Janusz Korczak, pedagog i lekarz, to nie tylko autor książek dla dzieci, ale też ciągle aktualnych pism pedagogicznych, które w dodatku świetnie się czyta. Tematem swoich książek Korczak uczynił Dziecko: w jego relacjach z samym sobą, z innymi dziećmi, z otoczeniem, wreszcie – z dorosłymi.
Ucząc swoich czytelników, jak rozmawiać z dzieckiem, by słuchało, jak pozwolić mu być, kim jest, Stary Doktor mówił o prawie dziecka do szacunku. Temu zagadnieniu poświęcił jedną ze swoich późnych broszur. Po latach pracy z dziećmi Korczak decyduje się powrócić do podstawowej kwestii. Dlaczego? Z tych samych powodów, dla których dziś do niej wracamy.
Nie jest wcale jasne, co to znaczy szanować dziecko. Na drodze do szacunku, pisał Korczak, stoi lekceważenie dla tego, co małe, słabe i zależne. W czasie, kiedy żył, pracował i tworzył Korczak, powszechne było przyzwolenie na klapsy, mocne pociągnięcie za rękę, bolesny uścisk, podnoszenie, podrzucanie do góry, sadzanie wbrew woli… W pierwszej połowie XX wieku nie zwracano się do dziecka z prośbą o opinię w żadnej sprawie, nawet jego dotyczącej, nad jego głową decydowano o nim, komentowano jego działania w jego obecności. Dziś częściej zwracamy uwagę na świadomą obecność dziecka, traktujemy je jak pełnoprawnego uczestnika spotkań, rozmów… Można się jednak zastanawiać, czy dziecko otrzymuje od dorosłych tyle szacunku, ile powinno.
Korczak opisywał przeszkody, które jego zdaniem stoją na drodze do traktowania dziecka z pełnym szacunkiem:
- Nadużycia wynikające z zależności finansowej dzieci od rodziców. Często od dziecka oczekuje się wdzięczności za wszystko, co otrzymuje, nie pozwalając niczego żądać, ewentualnie oczekując próśb i przymileń… W takim położeniu dziecko jest narażone na poniżenie.
- Brak zaufania do dziecka. „Przewróci się, uderzy, skaleczy, zabrudzi, zgubi, zaszkodzi sobie, nam…” – Stary Doktor z właściwą sobie przenikliwością obserwował i opisywał powracające lęki, które i dziś brzmią tak znajomo. Pisał o rodzicielskiej obsesji kontroli: ciągłym pilnowaniu ilości i jakości jedzenia, pór drzemek, noszenia szalika, pakowania tornistra, odrabiania lekcji… Chciałoby się zaprotestować – to zwykła troska o dziecko! Korczak pyta: czy na pewno to, że robisz rzeczy za dziecko, nie wynika z twojego przekonania, że ono nie wie, co robi? Zakładamy, że dziecko nic nie wie, a może „łudzimy się sądząc, że dziecko to tylko tyle, ile chcemy”?
- Inną przeszkodą jest… zwykła niechęć. Nie mamy szacunku do dziecka, jeśli myślimy o nim jako o ciężarze, niewygodzie czy dodatku do prawdziwego życia. Czy to znaczy, że nie wolno okazać niechęci, nawet kiedy jest się budzonym o godzinie 5.50, kiedy po raz setny zmywa się umazane kaszą ściany? Trudne zadanie stawia przed umęczonymi rodzicami wielki przyjaciel dzieci.
Korczak jest radykalny
Przedstawia swoją propozycję deklaracji praw dziecka: dzieci nie można karcić za błędy, niepowodzenia, łzy; dzieci mają prawo do rozporządzania swoimi rzeczami; dziecko może czuć się zmęczone i obolałe bez żadnego wyraźnego powodu, po prostu dlatego że rośnie; wreszcie – od dzieci nie wolno wymagać, że zmienią swoje postrzeganie czasu – mają prawo iść, jeść, bawić się w swoim tempie. Pierwszą w historii deklarację praw dziecka (z 1924 roku) krytykuje następująco: „Prawodawcy genewscy pomieszali obowiązki i prawa; ton deklaracji jest perswazją, nie żądaniem; apel do dobrej woli, prośba o życzliwość”.
Postulaty Korczaka składają się na wizję świata, w którym perspektywa dzieci jest równoprawna z punktem widzenia dorosłych. Jeśli rozejrzymy się uczciwie dookoła, zobaczymy, że po wielu latach od śmierci doktora wciąż jest dużo do zrobienia, by zrealizować wskazany przez niego ideał.