Kategorie
Archiwum

List czytelniczki – Położne! Pomóżcie karmić piersią

Moja opowieść będzie dość długa i jest to w większości opis koszmaru, który przeżyłam. Na szczęście kończy się happy endem, który trwa do dziś. Zacznę od początku.

Moja ciąża przebiegała dobrze. Czułam się świetnie, polecałam ten stan każdej mojej koleżance. Jedyną trudnością była cukrzyca ciążowa, którą na szczęście opanowałam odpowiednią dietą. Czas ciąży wspominam z wielką radością.

Poród

Niestety, rozwiązanie ciąży nie jest już tak miłym wspomnieniem. Termin zbliżał się wielkimi krokami, a Nasze Maleństwo spokojnie sobie siedziało w brzuchu i nigdzie się nie śpieszyło. Podczas ostatniej wizyty kontrolnej okazało się, że w moczu pojawiło się białko (na szczęście wtedy nie wiedziałam, że oznacza to ryzyko wystąpienia rzucawki i jest bezpośrednim zagrożeniem życia mojego i Naszego Dziecka). Kazano mi się zgłosić następnego dnia rano. Kiedy pojawiłam się na oddziale, lekarz podjął decyzję o wywołaniu porodu kolejnego dnia. Niestety, stało się inaczej, czego bardzo, bardzo żałuję. Po kolejnych badaniach podjęto decyzję o natychmiastowym rozwiązaniu ciąży przez cesarskie cięcie – okazało się, że Mała w ciągu dnia okręciła się pępowiną dwa razy dookoła szyi.

Samego porodu nie pamiętam, bo byłam pod narkozą, a i doba po porodzie jest bardzo rozmazanym wspomnieniem. Pamiętam tylko mobilizację całego personelu medycznego i przerażenie w oczach położnej, bo – jak później mi powiedziała –  pierwszy raz w ciągu swojej pracy miała do czynienia ze stanem przedrzucawkowym (a była to dość doświadczona położna). Moja Córeczka przyszła na świat 27 marca 2014 r. o godzinie 21:30. Ja pod opiekę dostałam Ją dopiero po ponad dwóch dobach.

Karmienie piersią

Niestety, koszmar, o którym wspomniałam na początku, wcale nie dotyczy porodu, a karmienia piersią i związanej z tym opieki sprawowanej nade mną przez położne. Pierwszym pokarmem mojej Córeczki było mleko modyfikowane, a mojego mleka spróbowała dopiero niemal po dwóch dniach. Wcześniej nie pozwolono mi przystawiać Córki do piersi – była to konsekwencja tak ciężkiego porodu. Co gorsza, pierwsze karmienie było jednym z najgorszych doświadczeń w moim życiu – w mojej ocenie z winy położnych.

Pierwsze doświadczenie karmienia (na które czekałam i o którym marzyłam) to koszmar, o którym chciałabym zapomnieć. Pamiętam rozpaczliwy płacz mojej Córeczki, która – wcześniej karmiona mlekiem modyfikowanym – przy piersi wręcz wrzeszczała, domagając się jedzenia. Moja Malutka na początku ssała spokojnie, ale z każdą chwilą była coraz głodniejsza, a mleko nie płynęło. Pierwsze karmienie trwało około dwóch godzin, bo położna ciągle twierdziła, że dziecko ma się najeść moim mlekiem. Położna przychodziła co jakiś czas wściekła, że dziecko płacze, i za każdym razem kazała karmić piersią i uspokajać dziecko. Trwało to około dwóch godzin, aż przyszła w odwiedziny moja mama i zażądała od położnej mleka.

Kolejne karmienia wyglądały podobnie. Byłam przerażona, zestresowana i spanikowana. Bałam się każdego kolejnego karmienia. Trochę światła w tę historię wnosi położna z następnego dnia, która bardzo mi pomogła. Założyłyśmy dziennik karmień, ważyłam Malutką przed i po karmieniu piersią. Okazało się, że jeszcze nie mam pokarmu, więc postanowiłyśmy, że będę Córeczkę najpierw przystawiać do piersi, a kiedy zobaczę, że robi się niecierpliwa i coraz bardziej głodna, będę jej będę dawała mleko modyfikowane. Niestety – kolejne położne, z którymi miałam styczność, zwyczajnie przyczepiły mi łatkę “matki, która nie chce karmić piersią”.

Słyszałam wciąż niemiłe komentarze i stwierdzenia. Mimo, że  w karcie miałam wpisane dokarmianie, musiałam dopraszać się o mleko modyfikowane. Ostatnia noc spędzona na oddziale była tragiczna, bo z “ulubioną” położną. Spałam może ze dwie godziny w sumie, a resztę nocy spędziłam karmiąc Córeczkę. Położna nie chciała nam dać mleka, odmawiała go kilkukrotnie, okazując mi irytację. Moja Córeczka wiele podczas tej nocy płakała. Czułam się upokorzona, umęczona, wydawało mi się, że jestem złą mamą, bo nie mogę nakarmić własnego dziecka. Do tego ciągle słyszałam, że one – położne – znają takie matki jak ja. Co najgorsze, żadna z położnych – poza jedną, jedyną wyrozumiałą i pomocną panią) nie zapytała, jak jest naprawdę. Nie próbowały słuchać tego, co mówię. Nie wierzyły mi. A ja niczego innego nie pragnęłam, jak karmić piersią.

Od kiedy zaszłam w ciążę, marzyłam o tym momencie. Nie chciały zobaczyć, że bardzo chcę karmić Córeczkę piersią, ale z powodów ode mnie niezależnych nie mogę tego zrobić od razu. Zawsze wydawało mi się, że położna to taka pielęgniarka, która ma dużo cierpliwości, wyrozumiałości i empatii. Idąc do szpitala wyobrażałam sobie, jak karmię piersią moje dziecko, a położna mi w tym towarzyszy i wspiera mnie dobrą radą i ciepłym słowem. Otrzymałam niestety uderzające przeciwieństwo tego wyobrażenia.

Na szczęście jest światełko nadziei w tej ciemnej opowieści. Po powrocie do domu zaufałam swojemu instynktowi i radom tej jednej, jedynej położnej i karmiłam Córeczkę naprzemiennie –  najpierw piersią, a później mlekiem modyfikowanym. Po około 2 tygodniach przeszłyśmy tylko i wyłącznie na pierś. Przetrwałam upokorzenie w szpitalu,  popękane brodawki . Dziś moja Córeczka ma prawie 10 miesięcy i wciąż karmię ją piersią. Pierwszy miesiąc był ogromnie trudny, później wszystko się ustabilizowało, teraz karmienie to sama przyjemność i wspaniałe intymne chwile tylko dla nas.

Chciałabym, aby moja historia pomogła innym kobietom. Chciałabym, aby żadnej kobiety nie spotkało to, co spotkało mnie. Marzę, aby doświadczenie karmienia piersią było doświadczeniem pięknym – ciężkim, ale pięknym, a nie koszmarem, jak u mnie. I chciałabym też, aby ta historia pokazała kobietom, które się boją, nie wierzą w siebie, mają rozterki, że karmienie piersią jest możliwe i da się to zrobić, jeśli tylko ma się wytrwałość i wsparcie mądrych położnych. Bardzo, ale to bardzo chciałabym, aby ten list dał do myślenia choć jednej położnej.

Basia, karmiąca piersią mama 10-cio miesięcznej Łucji.

Foto: flikr.com/9880707@N02

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

3 odpowiedzi na “List czytelniczki – Położne! Pomóżcie karmić piersią”

Sama jestem położna i strasznie mi przykro kiedy słyszę, że moje „koleżanki” najprawdopodobniej minęły się z powołaniem lub wypaliły się zawodowo. Nie każdej matce karmienie przychodzi z łatwością. Trzeba czasu i wysiłku, jednak jeśli ktoś na prawdę chce osiągnie cel. Jak Pani :-) serdecznie gratuluję @):-

Ja dziękuję Bogu za to, ze moje Przyjaciółka jest położną, niepracującą w zawodzie ale pewną swojej wiedzy położniczej. W szpitalu dostałam sprzeczne informacje na temat karmienia i laktacji i dlatego „zmarnowaliśmy i przemęczyliśmy się” przez pół doby. Po tym czasie załamana skapitulowałam i poprosiłam by mąż zawiózł dziecko na noworodki i by poprosił o mleko.
Strasznie się wtedy czułam, miałam ochotę zniknąć i byłam przerażona tym, że nie mogę wykarmić dziecka. Po dwóch godzinach płaczu w swoim łóżku i rozmowie z przyjaciółką zabrałam dziecko do siebie, dla pewności dopytałam pielęgniarkę o kilka rzeczy . Na szczęście nocna zmiana była zdecydowanie bardziej troskliwa, jeszcze raz mi wszystko wyjaśniono ( bo miałam wrażenie, że nie ogarnęłam wszystkiego co mi doradziła przyjaciółka). To była fizycznie trudna noc, bo Malutka ssała prawie stale, ja pilnowałam by regularnie zmieniać piersi, ale ranek był piękny. Na nowo uwierzyłam, że dam radę, a dziecko poczuło się przy mnie bezpieczniej…
Niestety po powrocie ze szpitala nie było kolorowo i bardzo potrzebowałam wsparcia, dzięki Przyjaciółce, jej radom i racjonalizacjom dałam radę.
Karmimy się dokładnie 6 miesięcy i za nic w świecie nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej…

Aż mi się płakać zachciało.
Niestety, początki macierzyństwa zamiast być najpiękniejszymi chwilami naszego życia, często są okupione łzami, krwią, bólem i bezradnością. Poród jest ciężkim przeżyciem. A po porodzie zamiast uczucia spełnionego marzenia, rozczrowujemy się. To uczucie rzecz jasna przychodzi z czasem.
Ja po porodzie tak bezpiecznie czułam się w szpitalu, że choć mimo tego, że bardzo chciałam wrócić do domu, jak miałam wyjść to popłakałam się, bo wiedziałam, że takiej fachowej pomocy i opieki w domu już nie będzie. Jestem bardzo wdzięczna paniom położnym za trud włożony w naukę karmienia i przystawiania córki co piersi. W ostatnią noc zostałam sama na oddziale, to zaglądały do mnie co chwilkę. Jeśli potrzebowałam się wykąpać albo wyjść do toalety to nie było problemu. Najgorzej było w domu bo Córcia chciała cały czas spać, a jak dostałam nawału pokarmowego to nie wiedziałam co robić. I nie miałam kogo się poradzić (bo każdy mówił co innego, ale nic się nie sprawdziło)
Na szczęście już jest wszystko w porządku:) I bardzo mi pomogły silikonowe nakładki :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.