Kategorie
Archiwum

Chcę zmienić dietę przedszkolną swojego dziecka

Trzy mamy opowiadają o tym, jak żywione są ich dzieci w przedszkolu i dlaczego chciałyby to zmienić

Trzy mamy opowiadają o tym, jak żywione są ich dzieci w przedszkolu i dlaczego chciałyby to zmienić.

Magdalena, mama Wiktora (3,5 l.) i Gustawa (7 m.)

Żywienie syna w przedszkolu jest dla mnie bolączką od chwili, gdy zaczął tam chodzić.
Do trzeciego roku życia starałam się zapewniać mu najzdrowsze jedzenie. Ponad 6 miesięcy był na samej piersi, później karmiony jeszcze 1,5 roku. Jedzenie uzupełniające, które zaczął jeść „na dobre” około 12 miesiąca było w pełni naturalne. W diecie przeważały kasze: najpierw drobne, potem coraz więcej grubych. Do dziś na pęczak mówimy „duża kasza”. Ponadto Wiktor jadł dużo owoców, warzyw – prawie wszystkie (łącznie ze szpinakiem i brokułami), pieczywo ciemne, mięso pieczone. Słodycze głównie robione w domu, pyszne ciastka maślane lub mrożone owoce z serem białym.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece Twojego dziecka

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Uwaga! Reklama do czytania

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka

Książka o rozwoju dziecka 2-5 lat. Praktyczne rozwiązania na najczęstsze rodzicielskie wyzwania.

CHCESZ? KLIKNIJ!

No i zaczęło się przedszkole… Nie twierdzę, że tamtejsza dieta jest mało wartościowa: są zupy, surówki. Ale jak widzę w jadłospisie co następuje: bułka z masłem i dżemem (ciekawe ile masła w maśle), cynamonka, herbatniki, budyń, kisiel, makaron z sosem truskakowym, słodka bułka, parówki z ketchupem, wędlina, kompot, herbata (słodzona), to trochę wątpię w zdrowe żywienie. Wszystko słodzone i dosładzane, brak wody do picia, albo chociaż herbat owocowych bez cukru.

Z okazji zabawy choinkowej dzieci dostały reklamówkę słodyczy. Okazyjnie dostają też lizaki, które w diecie Wiktora pojawiły się po raz pierwszy – pytał mnie, co się z  „tym” robi? Cieszę się jednak, że udało nam się wpoić mu dobre nawyki żywieniowe – jak jest w domu, je „zdrowo”. Co stoi na przeszkodzie, aby tak samo jadł w przedszkolu?

Anna, mama Lilki (3 l.)

Przedszkole – taki drugi dom, z misją, pasją – teoretycznie. Zapisując dziecko do przedszkola, liczymy na kompetentną opiekę specjalistów i pasjonatów, zabawę, naukę, optymalną dietę. No właśnie – optymalną dietę – i tu pojawia się problem.
Dlaczego niby przedszkole miałoby oferować zdrowe jedzenie? Przedszkole nie widzi powodu i dlatego przedszkolny jadłospis wygląda tak:

Poniedziałkowe śniadanie: parówka i…
Głośna akcja: pięć porcji warzyw dziennie – wiadomo – warzywa i owoce powinny być w każdym posiłku. A jakie warzywo dodawane jest do parówki na śniadanie w przedszkolu mojej córki? Ketchup oczywiście (skład: koncentrat pomidorowy, woda, cukier, ocet, skrobia modyfikowana, sól, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; substancja konserwująca: benzoesan sodu; przyprawy: pieprz czarny, kolendra, tymianek, cząber, oregano, szałwia; aromat). Składu parówek nie muszę przytaczać. Do tego białe pieczywo z masłem.

Wtorek też jest ciekawy – chałka z masłem i dżemem (takim z marketu). Owoce są? Są! Oczywiście truskawki w dżemie. Do tego w dowolnych ilościach herbatka z granulatu (skład: cukier, glukoza, regulator kwasowości – kwas cytrynowy, ekstrakt herbaty czarnej (0,1 %), proszek cytrynowy (0,1 %), barwnik – E150d, aromat, witamina C).

Nie zrażam się, czekam cudu. Środa – chleb biały z pasztetem (…) z ogórkiem (ha! myślę sobie – wreszcie zaczęli dbać o warzywa w diecie)… konserwowym (ocet dla dzieci nie wymaga komentarza). Czwartek i piątek nie były lepsze.

Obiady są całkiem niezłe – gdyby pominąć to, że kasze się prawie nie pojawiają, za to ziemniaki, biały ryż, biała mąka, makaron – to norma. I kotlety – często smażone… Zupy – jak to zupy, drugie danie: mięso, ziemniaki, surówka. Klasyka.

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Pozostaje podwieczorek – zdrowy, lekki i miły akcent dnia. Teoretycznie:
Poniedziałek – babeczka (sklepowa).
Wtorek – kisiel owocowy (owocowy oczywiście z torebki – cukier, skrobia, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, aromaty, sól, barwniki: antocyjan, czerwień koszenilowa, substancja wzbogacająca: witamina C).
Środa galaretka – znów owocowa (skład: cukier, żelatyna wieprzowa, kwas cytrynowy, aromat, E104 żółcień chinolinowa).
Czwartek – pół banana – wow!
I wreszcie piątek – serek homogenizowany (skład: twaróg odtłuszczony, wsad owocowy (truskawki 9,7%: przecier truskawkowy, sok truskawkowy na bazie soku skoncentrowanego, syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, aromat, barwnik: koszenila), śmietanka, cukier, skrobia modyfikowana, żelatyna wieprzowa) – pyszności.

Czy to wymaga komentarza?
Nie jestem maniaczką zdrowego żywienia, czasem mamy dzień szaleństwa i na obiad zjadamy domowe frytki, czasem kupujemy pierniczki w czekoladzie albo galaretki albo looody!
Oczywiście – ale to moje prawo – jako rodzica, mój przywilej – nie przedszkola – i moja decyzja. Przedszkole ma zupełnie inne zadania, a przede wszystkim ma obowiązek mieć wiedzę na temat zarówno właściwego wychowywania i edukowania, jak i żywienia dzieci.
A dlaczego przedszkola nie dbają o dietę? Zapytałam. Oto odpowiedzi dyrektorów i właścicieli przedszkoli:
„Rodzicom widocznie nie przeszkadza, że dzieci dwa razy w tygodniu jedzą parówki”.
„Czemu mam dawać inne napoje, skoro takie właśnie – słodzone – dostają w domu?”.
„Ale co z tego, że ja im dam sałatkę owocową na podwieczorek, jak wolą ciastko?”.
„Dzieci dostają batonik na deser, żeby się zgadzała liczba kalorii”.

Dobre argumenty?

Aneta, mama Daniela (4 l.)

Gorąco popieram petycję w sprawie zmiany sposobu żywienia dzieci w przedszkolu. Zauważyłam, że w przedszkolu do którego uczęszcza mój czteroletni syn drugie śniadanie zawiera sporo cukru. Podawane są dzieciom knopersy, gniazdka, ciasta i ciasteczka, nutella i szereg innych słodyczy. Słodycze wydawane są na zewnątrz oraz istnieje tradycja częstowania nimi na urodziny i imieniny dzieci. Występują też w jadłospisie potrawy takie jak naleśniki z cukrem, placki z cukrem, pierogi leniwe z cukrem. Cukrem słodzi się też herbatę. Słodycze funkcjonują na wszystkie święta, jako prezenty od Św. Mikołaja, Gwiazdora, Zająca…

Ponadto dzieciom podaje się pszenne pieczywo i zbyt wiele wieprzowiny. W menu – w pewnym tygodniu – poza chemicznym mleczkiem smakowym i innymi nieciekawymi dodatkami, dzieci miały codziennie wieprzowinę: bitki wieprzowe, pulpety wieprzowe, wieprzowe parówki, wędlina wieprzowa. Zauważyłam, że podczas układania jadłospisu nie myśli się o zdrowszych zamiennikach, o np. różnych kaszach, smacznych potrawach z samych warzyw itp. Wygodnie jest się posługiwać od lat tym samym menu.

Zaczęłam sprawdzać jadłospisy innych publicznych przedszkoli w Poznaniu. Okazało się, że wszędzie jest tak samo, a czasem nawet gorzej. Miałam nadzieję, że nad menu w polskich przedszkolach czuwa Sanepid. Jednak ten, jak się okazuje, ma związane ręce. Dzwoniłam tam i przedstawiłam problem. Podobno zostałam zrozumiana, ale tylko na polu prywatnym, nie zaś oficjalnym, bo Sanepid nie ma mocy prawnej, by zabronić podawania dzieciom w przedszkolach i szkołach czegokolwiek, co zostało dopuszczone do sprzedaży na terenie Polski. Może tylko czuwać na tym, aby określonych składników odżywczych nie było dzieciom za mało. Zatem wszystko zależy od woli i stanu wiedzy dyrektorów i intendentów w przedszkolach.

Wzięłam sprawy w swoje ręce i sama próbowałam poprawić dietę dzieci w przedszkolu, do którego chodzi mój syn. Zaczęłam od walki z nadmiarem cukru. Rozmawiałam na ten temat z dyrekcją, napisałam list to Rady Rodziców oraz zainicjowałam kilka artykułów na ten temat w Gazecie Wyborczej. W wystosowanym do naszej Rady Rodziców liście wnioskowałam za tym, aby wszystkie podawane w przedszkolu słodycze były zastąpione owocami, warzywami lub innymi bezcukrowymi propozycjami personelu, a potrawy takie jak naleśniki z cukrem były zastąpione naleśnikami z serem oraz sugerowałam, aby naszym dzieciom była podawana herbata owocowa bez cukru. Twierdziłam, że przyzwyczajone do słodkiej herbaty dzieci można od tego nawyku łatwo odzwyczaić, np. przez 2 tygodnie podając im o połowę cukru mniej, przez następne dwa o połowę mniej niż poprzednio i w efekcie całkowicie cukier wyeliminować. Wydawałoby się, że są to oczywiste zmiany na lepsze.

Jednak moje propozycje zostały odebrane jako atak na kompetencje pani dyrektor i moje widzimisie. Od pani dyrektor na moje propozycje usłyszałam słowa: „Jak coś się nie podoba, to można poszukać sobie innego przedszkola” oraz zostały mi przekazane sugestie innych rodziców, aby wydalić moje dziecko z przedszkola! Podczas rozmów z innymi rodzicami okazało się, że wśród większości z nich panuje zupełna nieświadomość w sprawach zdrowego odżywiania, a eliminację słodyczy rozumieją jako zabieranie ich dzieciom dzieciństwa. Dodatkowo dyrektorka twierdziła, że słodycze to tradycja. Pytanie: jaka? Moim zdaniem zaczerpnięta z czasów, gdy słodycze były tylko w okresie Świąt i uchodziły za luksus, bo były towarem deficytowym. Dziś jednak nim nie są, a w wielu domach są codziennością, opłakaną w skutkach. Usłyszałam też tłumaczenie, że po co oferować dzieciom więcej owoców czy warzyw, skoro dzieci wolą słodkie… bo jedzą je w domach. Można sobie wyobrazić, że pewnie tak jest, ale przecież przy okazji edukacji i, co za tym idzie wdrażania godnych naśladowania wzorców u dzieci, można uświadamiać i edukować też rodziców. A przecież dzieci w różny sposób można zachęcać do jedzenia warzyw i owoców, np. zaczynając posiłek od samych pokrojonych surowych warzyw i owoców, a gdy składniki te znikną z talerzy, dopiero podawać kanapki. Rozwiązania takie stosuje się w niemieckich przedszkolach.

Po mojej interwencji atmosfera przedszkolna wokół mnie była nie do zniesienia. Byłam atakowana przez rodziców na forum do artykułów z Gazety Wyborczej, a i personel przedszkola dawał się we znaki. Na przykład pewnego dnia po prostu zapytałam pracującej tam pani, czy mogę skorzystać z toalety (byłam w zaawansowanej ciąży), a ona mi na to, że przecież powinnam wiedzieć, że przepisy Sanepidu na to nie pozwalają. I z taką atmosferą miałam do czynienia każdego dnia.

Na zebraniu Rady Rodziców, na którym dyskutowane były moje wnioski, pani dyrektor robiła wszystko, aby udowodnić, że to ona ma rację i powinno zostać po staremu. Zamiast myśleć o tym, co naprawdę jest dobre dla dzieci, propozycję wycofania słodyczy potraktowała wyłącznie jako atak na swoje kompetencje i dotychczasową jakość pracy. Udowodniła reszcie rodziców, że ilość cukru w przedszkolu jest zgodna z dopuszczalnymi normami i wszystko jest w porządku. Rodzice zaakceptowali jej wywód. Aby wyjść na przeciw moim oczekiwaniom wymyślono, że dzieciom będzie podawana herbata słodka i gorzka – do wyboru! Najpierw przyzwyczajają ich do słodkiej herbaty, a potem myślą, że dzieci wybiorą coś innego. Na dodatek pani dyrektor po zebraniu powiedziała mi, że co do naleśników z cukrem, to dzieci zawsze mają do wyboru: z dżemem, cukrem, serem i prawie zawsze wybierają cukier, a pełno sera muszą w przedszkolu potem wyrzucać, więc nie da się wyeliminować naleśników z cukrem…

Po moich staraniach udało się jedynie, aby dzieci miały do wyboru słodką lub gorzką herbatę. W przypadku jedynie mojego syna zastosowana została dieta bezcukrowa, czyli otrzymuje on np. niesłodzoną marchewkę, podczas gdy reszta dzieci ma dosładzaną. Udało mi się zadbać o trochę lepsze żywienie dla mojego dziecka, jednak niestety nie pomogłam innym dzieciom.

zdrowy przedszkolak

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

2 odpowiedzi na “Chcę zmienić dietę przedszkolną swojego dziecka”

W pełni Panią popieram. Jestem w podobnej sytuacji- też jestem ta „wydziwająca”. Rzeczywiście sanepid ma związane ręce, ale rodzice – dyrektorzy nie. Szkoda tylko, że tak niewiele rodziców zdaje sobie z tego sprawę, że sposób żywienia dziecka teraz odbije się wielkim echem w przyszłości. Mam koleżankę 31l i jej mamusia zawsze zmęczona- raz był obiad, raz nie, jadło się to co można szybko, łatwo i tanio przygotować ( chociaż jarzyny wcale nie są drogie, ale trzeba je dobrze przyrządzić, albo w ciekawy sposób). Obecnie zmaga się z chorobą wrzodziejących jelit, ktoś może powiedzieć-stres- oj nie znam bardziej wyluzowanej dziewczyny… Miesiąc w domu, miesiąc w szpitalu i tak od 10 lat. Nie da się tego w pełni wyleczyć… Powiem tak- nie jest wesoło. Dużo by pisać… brak słów… Ręce opadają. Cóż jak się biznes kręci to reszta jest nieważna, nie ważne jak ale się kręci, a my zawracamy d..dyrektorom takimi pierdołami! tyle mają ważniejszych spraw! O my głupie baby!

Nistety u mnie jest to samo, dyrekcja mi odpowiedzała : dzieci lubią słodkie, nie chcą jeść jogurtow naturalnych, kefirow. Była sprawa poruszana na Radzie rodzicow wszystkim odpowiada wręcz zachwalają jadłospis itd. Generalnie to jak mi nie pasuje to mogę zmienić placówkę. I tyle. Dodam ze pani dyrektor jest juz sędziwego wieku i po prostu nie zdaje sobie sprawy ze szkodliwości cukru, a jesli słyszała to i tak nie ma wiedzy, że jogurt owocowy, płatki smakowe to są produkty wątpliwej jakości i dzieciom nie powinny być podawane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.