Nie zawsze było mi z nią po drodze. Wiadomo, matka. Karmiła moje dzieci śmieciowym jedzeniem, a ja robiłam jej z tego powodu awantury. Kochała je nad życie. Teraz za nią tęsknię. Choć mam 40 lat, czuję się jak osierocone dziecko.
Ale ten tekst nie jest o tym. Jest o jakości umierania. I zajmuję się tym tematem też dlatego, że tak wiele w moim życiu jest zawodowo i prywatnie związane z porodem, także domowym. „Jakość narodzin wpływa na losy świata” – pisze w naszej natulowej książce Katarzyna Oleś. Ja dodam: śmierć także.
Uwaga! Reklama do czytania
Książka dla dzieci o śmierci
Przepiękna, wzruszająca do łez książka o odchodzeniu kogoś bliskiego oczami dziecka.
Mama umierała w domu, ze swoją rodziną. Powoli zjeżdżali się wszyscy bliscy. Najpierw opiekować się mamą (moja siostra, brat i ja). A potem już towarzyszyć w jej śmierci (jej wnuki i prawnuki). Nie zaplanowaliśmy tego, ale jakimś sposobem udało się mojej rodzinie przyjechać w jednym czasie z różnych zakątków świata, w których wówczas mieszkaliśmy. Ja z Indii, moja siostrzenica z Brazylii, kolejna z Portugalii.
Nie wiedzieliśmy, jak umiera człowiek. Nigdy tego nie doświadczyliśmy, to były sprawy szpitalne. Człowiek przecież w naszych czasach rodzi się i umiera w szpitalu, za zasłonką, w asyście ludzi, którzy się na tym znają. Teraz wiem, że to sprawy ludzkie. Doświadczenie śmierci jest naturalnym elementem życia.
Siedzieliśmy wokół mamy, najpierw całymi dniami i nocami. Śpiewaliśmy, trochę płakaliśmy, dużo się śmialiśmy. Wspominaliśmy, jaka była wobec nas krytyczna, jak nas denerwowała swoimi konserwatywnymi poglądami, jak okazywała nam miłość jedzeniem i jak oddałaby ostatnią własną rzecz dla dobra wnuków. Dziękowaliśmy jej, np. za najlepszą na świecie zupę szczawiową. Żartowaliśmy, że w procesie umierania dopięła wszystkiego, czego nie udało jej się zrealizować wcześniej – ja i mój brat zaczęliśmy znów ze sobą rozmawiać, a cała rodzina zaczęła się wspólnie modlić, choć nikt z nas tego na co dzień w ten sposób nie robi.
Potem doszliśmy do wniosku, że w takim chaosie mama nie ma możliwości umrzeć. Daliśmy jej więc spokój i odwiedzaliśmy ją od czasu do czasu w jej pokoju. Wpadał jej ukochany wnuk potrzymać ją za rękę. Kazik miał wtedy sześć lat. Rozumiał, że babcia umiera. Potrzymał, pogłaskał, dał buziaka i wybiegał na dwór bawić się z kolegami. Czasem słyszałam, jak woła:
– Dobra, teraz biegnę do Babci, bo umiera.
Sprzątaliśmy, gotowaliśmy, ja pracowałam nad kolejną książką. Mama umierała. Przy okazji. Pięknie, spokojnie. Przychodziły jej koleżanki, zostawiały kwiaty, oglądały stare zdjęcia. Z siostrą szykowałyśmy jej ubrania na pogrzeb. Każdy z nas miał czas, żeby przy niej posiedzieć, żegnać się tak, jak potrzebował. Mieć na to czas.
Jak księżyc na niebie rośnie chleb na drogę, na drogę.
Ziarna popękały, owoc już dojrzały, dojrzały.
Otwieraj się ciało skoroś już dojrzało, dojrzało.
Śpiewałam to w najważniejszych momentach – podczas porodu moich dzieci, ceremonii powitania mojej córki w kręgu kobiet, śmierci mojej mamy.
Zmarła dopiero wtedy, kiedy przyjechała jej ostatnia wnuczka. Ona też miała czas potrzymać ją za rękę.
Kiedy umarła, nie płakaliśmy. Cieszyliśmy się, przyjęliśmy to z ulgą, pogodzeniem, jako częściowo jej decyzję odejścia z tego świata, jako element większej układanki, której jesteśmy częścią. Ta śmierć i możliwość bycia przy niej była jednym z piękniejszych momentów życia. Ta śmierć była prawdziwą jego celebracją. Dziękuję Ci, mamo, że dałaś mi tę ostatnią naukę – mądrą, naturalną, uniwersalną.
1 odpowiedź na “Jak człowiek się rodzi? Jak człowiek umiera?”
Niesamowite! Piękne! Ten sześciolatek który dopiero co uświadomił sobie, że życie nie jest wieczne i kiedyś się umiera mógł tego doświadczyć i to w tak piękny sposób. Jasne że śmierć jest smutna, bo najsmutniejsze jest to, że juz nie zobaczymy tego umierającego.. Początek całego artykułu teraz tak bardzo mi bliski, ponieważ ponad miesiąc temu zmarła moja mama i stąd bliskość tego tematu, jest ciężko i zazdroszczę że nie mogłam tego przeżyć tak jak ty..