Kategorie
Dziecko Komunikacja z dzieckiem

Kiedy dzieci są „niegrzeczne”?

Rozmowa z Moniką Janiszewską, autorką książek „(Nie)Grzeczni?”

Co dziś znaczy “grzeczne” dziecko? I jak to pojęcie zmieniało się w czasie?

Monika Janiszewska: Myślę, że dla każdego z nas grzeczność oznacza coś innego, a przyjęta definicja jest zazwyczaj mocno powiązana z zasadami wyniesionymi z własnego domu rodzinnego.  Z tym, jaki rygor w nim panował, na ile swobody można było sobie pozwolić, jak wyglądały rozmowy z rodzicami. 

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Cieszy mnie, że coraz rzadziej dzieci słyszą od rodziców komunikaty typu: „Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie”, „Dzieci i ryby głosu nie mają”, „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Nie słyszałam też o przypadku, by jakieś dziecko musiało zwracać się do rodziców słowami: „pani matko”, „panie ojcze”. A przecież w pokoleniu urodzonym tuż po II Wojnie Światowej (pokoleniu moich rodziców) to się zdarzało. Zresztą starsze osoby lubią podkreślać, że kiedyś to była kindersztuba i sznyt, a dzieci nie były tak „rozwydrzone” jak dziś.

Jeśli przez rozwydrzenie mamy rozumieć prawo dziecka do posiadania i wypowiadania publicznie własnego zdania, prawo do decydowania o sobie w wąskim, adekwatnym do wieku zakresie, czy też poszanowanie przestrzeni osobistej dziecka, to owszem, mamy „rozwydrzone” dzieci. I całe szczęście! W wielu domach dziecko przestało być już bezwolnym tworem, który ma siedzieć cicho, nie przeszkadzać i być posłusznym. Nadal jednak do kociołka pod tytułem „niegrzeczność” wrzucane są różne zachowania, które tak naprawdę z niegrzecznością nie mają nic wspólnego. Wynikają one raczej z etapu rozwojowego dziecka, z jego ograniczonych możliwości poznawczych, z określonego poziomu zdolności koncentracji, z takiego a nie innego sposobu łączenia faktów i wyciągania wniosków, z ograniczonej umiejętności uwzględniania perspektywy drugiego człowieka. Czasem zapominamy, że dziecko nie posiada naszego dorosłego doświadczenia i nie odbiera codziennych sytuacji w dorosły sposób. Zdarza się również, że nie bierzemy pod uwagę przeżywanych przez dziecko emocji, a one w danym momencie mogą być naprawdę silne.

Co zatem dla Pani oznacza bycie „niegrzecznym”?

Monika Janiszewska: Dla mnie osobiście niegrzeczność to krzywda wyrządzana drugiej osobie, naruszanie czyichś granic, agresja fizyczna i słowna. Zwracam uwagę na wszelkie przejawy mijania się z prawdą, oszukiwanie, przywłaszczenie czyichś rzeczy. To są zachowania, które powinny rodzić konsekwencje. Staram się natomiast z dużą łagodnością i dystansem podchodzić do wielu codziennych sytuacji, w których dzieci zachowują się daleko od ideału, bo mają gorszy dzień, są znudzone lub zmęczone, bo przeżywają konflikt z kolegami, bo doświadczyły mniejszej lub większej straty, bo walczą o swoją prywatność i autonomię. W takich chwilach staram się znaleźć sedno problemu, rozeznać, co konkretnie uruchomiło lawinę niepożądanych zachowań. Może syn zniszczył model samolotu, bo usłyszał od kolegi ze szkolnej ławki kilka nieprzyjemnych słów? Może siostra wygoniła młodszego braciszka z pokoju odreagowując bycie obcesowo potraktowaną przez starszego brata? Warto spojrzeć na daną sytuację z perspektywy dziecka. Uzmysłowić sobie, co aktualnie może przeżywać (rozczarowanie, frustrację, bezsilność itp.) i z jakimi problemami się zmaga.

Tak, jak już wspominałam, „niegrzeczne” zachowania są bardzo często wynikiem możliwości rozwojowych i poznawczych dziecka. Nie wymagajmy od siedmiolatka, by w skupieniu przysłuchiwał się rozmowom przy stole na imieninach ciotki. Owszem, siedmiolatek wysiedzi w spokoju przez jakiś kwadrans, ale później nagromadzona w nim energia zacznie szukać ujścia. Zacznie się wiercenie, machanie nogami, szuranie szklanką, bawienie się sztućcami, suwanie obrusem i tym podobne „wygibasy”. I nie ma w tym żadnej niegrzeczności. Tak po prostu być musi. Nie ma co wymagać od trzecioklasisty, że przez bite dwie godziny skupi się na odrabianiu lekcji. Większość dzieci w tym wieku potrzebuje zrobić sobie kilka krótkich przerw.  Czy dziesięciolatek poradzi sobie w sytuacji konfliktowej, w której trzeba pogodzić różne interesy kilku stron? Niekoniecznie. A czy ośmiolatek jest w stanie każdego dnia z całą starannością opiekować się wymarzonym szczeniakiem? Zdecydowanie częściej – nie.

Jednym słowem, nie możemy wymagać od dziecka zachowań innych, niż te, na które pozwala mu jego poziom rozwoju i dojrzałości emocjonalnej.

Monika Janiszewska: Jeśli wymagamy od dziecka zbyt wiele, jeśli nasze oczekiwania wykraczają poza jego możliwości rozwojowe, to możemy mieć pretensje tylko do siebie. Dziecko nie ponosi tu żadnej winy. Zanim przykleimy mu łatkę „niegrzecznego”, zastanówmy się, czy nie stawiamy poprzeczki za wysoko. Może dziecko wcale nie jest zbyt leniwe, może nie jest za mało cierpliwe, może nie jest niewystarczająco konsekwentne i uparte w dążeniu do celu… Może właśnie jest „w sam raz” – stosownie do wieku i możliwości. Przypomnijmy sobie, jacy byliśmy w jego wieku – w jaki sposób reagowaliśmy na zaczepki, jak buzowały w nas sprzeczne emocje, jakim wyzwaniem okazywały się napięte relacje z rodzeństwem. Pamiętajmy, że każdego dnia nasza dorastające dziecko poszukuje własnego „ja”, walczy o autonomię i prywatność, doświadcza mniejszych lub większych rozczarowań.

Dobrze jest przełożyć zachowanie dziecka na podobną sytuację z dorosłego życia. Być może wymagamy od dziecka więcej, niż od siebie samych? Bo, czy my nigdy nie mijamy się z prawdą? Czy nie dąsamy się z byle powodu? Czy nasze biurko zawsze lśni czystością? Czy nie zdarza nam się zalec po pracy na kanapie i mechanicznie skakać po telewizyjnych kanałach? Nie jesteśmy idealni i nasze dziecko też takie nie jest.

Z jakimi zachowaniami dzieci jest rodzicom najtrudniej?

Monika Janiszewska: Myślę, że dużym wyzwaniem są wszelkiego rodzaju zachowania agresywne. Wyzwalają one bowiem w rodzicach mnóstwo emocji. A te akurat należy w takim przypadku trzymać na wodzy, aby swoim zachowaniem nie nakręcać spirali agresji. Jeśli nasze dziecko stosuje agresję (fizyczną lub słowną), dobrze jest przyjrzeć się relacjom, jakie panują w domu. Czy ktoś z rodziny nie jest wybuchowy? Czy między rodzicami nie dochodzi do ostrych spięć, których dziecko jest świadkiem? Czy dziecko ma konfliktowe rodzeństwo? Zachowania agresywne to często próba zwrócenia przez dziecko na siebie uwagi. To komunikat: „Mamo, tato, potrzebuję was. Potrzebuję waszego zainteresowania, miłości, troski”. Zdarza się niestety, że dziecko trafia na sam dół listy „spraw do załatwienia”, bo rodzice są totalnie pochłonięci pracą albo chorobą w rodzinie. Wtedy agresywne zachowania są wołaniem o pomoc. Może zdarzyć się i tak, że dziecko odreagowuje w ten sposób konflikty przeżywane w grupie rówieśniczej (szkolnej czy osiedlowej), problemy z nauką, jakąś zmianę (nowe miejsce zamieszkania, nowa szkoła, przyjście na świat rodzeństwa). Warto dotrzeć do emocji, które powodują lawinę agresywnych zachowań.

Trudny dla rodziców bywa też moment zejścia z piedestału. Już w pierwszych klasach podstawówki przestajemy być w oczach dziecka omnipotentni, wszechwiedzący, bez skazy. Tracimy pelerynę superbohatera. Im wcześniej się z tym faktem pogodzimy, tym lepiej. Nie ma sensu walczyć i udawać, że na każdym polu wiemy lepiej, że nie popełniamy błędów, że nie ranimy innych. Zdecydowanie korzystniej jest postawić na szczere rozmowy, z których dziecko dowie się, co sprawia nam frajdę i w czym czujemy się dobrzy, a czego szczerze nie znosimy, z czym mamy kłopot. Ono i tak jest świadkiem naszych codziennych potyczek. Doskonale widzi nasze zalety i wady. I dobrze, bo one są ludzkie. Pytanie, co my z tym zrobimy? Czy będziemy pudrować rzeczywistość, czy też pokażemy na własnym przykładzie, że z upadku można się podnieść, że z błędów można wyciągać lekcję.

Z czym jeszcze rodzice miewają trudność? Dość często z rodzącą się u dziecka potrzebą samostanowienia o sobie i poszukiwaniem własnego ja. To bywa odbierane jako zachowanie buntownicze, niesubordynacja. Zamykanie się w pokoju, zmiana stylu ubierania się, dobór innych przyjaciół, niechęć do wszelkich czułości ze strony rodzica. To zbija nas z tropu.

Czasem trudności w dogadaniu się z dzieckiem wynikają z jego odmiennego temperamentu, innych cech osobowości.  Nie jest łatwo ojcu ekstrawertykowi, który z łatwością nawiązuje kontakty międzyludzkie zrozumieć syna – nieśmiałego introwertyka. Podobnie, jak nie jest łatwo zdyscyplinowanej i dobrze zorganizowanej od małego  mamie porozumieć się z córką, która potrzebuje nieustannej kontroli i motywacji.

W jaki sposób radzić sobie z trudnymi zachowaniami dzieci?

Monika Janiszewska: Na to potrzebny jest z pewnością czas, dobra wola i cierpliwość. Potrzebna jest rozmowa, spokojna i szczera. Rozmowa, która nie sprowadza się do serii gróźb i szantaży. Rozmowa, która nie skończy się na liście kar – zero komputera, znajomych, przyjemności. Dziecko ukarane, owszem, może na jakiś czas zmieni swoje zachowanie, ale nie dlatego, że zrozumiało i ma refleksję, ale ze strachu przed kolejną karą. Rozmowa ma pozwolić obu stronom dotrzeć do sedna problemu, uświadomić przeżywane emocje, pokazać negatywne konsekwencje zachowania (dla dziecka i dla innych osób/otoczenia), dać przestrzeń do poszukiwań innych rozwiązań. Jeśli dziecko zaniedbało swoje obowiązki szkolne, niech poniesie za to konsekwencje. Nie kryjmy go przed nauczycielem w nieskończoność, by w domu dać mu szlaban „na wszystko”. Gdy wyrządzi komuś przykrość/krzywdę, niech przeprosi i naprawi szkodę (odkupi z własnego kieszonkowego uszkodzony telefon lub chociaż dołoży się do niego czy też przepisze zniszczony zeszyt). To będzie wymagało od dziecka wysiłku i odwagi, a od nas poświęcenia mu uwagi i energii. Ale to ścieżka, którą warto podążyć.

Pamiętajmy, by za każdym razem postarać się obrać perspektywę dziecka. Ono nie jest już maluchem, ale też nie jest w stanie przyjąć dorosłego punktu widzenia. Inaczej łączy fakty, widzi jedynie wycinek rzeczywistości, nie radzi sobie z zalewającymi go emocjami. Miejmy na uwadze, że jego problemy i rozterki nie są błahe, nieważne, mało istotne. To tylko nam się tak wydaje. Kolejna sprzeczka z kolegą z ławki, nieotrzymanie zaproszenia na urodziny czy brak szpanerskich trampek to dla dzieci sprawy takiej samej rangi, co dla nas kłótnia z przełożonym czy też staranie się o awans. Kiedy umniejszamy albo wyśmiewany te zmartwienia, czy kpimy z nich, dziecko czuje się zranione, dotknięte, mało ważne.

Wspierajmy i dajmy przykład własnym zachowaniem zamiast prawić kazania i morały.  Powstrzymajmy się – choć bywa to arcytrudne – przed dawaniem na tacy gotowych rozwiązań danej sytuacji, narzucaniem własnego światopoglądu, czy też wypominaniem w nieskończoność złego zachowania dziecka. Bądźmy jego serdecznym towarzyszem w wędrówce ku dorosłości.

Warto jeszcze przeczytać:


Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.