Łowcy diamentów to nieokrzesana, międzynarodowa grupa. Całymi miesiącami żyją sami lub po dwóch głęboko w buszu. Wychodzą tylko wtedy, gdy skończą im się zapasy albo gdy mają do sprzedania diamenty. Kiedy dostaną pieniądze, często wpadają w pijacki ciąg i wydają wszystko w ciągu kilku dni. Odkładają tylko tyle, ile potrzebują, by zebrać ekwipunek na kolejną wyprawę. Jean uważała, że to najgłupsi, ale i najodważniejsi narwańcy na świecie. Wielu z nich nigdy nie wracało na łono cywilizacji. Czy umierali w dżungli, czy decydowali się urządzić wśród miejscowych plemion, tego zwykle nie było wiadomo. Niemniej jednak ich fascynacja dżunglą wydawała się Jean zupełnie sensowna.
Enrico wyjaśnił jej:
– Diamenty powstają głęboko w górach przez tysiące lat. Są wymywane w postaci żwirku dzięki erozji gór i trafiają do niezliczonych strumieni w lasach deszczowych.
Szczegółowo opisał metodę polowania na diamenty.
– Dostaniesz saruca – wyjaśnił.
Jean skinęła głową – widziała jedną z tych trzypoziomowych patelni w jakimś czasopiśmie.
– Zamiast chodzić po lesie, wpatrując się w ziemię i szukając czegoś błyszczącego – ciągnął – jedziemy na brzeg strumienia, gdzie ziemia zaczyna opadać. Potem trzeba kopać i kopać, aż dotrzesz do warstwy ziemi, która ma trochę inny kolor niż najwyższa. Napełniasz wiadro, a potem bierzesz garść ziemi i wrzucasz do saruca. Potrząsasz i obracasz. Potrząsasz, ćwierć obrotu, potrząsasz, ćwierć obrotu, potrząsasz, ćwierć obrotu. – Zademonstrował odpowiedni ruch, po czym ciągnął dalej: – Potrząsasz trochę, a potem płuczesz w strumieniu i powtarzasz całą sekwencję, aż całe błoto zniknie. Górny poziom saruca ma największe otwory, więc kamienie spadają na średnie sitko, a na koniec na najdrobniejsze. Potem trzeba znaleźć dobre miejsce, najlepiej na słońcu i wyrzucić zawartość najdrobniejszego sitka na kupkę ziemi. Powtarzasz to, aż opróżnisz wiadro – objaśnił Enrico. – Do tej pory pierwsze kupki będą już suche. Diamenty leżą na górze kupki, gdzie dobrze je widać.
[reklama id=”73269″]
By wyruszyć na diamentowe łowy, potrzebowali przynajmniej dwóch ludzi z plemienia jako przewodników w odległym regionie dżungli. Enrico musiał poprosić o nich wodza i zaproponować w zamian coś wartościowego. Niemal miesiąc czekał na właściwy moment. Kiedy wreszcie odważył się poprosić, wódz odmówił. Tydzień później wysłał swojego szeryfa na negocjacje. Indianie byli zafascynowani parą nożyczek, które cudzoziemcy mieli w posiadaniu. Zaakceptowali je jako podarunek w zamian za dwóch przewodników. Mieli wyruszyć następnego ranka w dobrze zaopatrzonej łodzi.
Po dwóch dniach drogi w górę rzeki rozłożyli bazę wypadową na brzegu. Indianie wzięli łuki, strzały i maczety i ruszyli upolować coś na kolację. Przynieśli sarnę i upiekli ją na otwartym ogniu. Rano Jean zjadła na śniadanie słodkiego ananasa i spakowała trochę żywności, podczas gdy Enrico i Beppi zbierali potrzebny sprzęt. Opuszczając obóz, idący za Jean Enrico ostrzegł:
– Nigdy nie wolno ci zapominać, że dżungla jest niebezpieczna. Niewiarygodnie łatwo się zgubić.
Niewątpliwie było to oczywiste. Niemniej jednak podziękowała mu za troskę z prawdziwą wdzięcznością.
Kopuła przeplatających się koron drzew sprawiała, że nieba niemal nie było widać. Zielone ściany odbijały się echem nieustannego śpiewu ptaków, zagłuszającego wszelkie inne dźwięki. Zaczęła nabywać szczególnej świadomości, kluczowej dla przetrwania w dżungli: drugiego zmysłu, który ani nie wyolbrzymia, ani nie lekceważy potencjalnych niebezpieczeństw. Kiedy minęła zakręt ścieżki, zobaczyła przed sobą 12-stopowego, brązowo-pomarańczowego jadowitego węża, zwiniętego w gotowości do ataku. Zamarła. Jeden z indiańskich przewodników, idący za nią, zszedł ze ścieżki i po chwili już stał twarzą do niej, po drugiej stronie węża. Przyglądała się, jak zamachnął się maczetą w stronę ziemi i odrąbał mu głowę. Jakim cudem w mgnieniu oka przemieścił się zza niej i stanął naprzeciwko? Szacunek Jean dla tych ludzi natychmiast wzrósł wprost proporcjonalnie do wdzięczności, jaką poczuła dla mężczyzny, który właśnie uratował jej życie.
[reklama id=”70501″]
Od tej chwili Jean nigdy nie czuła się zagrożona przez Indian. Ewidentnie szanowali kobiety. W ciągu kolejnych miesięcy i lat niemal każdy indiański mężczyzna, którego spotkała, oświadczał się jej. Nawet dziesięcioletni chłopcy i staruszkowie.
– Było to bardzo przyjacielskie – wspominała wiele lat później. – Uśmiechali się, kiwali głowami, dawali wyraźne znaki. Nastolatkowie wykonywali nawet gesty seksualne, by mi pokazać, co mają w zanadrzu, jeśli wybiorę ich na kochanków. Nie było to dla mnie obraźliwe, ponieważ robili to z najwyższym szacunkiem. Wystarczyło, że się uśmiechnęłam i potrząsnęłam głową. Nigdy się nie złościli ani nie brali odmowy do siebie.
Cóż za zdobycz stanowiłaby ta wysoka, jasnowłosa kobieta o patykowatych nogach. Tak, według standardów indiańskich była brzydka, ale posiadanie jej znacznie podniosłoby status mężczyzny.
Po wielu godzinach przedzierania się przez las stopy Jean bolały tak bardzo, że sięgnęła w stronę Enrica i wzięła go pod ramię. Wzdrygnął się, wyrwał rękę i rzekł:
– Lubię chodzić swobodnie.
Z czasem odkryła, że był mężczyzną, który nie chciał odczuwać żadnych emocji. Dziwne jak na Włocha, pomyślała. Anglików uczucia przerażają, ale Włochów zwykle nie.
Podczas tej pierwszej wyprawy w dżungli nie znaleźli diamentów. Jednak Enrico był szczęśliwy i raczej zadowolony, że z powodzeniem wyszkolił dwójkę nowicjuszy w ich poszukiwaniu. Kiedy mała grupka wróciła do wioski, zastało ich ciepłe powitanie. Pod ich nieobecność Indianie oczyścili niewielki teren i przenieśli ich dobytek na polanę w obrębie wioski. Zbudowali też dla Jean małą chatkę.
Przez kolejne dwa tygodnie Jean trzymała się blisko domu, wymawiając się od wycieczek w las z Enrikiem i Beppim. Podobało jej się przebywanie w wiosce. Zaczęła rozumieć, dlaczego łowcy diamentów tak fascynowali się dżunglą. W dzienniku zapisała: „Tajemnice życia w lesie deszczowym, zwyczaje zwierząt i roślin, widowiskowe burze i zachody słońca, węże, orchidee, dziewiczy charakter, trudności z przedzieraniem się przez gęstwinę i szczodrość w obdarzaniu pięknem – wszystko to sprawia, że dżungla jest dokładnie taka jak trzeba”.