Tak sobie myślę, że odkąd trzy lata temu zdecydowałam się na edukację poza szkołą i Małgosia opublikowała pierwszy artykuł w języku polskim o unschoolingu, wydarzył się w naszym życiu ogrom niezwykłych zmian. Dziś takie publikacje znajdziemy w niemal każdym czasopiśmie parentingowym. Sama udzieliłam już kilkudziesięciu wywiadów. Polska sieć pęka od newsów na temat szkół bez ławek i stopni. Na portalach społecznościowych jak grzyby po deszczu powstają coraz to nowe grupy tematyczne związane z alternatywną edukacją, coraz więcej o tym blogów, pączkują grupy unschoolingowe… szczypię się czasem w ramię, żeby sprawdzić, czy nie śnię. Tak trudno mi uwierzyć, że jeszcze tak niedawno byłam kimś zupełnie innym w zupełnie innym świecie.
Jak zrozumieć małe dziecko
Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem
Przeczytałam dzisiaj na FB: “To wszystko bardzo fajnie wygląda. Nie umiem jednak odeprzeć dwóch argumentów przeciw – zahermetyzowania w pewnej małej grupie, co może prowadzić do niezaradności w relacjach społecznych. Dwa – co potem? Edukacja średnia, wyższa? Kiedyś nastanie moment, że alternatywa nie wystarczy; ja mogę być mentorem życia, zasad i idei dla moich dzieci (i mam nadzieję, że jestem) ale nie mam wiedzy w każdym wąskim zakresie, w jakim mogą podążyć ich zainteresowania… wiec nieuniknione może być kiedyś podjęcie edukacji systemowej. Poza tym cale nasze życie… opiera się o jakiś system. Nie unikniemy tego… szkoły powinny po prostu rozwijać swój światopogląd, mniej wciskać wiedzę, a bardziej zaciekawiać. Ja takiej szkoły życzyłabym moim dzieciom”
Reguła czterech ścian szkolnej sali
Czy właśnie tak myślałam kilka lat temu? Unschooling to dla mnie wyjście z klatki, w której się wychowałam bez świadomości tego, że poza nią istnieje cokolwiek innego. Wymiękam, gdy przypominam sobie małą, upartą, wiecznie wiercącą się, niepokorną smarkulę, która nigdy niczego się nie nauczyła, jeśli sama nie była do tego przekonana. Słabnę przypominając sobie, ile wysiłku włożono, aby mnie w mojej żądzy zdobywania świata złamać, zawężając mój horyzont do ciasnych reguł czterech ścian szkolnej sali.
Jak to możliwe, że w latach dziewięćdziesiątych nie byłam w stanie wyobrazić sobie świata bez szkoły? Jak to możliwe, że dałam sobie wmówić, że jest ona tak samo niezbędnym warunkiem przeżycia jak oddychanie? Widzę w tym absurd, ale jednocześnie wiem, że jest to właściwie sposób myślenia większości moich rówieśników – rodziców w dzisiejszych czasach.
Książki o rozstaniu i rozwodzie: wsparcie dla dzieci i dorosłych
Książki o rozstaniu i rozwodzie dostępne w naszej księgarni mają na celu wspieranie całej rodziny. Bez względu na wiek, każdy członek rodziny znajdzie tutaj coś, co pomoże mu lepiej zrozumieć własne uczucia i odnaleźć nową równowagę. Dzięki literaturze można odkryć, że nawet po rozstaniu możliwe jest stworzenie szczęśliwego, pełnego wsparcia środowiska dla dziecka.
Unschooling to stan umysłu
Trzeba samemu być unschoolersem, żeby umożliwić swoim dzieciom wzrastanie bez szkoły. Trzeba w pierwszej kolejności odszukać w sobie tę małą dziewczynkę, która wspinała się na drzewa, zawzięcie szydełkowała, wynalazła szybkiego Billa na trzepaku i łaziła po zewnętrznym parapecie drugiej kondygnacji budynku szkolnego, żeby wygrać zakład z chłopakami. Gdy się ją odnajdzie i się nią zachwyci, przyjdzie kolej na głęboką miłość i szacunek dla autonomii siebie sześcio-, dziesięcio-, nastoletniej. Kto po takiej wyprawie wgłąb siebie zdoła zmusić swoją Pippi Langstrumpf do siedzenia 45 minut w jednym miejscu? Kto uzna to za ludzkie?
Kiedy już uszanujemy siebie samych w naszym dzieciństwie, jesteśmy gotowi uszanować autonomię naszych dzieci i tu powinien zacząć się unschooling. Czy na pewno?
Wpadł mi niedawno w ręce zbiór reportaży Witolda Szabłowskiego “Tańczące niedźwiedzie”. Autor opisuje przywracanie wolności zwierzętom tresowanym od urodzenia. Szabłowski przy pomocy bardzo sugestywnej metafory pokazuje nas – postkomunistycznych. W moim odczuciu nas postszkolnych – tresowanych w pruskim modelu edukacji. Niedźwiedzi uczy się wolności w rezerwacie, ale pozbawia się je doświadczenia rodzicielstwa. Ponoć niedźwiedź raz zniewolony nie nauczy wolności swego potomstwa. Niosąc tę smutną refleksję spotkałam się z Agnieszką Stein. Uśmiechnęła się. “U naczelnych jest inaczej” – powiedziała.
Faktycznie. Nasze życie diametralnie się odmieniło, odkąd przestaliśmy zmuszać nasze dzieci do nauki. Zdecydowaliśmy się na edukację pozaszkolną, ale nadal spełniamy obowiązek szkolny. Okazało się, że nasze dzieci potrafią świadomie zaakceptować warunki brzegowe polskiego systemu prawnego i umiejętnie radzą sobie z zaliczeniem kolejnych etapów edukacji bez ograbiania siebie z możliwości decydowania o tym co, kiedy i jak robią. Dzięki temu rozwijają się przede wszystkim w tych obszarach, które są związane z ich osobistymi potrzebami. Rozpychają się w świecie łokciami na tyle mocno, na ile są w stanie i na tyle, na ile je to bawi. Mają nasze wsparcie, akceptację i miłość. Często wymaga to od nas zderzenia się z naszymi własnymi paradygmatami, dostrzeżenia stereotypu w pozornym rozsądku. Dzięki naszym dzieciom sami się uczymy. Uwielbiamy długie rozmowy, wspólne czytanie, oglądanie filmów, spacery. Lubimy długo spać. Marcelina rozkręciła szafę wnękową w swoim pokoju. Od kilku tygodni przemalowuje podłogę i stolarkę na biało. Olek ni z tego, ni z owego wylądował na dwa miesiące w Meksyku. Julia na dziekance zdaje rozszerzoną maturę z polskiego. Ja organizuję ogromną konferencję, a Juliusz wygrywa turnieje tenisowe. W ogóle taka jakoś dziwnie szczęśliwa z nas rodzina. Od mniej więcej trzech lat.
Nu kun je alles online bestellen en je huis niet verlaten!
Foto: flikr.com/andrewmaciejewski