Moniko, jesteś projektantką i autorką Serii z Misiem, skąd pomysł na tę serię?
Podczas szukania tematu mojej pracy doktorskiej (bo od tego wszystko się zaczęło) od razu wiedziałam, że chciałabym się zająć dzięcięcymi odbiorcami. Zależało mi jednak, aby nie była to kolejna po prostu ładnie opracowana książka, jakich rynek wydawniczy jest pełen. W pracy naukowej bardzo ważna jest oryginalność i nowatorstwo oraz aspekt badawczy, dlatego szukałam pewnej niszy – analizowałam rynek książkowy i edukacyjny pod kątem tego, czego brakuje. Przede wszystkim chciałam stworzyć coś, co będzie przydatne, pomocne i użyteczne, a ten sposób myślenia został mi zaszczepiony jeszcze na studiach. Studiowałam bowiem (a potem obroniłam doktorat) w Pracowni Komunikacji Wizualnej na Wydziale Form Przemysłowych krakowskiej ASP, gdzie bardzo duży nacisk kładzie się na aspekt funkcjonalny oraz prospołeczny projektowania. To tam nabrałam przekonanie, że ideę form follows function (dosł. forma podąża za funkcją), która podstawowo odnosi się do architektury i designu, można przenieść również do myślenia o projektowaniu graficznym.
Buszowałam więc po dziecięcych księgarniach, udałam się także do psychologów klinicznych, logopedów oraz psychoterapeutów. Ostatecznie doszłam do wniosku, że bardzo mało jest publikacji wspierających rozwój dziecka, a niebędących równocześnie specjalistycznymi materiałami edukacyjnymi o mało przyjaznej formie i estetyce. Nie znalazłam też projektów inkluzywnych i uniwersalnych, które uwzględniałyby również potrzeby dzieci neuronietypowych. I tak narodziła się idea stworzenia Serii z Misiem (nazwa nawiązuje do słynnej Serii z Wiewiórką z czasów mojego dzieciństwa).
Co było Twoją motywacją do zrobienia tych książek? Skąd w ogóle miłość do książek dla dzieci?
Kiedy miałam kilka lat i ktoś pytał mnie, kim chciałabym być, gdy dorosnę, odpowiadałam bez wahania, że pisarką i ilustratorką. To ciekawe, że od początku łączyłam te obie funkcje, do czego zainspirowała mnie chyba postać Tove Jansson. Nasza Księgarnia jeszcze u schyłku PRL (wtedy byłam małym dzieckiem) wydawała tomy opowiadań z Doliny Muminków. Publikowała też mnóstwo innych, wartościowych literacko i ilustracyjnie pozycji książkowych dla dzieci. Wychowywałam się więc na rysunkach Jana Marcina Szancera do „Kopciuszka”, pamiętam malarskie ilustracje Janusza Grabiańskiego do „Bajek” Charles’a Perraulta, ciekawe i spiętrzone kompozycje Olgi Siemaszko w „Alicji w Krainie Czarów” czy lapidarną kreskę Franciszki Themerson w tomiku wierszy Jana Brzechwy. To dzięki fascynacji ilustracją książkową zaczęłam, jako pierwsza w mojej rodzinie, rysować, a ostatecznie studiować na kierunku artystycznym (choć „plan B”, gdybym nie dostała się na ASP, zakładał dziennikarstwo).
Na studiach i bezpośrednio po nich skupiłam się na projektowaniu grafiki użytkowej, czyli znaków, plakatów, a także layoutów (głównie książek, albumów i czasopism) oraz współpracy z instytucjami kultury, a następnie zaczęłam pracę jako wykładowczyni akademicka. Jednak marzenie wydania swojej własnej autorskiej książki nigdy mnie nie opuściło, szczególnie odkąd zostałam mamą. Wtedy też wróciła miłość do ilustracji – czytałam i pokazywałam córce ukochane książki ze swojego dzieciństwa – i stopniowo, dzięki internetowym aukcjom i wizytom w antykwariatach, zbudowałam pokaźną kolekcję literatury dla dzieci z ilustracjami mistrzów Polskiej Szkoły Ilustracji. Zaczęłam też zgłębiać ten temat od strony teoretycznej – napisałam kilka artykułów, a potem dzięki współpracy z Festiwalem Literatury Dziecięcej Ojce i Dziatki zaczęłam kuratorować oraz projektować wystawy artystów ilustracji, takich jak Bohdan Butenko, Janusz Stanny czy Józef Wilkoń. Nigdy nie zapomnę spotkań ze ś.p. Bohdanem Butenko, który od wielu lat był moją ogromną artystyczną inspiracją. Wielkim przeżyciem było dla mnie poznanie go i wykreowanie wystawy jego prac. Była to „Dziura w całym” – interaktywna ekspozycja, której podstawowym odbiorcą było dziecko. Potem pojawiły się kolejne projekty wystaw dla dzieci oraz ścieżek edukacyjnych i tak oto tematyka dziecięca na dobre rozgościła się w mojej zawodowej praktyce.
Jesteś ekspertką od sztuk wizualnych, czy możesz nam powiedzieć, dlaczego wychowanie estetyczne jest ważne?
Myślę, że choćby moja historia może być dowodem na to, jak wielki wpływ na kształtowanie wrażliwości i zainteresowań może mieć kontakt z jakościową ilustracją w młodym wieku. Oczywiście były to zupełnie inne czasy, kiedy książka nie musiała walczyć o dziecięcą uwagę ze smartfonem, ale wydaje mi się, że dzisiaj tym bardziej istotne jest dostarczanie dziecku wartościowych wizualnie treści. Obecnie wszyscy jesteśmy mocno przestymulowani komunikatami wizualnymi, które zalewają nas zewsząd, wystarczy spojrzeć w telefon, komputer, a czasami po prostu rozejrzeć się wokół – miejska ulica także dostarcza nam ich w nadmiarze. Dziecko, którego układ nerwowy intensywnie się rozwija, jest jeszcze bardziej podatne na przebodźcowanie. W tym kontekście – ważny jest wybór i dobór treści graficznych, które mają za zadanie wzbogacać i pogłębiać odbiór utworu literackiego (gdy mówimy o książce), jednocześnie nie powodując stanu zagubienia czy przemęczenia. Wychowanie estetyczne, czyli dbałość o wysoki poziom artystyczny obrazów, z którymi obcuje dziecko – uczy wrażliwości, spostrzegawczości i lepszego rozumienia świata oraz pobudza wyobraźnię. Wielu badaczy i psychologów na czele z polskim pedagogiem Stefanem Szumanem dowodziło, że tylko dzięki kontaktowi ze sztuką człowiek może osiągnąć pełnię osobowości.
O, co czuję?
Książka-układanka wspierająca rozwój emocjonalny dziecka. Zanurza dzieci w świat zabawy wspierającej rozpoznawanie i nazywanie 14 emocji.
Hasło przewodnie Serii z Misiem to „mądre wsparcie rozwoju dziecka”. Dlaczego mądre?
Książki z tej serii zostały zaprojektowane tak, aby wspierać rozwój dziecka przez zabawę. Badania dowodzą, że właśnie w taki sposób dzieci najefektywniej się uczą – dzieje się to niejako samoistnie, przy okazji.
Seria dzieli się na dwie grupy: pierwsza skupia się na rozwoju emocjonalnym i społecznym, a druga przede wszystkim ma służyć rozwojowi poznawczemu, czyli intelektualnemu. Starałam się, żeby każda z publikacji zapewniała stymulację zarówno lewej, jak i prawej półkuli mózgowej – to istotne o tyle, że wychodzi poza schemat myślenia o rozwoju poznawczym głównie w kontekście lewopółkulowym (przykładem słynne ćwiczenia lewopółkulowe), w ostatnich latach bowiem dowiedziono, że najważniejsza jest współpraca obu tych obszarów – mamy tu logiczne myślenie, ale i kreatywność, która pozwala eksperymentować i w pełni wykorzystać intelektualny potencjał.
A czym te książki różnią się od setek innych książek dla małych dzieci?
Starałam się wypełnić pewną lukę przez stworzenie książeczek do zabawy, które jednocześnie będą wsparciem dla rozwoju dziecka, także tego neuronietypowego. Idea projektowania uniwersalnego zakłada, że możliwe jest podejście inkluzywne, czyli włączające jak najszerszą grupę odbiorców dzięki uwzględnieniu wielu różnych potrzeb – w przeciwieństwie do projektowania specjalistycznego, które raczej oddziela wybraną grupę od reszty społeczeństwa. Obecnie coraz więcej dzieci otrzymuje diagnozę spektrum, ADHD lub zmaga się z różnymi trudnościami (jak dysleksja, dysgrafia czy dyskalkulia). Zamiast tworzyć dla każdej z tych grup specjalistyczne pomoce starałam się zaprojektować materiały, które będą odpowiedzią na możliwie wiele rozwojowych wyzwań. To książki, które „rosną razem z dziećmi”, oznacza to, że inne wartości wyniesie z nich trzylatek, inne sześciolatek, a jeszcze inne dziecko neuronietypowe czy z niepełnosprawnością intelektualną.
Podczas pracy nad serią testowałaś je z różnymi specjalistami, także w ich gabinetach, jaki był ich odbiór?
Odbiór, co pokazały ankiety, był entuzjastyczny. Nie zapomnę momentu przeczytania pierwszej, a brzmiała ona mniej więcej tak: „Dzieci reagowały na materiały bardzo pozytywnie, szczególnie dziewczynka ze spektrum autyzmu w wieku 6 lat”. Później spływały kolejne potwierdzające, że to bardzo przydatne narzędzia i tworzą przestrzeń do szerokiego ich wykorzystania. Zaangażowanych było 20 specjalistów: psychologów klinicznych, psychoterapeutów, logopedów i pedagogów, którzy korzystając z przygotowanych przeze mnie prototypów, pracowali z około 150 dziećmi.
Włączyłam też do testów dwa przedszkola i szkołę podstawową oraz kilka zwykłych rodzin i tam również odbiór był pozytywny. To pozwoliło mi dojść do wniosku, że udało mi się zrealizować założenia i stworzyć uniwersalny produkt, z którego można korzystać na wiele sposobów w różnych grupach dzieci.
Co się najbardziej podobało dzieciom w trakcie testów?
Zwierzaki! Specjaliści podkreślali, że to świetny pomysł, żeby użyć buziek zwierząt, bo budzą pozytywne emocje i mają zdolność pobudzania u dziecka zaangażowania. Niektórzy rodzice mówili mi, że dzieci wielokrotnie chciały wracać do książeczek i zaczynać zabawę od początku.
Pierwsza książka z serii, czyli „O, co czuję?”, przedstawia 14 emocji, w tym niestandardowe, np. frustrację, onieśmielenie, swobodę czy tęsknotę – jaki był klucz wyboru?
Na etapie konsultacji i testów wielu specjalistów podkreślało, że ważne, aby w tym materiale pojawiło się wiele różnych emocji, także tych nieoczywistych. Pierwotnie zaprojektowałam składane karty z buźkami kotków i wówczas określeń było 21, potem pojawiła się idea przekształcenia kart w książkę i jasne było, że musi nastąpić pewna selekcja. Tutaj ogromnym wsparciem merytorycznym wykazała się świetna psycholog Joanna Bylinka z Neufeld Institute Poland, która miała największy wpływ na ostateczny dobór emocji. Podkreślała ona, jak istotne jest rozróżnianie natężenia emocji – dlatego w zestawieniu jest złość, ale i frustracja, wstyd, ale również onieśmielenie. Rozmów i dywagacji było bardzo wiele i ostatecznie doszłyśmy do wniosku, że właśnie ta 14 to najlepsze i najpełniejsze zestawienie stanów emocjonalnych.
Graficzna strona tej książki jest bardzo prosta, zdradź nam tajemnicę, jak ta prostota robi tak wielką robotę w odniesieniu do estetycznego uwrażliwiania dzieci?
Tak jak już wspomniałam, moim celem było stworzenie publikacji, która nie będzie nadmiernie przebodźcowywać dzieci. Dlatego książeczki z Serii z Misiem są minimalistyczne – mają sporo przestrzeni i oddechu, są klarowne wizualnie, czyli od pierwszego spojrzenia wiemy, co przedstawiają poszczególne grafiki. Jest to jednak starannie przemyślana prostota – każda ilustracja została drobiazgowo opracowana w oparciu o złotą proporcję, kompozycje są zrównoważone i harmonijne. Opierałam się na badaniach z zakresu psychofizjologii widzenia, które wykazały podświadome preferowanie przez człowieka (począwszy od wieku niemowlęcego) układów symetrycznych i uporządkowanych.
Seria jest przyjazna także dla dzieci z różnymi wyzwaniami rozwojowymi, również tych w spektrum – dlaczego?
Minimalistyczne grafiki są łatwe i przyjemne w odbiorze, nie znajdziemy tutaj skrótów perspektywicznych czy skomplikowanych wieloplanowych kompozycji trudnych do zinterpretowania. Klarowność i czytelność treści wizualnych sprawia, że także dzieci ze szczególnymi potrzebami są w stanie odczytać graficzny komunikat. Dzieci w spektrum autyzmu nie doznają tutaj niepotrzebnego i męczącego przestymulowania, czemu sprzyja także dobór kolorów – są raczej stonowane, nie ma tu zbyt świecącej bieli ani najczarniejszej czerni. Kontrast nie jest niepotrzebnie przejaskrawiony, jak to często bywa w publikacjach dla dzieci. Typografia, czyli liternictwo, także zostało dobrane tak, żeby spełniało wysokie kryteria czytelności i sprzyjało nauce czytania.
No i oczywiście istotny jest sam fakt, że książki wspierają rozwój dziecka – w przypadku dzieci z wyzwaniami niezwykle ważne jest usprawnianie procesów myślowych, nauka grafopercepcji czy myślenia przyczynowo-skutkowego, wspieranie koordynacji wzrokowo-ruchowej, koncentracji, pamięci roboczej, a także rozwijanie motoryki małej.
Dziękujemy za rozmowę.