Kategorie
Wychowanie

Chustonoszenie jako terapia dorosłego

„A czy Pani nosiła swoje dzieci?” – słyszałam wielokrotnie…

Nie mam dzieci, nie nosiłam i nie umiałam też powiedzieć, co mnie zaprowadziło na drogę doradcy. Bo nie własne dziecko, nie praca z dziećmi ani też etat. To potrzeba płynąca ze źródła, tajemnicza siła, z którą noszę wiedzę o chustonoszeniu i wychowaniu w bliskości.

Rodzice często po zawiązaniu dziecka doceniali wygodę, wolne ręce, ulgę. Tak, owszem, pierwszy widoczny efekt noszenia dzieci w chuście to wolne ręce – ale nie jest on najważniejszy i nie jedyny. Poczułam, że noszenie dzieci w chuście jest wspaniałym narzędziem terapii własnej oraz budowania naturalnej, powolnej, trwałej relacji, która wpływa również na nasze życie w kontakcie z całym światem. W takim razie jak to się dzieje, że u mnie potrzeba ta nie była związana z doświadczaniem macierzyństwa?

Odpowiedzi i kontaktu ze sobą szukałam na szkoleniu Doradców Noszenia Dzieci, na którym jako jedyna nie byłam jeszcze związana zawodowo ani prywatnie z dziećmi. Długo tkwiłam w niedostatku praktyki noszenia własnego dziecka, a samo noszenie sprowadzałam do walorów rozwoju psychicznego i emocjonalnego dziecka oraz rodzica noszącego. Trzymałam się bliskości, wierzyłam w nią, bo sama tego potrzebowałam i niezwykle ucieszyło mnie, że mężczyźni i kobiety, którzy sami mają braki w budowaniu bliskości, mogą jej tu i teraz doświadczać. Przyglądać się jej. Poznawać siebie  w kontakcie z dzieckiem i otaczającymi ludźmi.

Po kursie ciągle niczym mantra pojawiało się pytanie: „Czy Pani nosiła swoje dzieci?”.

Przeszła chęć udowadniania wszystkim, że kobieta-nie-matka to nadal człowiek, wierzący w trwałą relację międzyludzką. Przyszła też rewolucja. Podjęłam nową pracę w zawodzie jako pedagog. Chusta leżała w koszu wiklinowym wraz z kocykami dzieci z Naturalnej Szkoły Bukowy Dom. W przypływie ogromnej tęsknoty podjęłam próbę wiązania, która wzbudziła wśród dzieci ogromne zainteresowanie:

„Agata co robisz?” – pytali, kiedy ja jak zaczarowana i w transie motałam chustę.

„Będę nosić, chcesz wskoczyć do chusty?”

I od tego momentu zrozumiałam, czym jest dla mnie noszenie dzieci w chuście… To narzędzie do odbudowywania relacji, bliskości z samą sobą i dla samej siebie, dawanie odprężenia i odprężanie samej siebie, przytulania i byciu przytulaną. Ogrzewanie ciała i bycie ogrzewanym. Dawanie i branie, branie i dawanie bicia serca i oddechu. Jestem doradcą noszenia dzieci w chuście z tęsknoty za bliskością, jestem również dowodem na to, że potrzeba bliskości rodzi się zdecydowanie wcześniej niż narodziny dziecka. I choć nie cofniesz czasu, nie zmienisz własnych doświadczeń z dzieciństwa, ponieważ wtedy nie miałeś na to wpływu, tak teraz masz otwarte ręce, do których wkładasz to, czego potrzebujesz.

Noście, kangurujcie, przytulajcie, dotykajcie się z całym światem. Bliskość jest w naszej naturze, a natura jest bliskością.

Foto: flikr.com/hugabub-babywearing

Autor/ka: Agata Żulewska

Akredytowany doradca noszenia dzieci w chuście, autorka bloga jacien.pl i kreatywna animatorka zajęć dla dzieci. Od 10 lat pracuje z dziećmi i młodzieżą w charakterze wychowawcy mentora, wspierając ich samorozwój. Prywatnie: kocha życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.