Kategorie
Niemowlę

Co pomaga, a co szkodzi – jak wspomagać rozwój niemowlęcia

Pierwszy rok życia dziecka to prawdziwy kamień milowy w jego rozwoju. Funkcjonującego dzięki odruchom noworodka dzieli od stawiającego pierwsze kroki roczniaka wielka przepaść. Co robić, żeby pomagać dziecku, wspierać jego rozwój, a nie przeszkadzać mu?

Pierwszy rok życia dziecka to prawdziwy kamień milowy w jego rozwoju. Funkcjonującego dzięki odruchom noworodka dzieli od stawiającego pierwsze kroki roczniaka wielka przepaść. Co robić, żeby pomagać dziecku, wspierać jego rozwój, a nie przeszkadzać mu?

rozwoj-niemowlecia

1. Dajmy dziecku przestrzeń

Każdy zdrowy maluch mniej więcej w okolicach roku postawi swój pierwszy samodzielny krok. Aby do tego doszło, musi się wcześniej nauczyć bardzo wielu czynności. Musi uzyskać kontrolę nad swoją głową i kończynami, wzmocnić mięśnie, nauczyć się trzymać główkę, obracać (najpierw na boki, potem plecy-brzuch), raczkować, siadać, stawać i chodzić przy meblach. A każdy z tych etapów jest dla malucha także wielkim osiągnięciem – wymaga dużej liczby ćwiczeń i nieudanych prób. Ważne jest więc, aby pozwolić dziecku ćwiczyć. Najlepszym miejscem do ćwiczeń jest… podłoga. Jest ona odpowiednio twarda (dużo trudniej się obrócić czy podnieść głowę niż np. na łóżku, które jest miękkie). Jest na niej także odpowiednio dużo miejsca. Maluch może spokojnie ćwiczyć nowe ewolucje. Bujaczki, kojce, chodziki i wszelakiego rodzaju krzesełka może i są wygodne, ale tak naprawdę ograniczają ruchy dziecka i utrudniają mu rozwój motoryczny. Ważne, żeby podłoże nie było śliskie i nie przesuwało się. Bardzo fajnie sprawdza się położona na podłodze karimata. Gdy maluch zacznie raczkować, nie ograniczajmy go. Pozwólmy mu na eksplorację mieszkania. Pamiętajmy tylko, że dziecko będzie chciało wszystko poznać, sprawdzić i zaglądnąć w każdy kąt. Najlepiej pousuwać z jego zasięgu przedmioty, które mogą być dla niego niebezpieczne lub są dla nas bardzo cenne. Jest to skuteczniejsza metoda niż ciągłe strofowanie i przekładanie malucha z miejsca na miejsce.

2. Nie przyspieszajmy

„No mój syn to już dawno się obraca”, „ a moja córka mając 5 miesięcy sama siedziała”, „ a twój jeszcze nie….?”. Tego typu zdania można bardzo często usłyszeć w rozmowach młodych mam. Porównywanie rozwoju dzieci w podobnym wieku bardzo często przyjmuje postać specyficznego wyścigu.  No, bo przecież moje dziecko jest najlepsze i powinno już robić to czy tamto. Nie pomagają też wszelkiego rodzaju tabelki dotyczące rozwoju, mówiące o tym, co dziecko powinno robić w danym wieku. Zapominamy, że tabelki mówią o średnim wieku i przeciętnym uśrednionym dziecku, a tempo rozwoju jest kwestią indywidualną dla każdego dziecka. Powinniśmy zaufać maluchowi i pozwolić mu na rozwój w jego własnym tempie. Rozwój nie jest skokowy, a ciągły. Dziecko, aby przejść na kolejny etap, przygotowuje się najpierw do tego. Aby samodzielnie siedzieć, musi m.in mieć mocne mięśnie grzbietu i brzucha – ćwiczy je już na długo zanim pierwszy raz usiądzie. Przyspieszanie dziecka (np. sadzanie zanim samo usiądzie czy chodzenie z dzieckiem za rączki zanim nauczy się chodzić samodzielnie) może być katastroficzne w skutkach. Nieprzygotowane do tych ewolucji ciało dziecka może nie wytrzymać takich obciążeń. Pojawiają się złe nawyki napięciowe, wady postawy często kończące się wizytami u fizjoterapeuty i koniecznością rehabilitacji.

3. Prawidłowa pielęgnacja

Od momentu narodzin wykonujemy przy naszym maluchu dziesiątki czynności pielęgnacyjnych dziennie. Przewijanie, karmienie, podnoszenie, noszenie, odkładanie, kąpiel – to czynności, które w pierwszym roku kształtują dzień nasz i naszego malca. Często nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, jak duży wpływ ma sposób wykonywania tych czynności na rozwój dziecka, zwłaszcza w pierwszym półroczu życia. Zazwyczaj nie zwracamy uwagi na to, jak nasze gesty są ważne dla rozwoju emocjonalnego, ruchowego i poznawczego malucha. Czynności pielęgnacyjne bardzo szybko zaczynamy wykonywać automatycznie, warto więc poświęcić na samym początku kilka chwil na wyrobienie sobie prawidłowych nawyków, a będzie to procentowało na przyszłość. Można uniknąć najczęstszych błędów pielęgnacyjnych dzięki kilku głównym zasadom:

  • Zmieniaj położenie dziecka w taki sposób, żeby wiedziało, co się dzieje – dziecko powinno obserwować zmieniające się otoczenie, widzieć oddalające czy przybliżające się łóżeczko. Szybkie podniesienie malucha, który nie wie, co się z nim dzieje, powoduje u niego ogromny stres, a także problemy z funkcjonowaniem błędnika. Podnosimy i opuszczamy dziecko bokiem do podłoża!
  • Głowa jest zawsze najwyższym punktem ciała dziecka (w każdej pozycji i czynności). Podnosząc dziecko najpierw unosimy główkę, odkładając – opuszczamy ją na końcu.
  • Naprzemienność – należy pamiętać o obracaniu dziecka raz przez prawy, raz przez lewy bok, noszeniu raz na prawej, raz na lewej ręce, układanie malucha raz na jednej, raz na drugiej stronie.

Podstawowe błędy pielęgnacyjne to m.in.:

  • Podnoszenie dziecka pod paszki  (bez wsparcia dla nóżek i pupy) – powoduje to nierównowagę w napięciu mięśni i może utrudniać rozwój fizyczny.
  • Podciąganie nóżek do góry przy zmianie pieluchy – najlepiej wsadzić rękę pod pupę i potem delikatnie obrócić na jeden i drugi bok wsuwając pieluchę. Chwytając za nóżki, pociągamy nierozwinięte jeszcze do końca stawy biodrowe do góry, a jest to przeciwne w stosunku do prawidłowego rozwoju stawów.

Więcej o prawidłowej pielęgnacji i podstawowych błędach znaleźć można m.in.  na stronach fizjoterapeutów NDT-Bobath.

4. Zabawki „edukacyjne”

Młodzi rodzice na każdym kroku zarzucani są reklamami niezbędnych każdemu dziecku kolorowych, grających, śpiewających, mówiących zabawek „edukacyjnych”. Niestety edukacyjne są one najczęściej tylko z nazwy. Pamiętajmy, że dziecko najlepiej uczy się przez obserwację i doświadczenie. Dużo łatwiej nauczy się mówić słuchając rozmów innych ludzi niż syntetycznej mowy zabawki. Zbyt duża ilość bodźców dźwiękowych i wzrokowych naraża dziecko na przestymulowanie, a wrażliwego malucha może po prostu przestraszyć. Na rynku dostępna jest też cała masa zabawek i akcesoriów mających „wspomagać” rozwój fizyczny. Wszelkiego rodzaju jeździki, skoczki itd. mające pomóc w nauce siedzenia czy chodzenia mogą wyrządzić jedynie krzywdę. Wymuszają wykonywanie przez dziecko czynności, na które jego ciało nie jest jeszcze przygotowane i mogą spowodować poważne problemy w kształtowaniu się małego organizmu.

Mój syn nauczył mnie, że najlepsze są te zabawki, które trzeba dopiero wymyślić. Plastikowa butelka może się stać wspaniałą grzechotką, pałeczką czy łodzią podwodną…

5. Poczucie bezpieczeństwa

Poczucie bezpieczeństwa to jedna z podstawowych potrzeb, które muszą być zaspokojone, aby dziecko mogło prawidłowo się rozwijać. Co to w praktyce oznacza? Jak sprawić, aby ta potrzeba naszego dziecka była spełniona?

  • Zaspokajanie potrzeb – niemowlę jest od nas całkowicie zależne, reagowanie szybko na jego potrzeby, umiejętne odczytywanie komunikatów, które nam przekazuje, pozwoli mu czuć się bezpiecznie. Maluch będzie wiedział, że gdy będzie głodny, zostanie natychmiast nakarmiony, gdy będzie potrzebował być tulonym, zostanie utulony. Aby dziecko czuło się bezpiecznie, opiekun musi być blisko, „pod ręką”, jako bezpieczna i stała baza.
  • Bycie w pobliżu – w pewnym momencie niemowlę staje się coraz bardziej samodzielne, zaczyna interesować się otaczającym światem i eksplorować otoczenie. Dziecko, które nie czuje się bezpiecznie (nie jest pewne, czy rodzic nie zniknie z pola widzenia), praktycznie całą energię poświęca na sprawdzanie, czy nadal jesteśmy, brakuje mu już czasu na eksplorację. Domaga się ciągle uwagi rodziców, jest drażliwe i płaczliwe. Dziecko, które czuje się bezpiecznie, zaczyna traktować rodzica jako „bezpieczną przystań”. Miejsce, do którego można zawsze wrócić, gdy poczuje się niepewnie, coś mu się nie uda lub czegoś się przestraszy. Tu znajdzie pocieszenie i ciepło.
  • Przytulanie, gdy dziecko tego potrzebuje – jest jednym z najlepszych sposobów na okazanie uczuć i zapewnianie bezpieczeństwa. Taki kontakt fizyczny pozwala poradzić sobie z trudnymi emocjami, dodaje pewności w nowym miejscu i pociesza, gdy maluch nabije sobie guza.
  • Akceptacja dziecka takim, jakie jest – nasze dziecko to też tylko człowiek. Ma prawo do gorszego dnia, do marudzenia. Może mu się nie chcieć spać o 20, mimo iż zazwyczaj o tej godzinie zasypia. Może dzisiaj nie mieć apetytu. Może nie potrafić chodzić, mimo iż trójka jego rówieśników już to robi. Zaakceptujmy nasze dziecko takie jakie jest, uszanujmy je i zaufajmy, że wie, co mu potrzebne i dla niego najważniejsze w danym momencie.

Autor/ka: Natalia Ciemborowicz-Luber

Psycholog. Odnalazła równowagę w naturalnym i ekologicznym sposobie życia. Zaufała intuicji. Wielka fanka domowych kosmetyków i idei DIY. Na co dzień starająca się wdrażać zasady rodzicielstwa bliskości. Prywatnie mama 15-miesięcznego Jana Wojmira, żona Aleksandra. Posiadaczka dwóch kotów: Hermana i Tekli.

12 odpowiedzi na “Co pomaga, a co szkodzi – jak wspomagać rozwój niemowlęcia”

Bardzo ciekawy artykuł i pomocny, szczególnie dla młodych, niedoświadczonych mam, do których się zaliczam, pozdrawiam autorkę!

Cieszę się, że został poruszony ten temat, wciąż niewielu ludzi jest świadomych, że takie działania są szkodliwe. Pamiętam jak szalenie irytujące było tłumaczenie wszystkim dookoła, żeby nie pionizowali mojej
maleńkiej córeczki, bo to może zrobić krzywdę. Zwracanie za każdym razem uwagi cioci, że zmieniając pieluszkę nie ciągnie się pupy i nóżek. Spory z teściową, która sadzała moje 3-miesięczne niemowlę, bo przecież siostra mojego męża, miała 4-miesiące jak sama podciągała się do siadu w łóżeczku. A potem już na każdej wizycie pytanie w progu czy wnusia już siada i podpieranie jej poduchami. Dawanie mojej 7-miesięcznej Oli oponka oblanego lukrem. Przypadkowi ludzie, którzy na spacerze zwracali mi uwagę, bo nie założyłam córce czapki. Oburzenie i patrzenie z litością, kiedy spacerowałam z córką w naszym ulubionym nosidełku Tula… To tylko kilka sytuacji, które sprawiało, że zamiast cieszyć się macierzyństwem, czułam się pod wielką presją i chwilami miałam wątpliwości czy rzeczywiście postępuję słusznie. Teraz rodzina i znajomi zarzucają mi, że „rozpieściłam” córkę (10 miesięcy), bo pozwalam jej pełzać po całym mieszkaniu, spać razem z nami, ssać pierś, kiedy tylko ma taką potrzebę, nie karmię papkami, noszę i tulę kiedy się uderzy, to wszystko według nich jest złe, bo tak się dzieci nie wychowuje, a rozwydrza, bo dziecko to nie jajko, żeby się z nim cackać. Smutne jest to, że te starodawne metody nadal cieszą się powodzeniem…

Do artykułu dodałabym jeszcze jeden punkt… Ubranka dla niemowląt, które mnie osobiście przerażają! Przed porodem kupiłam ubranka używane, jednak dopiero, kiedy córka pojawiła się na świecie, zdałam sobie sprawę, że ponad połowy z nich, nigdy nie założę mojemu dziecku: guziki; grube, ciasne gumki w pasie, rękawkach, pachwinach; obciskające skarpetki; ogrodniczki, spodnie jeansy krępujące ruchy; sztuczny, sztywny materiał nieprzyjemny w dotyku; brokat; cyrkonie; i te ogromne drapiące metki.

Podpisuję sie w 100%,stety-niestety takie mamy społczeństwo..mam wrażenie, że w wiekszosci pl domów dzieci się chowa nie wychowuje a jeśli już to bezrefleksyjnie… chciałabym sie mylić, ale, kiedy ja rozmawiam ze swoją 6 miesięczną córeczką np jadąc tramwajem opisuje jej co się dzieje bo mała jest niesamowicie zaciekawiona tym co się dookoła dzieje, to ludzie patrzą na mnie jak na kosmitke ;) Uchhh i tee drapiące metki od ubranek ! ;) większość bluzeczek mojej córci ma je skutecznie usunięte :) pozdrawiam ! wrazliwych na potrzeby dziecka rodziców, i te emocjonalne i fizyczne !

o tak! każde słowo jest niczym wyjęte z moich ust! :) najpierw miałam przeprawę z rodziną i znajomymi 6 lat temu jak urodziłam pierwszą Córcię. Byłam wtedy największą heretyczką, a wręcz patologiczną matką, która nic nie wie o opiece nad dzieckiem i robi mu krzywdę. Teraz przy drugiej córce przechodzę znowu przez to samo. Jestem „nienormalna”, bo kąpię dziecko w wiaderku, noszę w chuście, karmię jak ona chce a nie jak podręcznik każe, i ubieram ją nie jak lalkę w cudowne ubranka w najmodniejszych fasonach, okraszone cekinami, guzikami i innymi duperelami tylko w miękkie bawełniane wdzianka BEZ FIRMOWYCH METEK (wszystkie odpruwam zanim ubranko założę dziecku), bez guzików na plecach (co to za pomysł w ogóle aby leżącemu dziecku napy albo guziki robić na plecach?), bez falbanek, koronek… Ani pierwsza ani druga nie wiedzą co to leżaczki-bujaczki, chodziki, skoczki…. A zabawki powinny być nakręcane wyobraźnią dziecka a nie bateriami… no bo niby który zabawkowy teatrzyk sprawia więcej frajdy: ten z elektrycznie opadającą kurtyną, wgranymi fanfarami i migającymi światełkami w różnych kolorach czy ten z wyciętego pudła kartonowego, pomalowany samodzielnie razem z mamą, z pacynkami zrobionymi ze starych szmatek i drewnianych łyżek kuchennych? :) To jak nasze dzieci będą w przyszłości zdrowe i mądre zależy od nas….

A ja muszę powiedzieć, że z całej siły staram się zaspokajać potrzeby mojego 10 miesięcznego synka i gdy czasem widzę, że przynosi to odwrotne efekty do spodziewanych, to mam wątpliwości, czy idę dobrą drogą. Mam wrażenie, że gdybym wcześniej nauczyła go, że mama nie będzie go tyle nosić na rękach i bez przerwy zabawiać, to dziś nam obojgu byłoby łatwiej… Oczywiście wspieram też jego niezależność i ciekawość świata, ale przez większość czasu jemu jest najciekawiej u mnie na rękach. I jak się to ma do pięknych teorii?

Zależy jakie efekty są dla Ciebie spodziewane, bo dla mnie było jasne i normalne, że matka jest po to by stwarzać dziecku bezpieczeństwo również emocjonalne.

Aha, bo dla mnie od początku nic nie było jasne. Intuicyjnie starałam
się zapewniać synkowi tyle bliskości, ile tylko potrzebował. Nosiłam,
tuliłam, bawiłam się z nim, wspierając też samodzielną aktywność.

„Spodziewanym
efektem” byłoby dla mnie, gdyby mój synek był wesoły i uśmiechnięty na
co dzień, a co jakiś czas, jak każdy, miewał gorsze dni. Tymczasem było
dokładnie odwrotnie. Synek był non stop marudny i płaczliwy, chyba że
pokazywałam mu akurat coś nowego i fascynującego, ale po tylu miesiącach
pomysły trochę mi się kończyły. Ale przede wszystkim martwiłam się tym,
dlaczego ma ciągle zły humor. Wysypiał się, ładnie jadł, był zdrowy,
zęby też nie szły mu non stop.

Pewnego dnia nie wytrzymałam i
stwierdziłam, że nie mam już siły zapewniać mu emocjonalnego
bezpieczeństwa, a możesz mi wierzyć, że jestem wyjątkowo wytrzymałą
osobą. Usiadłam koło synka na podłodze, zamiast zabawiać, gdy jak
zazwyczaj marudził. Płakał długo, gdy próbowałam go przytulić odwracał
się ode mnie. Wreszcie sam się uspokoił, przytulił do mnie i tak sobie
siedzieliśmy wtuleni. Po kilku minutach zaczął sam się bawić klockami, a
ja siedziałam obok i nie mogłam się nadziwić. Praca nad nim przez
ostatnie 2 miesiące sprawiła, że stał się wesołym i ewidentnie
szczęśliwym szkrabem. Nadal spędzamy razem mnóstwo czasu, ale jestem też
w stanie spokojnie ugotować mu obiad, podczas gdy bawi się garnkami w
kuchni. Wcześniej się to nie zdarzało.

Tak więc myślę, że największy banał pod tytułem „każde dziecko jest inne” to też największa racja.
Nie oceniaj mnie proszę, bo każda z nas stara się być najlepszą matką, jaką tylko jest w stanie być.

Jakoś nie mogę sobie wyobrazić tego, że nie noszę i nie przytulam mojego dziecka wtedy, kiedy tego potrzebuje, mimo iż czasami jest naprawdę ciężko i sił brak.. Moim zdaniem to po prostu taki okres, widzę jak córka zmienia się z dnia na dzień, jeszcze jakieś dwa tygodnie temu, tatuś był w stanie osuszyć jej łzy, a teraz ona tylko w moich ramionach znajduje ukojenie. Domaga się kilkanaście, a czasami kilkadziesiąt razy dziennie przytulania, całowania jednym słowem mojej uwagi, po czym potrafi wrócić do zabawy i bawić się dłuższą chwile sama. Uważam, że „bycie w pobliżu” jest naprawdę bardzo ważne, widzę po swojej córeczce, że kiedy zajmę się czymś, ona staje się marudna, pełznie wszędzie za mną, a nawet kaszle i chrząka, a kiedy spojrzę na nią, to się uśmiecha :) Przez te 10 miesięcy nauczyłam się już puszczać dobre rady i kąśliwe uwagi mimo uszu, a nastawiam ucha na to, co próbuje mi powiedzieć córka. Ufam jej i jestem przekonana, że to ona wie najlepiej, czego jej potrzeba..

takie informacje powinny być przekazywane w szkole – obowiązkowo! wolałabym nie pamiętać połowy zdarzeń z historii a nauczyć się jak nie skrzywdzić własnego dziecka. Przecież większość uczniów kiedyś będą rodzicami i skąd czerpać mają wiedzę o rodzicielstwie? z pustych reklam, gdzie noworodek już w firmowych bucikach…. skręca mnie, jak widze tak ubrane maluszki….

Chyba mylimy dwie różne rzeczy – co innego przytulać dziecko, dawać mu całusy, głaskać, być blisko i dawać mu poczucie tego, że w pobliżu jesteśmy, a co innego bez przerwy nosić i nie rozstawać się z nim jak ta mama kangurzyca. Spotykam potem takie matki z czterolatkami na rękach i kręgosłupem wygiętym w pałąk! Ludzie, dzieci są bardzo ważne, ale wasze zdrowie jest tak samo ważne! A co do spania z dzieckiem – każdy robi jak uważa, wg mnie to mało higieniczne dla dziecka i mało komfortowe, zwłaszcza dla męża :)

zalezy co uznasz za higieniczne. Spanie z dzieckiem (w normalnych okolicznosciach) wlasnie dlatego jest dla niego zdrowsze, bo nie jest „sterylne”. Co do komfortu to tez sie nie zgadzam. Ok, dziecko kopie i sie kreci. Ale dla mnie alternatywa bylo wstawanie co piec minut, bo wydawalo mi sie, ze sie przebudza i czegos potrzebuje. Zreszta jak bylo za cicho to tez wstawalam. Nie nazwalabym tego komfortem. :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.