Kategorie
Wychowanie

Jak to jest z tym przeklinaniem?

Dzieci czasem przeklinają. I choć niecenzurowane słowa w ich ustach brzmią dla części z nas przerażająco, prawda jest taka, że trudno się przed nimi uchronić. Czy warto się w ogóle starać?

Wulgaryzmy, czyli constans

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Wulgaryzmy to zjawisko obecne w języku od zawsze. Co więcej – to niezwykle żywa tkanka językowa, która podlega stałym przeobrażeniom. Część z wulgaryzmów na przestrzeni lat uległa znacznemu zneutralizowaniu, część się wyostrzyła, inna – totalnie zmieniła znaczenie. Do tego stopnia, że dziś żadna dama nie obrazi się, gdy nazwiemy ją kobietą, choć jeszcze kilkaset lat temu słowem tym określano niewiastę rozwiązłą seksualnie. W rzeczywistości, o zaliczeniu konkretnych słów do katalogu „zakazanych” nie decyduje leksykalna składnia, a negatywny ładunek emocjonalny, który ze sobą niesie. Z badań wynika też, że możemy nie wiedzieć, iż konkretny wyraz jest zaliczany w danym kręgu kulturowym do wulgaryzmów, ale najczęściej jesteśmy w stanie wyczuć to np. po barwie głosu mówiącego, okolicznościach etc. Z tego właśnie względu wulgaryzmy bywają tak atrakcyjne dla naszych dzieci.

Dzieci nas naśladują!

– Rodzice oczywiście mogą przeklinać, ale muszą być wtedy gotowi na to, że dziecko będzie te przekleństwa powtarzać. Z drugiej strony to jest bardzo subiektywne, co już jest przekleństwem, a co jeszcze nie – mówi Agnieszka Stein, psycholog dziecięcy.
Przekleństwa w języku dzieci mogą się pojawić wraz z rozwojem mowy, choć według najnowszych badań najbardziej podatny grunt na podłapywanie „zakazanych słówek” wykazują dzieci w wieku od pierwszego do czwartego roku życia. Nim maluch skończy 5 lat, będzie znał – zdaniem naukowców – średnio około 42 wulgarnych słów, różnego kalibru. To, jakie to będą słowa, w znacznym stopniu warunkuje dom rodzinny, ale też środowisko w jakim dziecko dorasta (przedszkole, koledzy z podwórka, dziadkowie, ukochane ciocie).
Każdy ma swoją opinię na temat tego, czy przeklinanie przy dzieciach jest właściwe. Ważną kwestią jest też to, czy dzieci rozumieją kontekst, w którym pojawiły się przekleństwa – czy służą one faktycznemu rozładowaniu negatywnych emocji, czy też zastępują niedobory językowe osoby, która się nimi posługuje.

[reklama id=”71159″]

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

„Nie lubię, kiedy to mówisz”

Rodzice nieumyślnie mogą swoje dzieci zachęcać do stosowania przekleństw, wzmacniając te zachowania, których chcieliby uniknąć. Taką wzmacniającą siłę ma – paradoksalnie – zwracanie uwagi, napominanie i karanie. Przerażenie na twarzy mamy tuż po usłyszeniu pierwszej „k…” z ust 3-letniej, przesłodkiej dziewczynki ma także działanie wzmacniające, ale na nasze własne emocje niewiele już możemy poradzić. Co wówczas robić? Najlepiej szczerze, spokojnie ustosunkować się do wypowiadanej kwestii.
Dzieci rozumieją, że przekleństwa mają wartość uderzeniową. Jeśli dziecko opracowało nawyk przeklinania, rodzic może ignorować wulgarne wyrażenia, ale jednocześnie zwracać uwagę na wypowiedzi, które są od nich wolne. Powiedzieć: „widzę, że udało ci się to powiedzieć inaczej”, „lubię, kiedy tak do mnie mówisz”.

Z wulgaryzmami w dziecięcym słowniku dobrze radzić sobie również poprzez zabawę. Lawrence Cohen w książce „Rodzicielstwo przez zabawę” sugeruje rodzicom, że gdy dzieci odzywają się do nich krzywdząco, mogą zamienić to w formę, która pozwoli im się do siebie zbliżyć. Powiedzieć coś w stylu „kiedy nazywasz mnie łysolem, to nie jest to takie straszne, jak gdybyś nazwał mnie wydzimdzirymdzi. Proszę, nie nazywaj mnie tylko wydzimdzirymdzi!”. Oczywiście, że dziecko powtórzy to nowe „przekleństwo”, a całość nabierze dość zabawnego kontekstu i stanie się lżejsza dla samego dorosłego.

Jesteśmy tylko ludźmi

Jak twierdzi profesor Jerzy Bralczyk: „przekleństwa są potrzebne w każdym języku. Ale trzeba sę z nimi obchodzić ostrożnie i stosować jak najrzadziej. (…) Kiedy trudno być cicho, mogę tak przeklnąć, żeby siłę złości skierować tam, gdzie się przyda. Choćby do rozbawienia. (…) Można stosować świeże i zabawne rusinki lub odkryć w sobie talent wymyślania osobnych słów na każde denerwujące zdarzenie”.
Za tą ostatnią poradę wybitnego językoznawcy poszedł zresztą Michał Rusinek, autor dziecięcego przewodnika po przekleństwach „Jak przeklinać. Poradnik dla dzieci”. Tym, których takie pozycje oburzają warto powiedzieć, że to przewodnik dość nietypowy, bo w rzeczywistości jest zbiorem przekleństw wymyślonych przez dzieci – absurdalnych, obfitujących w zaskakujące skojarzenia, pomagających wyrażać emocje, które trudno nazwać. Wśród nich na uwagę zasługuje całkiem spora gromada: „A niech to Amarylis!”, „Pocho marna!”, „A niech mnie rekin powącha!”, „Komba bruca!”. Brzmi lepiej?

Jedną z największych wartości, jakie możemy przekazać dzieciom jest autentyczność. W życiu każdego człowieka zdarzają się momenty, kiedy „kurka wodna” to nie jest adekwatny opis sytuacji czy emocji. Jeżeli potrzebujemy rozładować napięcie przeklinając – po prostu to zróbmy. Wiadomo, nie za często i bez użycia przemocy. My rodzice, jesteśmy w końcu tylko ludźmi.

Foto: flikr.com/frenchie1108

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.