Zgodzi się pani z tezą, że za każdym trudnym zachowaniem dziecka stoi jakaś niezaspokojona potrzeba?
W pewnym sensie tak. Shankerowskim językiem, językiem Self-reg trochę inaczej się o tym mówi, ale właściwie chodzi o to samo. Za każdym wybuchem emocji najprawdopodobniej stoi stres, czyli jakaś niezaspokojona potrzeba albo coś, co zakłóca dziecku jego równowagę. Potrzebą w tym wypadku jest redukcja stresu. Najczęściej zachowanie dziecka jest po prostu wołaniem o pomoc: “Mamo, tato pomóż, nie czuję się bezpiecznie. Coś się ze mną dzieje, nie wiem co”.
Uwaga! Reklama do czytania
Jak zrozumieć małe dziecko
Poradnik świadomego rodzicielstwa
Cud rodzicielstwa
Wsłuchaj się naprawdę w głos swojego dziecka
Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli
Często jest tak, że dzieci nie wiedzą, co się z nimi dzieje, nie potrafią zidentyfikować, jaka to jest potrzeba. Zwłaszcza młodsze dzieci nie wiedzą na przykład, że są głodne. Może to być też: “Mamo, tato ścisz dźwięk, który mi przeszkadza”, “Pomóż mi rozwiązać problem z kolegą, który był dziś niemiły”. Warto uświadomić sobie, że to nie są tylko potrzeby fizjologiczne, ale także emocjonalne i poznawcze.
Powiedziała pani, że dziecko nie zawsze sobie uświadamia tę realną potrzebę, nie wie, co je stresuje. Można zatem powiedzieć, że odpowiednia reakcja wymaga od rodzica wiele intuicyjności.
Z jednej strony intuicyjności, z drugiej – też otwartości na to, że te potrzeby mogą być zupełnie inne, niż mi się wydaje. Często jest też tak, że to nie jest tylko jedna potrzeba, tylko zebrało się kilka stresorów z różnych dziedzin, z różnych obszarów.
Warto pytać dziecko. Oczywiście im młodsze, tym trudniej będzie to zrobić, natomiast starsze dzieci tak naprawdę wiele mogą nam powiedzieć. Czasem bywa tak, że dzieci nie zdają sobie sprawy z czegoś do momentu, gdy je o to zapytamy. Nie możemy też być takim rodzicem, który zgaduje wszystkie potrzeby i za dziecko decyduje, czy ono jest głodne, czy jest zmęczone, czy przeszkadzają mu dźwięki. Powinno to polegać na swego rodzaju dialogu pomiędzy rodzicem a dzieckiem.
Możemy zatem zaryzykować tezę, że płacz, rzucanie się na podłogę, krzyki, wrzaski to wszystko wynik stresu, a nie rozpieszczenia, jak to się zwykło interpretować?
Najczęściej. Stuart Shanker jest daleki od takiego stwierdzenia, że „zawsze i wszędzie”, ale najczęściej za takim krzykiem stoi jakaś potrzeba, jakieś trudności dziecka.
Książki o rozstaniu i rozwodzie: wsparcie dla dzieci i dorosłych
Książki o rozstaniu i rozwodzie dostępne w naszej księgarni mają na celu wspieranie całej rodziny. Bez względu na wiek, każdy członek rodziny znajdzie tutaj coś, co pomoże mu lepiej zrozumieć własne uczucia i odnaleźć nową równowagę. Dzięki literaturze można odkryć, że nawet po rozstaniu możliwe jest stworzenie szczęśliwego, pełnego wsparcia środowiska dla dziecka.
Jak działa stres? Jak wpływa na mózg?
Skrótowo rzecz ujmując, to przede wszystkim stres zabiera nam bardzo dużo energii, która jest potrzebna na reakcje. I może się zdarzyć tak, że gdy zbyt dużo tej energii nam zabierze, to bardzo szybko wkraczamy w reakcję walki lub ucieczki. Wtedy wyłącza się mózg myślący, czyli te części mózgu, które są związane z samokontrolą, racjonalnym myśleniem oraz z kontaktem/zaangażowaniem społecznym.
W silnym stresie pozostajemy na poziomie mózgu limbicznego, czyli takiego bardziej pierwotnego, można by powiedzieć: ssaczego, a czasem nawet bardziej gadziego. Wtedy nie funkcjonujemy ani na poziomie racjonalnym, ani na poziomie umożliwiającym kontakt społeczny, bo za to jest odpowiedzialna kora nowa. Ale przy stresie może się wyłączyć także wiele innych rzeczy: układ trawienny, układ odpornościowy. Oczywiście po reakcji stresowej to wszystko powinno się włączyć z powrotem, o ile mamy wystarczająco dużo energii, by układ przywspółczulny zadziałał. Bywa też tak, że jeśli tego stresu mamy za wiele, a nie mamy możliwości, by się zregenerować, to może się okazać, że jesteśmy w błędnym kole stresu. Tak dzieje się w przypadku dzieci, które są mocno nadpobudliwe. Stuart Shanker twierdzi, że ADHD jest związane z reakcją stresową: dziecko jest przeciążone różnymi bodźcami, często są to bodźce w obszarze biologicznym związane ze zmysłami.
Towarzyszenie dziecku w trudnych emocjach jest też trudne dla rodzica. Wyobraźmy sobie sytuację: Klasyczny poranek w domu. Czas do wyjścia nieubłaganie się kurczy. Tymczasem dziecko odmawia założenia spodni. I awantura gotowa. To są niby drobiazgi, ale z nich składa się nasza codzienność. I czasem trudno zachować spokój. Co rodzic może zrobić w tej sytuacji? I dla siebie, i dla dziecka. Jak reagować na te emocje, tak żeby współtowarzyszyć i być empatycznym, ale jednocześnie nie nakręcać spirali?
W każdej sytuacji, gdy dziecko zachowuje się w taki sposób, który może sugerować, że znajduje się w stresie, najważniejszy jest spokój rodzica.
Takie sytuacje są na pewno trudne dla rodzica, bo wtedy się budzi rezonans limbiczny i trudno zachować spokój. Rodzic, podobnie jak dziecko, może bardzo szybko zejść z poziomu kory nowej, z poziomu myślącego do mózgu ssaczego lub gadziego i znaleźć się w reakcji walki lub ucieczki. Wtedy bardzo trudno się myśli i bardzo trudno jest zareagować rozsądnie. Ciężko jest także wymyślić rozwiązanie problemu. To jest w zasadzie pogrążanie się razem z dzieckiem w emocjach. Dlatego tak ważnym jest, by rodzic zadbał o swój spokój. Można to zrobić z poziomu ciała: wziąć kilka głębszych wdechów lub dłuższych wydechów, świadomie rozluźnić ciało. Można to też zrobić z poziomu mózgu myślącego: uświadomić sobie, że dziecko nie wścieka się dlatego, że jest egoistyczne, wredne, rozpieszczone. Wymaga to wyjęcia z głowy wszystkich tych etykiet, którymi je określamy, i zadania sobie pytania: skoro to jest reakcja stresowa, to co takiego stało się, że dziecko tak się zachowuje? Tylko to wszystko wymaga tego, by rodzic był w równowadze, miał wystarczająco dużo energii, by to zrobić…
Chyba też czasu, prawda? Bo często jest tak, że te trudne sytuacje dzieją się wtedy, gdy się spieszymy: do pracy, do przedszkola, do szkoły…
Pośpiech jest bardzo dużym stresorem i dla rodzica, i dla dziecka. Gdy dziecko obserwuje rodzica zestresowanego wyjściem, to jemu ten stres się udziela. To taki trochę efekt domina. Nie chodzi mi o to, by rodzic teraz miał poczucie winy i w tych rejonach funkcjonował, tylko raczej o to, by uświadomić sobie, jak dużo możemy zdziałać swoim spokojem.
I teraz pozostaje pytanie: co dalej z reakcją dziecka? Jeżeli ono bije kogoś, leży na podłodze albo ucieka – bo taka reakcja też jest możliwa – to znaczy, że jest w reakcji walki lub ucieczki. I to, co może zrobić rodzic, to postarać się zidentyfikować, co wywołało tę reakcję. Czy może zmniejszyć te stresory? Na pewno warto nie dodawać kolejnych stresorów np. swoim tonem głosu, groźną miną itd. Czasami warto w ogóle przestać mówić do dziecka. My w takich sytuacjach często bazujemy na racjonalnym umyśle, próbujemy mówić do dziecka, coś tłumaczyć, a w momencie, gdy ono przeżywa silny stres, nie dogadamy się na tym poziomie. Więc to, co możemy zrobić, to wejść z poziomu kory nowej do mózgu limbicznego i poszukać tam pozytywnych zasobów: mamy tam miłość, spokój, radość. Trzeba przywrócić relacje z dzieckiem. Warto też potraktować tę sytuację jako naukę samoregulacji dla dziecka, czyli pokazać mu, że emocje generalnie są OK, tylko ważne, co z nimi zrobimy. Warto po prostu być z emocjami dziecka i przeczekać je, tym samym pokażemy, że one są przemijające. Jeżeli to jest starsze dziecko, można później spróbować porozmawiać o przyczynach.
Co sprzyja większej reaktywności na stresory?
Każde dziecko rodzi się z pewnym zestawem genów. To taki pakiet startowy. Niektóre maluchy mają tzw. łatwy temperament, natomiast inne przychodzą na świat z bardzo wrażliwym układem nerwowym. To tzw. high need baby. W ciągu pierwszych trzech lat życia rodzic może pomóc dziecku wykształcić mniejszą reaktywność na stresory lub – jeśli jest pewne niedopasowanie temperamentów albo rodzic nie jest w stanie regulować pobudzenia dziecka – zwiększyć ją. Często też stresory wzajemnie na siebie współdziałają. Bywa tak, że wystarczy obniżyć ich działanie w jednym obszarze np. emocjonalnym, by reaktywność na resztę zmalała i poprawiło się funkcjonowanie dziecka.
Na czym zatem polega teoria samoregulacji?
Shanker używa metafory samochodu. Jeżeli samochód ma jechać, to musimy regularnie napełniać bak. Oznacza to, że po silnym stresie musimy uzupełniać nasze zasoby jakimiś przyjemnymi przeżyciami. Ja poszłabym o krok dalej: samoregulacja polega także na ekonomicznej jeździe, czyli umiejętności przechodzenia przez swoje fazy pobudzenia oraz regulowania tych faz, tak by nie być zbyt często w fazie zbyt dużego pobudzenia czy nawet przytłoczenia i nie być też w fazie wiecznej ospałości. Więc z jednej strony to utrzymywanie właściwego stanu pobudzenia, a z drugiej – odnawianie zasobów. Chodzi o to, by we wszystkich obszarach: biologicznym, emocjonalnych, poznawczych, społecznym i prospołecznym można było funkcjonować optymalnie.
Kiedy dzieci uczą się kontrolować emocje lub są zdolne do samoregulacji?
Małe dzieci mają możliwość samoregulacji tylko w niewielkim stopniu: to np. ssanie kciuka czy chociażby wołanie rodzica. W ciągu pierwszych trzech lat życia to rodzic jest takim zewnętrznym regulatorem. Później dzieci wkraczają w okres ciągle rozwijających się umiejętności samoregulacji i współregulacji z rówieśnikami, co najbardziej intensywnie widać u nastolatków. To wszystko zmierza w kierunku bycia dorosłym, czyli pełnej samodzielności i dodatkowo umiejętności regulowania innych, czyli np. swoich dzieci.
Trochę czym innym są kontrola emocji, opanowanie i samodyscyplina. One też się przydają, by np. stłumić wybuch. Ale czasem nawet dorośli nie zawsze potrafią to zrobić. To dlatego, że samokontrola wiąże się z dużym wydatkowaniem energii. W momencie gdy zasobów mamy mało, a stresorów jest dużo, samokontrola może puścić. Ona jest trochę jak mięsień. I dlatego właśnie przydaje się samoregulacja, bo wtedy samokontrola może nie być potrzebna. Jeśli jestem w stanie zadziałać trochę od wewnątrz i trochę od zewnątrz, wyregulować swoje pobudzenie i napięcie, to być może nie będzie takiego momentu, że wkroczę w reakcję walki lub ucieczki i będziemy musieli ostro hamować.
Czy można tu mówić o jakiś wzorcach, które dziecko przejmuje?
Tak, tylko nie zawsze jest to bezpośredni wzorzec. Jeżeli rodzic ma problemy z samoregulacją, to dziecko może te trudności przejąć, bo właściwie uczymy się obserwując. Dodatkowo te trudności rodzica mogą być dla dziecka stresorem, który utrudnia uczenie się w ogóle czegokolwiek. Dziecko może być po prostu zarażone stresem rodziców.
Ale oczywiście to nie jest tak, że jedynie rodzic jest odpowiedzialny za stres dziecka, bo to może być wiele czynników. Jeśli jednak rodzic zaraża stresem i swoim zachowaniem przyczynia się do pozostawania dziecka w reakcji walki lub ucieczki, to może się ten wzorzec utrwalać.
Jeżeli ja jako rodzic wybucham, bo moje granice zostały przekroczone, to co mogę zrobić później, żeby nadać tej sytuacji konstruktywny rys, żeby dziecko coś z niej wyniosło?
Przede wszystkim nie obwiniać się. Można to potraktować jako okazję do nauczenia dziecka samoregulacji. Przede wszystkim warto przeprosić dziecko, bo wtedy widzi, że jeśli czasami samo wybuchnie, może przeprosić. Można zaproponować mu też jakieś zadośćuczynienie: “chodź, porobimy coś fajnego”.
Najważniejsze, by przywrócić kontakt, wytłumaczyć dziecku – na tyle, na ile pozwala jego etap rozwojowy – że czasami tak jest, że gdy ludzie mocno się zdenerwują, to wybuchają. I że to nie jest najlepsze rozwiązanie. Można nawet zapytać, co by było najlepszym rozwiązaniem. Można też opowiedzieć historię, że mamie zabrakło energii czy np. paliwa w baku i że nie zdołała zapanować nad swoim stresem. Wtedy dziecko dostanie informację, że u niego może to zadziałać dokładnie tak samo. Czyli można tę trudną sytuację przekształcić w lekcję o samoregulacji. Dodatkowo można wtedy pokazać: nie jestem idealny. Dla dziecka to też jest fajny komunikat, że ono również nie musi być idealne. Na pewnym etapie życia rodzic jest dla dziecka wszechmogący, dlatego dobrze jest w to wpleść taką autentyczność, pokazać, że ja też mogę popełniać błędy. Zachowywanie kamiennej twarzy nie tworzy dobrej relacji. Opowiedzenie o emocjach, swoich lub dziecka, pomaga przywrócić łączność między mózgiem limbicznym i korą nową, pomaga integrować mózg.
Żeby dbać o emocje dziecka, trzeba najpierw zatroszczyć się o swoje wewnętrzne dziecko, prawda? Ma pani jakieś porady dla rodziców?
Rodzic może wiele zdziałać, dbając o swój spokój, dlatego warto troszczyć się o własny poziom energii, o własne zasoby, chociażby próbując się wysypiać. Czasami to są takie drobiazgi: wyspanie się raz na jakiś czas, wyjście na godzinę z domu, wypicie ciepłej herbaty zamiast tej przysłowiowej zimnej kawy. To wszystko może wymagać kreatywności ze strony rodzica, ale to bardzo ważne, by znaleźć na to przestrzeń.
Uwaga! Reklama do czytania
Seria: Niegrzeczne książeczki
Niegrzeczne dzieci? Nie ma czegoś takiego!
Wierszyki bliskościowe
Przytulaj, głaszcz, obejmuj, bądź zawsze blisko.
Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli
Mówiąc o zadbaniu o siebie, mam na myśli nie tylko swoje potrzeby na poziomie życiowym, ale także potrzeby wewnętrzne, związane z akceptacją. Zdarza się, że rodzic nie akceptuje u siebie pewnej cechy, np. nieśmiałości, i wtedy robi wszystko, by jego dziecko było przebojowe. To rodzi ogromną presję. Tymczasem jeśli dam sobie przyzwolenie na pewną dozę introwertyzmu, łatwiej mi będzie poradzić sobie z tymi cechami u dziecka. Bez tej akceptacji będę wiecznie niepewny, czy jestem wystarczająco dobrym rodzicem. Ten strach też udziela się dzieciom. Więc poza znalezieniem czasu dla siebie bardzo ważne jest jeszcze dokochanie wewnętrznego dziecka i zaakceptowanie go.