Kategorie
Archiwum

Listy do Juula, cz. 65 – Czy wychowanie wymaga kar i nagród?

Jesper Juul jest duńskim pedagogiem i terapeutą rodzinnym o światowej renomie. Propaguje idee szacunku i współdziałania we wzajemnych relacjach z dzieckiem oraz dojrzałe przywództwo dorosłych. W 2004 roku założył międzynarodową organizację Familylab, która w ponad piętnastu krajach świata rozwija jego idee i wartości wychowawcze. Jest autorem wielu książek na temat wychowania i życia rodzinnego.

Czy wychowanie wymaga kar i nagród?

Jakiś czas temu napisałem artykuł o nagrodach, który wywołał szeroką debatę. Między innymi zastanawiałem się, czy dzieci powinny być nagradzane za to, że siadają na nocniku albo że są grzeczne. Zaskoczyło mnie, jak wiele osób uważa, że w porządku jest nagradzać dzieci, jeśli chcemy coś od nich uzyskać.

Nagradzanie zdobyło jakiś czas temu szturmem rynek metod wychowawczych i jest dzisiaj stosowane nawet w przedszkolach i szkołach. Czy jednak jest ono dobre dla dzieci?

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, najpierw musimy ustalić, czy chodzi nam o nagradzanie za wynik – jak w sporcie, szkole czy grupie teatralnej – czy też o nagradzanie pożądanego zachowania, kiedy dziecko podąża za rodzicielskimi poleceniami. Druga opcja, czyli kontrolowanie zachowania i sterowanie dzieckiem, jest według mnie nadużyciem władzy rodzicielskiej. Kiedyś można było uzasadnić ją przekonaniem, że dzieci celowo źle się zachowują, żeby rozzłościć dorosłych, jednak ta teoria upadła już ponad dwadzieścia lat temu.

Problem z nagradzaniem polega na tym, że jest ono faktycznie skuteczne, szczególnie w wypadku małych dzieci. Działa jednak tylko na krótką metę, bo potem dzieci albo zaczynają ignorować cały system nagradzania, albo żądają coraz większych nagród. Drugim problemem jest to, że nagrody w logiczny sposób wymagają uzupełnienia o kary wtedy, kiedy nagradzanie przestaje działać. Ale tego się, oczywiście, oficjalnie nie mówi. Wielu rodziców widzi na początku tylko jedną stronę, a na końcu i tak lądują przy metodzie kija i marchewki.

W debacie, która nastąpiła po moim artykule, okazało się, że wielu rodziców nie wyobraża sobie wychowania bez kar. Wprawianie dziecka w strach jest zbyt skutecznym narzędziem. Tak samo dzieje się zresztą w szkołach, choć nie w tak aktywny i jawny sposób. Pytanie, czy możliwe jest wychowanie bez nagród i kar, zostało już jednak dawno rozstrzygnięte. Bardzo wielu rodziców na całym świecie z powodzeniem to robi. A zatem odpowiedź brzmi: Tak, jest możliwe!

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Nasze decyzje, jak wychowujemy dzieci, pochodzą z bardzo wielu różnych źródeł. Jednym z nich jest nasze własne doświadczenie i własne dzieciństwo. Poza tym jest także mnóstwo rozmaitych przepisów i rad przychodzących z wielu stron. Niektórzy wychowują pod wpływem impulsu, a inni opierają się na starej tradycji, która mówi, że rodzicielskim prawem i obowiązkiem jest formować dziecko i dostosowywać je do życia w społeczeństwie.

Z biegiem czasu manipulacja, jakiej poddajemy nasze dzieci, stała się łagodniejsza. Relacje z dziećmi stały się bardziej demokratyczne, przyznaliśmy im więcej autonomii i prawo do podejmowania własnych decyzji. Teraz wielu rodziców zmaga się jednak z pytaniem, jak tymi łagodniejszymi środkami osiągnąć swoje cele. To jest trudne. Stają przed pytaniem, czy nie poszukać może jakichś skuteczniejszych metod. Drugą opcją byłoby przemyślenie jeszcze raz własnych oczekiwań i wymagań.

Na przykład, niejeden rodzic chciałby, żeby jego dziecko w trakcie posiłku spokojnie siedziało przy stole i jadło. W dzieciństwie miałem kolegę, u którego bardzo chętnie jadałem, ponieważ przy stole można było rozmawiać i wkładać sobie na talerz tylko to, co się chciało. We wszystkich innych rodzinach, mojej nie wyłączając, w trakcie jedzenia zawsze panowało napięcie. Rodzice uważali, że dziecko ma siedzieć, jeść i nic nie mówić. Chodziło więc tylko o to, żeby jakoś przetrwać obiad, uniknąć kar i napomnień i jak najszybciej znowu wyjść na dwór.

W dzisiejszych domach przy stole panuje regularny chaos. Jego przyczyną jest po prostu złe przywództwo albo zupełny brak przywództwa dorosłych. Dzieciom oferuje się nagrodę jako metodę przywództwa: “Jeśli będziesz siedział cicho i ładnie zjesz, to dostaniesz…”. Czy ta nagroda ma być odszkodowaniem za niewłaściwe rodzicielskie przywództwo, czy raczej namiastką dobrej relacji?

Problem jest jeszcze bardziej skomplikowany. Za każdą nagrodą stoi przekaz, który dziecko odczytuje w ten sposób: “Nie mam zaufania, że będziesz odpowiednio się zachowywać, jeśli cię nie nagrodzę”. To jednoznaczna deklaracja nieufności wobec dziecka. Tymczasem już dawno dowiedziono fakt, że dzieci niczego bardziej nie pragną niż współdziałać z rodzicami i “się dopasowywać”.

Odkryto także, że nagrody uwalniają endorfiny w mózgu dziecka, czyli hormony, które przynoszą krótkotrwałe poczucie szczęścia − takiego jak przy uprawianiu sportu albo na zakupach. Ale ten hormon nie jest magazynowany w naszym “Ja” i nie buduje poczucia własnej wartości dziecka. Nie produkuje żadnej egzystencjalnej substancji, tylko uzależnia. Jest to ten rodzaj uzależnienia, który wymaga stałego potwierdzania z zewnątrz.

Mam pewną starą i dobrze sprawdzoną zasadę: To, co dobrze działa między dorosłymi, będzie też dobrze działać między dorosłymi i dziećmi. Każda kobieta i każdy mężczyzna, którzy próbowaliby regulować zachowanie swoich partnerów za pomocą systemu nagród, słusznie zasłużyliby na kpinę.
Wyobraźmy sobie, że moja żona jest wściekła, bo zamiast spędzać z nią niedzielny poranek, piszę ten felieton. Gdybym uważał, że nagradzanie jest właściwą formą relacji opartych na miłości, to mógłbym powiedzieć: “Jeśli dasz mi w spokoju dokończyć pisanie, to po południu pójdziemy na spacer”. Jednak miłość stałaby się wtedy handlem wymiennym. A przecież jedyna różnica między moją żoną a moim dzieckiem jest taka, że dziecko kocha mnie bezwarunkowo i przez to łatwiej jest nim manipulować. Ale czy właśnie takiej relacji z moim dzieckiem chcę?

Tekst opublikowany w austriackim piśmie „Der Standard”, udostępniony dzięki wydawnictwu MiND i FamilyLab.

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.