują pani bliscy i znajomi?

Pozytywnie. Na ogół oczekują, że przy okazji wizyty zjedzą coś dobrego, co bywa dla mnie stresujące, ale cóż – bycie blogerką kulinarną zobowiązuje. (śmiech) Mam kilkoro znajomych, którzy są na diecie bezglutenowej, więc oni są tym bardziej zadowoleni, że będzie czekało na nich coś – mam nadzieję – smacznego.

Czy obserwuje pani rosnąca świadomość wśród społeczeństwa, czy gotowanie sezonowo, lokalnie, bezmięsnie i bezglutenowo postrzegane jest jako dziwactwo?

Wydaje mi się, że szczególnie na topie jest teraz gotowanie sezonowe i na bazie lokalnych składników. Jeśli chodzi o wegetarianizm, wszystko zależy od danej grupy, w której się obracamy. Nie mam wśród swoich znajomych zbyt wielu wegetarian, więcej jest osób, które musiały wykluczyć z diety gluten ze względów zdrowotnych. Na pewno rośnie świadomość dotycząca produkcji żywności i negatywnych aspektów – szkodliwych dodatków, oddziaływania na środowisko itd. Mam nadzieję, że kolejny będzie boom na bycie wege!

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.