Rozmowa przyjaciółek – Moniki Szczepanik i Agnieszki Stein – o dzieciach i rodzicielstwie bliskości.
Monika Szczepanik – pedagożka zafascynowana ideą Porozumienia bez Przemocy, autorka bloga wswieciezyrafy.blogspot.com.
Agnieszka Stein – psycholożka dziecięca, autorka pierwszej polskiej książki o rodzicielstwie bliskości „Dziecko z bliska”.
Monika Szczepanik: Agnieszko, co to znaczy widzieć dziecko z bliska?
Agnieszka Stein: Może tak, jak siebie widzi dziecko? A może tak, żeby oczami dziecka popatrzeć na świat i na to, co się w życiu dziecka dzieje.
MS: Skąd rodzic, szczególnie gdy zostaje nim po raz pierwszy, ma wiedzieć, jak jego dziecko widzi siebie i świat, który go otacza? Często dorośli mają kłopot z określeniem siebie samych, z własnym obrazem, więc jak tu zobaczyć jeszcze dziecko?
AS: Określanie siebie samych to bardzo dobry początek. Rodzicielstwo Bliskości zaczyna się od bycia blisko samego siebie.
Na pytanie “skąd rodzic ma wiedzieć” to bym chyba odpowiedziała, że na pewno nie będzie wiedział. To jest taniec empatii. Pamiętasz? Wiem, że nie wiem, ale chcę wiedzieć. Jestem otwarta, ciekawa. Więc pytam, szukam, obserwuję. Na pewno też uczę się swojego dziecka, więc wiem coraz lepiej. Chcę, żeby dziecko mi pokazywało, jak to dla niego jest, na różne sposoby, nie tylko słowami.
Życie seksualne rodziców
Zacznij świadomie budować swoją relację z partnerem
Jak zrozumieć się w rodzinie
Jak dostrzec potrzeby innych i być wysłuchanym
Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli
MS: Taniec empatii zakłada towarzyszenie dziecku w tym, co akurat przeżywa. Zgadywanie jego uczuć i ukrytych za nimi potrzeb. Pytanie “czego chcesz?” i przyjmowanie z otwartością każdej odpowiedzi. Piękny to taniec. Taniec, w którym płyniesz razem z dzieckiem, ucząc się nie tylko jego, ale i siebie samej. W tym tańcu jednak obok radości z poznawania własnego dziecka pojawia się frustracja, strach, lęk i mnóstwo, mnóstwo obaw o to, jak z nim być, by wyrosło na człowieka.
AS: Nasze dziecko już jest człowiekiem. Tym jedynym, niepowtarzalnym. I na pewno wyrośnie, jeśli jego potrzeby będą dostrzegane i brane pod uwagę. A bycie blisko siebie to też rozróżnianie swoich własnych emocji i potrzeb od tych, które należą do dziecka. To ja mam obawy i ja się z nimi mierzę. Zastanawiam się, jaka za nimi leży niezaspokojona potrzeba i szukam najlepszej strategii na jej zaspokojenie. Pamiętając, że rzadko tą najlepszą strategią będzie moje dziecko.
MS: Hm… łatwiej powiedzieć, niż tak żyć. Czuję podobnie jak Ty. Wiem, że moje obawy są wyłącznie moje, dlatego mieszanie w nie dziecka to droga donikąd. Wiem, że odnalezienie odpowiedzi na pytanie: po co robię to, co robię, jest kluczem do budowania relacji nie tylko z dzieckiem. Wiem… A jednak przychodzą momenty, w którym czuję się niekompetentną mamą. Jak sobie pomóc? Jak w takich momentach wciąż widzieć swoje dziecko? Jak czerpać radość z macierzyństwa mimo tego, że wiszą nad nim czarne chmury?
AS: Ja myślę, że każdy czasem czuje się za mało kompetentny w tym, co robi w stosunku do dziecka. Tak samo jak w każdej innej dziedzinie. To jest właśnie potrzeba rozwoju. Dziecko też uczy się różnych rzeczy dlatego, że ma potrzebę nauczyć się jeszcze więcej.
Ja bym się bardziej obawiała takiej sytuacji, kiedy rodzic zawsze czuje się dobrze z tym, co robi, zawsze czuje się kompetentny. Bo to po prostu nie jest możliwe, żeby nigdy nie popełnić żadnego błędu i od początku być doskonałym.
Dużym kłopotem współczesnego rodzicielstwa jest to, że rodzice odkrywają w tej chwili w sobie potrzebę rozwoju, jak nigdy przedtem, a równocześnie nie potrafią się tym cieszyć, świętować tego.
MS: Jest jeszcze coś. Rodzice mający potrzebę rozwoju zapisują się na warsztaty, kupują książki, czytają artykuły dotyczące wychowania, pytają psychologów, co mają robić, a potem stają twarzą w twarz ze swoim dzieckiem i po kilku “nieudanych próbach” mówią: to nie działa. I znów są sfrustrowani. Agnieszko, bardzo podoba mi się, kiedy piszesz, że Rodzicielstwo Bliskości to nie metoda wychowawcza czy zestaw narzędzi, ale pewna filozofia, styl życia (podobnie myślę o Porozumieniu bez Przemocy). Często jednak spotykam rodziców, którzy właśnie ze względu na brak konkretnych metod w Rodzicielstwie Bliskości uważają, że nie jest ono przystosowane do codzienności, do świata, w którym przyszło nam żyć.
AS: Mam wrażenie, że rodzice właśnie dlatego poszukują rozwoju, artykułów, warsztatów itp., że metody, które stosują nie działają tak, jakby chcieli. Są nieskuteczne, albo rodzice się z nimi źle czują. Wtedy szukają czegoś innego, co im lepiej posłuży. Ale trudno im zobaczyć, że to nie chodzi o znalezienie lepszych metod, tylko o zrezygnowanie z nich, bo myślenie w kategoriach metod moim zdaniem bardzo rzadko jest skuteczne. Myślę też, że jeśli ktoś obiecuje, że coś będzie zawsze działać na zasadzie „naciskasz określony guzik i masz określony wynik”, wprowadza rodziców w błąd.
Czasami trzeba zapytać siebie na nowo: co to dla mnie znaczy, że coś działa albo nie działa. Pomyśleć głębiej. We współczesnym świecie w ogóle mało jest gotowych odpowiedzi. Taki świat, w którym na wszystko była prosta rada to już historia, przeszłość, która nie wróci. Z drugiej strony, w Rodzicielstwie Bliskości nie ma metod, ale jest bardzo wiele narzędzi, z których można w miarę potrzeb korzystać. Z tym, że tak jak jest ze wszystkimi narzędziami, wprawy nabiera się w trakcie ich używania.
MS: W takim razie co w Rodzicielstwie Bliskości działa? Relacja, regulacja, rozwój, o których piszesz w książce? One działają?
AS: Tak.
Czasem najlepiej działa, jak się usiądzie na rękach i pooddycha głęboko. Czyli wtedy, kiedy powstrzymujemy się od pochopnego działania.
Dzisiejsi rodzice zazwyczaj robią za dużo, a nie za mało. I nie starcza im już przez to siły i czasu na to, co jest naprawdę potrzebne. Działa również nazywanie tego, co się dzieje, szczególnie na poziomie uczuć i potrzeb.
MS: Agnieszko, dla tych wszystkich, którzy jeszcze nie przeczytali Twojej książki („Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację”) powiedz proszę co jest ukryte pod koncepcją 3xR – relacja, regulacja, rozwój. Po kolei. Czym jest relacja? A właściwie jaka powinna być?
AS: Bezpieczna i bezwarunkowa. Czyli powinna być takim stałym punktem odniesienia. Im bezpieczniejsza jest relacja, tym dziecko jest bardziej otwarte na to, żeby się rozwijać, ale też bardziej wrażliwe na wszelkie sygnały płynące nieustannie od jego bliskich osób. Bezwarunkowa relacja to taka, w której dziecko ma miłość rodziców i nie musi na nią zasługiwać. Zawsze jest dla rodziców wystarczająco dobre i godne akceptacji i miłości. Bezpieczna relacja to też taka, która daje dziecku przestrzeń do tego, żeby mogło po swojemu, w swoim tempie iść w świat.
MS: A regulacja? Czym ona jest?
AS: Regulacja to dbanie o siebie. Słuchanie, rozpoznawanie swoich emocji i radzenie sobie z nimi. Odczytywanie za nimi niezaspokojonych lub zaspokojonych potrzeb.
Dla małych dzieci funkcję osoby, która reguluje, pełni bliski dorosły. Stopniowo, począwszy już od urodzenia, dziecko uczy się samo dbać o siebie, swoje emocje i potrzeby. Ten proces trwa bardzo długo, dłużej niż społeczne oczekiwania dotyczące samodzielności.
Warto też uwzględnić to, że ludzie w ogóle lepiej radzą sobie z emocjami, kiedy ktoś ich empatycznie wspiera. To, co robimy jako dorośli dla siebie nawzajem – jest ci ciężko, dzwonisz, piszesz, spotykamy się i ja mogę cię posłuchać z uwagą i empatią, a innym razem ty posłuchasz mnie – to jest właśnie ten stan, do którego mamy doprowadzić nasze dzieci. Tak wygląda dojrzałe życie w społeczeństwie, a nie: ze wszystkim poradzę sobie sam.
Jak zrozumieć małe dziecko
Podręcznik świadomego rodzicielstwa
Rozwój seksualny dzieci
Zadbaj o zdrową seksualność swojego dziecka
Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli
MS: Empatyczne trwanie przy drugim człowieku to w moim przekonaniu największy dar, jaki mogę dać, i jaki mogę otrzymać. Nie ma nic cenniejszego, niż pełne zrozumienia bycie z drugim, świadome słuchanie opowieści o uczuciach i potrzebach (bo człowiek, nawet jeśli nie mówi o uczuciach i potrzebach, to w nich jest zanurzony). Empatia to jeden z elementów, który pomaga dziecku wzrastać. Co jeszcze możemy dać dziecku, by wspierać jego rozwój?
AS: Przestrzeń do tego, by doświadczało świata wszystkimi zmysłami i popełniało błędy. A więc by mogło nie tylko patrzeć i słuchać, ale też skakać, dotykać i czuć. Zgodę na to, że dziecko będzie się brudzić. Na pewno też warto dać sobie prawo do tego, żeby nie sterować procesem rozwoju dziecka, nie popędzać go. Zaufać, że dziecko chce się rozwijać i wie, czego w danym momencie może i potrzebuje się nauczyć. I będzie to robić, o ile tylko będzie się czuło bezpiecznie w relacji z nami, będzie sobie dobrze radziło z emocjami i będzie miało bogate środowisko (przy czym bogate nie oznacza pełne drogich zabawek).
I jeszcze możemy być wrażliwi na te chwile, kiedy dziecko sygnalizuje nam, że potrzebuje pomocy, i starać się upewniać, jaka dokładnie pomoc jest potrzebna, zanim jej udzielimy.
MS: Agnieszko, wielokrotnie powtarzasz, że żeby wychować dziecko potrzeba całej wioski. Wydaje mi się, że koncepcja 3xR jest łatwiejsza do realizacji, kiedy otaczają nas ludzie, którzy podobnie jak my traktują dzieci, hołdują podobnym wartością wychowawczym, wspierają nasze starania i wysiłki. Która z nas nie chciałaby zamieszkać w takiej wiosce? W wiosce byłoby łatwiej i przyjemnie, a tymczasem… Mamy XXI wiek, społeczeństwo konsumpcyjne, kulturę masową i kult rozumu nad intuicją. Zgadzasz się? Czy w takim świecie są wioski, które pomogą nam wychować nasze dzieci?
AS: Czy to, że mamy XXI wiek i to wszystko co napisałaś, oznacza, że mamy się z tym pogodzić i zrezygnować z prób zmieniania czegoś na lepsze? Przecież to społeczeństwo składa się właśnie z dzieci, które zostały w określony sposób wychowane. Kiedy wychowujemy dzieci na ludzi, którzy nie są masowymi konsumentami, tylko twórcami, to wtedy naprawdę zmieniamy świat.
A wioskę można sobie zorganizować. Ja mam nawet kilka takich wiosek. Jedną internetową, a inne w świecie rzeczywistym. To dlatego napisałam, że jedną z pierwszych inwestycji w rodzicielstwo powinno być budowanie relacji z innymi dorosłymi, którzy mają podobne ideały jak my.
MS: Budujmy, zmieniajmy, nie tylko dla naszych dzieci, ale i dla siebie. Twórzmy małe i duże wioski, internetowe i te w realu, by dostać to, czego pragniemy – akceptację siebie jako kobiety, matki, żony, partnerki, zrozumienie, wsparcie, empatię. By w sprzyjającej rzeczywistości odnaleźć i usłyszeć swoją intuicję. Intuicję, w którą wyposażyła nas Matka Natura, a o której piszesz nie tylko w książce, ale także na portalu DzikieDzieci. Z mojego doświadczenia wynika, że kiedy słucha się samej siebie, to błądzi się rzadziej. Zgadzasz się ze mną?
AS: Może nie tyle błądzi się rzadziej, ile łatwiej jest odnajdywać drogę, kiedy się zgubimy. I to nie tylko kobietom, ale też mężczyznom. Bo oni też mają intuicję, to znaczy mogą słuchać tego, co Porozumienie bez Przemocy nazywa głosem serca, czyli swoich uczuć i potrzeb. Choć może rzeczywiście bywa im trudniej, bo trochę to odbiega od tradycyjnie postrzeganej roli mężczyzny.
MS: Cieszę się, że do naszej rozmowy zostali zaproszeni mężczyźni :) Przyjęło się, że wychowanie jest domeną nas, kobiet. Mężczyzna jest od organizowania wycieczek, pokazywania świata, uczenia dzieci jazdy na rowerze, nartach itp., czyli od zadań specjalnych. Znam jednak ojców, którzy o Rodzicielstwie Bliskości nigdy nie słyszeli, a nawet jeśli, to podeszli do niego bez entuzjazmu, a mimo to tworzą ze swoimi dziećmi więź opartą na szacunku i zaufaniu. Znam takich, którzy żadnej książki nie przeczytali, nie byli na warsztatach, a mimo to świetnie dogadują się ze swoimi córkami i synami. Czy jest jakieś specjalne miejsce w Rodzicielstwie Bliskości dla mężczyzn?
AS: Ja myślę, że w Rodzicielstwie Bliskości jest specjalne miejsce dla każdego, zgodnie z jego pragnieniem i indywidualnością. Bardzo niechętnie dzielę rodzicielskie zadania na męskie i kobiece, ponieważ uważam, że jeśli rodzina dobrze się czuje z jakimś podziałem ról, to nie ma po co przejmować się tym, że odbiega on od stereotypowego wzorca męskości i kobiecości.
W Rodzicielstwie Bliskości jest też miejsce na to, żeby dziecko stykało się z różnymi stylami działania i sposobami budowania relacji. Bardziej niż w tradycyjnym wychowaniu, gdzie to zazwyczaj matka jest szefem i podstawowym opiekunem, a ojciec wykonuje polecenia kobiety (bo przecież dzieci potrzebują jednomyślności i konsekwencji).
Bardzo się starałam, żeby w książce używać słów rodzic, rodzice, dużo częściej niż matka, ojciec, pozwalając rodzicom wybrać, jak się podzielą zadaniami.
Wiesz, że z niecierpliwością czekam na męskie wrażenia?
MS: Wiem i mam nadzieję, że dostaniesz do paru mężczyzn informację zwrotną. Agnieszko, czas na przejście od teorii do praktyki. Kiedy patrzysz na swojego syna, z którym jesteś w bliskiej relacji, relacji opartej na przywiązaniu, to kogo widzisz?
AS: Trudne pytanie. To zależy od tego, co się dzieje i w jakiej jestem formie. Czasami mam takie dni, że trudno jest mi widzieć go sercem. Pewnie wtedy, kiedy sama ze sobą nie jestem blisko. Ale jest też dużo takich chwil, kiedy widzę jak bardzo się trudzi, żeby z małego zmieniać się w dużego. Widzę w nim osobę, inną niż ja, od której mogę się bardzo dużo nauczyć.
I widzę różne rzeczy, których najpierw długo nie mogę zobaczyć, a jak je już zobaczę to się cieszę, że coś nowego udało mi się odkryć.
MS: Myślę, że wiem o czym piszesz. Moją czteroletnią córkę wciąż na nowo odkrywam, choć czasem miewam „te dni, gdy…” Dziś zobaczyłam w niej chęć pokonania lęku przed czerwoną mrówką, której jeszcze wczoraj nie miała. Widzę otwartą na świat, ciekawą nowego, pewną swoich potrzeb Małą Istotę, która pyta, gdy nie wie, zatyka uszy, gdy nie chce słyszeć krzyku, przytula się, gdy nie czuje się pewnie. To wszystko widzę, gdy patrzę na nią przez pryzmat uczuć i potrzeb, czyli Porozumienia bez Przemocy. I widzę jeszcze więcej :) . A jakie Ty “różne rzeczy” widzisz, patrząc na syna przez okulary Rodzicielstwa Bliskości?
AS: Wiesz, ja czasami widzę kogoś podobnego do mnie, podobnego w swoim człowieczeństwie. Czyli kogoś, kto ma mniej więcej podobne potrzeby jak ja, i to mi pomaga go zrozumieć.
A “różna rzecz” jest na przykład taka, że ostatnio w jego irytacji i opryskliwości udało mi się zobaczyć odrywanie emocjonalnej pępowiny i budowanie swojej odrębności ode mnie. U obcych dzieci widziałam i rozumiałam, a u swojego potrzebowałam dużo czasu. Bardzo często tak jest.
MS: Agnieszko, dziękuję za to spotkanie.