Kategorie
Wychowanie

“Niech radzi sobie samo?”, czyli o wsparciu dziecka w samodzielności

Dzieci na placach zabaw reprezentują dwa skrajne typy: podbijających i podbijanych. Oczywiście, między nimi jest jeszcze przestrzeń dla tych, które bawią się spokojnie niezaczepiane przez nikogo, ale dziś nie poświęcimy uwagi temu złotemu środkowi. Dziś o skrajnościach.

Rodzice dzieci ekspansywnych narzekają na swój los strażnika. Wciąż muszą być czujni, interweniować, łagodzić i napominać swoje rozbrykane pociechy. Może nawet z zazdrością patrzą na rodziców dzieci z drugiej grupy. Wiadomo, ciężar winy nawet ich nie muska, to oni są poszkodowani, nikt ich nie osądzi, nie pomyśli, że źle wychowali swoje dziecko. Mogą przyjść na plac i spokojnie czytać książkę zamiast przewidywać, co tym razem – i komu – zrobi ich syn czy córka.

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Tymczasem bycie rodzicem dziecka podbijanego jest równie trudne. A może nawet trudniejsze.

Po pierwsze, wiąże się to z nieustannymi interwencjami i pocieszaniem. Dziecko przybiega po pomoc niemal za każdym razem, a jeśli nie przybiegnie na czas, jego granice zostają przekroczone i trzeba ruszać z odsieczą po łopatkę/samochodzik/wiaderko tudzież tłumaczyć, że huśtawki są dla wszystkich i nasze dziecko – zdaje się – było w kolejce pierwsze.
Po drugie, w wyniku tych częstych interwencji zaczyna kiełkować w rodzicach obawa, że tak już będzie zawsze. O ile w przypadku dziewczynek obawa ta kiełkuje dość słabo i nie wybija się specjalnie ponad grunt, o tyle obawa dotycząca chłopców staje się dość szybko okazała i wybujała.
Podsycają ją dodatkowo komentarze otoczenia:
– Co tak biegasz za nim, niech sam się broni.
– Niech się uczy, bo kto z niego potem wyrośnie?
– Chowasz sobie maminsynka.

I choćby nie wiem jak rodzic był przekonany, że postępuje w zgodzie ze sobą i adekwatnie do potrzeb dziecka, zaczyna się bać tego osławionego “później”. A kiedy dwuletni syn znów patrzy błagalnie w jego kierunku, w rodzicu narasta zniecierpliwienie i rzuca z irytacją: “Chcesz swoja łopatkę z powrotem, odbierz ją sobie sam”. Słowem, los rodzica podbijanego dziecka wcale nie jest usłany różami.

Uwaga! Reklama do czytania

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka

Książka o rozwoju dziecka 2-5 lat. Praktyczne rozwiązania na najczęstsze rodzicielskie wyzwania.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Jak zatem znaleźć równowagę między wspieraniem dziecka w trudnej sytuacji a zachęcaniem go do tego, by radziło sobie samo?

Po pierwsze i chyba najważniejsze, warto być uważnym na to, czego potrzebuje dziecko. Skupianie się tylko na swoich obawach i projekcjach (“Co z niego wyrośnie?”) oraz oczekiwaniach otoczenia (“Chłopak, a taki niezaradny”) może przesłonić dziecko i jego dynamikę rozwoju.
Hasło “Trawa nie rośnie szybciej, gdy się za nią ciągnie” pasuje do tej sytuacji idealnie. Nikt z nas nie jest w stanie stawić czoła sytuacji, gdy nie poczuje, że jest do tego gotowy. Nie ma też w zasadzie jakiejś granicy określającej, kiedy dziecko powinno poczuć się gotowe (a kilkulatki mogą być niegotowe z samego faktu bycia kilkulatkiem). Z drugiej strony, dziecko wspierane wtedy, gdy o wsparcie poprosi, buduje pewność siebie i zaufanie do świata. To fundament, na którym ta gotowość ma szansę się obudzić.

Obawy dotyczące wychowania dziecka, które nie będzie umiało sobie w życiu poradzić, nie są do końca bezpodstawne, wydaje się jednak, że dotyczą sytuacji, w której dziecko jest nie tyle wspierane, co wyprzedzane przez rodzica. Rodzic wyczuwa jakiś konflikt i natychmiast rusza z odsieczą. To dla dziecka czytelny sygnał, że samo nie poradzi sobie z sytuacją i tylko w rodzicu może szukać ratunku.

Zanim zatem rozpoczniemy interwencję, warto z dzieckiem porozmawiać:

  • O tym, czy daje sobie radę (Może to, że wygina usta w podkówkę, wcale nie jest oznaką bezradności?).
  • O tym, co się stało i co można z tym zrobić (“Chłopiec zabrał ci łopatkę i chciałbyś ją odzyskać. Chcesz mu powiedzieć, żeby ci ją oddał, bo jej potrzebujesz?”).
  • O tym, czy dziecko potrzebuje naszej pomocy – a jeśli tak, to jakiej konkretnie (“Spróbujesz go zapytać sam, czy chcesz, żebym poszła z tobą?”).

Zwłaszcza w obszarze otrzymywania pomocy warto z dzieckiem rozmawiać, by wiedzieć, czego tak naprawdę się obawia i czego tak naprawdę potrzebuje. Można proponować, aby rozwiązało problem samodzielnie, i dobrze jest być otwartym na to, że dziecko nie będzie jeszcze gotowe. Można też szukać rozwiązań pośrednich – zamiast popychać je, aby samotnie stawiało czoła wyzwaniu, można zaproponować swoją obecność bez większej interwencji (“Jeśli chcesz, mogę pójść z tobą, a ty powiesz chłopcu, żeby ci zwrócił łopatkę”). A jednocześnie bez żadnych ocen i rozczarowania przyjmować niegotowość dziecka.

Sprawy często toczą się swoim torem – może wolniej, niż byśmy tego chcieli, a jednak każdy z nas dąży do autonomii i samodzielności. Każdy lubi czuć swoje sprawstwo. Jeśli nie uczynimy samodzielności dziecka natychmiastowym priorytetem, wielce prawdopodobne, że przyjdzie ona sama. Szybciej, niż zakładamy.

Uwaga! Reklama do czytania

Granice dzieci i dorosłych

Prosta w zastosowaniu koncepcja granic osobistych pomaga porozumiewać się i współpracować z dzieckiem, unikać nieporozumień i codziennych dramatów.

Odwiedź księgarnię Natuli.pl
Avatar photo

Autor/ka: Małgorzata Musiał

Na co dzień pracuje w toruńskim stowarzyszeniu Rodzina Inspiruje!, prowadząc warsztaty dot. wychowywania, realizując program „Szkoła dla rodziców” i organizując eventy dla rodzin z małymi dziećmi. Jest doradczynią noszenia w chustach oraz jednym z niewielu w Polsce mentorem grup SAFE, profesjonalnie wspierającym świeżo upieczonych rodziców. Skończyła studia pedagogiczne, jednak największym polem doświadczalnym jest dla niej – rzecz jasna – matkowanie trójce potomków. Tym doświadczeniem dzieli się na blogu www.dobrarelacja.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.