Monika Szczepanik: Lubię przypominać sobie to, co kiedyś powiedział Pitagoras: „Najkrótsze wyrazy „tak” i „nie” wymagają najdłuższego zastanowienia”.
Ewelina Adamczyk: I największej odwagi. O ile jednak z reguły usłyszane „tak” przyjmowane jest z radością i satysfakcją, o tyle „nie” jest niemile widziane. Zastanawiam się, dlaczego tak trudno rodzicom przyjmować dziecięcą odmowę.
Życie seksualne rodziców
Zacznij świadomie budować swoją relację z partnerem
Jak zrozumieć się w rodzinie
Jak dostrzec potrzeby innych i być wysłuchanym
Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli
Dziecięce „nie” bywa dla rodzica trudne
Monika Szczepanik: Powodów może być kilka. Dość często słyszę od samych rodziców, że „nie” wypowiadane przez dziecko oznacza nie tyle niezgodę na propozycję rodzica, ile niezgodę na rodzica. Rodzic, który słyszy od swojego dziecka kilka razy „nie”, zaczyna się zastawiać, gdzie popełnił błąd, co zrobił nie tak, że jego dziecko nie chce z nim współpracować. Nie chce go uwzględnić w swoich planach. Kiedy mówi: „Nie, nie chcę teraz posprzątać”, „Nie lubię takiego soku”, „Nie chcę jechać do lasu”, to tak jakby nie widziało starań rodzica, nie doceniało jego zaangażowania i kreatywności. Jakby widziało wyłącznie czubek własnego nosa.
Dziecko, które często mówi „nie”, bywa postrzegane przez dorosłych jako egoistyczne, krnąbrne, nieposłuszne, rozpieszczone, uparte, złośliwe, przekorne. Takie etykiety powodują, że jesteśmy wyczuleni na dziecięce odmowę i naprawdę zaczynamy wierzyć, że nasze dziecko mówi wyłącznie „nie”.
Zaproszenie do ping-ponga
Ewelina Adamczyk: „Nie” czasem odbierane jest przez nas jako zaproszenie do gry w ping-ponga. Dziecko mówi „nie”, a rodzic podaje argument za argumentem, dlaczego powinno powiedzieć „tak”. W ten sposób po obu stronach rodzi się narastająca frustracja. I wygląda to tak, jakby rodzic za wszelką cenę chciał postawić na swoim, uznając, że ustąpienie dziecku, czyli uwzględnienie jego „nie”, to porażka wychowawcza i/lub brak konsekwencji. Bierze się to z lęku przed oceną, z przekonania, że nie można pozwolić, żeby dziecko wchodziło nam na głowę.
Monika Szczepanik: Czasem jako rodzice używamy bardziej subtelnych metod, takich w białych rękawiczkach, które mają nakłonić dziecko do rezygnacji z „nie”. Mówimy o tym, że babci będzie przykro, że ciocia jechała tak długo tylko po to, żeby się z nami spotkać, że brat będzie płakał. Dla mnie jest to prosta droga do poczucia winy. Bywają okresy w życiu, w których chętniej mówimy „nie” niż „tak”. Tak dzieje się wtedy, gdy maluch zaczyna eksplorować świat, odchodzi coraz dalej od dorosłego i gotów jest na pierwsze samodzielne doświadczanie. Tak dzieje się i wtedy, gdy jesteśmy rodzicami nastolatka. Naście lat to więcej autonomii, samostanowienia, autoekspresji, wolności.
Tak często mówię „tak”, że chcę wreszcie móc powiedzieć „nie”
Ewelina Adamczyk: Tak dzieje się także wtedy, gdy mały człowiek w przedszkolu lub szkole podporządkowuje się obowiązującym zasadom, ma ograniczoną możliwość wyboru i jego preferencje nie są uwzględniane. Wtedy po powrocie do domu chce być usłyszany zarówno ze swoim „tak”, jak i „nie”. I rzeczywiście bywa tak, że więcej tego „nie” niż „tak”. Gdy od dzieci wymaga się samokontroli, a placówki edukacyjne jej wymagają, to po opuszczeniu ich murów dzieciaki chcą móc wyrażać się autentycznie i prawdziwie. A „nie”, podobnie jak „tak” jest autentyczne i prawdziwe.
Książki o rozstaniu i rozwodzie: wsparcie dla dzieci i dorosłych
Książki o rozstaniu i rozwodzie dostępne w naszej księgarni mają na celu wspieranie całej rodziny. Bez względu na wiek, każdy członek rodziny znajdzie tutaj coś, co pomoże mu lepiej zrozumieć własne uczucia i odnaleźć nową równowagę. Dzięki literaturze można odkryć, że nawet po rozstaniu możliwe jest stworzenie szczęśliwego, pełnego wsparcia środowiska dla dziecka.
Zobaczmy rzeczywistość taką, jaka ona jest
Monika Szczepanik: Ostatnio dużo myślę o tym, że my, rodzice, mamy jakąś dziwną cechę, która utrudnia nam widzenie rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Słyszymy przede wszystkim dziecięce „nie”! Nawet czwarte czy piąte. Zupełnie nie pamiętamy jednak o usłyszanym tego dnia „tak”. Czwartym lub piątym „tak”. (śmiech) Nie pamiętamy o niewerbalnym „tak”, gdy ubieraliśmy dziecko do przedszkola, o wyszeptanym „tak”, gdy oddało zabawkę młodszemu rodzeństwu. O trzykrotnie wykrzyczanym z drugiego pokoju: „Tak, chcę pomidorówkę”, „Tak, zaraz przyjdę”, „Tak, możesz mi dolać wody”. Może to jest kłopot z widzeniem proporcji?
Jesteśmy z pokolenia „tak”
Ewelina Adamczyk: Trudno jest słyszeć „nie” i je przyjmować także dlatego, że jesteśmy z pokolenia, które nie mogło mówić swoim rodzicom „nie”. Większość z nas była wychowana przez autorytarnych rodziców, którzy nie tylko nie dawali nam prawa do odmowy, ale i sami korzystali z „nie”, by zakończyć rozmowę. Na porządku dziennym było: „Nie, bo nie”, „Nie i kropka”, „Powiedziałem chyba wyraźnie: nie”.
Monika Szczepanik: Nie było łatwo zobaczyć, że „nie” może być początkiem, a nie końcem rozmowy. A może być. Za każdym „nie” kryje się jakieś „tak”. Łatwiej to zobaczyć, gdy zna się świat potrzeb. Kiedy człowiek mówi „nie” mojej propozycji, to zawsze mówi „tak” czemuś innemu. Temu, czego w tym momencie bardziej potrzebuje.
Co kryje się pod „nie”?
Ewelina Adamczyk: A może to wyglądać tak:
Dziecko: Nie chcę myć zębów. Rodzic: Nie chcesz myć zębów?
Dziecko: Nie, nie chcę. I nie chcę się też kąpać.
Rodzic: Chcesz robić coś innego?
Dziecko: Tak, chcę już spać.
Rodzic: Zmęczony jesteś? Nie masz siły na kąpiel i zęby?
Dziecko: Tak, jestem bardzo zmęczony i chcę spać.
Monika Szczepanik: Kiedy nie traktujemy „nie” jako zamachu na rodzicielski autorytet, nie widzimy w nim braku poszanowania dla naszych decyzji, wtedy łatwiej zobaczyć, że to tylko część zdania – taka złożona z trzech liter, w których mieści się albo wyrażenie własnego stanowiska, albo opowieść o tym, czego teraz chcę, albo też…
Ewelina Adamczyk: …prośba o wzięcie pod uwagę marzenia i poszanowanie dziecięcego świata. Nie ma lepszego miejsca niż rodzinny dom do nauki mówienia „nie” zawsze wtedy, gdy dzieją się rzeczy, których dziecko nie chce. Pierwsze, drugie i każde kolejne „nie” buduje pewność, daje poczucie siły i sprawczości, a przecież tego chcemy dla naszych dzieci, gdy wejdą w okres dorastania i gdy pojawią się propozycje, które nie będą im służyły.
Monika Szczepanik: Ludzie rodzą się ze zdolnością mówienia „nie”, podobnie jak rodzą się ze zdolnością mówienia „tak”. Nikt nie musi im tego dawać ani nikt nie może im tego zabrać.
Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli
Zaproszenie do dziecięcego świata
Ewelina Adamczyk: Tak jest w teorii. Szkoda, że codzienność wygląda czasem inaczej, że my rodzice, tylko dlatego że jesteśmy rodzicami, rościmy sobie prawo do zgadzania się lub też nie na dziecięcą odmowę. Taka postawa wynika z przekonania o posiadanej nad innymi władzy.
Monika Szczepanik: Za każdym razem, gdy słyszę „nie” od moich córek, chcę pamiętać, że to jest zaproszenie do ich świata. Świata ich marzeń i potrzeb. I że w zamian za to, że tak otwarcie i spontanicznie mówią: „Nie, nie chcę buziaka”, „Nie lubię, gdy krzyczysz”, „Nie chcę tej kurtki”, chcę odpowiedzieć szacunkiem i zrozumieniem dla ich potrzeb.
Ewelina Adamczyk: W tych wszystkich momentach, kiedy nie jest łatwo przyjąć dziecięce „nie”, chcę pamiętać, jakiego człowieka pragnę wychować. Choć po kolejnej usłyszanej tego dnia odmowie trudno racjonalnie myśleć, warto się zatrzymać i przypomnieć sobie cechy, które chcemy rozwijać w dziecku. Jeśli zależy nam na tym, by było asertywne, odpowiedzialne, pewne siebie, z poczuciem wartości i poczuciem sprawczości, jeśli chcemy, by umiało bronić swoich racji i postępować w zgodzie z sobą, warto dziś uwzględniać jego „nie”.
Foto: flikr.com/luismarina