Kategorie
Zdrowie

Antybiotyki lekiem na katar? Zdecydowanie nie!

Jesień wkroczyła w nasze życie, a wraz z nią – przeziębienia, grypy, zapchane noski i kaszelki. Jak co roku nasze dzieci stoczą nierówną walkę ze złym samopoczuciem, wywołanym wirusami i bakteriami, a my będziemy szukać najlepszego lekarstwa na wszelkie bolączki. Niejedna mama wyjdzie z lekarskiego gabinetu z plikiem recept, wśród których znajdą się też te na antybiotyki.

Chociaż są one silną bronią przeciwko drobnoustrojom, głównie grzybom i bakteriom, to jednak sięgamy po nie zbyt chętnie, czasami nawet wręcz bezmyślnie. Zbyt częste ich stosowanie powoduje, że bakterie uodparniają się i stają się coraz bardziej niebezpieczne.

Czy da się uniknąć przyjmowania antybiotyków? Jak leczyć dzieci z kataru, kaszlu i infekcji charakterystycznych dla okresu jesienno-zimowego? Podpowiedzą nam to cztery doświadczone mamy.


Antybiotyki są często nadużywane, prowadzi to do wytworzenia na nie oporności przez bakterie, które następnym razem mogą zaatakować ze zdwojoną siłą – ostrzega Anna, mama trzyletniego Błażeja, a jednocześnie farmaceutka. – Nietrafione stosowanie antybiotyków, np. przy infekcjach wirusowych, niepotrzebnie osłabia organizm i przeszkadza mu w walce z chorobą za pomocą naturalnych, wrodzonych sił.

Podobnie uważa Marta, mama trzyletniego Nikodema, która wspiera się wiedzą z portali internetowych, a także z prasy traktującej o farmakologii i problematyce antybiotykoterapii w zdrowiu publicznym. Musi być podwójnie czujna, ponieważ jej synek ma gronkowca antybiotykoopornego, więc dla niego podanie antybiotyku oznacza ewentualne wyginięcie niewielkiej ilości słabszych osobników gronkowca. Powoduje to obniżenie jego odporności do poziomu, kiedy obecny gronkowiec mutuje się dalej i namnaża w stopniu przypuszczalnie trudnym do opanowania (zagrożenie sepsą). – Mierzi mnie, gdy słyszę od lekarza: to jest wirus grypowy, antybiotyk na 10 dni… – mówi. – Antybiotyki stosowane są w ciemno, bez wykonywania posiewu, bez wykonywania antybiogramu, a to skrajna głupota w moim odczuciu.

Pomimo tego, że moja trzecia rozmówczyni, Tamara (mama czwórki dzieci), nie skarży się na problemy zdrowotne swoich pociech, ona także bardzo świadomie i ostrożnie podchodzi do problematyki antybiotykoterapii.
Nie zdarzają się u nas w rodzinie poważniejsze infekcje, zazwyczaj jest to tylko zwykłe przeziębienie – zauważa – ale wiem, że podawanie antybiotyków powoduje, że są niszczone nie tylko bakterie chorobotwórcze, ale i te pożyteczne w naszych organizmach, a przez to zmniejsza się nasza odporność na choroby i następuje osłabienie organizmu.

Ponieważ moje rozmówczynie są świadome, czym grozi zbyt częste podawanie tych leków, bywa, że spierają się ze swoimi lekarzami albo do skutku szukają takich, którzy podzielają ich opinie.

Nasza pani pediatra na prawie wszystkie choroby daje receptę na antybiotyki – przyznaje Tamara. – Unikam wizyt u niej i prawie zawsze konsultuję się z innym lekarzem, który również pracuje w osiedlowej  przychodni.

Anna jednak zauważa, że świadomość środowiska medycznego ostatnio się zwiększyła.
Mój brat 15 lat temu był leczony antybiotykami z „zapaleń oskrzeli”, które okazały się atakami astmy. W tej chwili lekarze leczą bardziej świadomie. W przypadku kaszlu przepisują syrop lub inhalacje z zastrzeżeniem, żeby się zgłosić na kontrolę przy braku poprawy.

Marta zaś ucieka się do konsultacji z pediatrą, która jest zwolenniczką homeopatii.
Mamy swoją lekarkę homeo, która jest nieoceniona i bardzo nam pomaga w prowadzeniu dość “skomplikowanego” zdrowotnie dziecka. – mówi. – Lekarz rodzinny służy nam do wypisywania skierowań, osłuchiwania w nagłych sytuacjach i tyle. Relacje układają się dobrze, chociaż trochę się sprzeczamy na temat  mojej niechęci do szczepień, ale niegroźnie.

Jak więc nasze rozmówczynie leczą swoje dzieci, gdy choroba da o sobie znać?

Stosujemy metody starej medycyny, medycyny naturalnej, homeopatię – mówi mama Nikodema. – Przy infekcjach tradycyjnie zazwyczaj w ruch idą preparaty homeopatyczne, zioła, fizyczne zbijanie gorączki, nacieranie olejkami, świecowanie uszu.

Anna stosuje inhalacje z soli jodowo-bromowej, leczenie przeciwalergiczne, a Tamara najpierw domowe sposoby: sok malinowy, miód, cytrynę, herbaty ziołowe, dzieci naciera maścią rozgrzewającą, zakatarzone nosy smaruje maścią majerankową.

Na pewno podałabym antybiotyk, gdyby nasz lekarz pediatra-homeopata powiedział, że jest to konieczne – przyznaje Justyna, mama Krzysia i Łukasza. – On nie jest przeciwnikiem antybiotyków, ale nie jest też skłonny podawać tak silny lek przy zwykłym katarze czy gorączce. Jesteśmy jego pacjentami od trzech lat i ani razu nie musiał go przypisywać.

W przypadku rzetelnej i stanowczej lekarskiej diagnozy Anna również dopuszcza możliwość zastosowania antybiotykoterapii.
Jeśli lekarz się waha lub sama mam wątpliwości, idę skonsultować decyzję z drugim lekarzem – mówi. – Każda infekcja może się skończyć zakażeniem bakteryjnym, gdyż organizm jest osłabiony walką z chorobą. Zwykle niepokojącym sygnałem jest przedłużająca się wysoka gorączka.

Marta idzie jeszcze dalej, gdyż kontrolowałaby cały proces leczenia.
Podałabym w przypadku silnej infekcji bakteryjnej, po wykonanych posiewach i antybiogramach, wykonywanych również w trakcie leczenia, w celu sprawdzenia skuteczności leczenia, skontrolowania, czy antybiotyk działa – zapewnia.
A gdyby już przyszło jej synkowi przyjmować antybiotyki?
Na pewno stosowałabym dietę lekkostrawną, sok z ziemniaka, mąkę ziemniaczaną, kisielki. Nie jestem zwolenniczką probiotyków, prebiotyków czy symbiotyków. Wyciągi stosowane do ich produkcji hodowane są przy użyciu drożdżaków i innych grzybów, więc nie widzę potrzeby dodatkowego obciążania układu pokarmowego tego rodzaju gośćmi, które i tak chętnie się namnażają po i w trakcie antybiotykoterapii – podsumowuje.

Antybiotyk (penicylina) został odkryty w 1928 roku przez Alexandra Fleminga, który zauważył, że przypadkowe zanieczyszczenie podłoża pleśnią powstrzymuje wzrost kultur bakterii. Wprowadzenie antybiotyków do lecznictwa było przełomem dającym lekarzom oręż do walki z  wieloma, często śmiertelnymi chorobami, jednak należy ich używać rozważnie.

Foto

Autor/ka: Aleksandra Michalak

Politolog, kulturoznawca, z zamiłowania dziennikarz, z przymusu sprzedawca. Z wyboru mama. Obie swoje córki nosi w chustach, jest zwolenniczką BLW i prawdziwą miłośniczką wielorazowych pieluszek. Pisze o swoich dzieciach i aspektach ekorodzicielstwa z nadzieją, że zarazi tą ideą innych rodziców.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.