Kategorie
Edukacja Kryzys szkoły

„Kiedy o uczniu zaczniemy myśleć, jak o człowieku…”. Rozmowa z Anną Szulc

O szkole, edukacji, empatii i współczesnych uczniach rozmawiamy z Anną Szulc, nauczycielką i autorką książki „Nowa szkoła”

Większość dzieci nie lubi szkoły. Może jeszcze te najmłodsze mają w sobie wystarczająco dużo entuzjazmu, by z radością oddawać się szkolnej nauce, ale im są starsze, tym ich niechęć do szkoły jest coraz większa. Dlaczego?

Anna Szulc: Z odpowiedzią na to pytanie jest tak, jak z tym, co rozumieją wszyscy, a jednocześnie nikt tego nie zauważa: kiedy rodzi się dziecko, wiemy, że szansą dla jego prawidłowego rozwoju jest opieka i wsparcie otoczenia. Przez pierwsze lata życia chętnie pomagamy mu w zdobywaniu wiedzy i kompetencji. Towarzyszymy w nauce, zachęcamy do podejmowania kolejnych prób, doceniamy każdy progres i cieszymy się. Jesteśmy świadomi, że każde dziecko rozwija się we własnym tempie i zgodnie z tym tempem wprowadzamy je w świat. Potem dziecko, z natury ciekawe świata, z niecierpliwością wyczekuje chwili, kiedy pójdzie do szkoły – często,  jeszcze w czasie wakacji, nosi plecak pełen książek i przyborów, przymierza odświętne ubranie i mimo że pełen jest niepokoju, nie może doczekać się początku roku szkolnego. A później…

A później zaczyna się szkolna rzeczywistość…

I pojawiają się problemy, z którymi nie zawsze radzą sobie nawet dorośli (zarówno nauczyciele, jak i rodzice). Wynika to z tego, że nauka szkolna zasadniczo różni się od etapu, gdy dziecko zdobywało wiedzę w sposób naturalny. Szkolna edukacja, to bardzo często realizacja podstawy programowej – przyswajanie tych samych treści i wykonywanie tych samych zadań jednocześnie przez całą klasę. To coraz większa liczba ocen, sprawdzianów, kartkówek, prac klasowych i domowych, ale też rankingi, porównania, kto jest lepszy, kto gorszy. To nie wspiera starań, nie pomaga w tworzeniu przyjaznej atmosfery ani w szkole, ani w domu. Dziecko może coraz mocniej czuć się pozostawione same sobie. Sprawy nie ułatwia też nauka różnorodnych przedmiotów w krótkich odcinkach czasowych, niekoniecznie znajdujących się w sferze zainteresowań i talentu dziecka. Konsekwencją jest to, że uczeń często nie osiąga zamierzonych celów, przez co nie spełnia też oczekiwań rodziców. Gubi się, nie radzi sobie, szczególnie, jeśli rodzic bardziej oczekuje od dziecka wyników, niż je wspiera. Na wsparcie szkoły też nie zawsze może liczyć.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece Twojego dziecka

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Uwaga! Reklama do czytania

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka

Książka o rozwoju dziecka 2-5 lat. Praktyczne rozwiązania na najczęstsze rodzicielskie wyzwania.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Trudno zatem się dziwić, że człowiek, który ma trudności, a w dodatku pozbawiony  wsparcia oraz zrozumienia, ucieka się do niekoniecznie właściwych sposobów unikania nieprzyjemnego uczucia dyskomfortu, poczucia braku własnej wartości, niewidzenia sensu w tym, co robi. W efekcie niechętnie wywiązuje się z zadań ucznia, z czasem zaczyna unikać szkoły, tym bardziej, jeśli równocześnie boryka się z problemami rodzinnymi, osobistym, a także związanymi z okresem dorastania. Najbardziej niepokojące jest to, że brak doświadczenia i umiejętności radzenia sobie z trudnościami, może skutkować działaniami destrukcyjnymi, funkcjonowaniem w grupach nieformalnych, ponadto coraz częściej bywa przyczyną depresji, samookaleczeń, podejmowania prób samobójczych przez dzieci i młodzież.

Obok dzieci, są jeszcze rodzice – oni też nie przepadają za szkołą. Czy z tych samych powodów, co dzieci?

Poniekąd tak, bo często sami pamiętają własne, nie zawsze dobre i miłe  doświadczenia związane ze szkołą. Ale jest jeszcze inny aspekt, współcześni rodzice posiadają mniej dzieci, niż ich rodzice i zdecydowanie bardziej oczekują od swojego dziecka tzw. „osiągnięć”. Zdarza się, że chcą, by ich latorośl spełniła to, czego sami w przeszłości nie mogli zrealizować i wcale nie tak rzadko, niestety, kierują wyborami dziecka, argumentując, że wiedzą lepiej, co jest dla niego dobre. Bywa, że oczekują wyników, najlepiej najwyższych i to ze wszystkich przedmiotów. Zdarza się również, że w opinii rodziców, drogą do sukcesu jest organizowany dziecku nadmiar zajęć, korepetycji i różnych „form kształcenia”. To de facto ogranicza czas na rozwijanie zainteresowań, na spędzanie czasu z rodziną, z rówieśnikami, na odpoczynek, co raczej nie sprzyja rozwojowi dziecka. Bywa też, że rodzice mają oczekiwania względem szkoły, a ta niekoniecznie je spełnia. A jeśli do tego są zapracowani, tym bardziej trudno się dziwić że nie przepadają za miejscem, które nie realizuje ich potrzeb i potrzeb ich dziecka. Każda z tych sytuacji może być powodem różnic zdań, w konsekwencji problemów, z czasem coraz trudniejszych do rozwiązania. Inną przyczyną braku sympatii rodziców do szkoły bywa to, że nauczyciele w problematycznych sytuacjach, wzywają rodziców i oczekują od nich rozwiązania kłopotów z uczniem, przy okazji przekazując nie zawsze pochlebne informacje na temat ich dziecka. Takie zachowania wywołują u rodzica nieprzyjemne emocje,  poczucie winy, są powodem braku satysfakcji z bycia rodzicem. Przyczyną nielubienia szkoły przez rodziców, ale też braku wzajemnego zaufania między domem rodzinnym ucznia, a szkołą, są zachowania społeczne, które nie ułatwiają budowania tej relacji,   czyli brak umiejętności komunikacji, oraz radzenia sobie z trudnościami, jak również przekonywanie się wzajemnie do własnych racji, zamiast stosowania konstruktywnych metod rozwiązania problemów, służących każdej ze stron.

Jestem ciekawa, jak w szkole systemowej czują się nauczyciele i dyrektorzy, którzy – jakby na to nie patrzeć – tę szkołę tworzą?

Szkoła systemowa, która funkcjonuje w formie, w jakiej powstała przez dwustu laty, zbiera owoce tego, co sobą reprezentuje, ale też owoce tego, co w konsekwencji reprezentuje społeczeństwo. Każdy z nauczycieli i dyrektorów w mniejszym lub większym stopniu na pewno ma poczucie dyskomfortu. Z roku na rok spada prestiż społeczny tego zawodu, rosną oczekiwania wobec nauczycieli, a także coraz częściej nauczyciele stają się ofiarami frustracji uczniów i rodziców. Dużo do życzenia pozostawia system wynagrodzeń za pracę w tym trudnym zawodzie, którego wykonywanie nie ułatwiają porównania, rankingi, kontrole, rozliczenia z  realizacji podstawy programowej. Ale to jest pokłosie edukacji „pruskiego drylu”, realizacji założeń edukacji sterowanej przez państwo, często podszyte przekonaniami i ideologią władzy, która tworzy programy, listy lektur i system kontroli. Brak wsparcia pozbawia nauczyciela kreatywności, a dzieci i młodzież, ważnych kompetencji, takich między innymi, jak: umiejętności współpracy, pracy w kulturze błędu, czy otwartości na drugiego człowieka.

Poza tym, nauczyciele czują się źle i niepewnie, bo wyuczone i wypracowane przez lata metody pracy coraz  bardziej się nie sprawdzają, są krytykowane, a do tego, w tak nieprzychylnej atmosferze to właśnie od nauczycieli oczekuje się, że dokonają  zmian. To nowa sytuacja dla nauczycieli, których kształcono w kierunku realizacji konkretnych zadań – wiedzieli czego i jak mają uczyć, z czego będą rozliczani, do jakich egzaminów mają przygotować dzieci i młodzież. Obecna atmosfera nie tylko nie daje nauczycielowi satysfakcji z pracy, ale  jest powodem jego zagubienia. Nauczyciel, jak każda osoba, potrzebuje akceptacji i uznania swojej pracy, a takie możliwości daje inny człowiek oraz grupa społeczna, na przykład reprezentująca określone poglądy polityczne, szczególnie, jeśli są zbieżne z poglądami osobistymi. To z kolei przyczynia się do generowania innych problemów, wynikających z przekonań, wzajemnych uprzedzeń, nie służy zmianie, lecz zdecydowanie oddala od niecierpiących zwłoki, konstruktywnych rozwiązań w polskiej szkole.

Publiczny dyskurs na temat polskiej szkoły jest taki, że szkoła potrzebuje zmian. Ty się z tym stwierdzeniem zgadzasz, ale w swojej książce piszesz rzecz mało popularną: że te zmiany każdy nauczyciel powinien zacząć od siebie. Wkładasz kij w mrowisko, czy rzeczywiście mocno wierzysz, że to wystarczy, by szkoła stała się przyjaznym miejscem?

Od czegoś trzeba zacząć, a ponieważ jestem zwolenniczką stosowania języka empatycznej komunikacji, raczej powiedziałabym „warto”, zamiast „powinno się” zacząć od siebie. Moim zdaniem jest to jedyna droga do zmiany edukacji, a w konsekwencji do przemian społecznych.

Nauczyciel, jak nikt inny, ma możliwość wprowadzania zmian, bo pracuje z uczniem i może zrobić to drogą ewolucji. Rewolucja w edukacji nie jest, w moim przekonaniu, możliwa, bo zmian w sposobie kształcenia nie można dokonać kosztem uczniów, którzy zdobywają wiedzę w określonym systemie, do którego przywykli. Procesy bieżącej edukacji i dokonywania zmian, mają szansę powodzenia, jeśli będą przebiegać równolegle, tym bardziej, że zmiana wymaga wywrócenia do góry nogami funkcjonującego od dziesiątków lat systemu. Trudno być tym, kto wprowadza nowe zasady, nowe założenia, których wcześniej nie było. Nauczyciele byli kształceni i realizują zasady, które są przestarzałe, ale też utrwalone, przez co zrozumiałe jest, że postępują zgodnie z nimi. Wiem, jakie to skomplikowane, wymagające wyjścia ze strefy komfortu, ale też wiem, że możliwe, bo jest już się na kim wzorować, korzystać ze wsparcia, bo wiele skutecznych oddolnych działań dostosowania edukacji do współczesnych czasów w Polsce i za granicą jest już faktem.

Czy w „pruskim systemie” jest miejsce na „niepruskie” metody pracy z uczniem? Jaki jest zakres „wolności” nauczyciela w ramach systemu?

Tak, w „pruskim systemie” jest miejsce na „niepruskie” metody, to kwestia interpretacji i zmiany myślenia. Staje się to tym bardziej oczywiste, kiedy o uczniu zaczniemy myśleć, jak o człowieku. Korczak napisał, że „nie ma dzieci, są ludzie”, ale nam dorosłym przychodzi z trudnością tak myśleć i tak traktować ludzi, którzy są od nas uzależnieni, są niedoświadczeni, nie mają siły przebicia, by zadbać o swoje prawa, o swój rozwój, swoje zdanie. My, dorośli, dzieci i młodzież traktujemy z pozycji władzy, lepiej wiedzących, przekonani, że nasze doświadczenie i rola upoważniają nas do tego, by wymagać, porównywać, karać, nagradzać i realizować „dla ich dobra” zasady i metody, które im nie służą. Świadczy o tym chociażby fakt, że raczej sami nie chcielibyśmy być uczniami. Pozbycie się przekonania, że mamy prawo tak traktować innych ludzi, szczególnie, dzieci i młodzież, jest pierwszym krokiem w kierunku zmiany nawyków i podjęcia konstruktywnych działań.

Wolność nauczyciela w obowiązującym systemie edukacji, to ludzkie podejście do ucznia, to przeformułowanie celów edukacji z rankingowej na dostosowaną do możliwości i potrzeb ucznia, to podjęcie działań w kierunku współodpowiedzialności, współpracy zarówno z uczniem, jak i rodzicem. To zmiana formy kształcenia z reprodukcyjnej na twórczą, to wykorzystanie możliwości współczesnej rzeczywistości, to wreszcie porzucenie metod „tresowania” uczniów do egzaminów, wyników czy rankingów na rzecz kształcenia na miarę XXI wieku. Tym bardziej, że uczniowie na tym nie tracą, wręcz przeciwnie, zyskują i zyskuje również całe społeczeństwo.

Czego dziś potrzebują nauczyciele, żeby rozpocząć tę mentalną zmianę?

Nauczyciele najbardziej potrzebują wsparcia, ale też godnych warunków pracy, życzliwości, zrozumienia. Potrzebują też przykładów działań, możliwości współpracy z tymi, którzy już dokonali zmian i mają tego rezultaty. Nauczycielom i polskiej szkole potrzeba autonomii, różnorodności i odpolitycznienia. oraz świadomej i efektywnej strategii inwestowania w przyszłość narodu, jaką daje edukacja. Potrzeba też dostępu do wiedzy, która wspiera procesy uczenia się dzieci, szczególnie w zakresie umiejętności komunikacji, budowania relacji, wykorzystania możliwości i potencjału ludzkiego mózgu.

Jesteś nauczycielem z ponad  trzydziestoletnim stażem pracy. Czy dostrzegasz różnicę między uczniami sprzed dziesięciu, czy dwudziestu lat a współczesnymi?

Różnice między uczniami sprzed lat i współczesnymi są znaczące. Jest to spowodowane postępem społecznym, ale też zmianą warunków, w jakich żyliśmy i w jakich żyjemy. Przed dwudziestoma, trzydziestoma laty pracowałam w Zespole Szkół Elektronicznych Zduńskiej Woli, uczyłam prawie samych chłopców. Uczniowie byli przede wszystkim zainteresowani zdobywaniem wiedzy, chętnie i uważnie uczestniczyli w lekcjach, mimo że wtedy prowadzonych przeze mnie metodą „pruską”. Wagary, czyli opuszczanie zajęć było naganne, ale było problemem do rozwiązania i rozwiązywano go najczęściej we współpracy szkoły z rodzicem. Uczniowie chętnie angażowali się w życie szkoły, w organizację imprez, np. studniówki, chętnie brali udział w konkursach. Był to czas, kiedy nie było powszechnego dostępu do komputerów, telefonów komórkowych, więc kształciło się w oparciu o wiedzę przekazaną przez nauczyciela i utrwalanie tej wiedzy poprzez ćwiczenia. Jeśli uczeń miał trudności, stosował różne strategie, by je pokonać, ale najczęściej polegało to na współpracy koleżeńskiej, jeśli nawet sprowadzało się do odpisania od kogoś rozwiązania. Znamienne było to, że na wycieczki szkolne z młodzieżą raczej wyjeżdżało się w góry. Uczniowie byli chętni przemierzać  szlaki, zdobywać szczyty i pokonywać trudności. A działo się to w czasach, kiedy były kartki na żywność, a zorganizowanie wycieczki było nie lada wyzwaniem. Przez kilka miesięcy zbierali konserwy, by w czasie wycieczki móc robić śniadania i kolacje, i mieć energię do realizowania tras wędrówek po górach, szczególnie, kiedy w wycieczce brało udział około trzydziestu chłopców w wieku od szesnastu, siedemnastu lub osiemnastu lat. Nauczyciel był osobą raczej poważaną, rodzice i uczniowie chętnie współpracowali ze szkołą, angażowali się w odnowienie sal lekcyjnych oraz dbali o ich wystrój. Uczniowie bardzo sporadycznie korzystali z korepetycji. Zawsze dobrze sprawdzało się stworzenie przez nauczyciela warunków do wzajemnej pomocy koleżeńskiej na lekcji i po zajęciach, z której uczniowie chętnie korzystali.

Około dziesięć lat temu w szkole dało się odczuwać efekty postępu. Coraz więcej uczniów miało własny telefon. Byli coraz bardziej niespokojni, pojawiły się trudności z koncentracją, brak uwagi na zajęciach. Bywało, że poszukiwali różnych powodów „uatrakcyjnienia” lekcji, zwrócenia na siebie uwagi. Od tego czasu wydano wiele różnorodnych podręczników, ale też pojawiła się inna możliwość zdobywania wiedzy i rozwiązywania problemów. Pojawił się internet, czyli możliwość szybkiego dostępu do wiedzy i do gotowych rozwiązań. To stało się powodem, że każdą napotkaną trudność uczniowie chcą jak najszybciej pokonać, korzystając z gotowych rozwiązań. Najchętniej, z użyciem telefonu, który mają pod ręką. Szukają „typowych” rozwiązań, odpowiedzi, jak wpasować się w klucz. Coraz więcej uczniów nie jest też uważnych na lekcji z powodu powszechnego korzystania z korepetycji – w szkole raczej nie są zainteresowani zajęciami, zależy im tylko na tym, by dowiedzieć jaki materiał mają przyswoić w „komfortowych” dla siebie warunkach. Często powodem korzystania z korepetycji jest to, że, dzieciom, jak i ich rodzicom, zależy na wysokich notach. Dlatego współcześni uczniowie zdecydowanie chętniej wyuczają się, poprawiają oceny, przeliczają średnie, kalkulują, a dodatkowo zachęcają ich do tego różne nagrody, których kryterium, zamiast docenienia pracowitości, wytrwałości w kształceniu talentu, kreatywności, najczęściej jest średnia ocen.

W mojej ocenie to powód tego, że nauka przestaje być procesem kształcenia, drogą rozwoju, a staje się taktyką stosowaną w celu pozbycia się problemu, zdobycia nagrody. Spłyca to sens edukacji, jej zasadność i przydatność, również społeczną, bo odbywa się to kosztem zdewaluowania ludzkich relacji poprzez skupianie się na własnych celach i dążenie wyłącznie do tego, by być lepszym od innych.  Są też tacy uczniowie, których trudno zainteresować nauką, bo nie widzą w niej sensu. Naukę w szkole uważają za stratę czasu. Wielu uczniów szkół ponadpodstawowych już pracuje. Według mnie, ogromnym problemem polskiej szkoły jest, niestety za przyzwoleniem dorosłych, nagminnie opuszczanie zajęć. Powodem jest niewątpliwie fakt, że szkoła nie spełnia oczekiwań ucznia i rodziców, ale takie zachowania nie uczą młodych ludzi niczego dobrego.  Z jednej strony jest to taktyka ominięcia problemu, ale z drugiej, jest to droga do kolejnych kłopotów. Tym bardziej, że rzeczywistość szkolna, która nie wspiera współczesnego ucznia, często idzie w parze z jego trudnymi relacjami rodzinnymi. Dochodzi do tego jeszcze przebywanie w świecie wirtualnym, który zajmuje w życiu współczesnego ucznia znaczące miejsce i mimo, że młody człowiek ma wielu znajomych, wcale nie tak rzadko bywa sam, bo znajomości wirtualne zastąpiły jakże potrzebne człowiekowi, relacje rzeczywiste z innymi ludźmi. Zachowania współczesnych uczniów są  pod wpływem postępu cywilizacji, są też efektem wyręczania we wszystkim dzieci i młodzieży, brakiem kształtowania dobrze pojmowanej odpowiedzialności, kształcenia nawyków wyczekiwania na efekt i odczuwania satysfakcji z jego osiągnięcia. Jest to również efekt edukacji, która nie docenia błędu, jako szansy rozwoju, a raczej traktuje błąd, jako powód do krytyki, czasem ośmieszania i wytykania.

Czego współczesne dzieci potrzebują od szkoły, by wkroczyć w dorosłe życie?

Przede wszystkim tego, czego potrzebuje współczesny człowiek, który będzie często zmieniał pracę, wykonywał zawody, które dopiero się pojawią. Ale też tego, co jest szansą na prowadzenie zdrowego życia, otwartości na drugiego człowieka, tego, czego potrzebuje ludzka natura, by stać się spełnionym i szczęśliwym. Do tego potrzeba otwartości umysłu, a nie odtwarzania wiedzy, potrzeba umiejętności komunikowania się i budowania relacji. Ważny jest rozwój w oparciu o zainteresowania i talenty, zamiast wyrównywania braków i lokowania wyników w rankingach. Ważne jest też kształcenie umiejętności podejmowania decyzji i ponoszenia za nie odpowiedzialności. Ważna jest znajomość języków obcych i obsługi coraz bardziej doskonałych urządzeń zastępujących ludzką pracę. Do tego wszystkiego potrzeba również umiejętności współpracy, współorganizowania i współtworzenia. Istotne są kreatywność i umiejętność radzenia sobie z trudnościami, ale też ważne jest kształcenie postaw w poszanowaniu różnorodności i prawa do posiadania własnego zdania. Szkoła przyszłości, to szkoła przyjazna uczniowi, traktująca go z poszanowaniem jego godności i prawa do rozwoju we własnym tempie, to szkoła, która pozostanie na zawsze we wspomnieniach, jako miejsce zdobywania wiedzy, która służy człowiekowi i społeczeństwu.

Rozmawiała Agnieszka Nuckowska

Książkę Anny Szulc „Nowa szkoła” możesz kupić w Księgarni Natuli

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.