Kategorie
Wychowanie

Co zamiast wychowania?

Fragment książki „Zamiast wychowania” Jespera Juula.

Kochać i chcieć się zmienić

Co to znaczy kogoś kochać?

Jak już wcześniej mówiłem, zakochanie to doświadczenie raczej egoistyczne. Ale jeśli się kogoś kocha, to robi się to dla niego, a nie dla siebie. Sama miłość jednak nie wystarczy, trzeba jeszcze umieć przełożyć ją na pełne miłości działanie.

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Załóżmy, że kocham jakąś kobietę: czuję to, tęsknię za nią i chciałbym z nią być. To uczucie jest dla mnie wspaniałe, ale dla niej nie znaczy nic, dopóki nie przełożę go na jakieś wyrażające miłość czyny. To znaczy, muszę tak wobec niej postępować, żeby rzeczywiście odczuła, że ją kocham. A więc wracam do domu, a ona akurat jest w nie najlepszym nastroju. Mój sposób okazywania miłości nakazuje mi zostawić ją w spokoju i dać jej odpocząć. Ale ona jest tym rozczarowana, ponieważ według jej wyobrażeń, mężczyzna, który naprawdę kocha kobietę, w takiej sytuacji podchodzi do niej i pyta, co się stało. Z pewnością da mi to do zrozumienia agresywnym tonem, bo czuje się opuszczona. Zapewne oskarży mnie o to, że się o nią nie troszczę. Może dojść do kłótni, ale na koniec będziemy o sobie wiedzieć trochę więcej. Czyli nasza kłótnia okaże się owocna: od tej pory będę wiedział, że moja ukochana nie chce być pozostawiana sama ze sobą, kiedy znajduje się w takim nastroju. I pierwsze dziesięć lat związku upłynie nam na tym, żeby uczyć się takich rzeczy o sobie, a zarazem odkrywać, jak kochać tę drugą osobę, żeby mogła czuć się przez mnie kochana, jednocześnie nie rezygnując z tego, kim sam jestem.

Z dziećmi ma miejsce dokładnie ten sam proces. Gdy rodzi nam się dziecko, w ogóle go jeszcze nie znamy. Nie wiemy, jak będzie nas kochać i jak będzie chciało być kochane. Bo dzieci także chcą być kochane na różne sposoby, nie każde tak samo. Kiedy więc widzę, że jakiś ojciec zranił swojego syna czy córkę, a potem mówi: ,,Zrobiłem to tylko dlatego, że go kocham’’, to chciałbym zwrócić mu uwagę na fakt, że wprawdzie jego miłość jest bez zarzutu, ale jego postępowanie nie zostanie przyjęte przez dziecko jako miłość. Traktując je dalej w ten sposób, spowoduje, że będzie ono od niego uciekać, ponieważ nie doświadczy w tej relacji miłości. Musi więc tak zmienić swoje postępowanie, żeby miało ono także wartość dla syna czy córki i dało się uznać za dowód miłości. Jednak także w tym wypadku nie trzeba czuć się winnym, jeśli popełniamy błędy, bo skąd mamy wiedzieć, jakiej miłości potrzebuje nasze dziecko. Dzieci są bardzo różne i każde pragnie być kochane w inny sposób.

[reklama id=”57837″]

Jak mamy odkrywać, w jaki sposób nasze dziecko chce być kochane?

Często złościmy się na nasze dzieci. To uczucie nie jest niczym innym jak tylko wyrazem naszej bezradności, bo czujemy się mniej skuteczni w swoich wysiłkach wychowawczych, niżbyśmy chcieli. Ale przecież zawsze możemy poprosić nasze dzieci o pomoc, nawet kiedy są jeszcze małe. ,,Zobacz, przez ostatnie dwa tygodnie ciągle się na ciebie wściekałem, kiedy robiłeś to i to. Nie wiem, jak mógłbym to zmienić. Czy możesz mi pomóc?’’. W większości wypadków dzieci potrafią powiedzieć, co się naprawdę z nimi dzieje, nawet jeśli wyrażają to w sposób bardzo surowy.

Jeden z duńskich specjalistów przeprowadził kiedyś badanie z udziałem dzieci w wieku od trzech do sześciu lat. Wynikało z niego, że dziewięćdziesiąt procent dzieci ocenia, iż rodzice krzyczą na nie przez osiemdziesiąt procent wspólnie spędzanego czasu. Rodzice natomiast stwierdzili, że jest to najwyżej dziesięć procent czasu. Badacz zastanawiał się nad ta rozbieżnością: co dzieje się w ciągu tych pozostałych siedemdziesięciu procent czasu, kiedy dzieci czują się łajane, a rodzice nawet tego nie zauważają. Doszedł do wniosku, że ,,krzyczenie’’ musi co innego oznaczać dla dzieci, a co innego dla dorosłych. Ci ostatni rozumieli przez to ,,podnoszenie głosu i gniewne spojrzenia’’, natomiast dzieci wskazywały także na wiele innych zachowań dorosłych, poprzez które czuły się oceniane i krytykowane.

Co  więc jako dorośli możemy zrobić?

Gdy spytamy dziecko: ,,Co mogę robić inaczej?’’, to dostaniemy odpowiedź: ,,Nic. Po prostu mnie słuchaj!’’. To znaczy: ,,Gdybyś mógł, tato, wiedzieć, co dzieje się w mojej głowie, kiedy robię to i to, wtedy nie krzyczałbyś na mnie, bo wiedziałbyś, że zawsze mam swoje powody’’. Kiedy rozmawiam z nastolatkami, często mi mówią: ,,Moi rodzice w ogóle mnie nie słuchają’’. Rodzice reagują na to oburzeniem: ,,Jak to? Przecież rozmawiamy z tobą cały czas. Co masz na myśli, mówiąc, że ciebie nie słuchamy?’’. Dorośli uważają takie postawienie sprawy za niesprawiedliwe, ale ich dzieci chcą im przekazać coś bardzo ważnego: ,,Wy słyszycie moje słowa, ale nie rozumiecie tego, co chcę wam powiedzieć. W ogóle nie zastanawiacie się nad tym, co mówię’’. W takich sytuacjach zawsze staram się pomóc ludziom, żeby potrafili przełożyć swoją miłość do dziecka w czyn. Wszyscy mamy ten sam problem, który można określić następująco: kocham cię, ale jak mam postępować, żebyś i ty poczuł, że cię kocham?

Często uważamy, że jeśli już kogoś kochamy, to ten ktoś może być nam za to tylko wdzięczny.

Zachowujemy się tak, jakbyśmy posiadali bilet wstępu do czyjejś duszy: ,,Skoro cię kocham, to wolno mi wszystko’’. Nie, miłość nie jest alibi, które pozwala na wszystko. Tymczasem ludzie potrafią zrobić sobie najstraszniejsze rzeczy tylko dlatego, że się kochają.

Także miłość do dzieci może być niebezpieczna, bo one muszą po prostu zaakceptować sposób, w jaki je kochamy. Nie mają wyjścia nawet wtedy, kiedy nie czują się kochane. Na przykład, dziecko zasypywane prezentami przez rodziców wyczuwa, że taki jest ich sposób okazywania miłości, i nie ma innego wyboru, jak tylko domagać się ich coraz więcej i więcej, mimo że tak naprawdę wewnętrznie zamiera. I im więcej zabawek gromadzi się w kątach jego pokoju, tym chłodniej robi się w jego sercu. To jest również kolejny przykład tego, jak dzieci współdziałają ze swoimi rodzicami, wypracowując pewne strategie przetrwania, które potem towarzyszą im przez całe życie.

Na przykład, jeśli matka mówi do ciebie w sytuacjach konfliktowych: ,,Jesteś taka jak twój ojciec’’, to co będziesz mówiła do swoich dzieci w podobnych okolicznościach? Oczywiście, powiesz to samo, co twoja matka mówiła do ciebie, mimo że to cię wtedy raniło. Ale na tym właśnie polega przejmowanie jej sposobu kochania ciebie. Razem z miłością zawsze otrzymujemy większy pakiet.

Dzieci kochają nas i akceptują bez dalszych zastrzeżeń. Możemy się od nich  nauczyć, że nie trzeba robić nic specjalnego, aby być kochanym ‒ wystarczy po prostu być.

Tak. Także rodzice znają tę nieuprzedzoną miłość z pierwszych miesięcy życia dziecka. Leży ono przed nami w łóżeczku i wydaje się nam zupełnie doskonałe takie, jakie jest. Ale wkrótce zmieniamy swoje nastawienie: zaczynamy myśleć, że należy naszego potomka stale korygować, ulepszać, poprawiać. Niespecjalnie to mądre, jeśli uświadomimy sobie, że dzieci potrzebują od nas przede wszystkim prostego przekazu: ,,Jesteś w porządku po prostu dlatego, że jesteś’’.

Przypomina mi się tu historia amerykańskiego aktora Danny-ego Kaye’a, który pochodził z zamożnej żydowskiej rodziny. Był najmłodszym z kilku braci, z których wszyscy zostali prawnikami i lekarzami. Natomiast Danny pałętał się po scenach Manhattanu i nie zdziałał nic sensownego. W trakcie dużego rodzinnego spotkania ciotki i wujkowie komentowali, że nic z niego nie będzie, jeśli nie weźmie się do jakiejś rozsądnej pracy. Jego ojciec słuchał tego wszystkiego i kiwał głową ,,Tak, tak, z Dannym nie jest dobrze’’. Ale codziennie rano przed wyjściem do pracy kładł mu pod poduszką pięć dolarów. W ten sposób komunikował mu, że wszystko jest w porządku, niech dalej idzie swoją drogą. I to uratowało chłopakowi życie, który potem został znakomitym aktorem.

Czy Pan także przeżył coś podobnego?

Tak, ale niestety trwało to tylko trzydzieści sekund. Były to jednak decydujące sekundy w moim życiu. Miałem wtedy osiemnaście lat i już pracowałem jako marynarz, kiedy razem z rodzicami odwiedziłem jednego z moich wujków, z którym nie byłem szczególnie związany. Nie miałem też specjalnej ochoty tam iść, bo wiedziałem, jak będzie to wyglądało: dorośli zapytają mnie, co u mnie słychać, a potem o zapomną o mojej obecności. Jednak rodzice wywierali na mnie taką presję, że w końcu uległem. I co się stało? Dokładnie to, co przewidziałem: po pierwszych dwóch minutach nikt się już mną nie interesował, więc kiedy minęło pół godziny, postanowiłem wracać. Gdy zbierałem się do wyjścia, spojrzał na mnie ojciec, który dokładnie wiedział, co zamierzam i dlaczego. Nie próbował mnie zatrzymywać ‒ tylko spojrzeniem dał mi do zrozumienia, że mnie rozumie i że to jest w porządku. Żałowałem, że nie otrzymałem od niego więcej takich porozumiewawczych spojrzeń w czasie mojego dzieciństwa. Ale to jedno było ‒ i to już jest dużo! Taki rodzaj przekazu określa charakter relacji między rodzicem i dzieckiem. Jest on więcej wart niż tysiąc razy powtarzane ,,Kocham cię!’’. Właśnie coś takiego rodzice muszą przekazywać swoim dzieciom czynem.

Czyli chodzi o to, żeby kochać nasze dzieci bezwarunkowo?

Nie podoba mi się określenie ,,bezwarunkowo’’. Rodzice muszą akceptować swoje dzieci takimi, jakie one są ‒ i tę akceptację im pokazywać. Oczywiście, można powiedzieć, że ojciec Danny’ego Kaye’a nie stawiał mu żadnych warunków, a zatem kochał go bezwarunkowo.

Poznałem kiedyś parę, która przeprowadziła się na wieś, gdzie kupili dom z pięknym ogrodem. Kobieta mogła wreszcie spełnić swoje marzenie i hodować kaktusy. Mężczyznę niespecjalnie one obchodziły. Wieczorem lubiła ona przechadzać się wśród tych roślin, kiedy ich syn już leżał w łóżku i dzień był zakończony. Za każdym razem pytała męża, czy nie miałby ochoty pospacerować razem z nią, ale jego to nie interesowało. Kiedy mu powiedziałem, że przecież mógłby pójść na spacer ze względu na nią samą, a nie na kaktusy, wydawał się bardzo zaskoczony. To było dla niego coś nowego. Zapytał więc, żony, czy o to jej chodziło. I wtedy ona się rozpłakała, co było jasnym znakiem, że właśnie o to jej chodziło. Sam wcześniej o tym nie pomyślał… Ale pojawia się pytanie: czy jest on w stanie podarować jej tę bliskość czy też miłość w sposób ,,bezwarunkowy’’? Czy też będzie domagał się jakiejś rekompensaty w przyszłości na zasadzie: ,,Jesteś mi to winna, bo byłem z tobą dziesięć razy na spacerze w ogrodzie’’?

Czasami trudno jest ocenić ,,bezwarunkowość’’ naszej miłości. Na przykład, moja pierwsza żona była przez pewien czas bez pracy, a potem nagle objęła jednocześnie dwa stanowiska po pół etatu. Zaakceptowałem to, choć wiedziałem, że będzie to dla mnie trudne. Wiedziałem też, jak mogę sprawdzić szczerość mojej akceptacji. Żona wracała zmęczona do domu ‒ bo dwa stanowiska po pół etatu były bardziej wyczerpujące niż jedno na cały etat ‒ a ja musiałem gotować dla nas obojga. Gdyby wieczorem udało mi się bez irytacji przywitać ją w domu z kolacją, to byłby to znak, że moja akceptacja dla jej decyzji jest szczera. I tak też się stało. W ten sposób każdy z nas może sprawdzać, na ile ,,bezwarunkowa’’ jest nasza miłość. To piękne określenie, ale musi się ono potwierdzić w wielu konkretnych, codziennych działaniach.

Książkę „Zamiast wychowania” kupisz w naszej Księgarni Natuli

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.