Kategorie
Archiwum

List czytelniczki – Jesteś w ciąży? Przygotuj się do karmienia piersią

Zachęcamy Was do pisania! Opisywania swoich doświadczeń i problemów. Zapraszamy do czytania „Listów”. Oto jeden z nich – osobisty, poruszający, szczery.

Zachęcamy Was do pisania! Opisywania swoich doświadczeń i problemów. Zapraszamy do czytania „Listów”. Oto jeden z nich – osobisty, poruszający, szczery.

listy-do-redakcji

Moja „droga mleczna”

Najpierw piękna wiadomość: upragniona ciąża, wychodzona (klinika leczenia niepłodności), wyczekana, wymarzona. Po ponad roku starań. Potem piękny czas, kiedy nie miałam żadnych dolegliwości ciążowych, a jedynie czułam, jak rośnie we mnie nowe życie.

Poród ciężki, ale dałam radę, urodziłam po 9 godzinach. Popękałam w każdym możliwym miejscu, błagałam o znieczulenie, bo poród się zatrzymał. Opiekę okołoporodową i pobyt w szpitalu wspominam bardzo dobrze, mimo że wcale nie musiało tak być, ponieważ rodziłam z partnerką, jako para. A w naszym kraju to przecież „chore”.

A potem się zaczęło…

Pragnęłam karmić piersią i nie wyobrażałam sobie inaczej. Mój organizm wystawił mnie na ciężką próbę, wszystkiego udałoby się uniknąć, gdyby zajęła się mną jedna, kompetentna osoba. Ale od początku.

Pewnego dnia poczułam, że mam gorączkę. W piersiach nic się nie działo. Miałam 37,5. Ale następnego dnia już prawie 40 stopni i gorącą prawą pierś. Co robić? Skoro jestem w połogu, to do szpitala na oddział… Nie tak łatwo. Trzeba przejść przez SOR, więc czekam z noworodkiem w poczekalni. Dostałam antybiotyk. Żadna apteka nie miała takiej dawki, można było złożyć zamówienie. Tyle że ja miałam 40 stopni gorączki, nie mogłam czekać. Zadzwoniłam do lekarza z pytaniem, czy mniejsza dawka, którą dysponowała apteka, pomoże? Miałam kupić i brać. 5 dni, zamiast 10. Wykupiłam, wzięłam. Ulga na kilka dni. A potem powrót, bo ze zwykłego zapalenia piersi zrobiła się otorbielona przestrzeń ze zbiornikami płynu widocznymi na usg. I zaczęły się wycieczki na SOR, usg, konsultacje, kolejny antybiotyk, który kompletnie nie pomógł. Na każdym dyżurze poznawałam nowych lekarzy i każdy z nich miał inne rady.

Jeden mówił: ogrzewać pierś, drugi mówił: ochładzać pierś, przykładać lód.

Jeden mówił: brać ibuprofen, drugi mówił: jaki ibuprofen, nie wolno. Tylko paracetamol.

Jeden mówił: kapusta z lodówki na pierś, drugi mówił: nic kapusta nie pomoże, nie ma sensu.

A w tym wszystkim ja, matka, zawożąca za każdym razem nowonarodzone dziecko do szpitala, miejsca, gdzie w ogóle nie powinno go być, ale jest na piersi, więc w wielogodzinnych kolejkach musiałam karmić. Brak poradni laktacyjnej, brak jednego stanowiska doprowadziły do tego, że na absolutny zakaz lekarza przestałam karmić jedną piersią. Ból, żal, rozpacz nad wylewanym mlekiem, ból piersi, bo żaden laktator nie ściągnie mleka tak jak dziecko. Płakałam, kiedy tylko spojrzałam na córkę, bo nie chciałam małej karmić mieszankami, po których tylko spała. Posłuchałam jednak rad jednej osoby – doradcy laktacyjnego. Kobieta Anioł, która powiedziała, że mam walczyć, że przystawiać dziecko jak najbardziej, że nic się złego nie stanie, nawet jeśli w zbiornikach jest ropa. Stawała na głowie, by mnie uspokoić, by doradzić, co robić i jak postępować.

Rodziłam w małym miasteczku na północy Polski, nie ma tu poradni laktacyjnej i bardzo nad tym ubolewam. Bo tak naprawdę wszystko mogło potoczyć się inaczej… Ja wygrałam walkę. Półtora miesiąca codziennego uporu, walki, mówienia sobie: nie poddam się, to cholerstwo zniknie z mojego organizmu, choćbym miała być nacinana. Płakałam z bólu, ale to był ból konstruktywny, bo wiedziałam, że walczę o coś, co dla córki będzie najlepsze. Wygrałam, została torbiel, zbiorników płynu już nie ma, gorączka minęła, zaczerwienienie jest nadal, mimo że minęły dwa miesiące.

Ale nie poddałam się, karmię. Tylko dlaczego musiało się to tak potoczyć? Skupiamy się na porodzie, na tym, jak to będzie. Czytamy, przygotowujemy się, oddychamy i ćwiczymy. A potem? Zostając z noworodkiem w domu, borykając się z takimi problemami, jak połóg, laktacja, jesteśmy same, zdane na łaskę lekarzy, z których każdy mówi i zaleca coś innego. Mi zabrakło wiedzy (choć przeczytałam dwie książki na temat karmienia piersią), zabrakło w pewnym momencie poradni, wsparcia jednej osoby, która wiedziałaby, co robić. Ale udało się.

Zachęcam wszystkie kobiety: przygotowujcie się nie tylko do porodu, ale także do karmienia piersią! Dowiadujcie się o nim jak najwięcej, o możliwych powikłaniach przy laktacji, o samym połogu. Znajdźcie w swoim otoczeniu doradcę laktacyjnego. To jest ważne! Bo macie już wtedy swoją kruszynkę, o którą trzeba przecież dbać bez względu na stan własnego zdrowia. Żyjemy w czasach, gdzie ważna jest natura, kupujemy produkty BIO, nie chcemy się zatruwać, a tak naprawdę na palcach jednej ręki mogę policzyć wśród moich znajomych kobiety, które się nie poddały i karmią piersią. Reszta przy pierwszym niepowodzeniu odstawiała dziecko od piersi… Nie warto…

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

2 odpowiedzi na “List czytelniczki – Jesteś w ciąży? Przygotuj się do karmienia piersią”

Walka o możliwość karmienia jest warta zachodu! Miałam problem z karmieniem kilka dni po urodzeniu synka – pojawił się ropień, który powiększał się bardzo szybko…po niemiłych przygodach szpitalnych i 2 operacjach nacinania (1 operacja została źle wykonana) i oczyszczania piersi, pomimo głosów lekarzy o zaprzestaniu karmienia, karmię jedną piersią ;) już półtorej roku ;) Wiele w tym zawdzięczam wsparciu świetnych pań z poradni laktacyjnej i oczywiście wsparciu rodziny. Pierwszego synka karmiłam także półtora roku i pamięć o tym jak ważne to było dla nas także dodawała sił aby wytrwać najgorsze momenty.

Zgadzam się w 100%, przeżyłam to samo. Niestety, przerwałam karmienie, gdy mój synek miał niespełna 3 miesiące.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.