Kategorie
Komunikacja z dzieckiem Rodzicielstwo

Warto usuwać zbędne słowa w rozmowie z dzieckiem

Mówienie do dziecka jest ważne dla jego rozwoju. Czasami jednak zapominamy, że w rodzicielskiej komunikacji równie ważne jest słuchanie i oddanie głosu dziecku. Zapominamy też, jak ważne jest to, co mówimy. I że czasami lepiej po prostu pomilczeć.

Jest taka książka Piękny styl. Przewodnik człowieka myślącego po sztuce pisania Stevena Pinkera. Pada w niej jedno zdanie, które bardzo często moglibyśmy zastosować w naszym rodzicielstwie: „Usuwać zbędne słowa” [1]. To polecenie odnoszące się do sztuki pisarskiej (co ciekawe podobne wytyczne dostałam od redakcji Natuli, więc widać i Pinker, i Natuli wiedzą, co mówią), spokojnie mogłoby zagościć w wielu instruktażach dotyczących wychowywania dzieci.  

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Ale jak to? Mówić trzeba dużo! 

Postulat o to, by ograniczać mówienie do dziecka, może wydawać się kontrowersyjny. Jako doskonali rodzice wiemy przecież, że mówić należy. Żeby rozwijać mowę dziecka, poszerzać zasób jego słownictwa. Ćwiczyć pamięć i logiczne myślenie. Nawiązywać kontakt, uczyć świata, wyjaśniać jego złożoności. Jeśli wpiszemy w wyszukiwarkę Google, ile tych słów dziennie mówić do dziecka, uzyskamy podpowiedź o 21 000 (dla porównania ten tekst to około 630 słów). Do tego oczywiście czytanie. Czy zatem ograniczanie tych słów nie wpłynęłoby na rozwój dziecka w sposób negatywny? Nie – jeśli zastanowimy się, które słowa z naszych rodzicielskich ust usuwać. 

Usuwać zbędne słowa – ale jak?

W jakich zatem aspektach codzienności skracać zatem nasze wypowiedzi albo w ogóle zamilknąć?

Niegrzeczne książeczki

Seria Niegrzeczne Książeczki to opowieści dla małych i dużych, które rozprawiają się z mitami dotyczącymi dzieciństwa. Czy dziecko zawsze powinno być posłuszne, zjadać wszystko z talerza i dzielić się swoimi rzeczami? Książeczki bez jasnego morału, dające przestrzeń na rozmowę i zrozumienie potrzeb, pisane w duchu Porozumienia bez Przemocy.

Odwiedź księgarnię Natuli.pl

1. Gdy nieustannie wydajemy polecenia.

Nieraz robimy to, nie dając nawet sekundy dziecku na samodzielną inicjatywę lub podjęcie decyzji. Albo w ogóle na zadziałanie, bo już padają kolejne prośby i rozkazy. Może na następny raz gdy poprosimy, by dziecko coś zrobiło, dajmy mu trochę czasu na dokończenie zabawy i podjęcie działań. 

2. Gdy krytykujemy, komentujemy i oceniamy.

Kto z nas nie skomentował tego, co na talerzu dziecka przy posiłku? Albo jego stroju? Czy też tego, co powiedziało? A może wmawiamy, co powinno zrobić z włosami, bo przecież zawsze wiemy lepiej. A całość okraszamy etykietami mówiącymi o tym, jakie dziecko jest. Może zamiast komentować ilość zjedzonych ziemniaków porozmawiajmy o ich kształtach, kolorach i tego w jakiej formie lubimy je najbardziej? Zamiast mówić, co podoba się nam, pozwólmy dziecku nacieszyć się jego wybranym strojem?

3. Gdy wiemy lepiej, co dziecko czuje.

„Nic się nie stało!” to chyba najczęściej wypowiadane rodzicielskie zdanie. Zaraz po „Nie płacz”. Mówimy też o tym, jakie jest nieśmiałe, wstydliwe, bojaźliwe albo odwrotnie, że takie odważne, wygadane, obcych się nie boi. Przy rozbitym kolanie, zamiast po prostu pocałować i współczuć – prawimy kazania. A gdyby zamiast mówić, zadać pytanie?

4. Gdy zamiast krótkich komunikatów gubimy się w zawiłościach.

Czasami bardzo chcemy coś dobrze wyjaśnić. A czasami po prostu delektujemy się brzmieniem swojego głosu i mądrością własnych słów. Zapominamy, że to w porządku powiedzieć „nie wiem”.

5. Gdy psujemy dobrą zabawę.

„Uważaj”, „Ostrożnie”, „Nie wchodź na to”, „Zostaw, to brudne”, „Nie biegaj”. Oj, ile w nas tej ostrożności. Oczywiście, kieruje nami troska o bezpieczeństwo i zdrowie dziecka. Czasami jednak polecenia dochodzą do absurdalnego poziomu (mój mąż jako dziecko musiał trzymać napój w buzi, żeby nie połykać zimnego). Ale wyobraźmy sobie nas samych podczas dobrej imprezy, gdy jesteśmy ciągle strofowani. Zabija to całą radość i przyjemność zabawy.  

Krótka lekcja gramatyki rodzicielskiej

Tym, co może być pomocne w lepszej rodzicielskiej komunikacji, jest: wyrzucenie z naszych komunikatów przymiotników (które najczęściej oceniają i nie wnoszą niczego głębszego do naszej relacji), a skupienie się na czasownikach. Jednak tych, które mówią o nas, a nie dziecku. „Widzę cię”, „Czuję się zmęczona”, „Nie chcę, żebyś to robił”. Pomocne jest też przeniesienie ciężaru rozmowy z dziecka na siebie. Mówmy o sobie, swoich uczuciach, doświadczeniach i o tym, co nam się podoba. A potem pytajmy i przede wszystkim słuchajmy tego, co ma do powiedzenia o sobie dziecko. W końcu, zamiast wkładać do głowy dziecku swoją wizję, sparafrazujmy to, co od niego usłyszeliśmy. Sprawmy, by te 21 tysięcy słów się liczyło i wnosiło do naszej relacji z dzieckiem coś więcej, niż poszerzanie dziecięcego słownictwa.

[1] S. Pinker, Piękny styl, tłum. A. Nowak-Młynikowska, Smak Słowa 2016, s. 17.

Avatar photo

Autor/ka: Marta Moeglich

Współtworzy przestrzeń wspierającą w macierzyństwie Babki z piersiami. Jest doulą, promotorką karmienia piersią, nauczycielką, ukończyła kurs prowadzenia Aktywnej Szkoły Rodzenia. Wierzy w moc płynącą
z edukacji i siłę jaką daje wiedza, ale również w to, że najbardziej wartościowa jest ta wiedza i to doświadczenie, kiedy to ty sama nimi kierujesz. Wspiera i uczy kobiety będące w ciąży, po porodzie i chcące karmić piersią. Fascynuje ją siła kobiet i chciałaby, by każda z nas wierzyła w siebie i swoje możliwości. Jest szczęśliwą, wciąż zadającą sobie (i innym) pytania mamą i żoną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.