Wychowałam się w rodzinie przyrodników. W każdą niedzielę, a czasem też w inne dni, odkąd pamiętam, wyruszaliśmy wszyscy na wycieczkę – bliżej lub dalej, zwykle jednak w zasięgu dłuższego pieszego spaceru lub roweru, czasem podjeżdżaliśmy kilka lub kilkanaście kilometrów samochodem
