Kategorie
Wychowanie

Wyższa matematyka, czyli o mnożeniu i dzieleniu miłości w rodzinach wielodzietnych

Co zadecydowało o tym, że założyli wielodzietne rodziny, jakie mają zmartwienia i jak spędzają czas w pięcioro albo sześcioro, opowiadają Agnieszka, Dorota i Ania

“Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli” – powiedział Albert Schweitzer, niemiecki teolog i filozof. Myślę, że mamy, z którymi miałam przyjemność porozmawiać o ich dzieciach, często powtarzają w myślach tę sentencję. Ich domy są pełne gwaru, codziennych problemów przemnożonych przez trzy lub cztery małe istoty, ale jednocześnie mnóstwo w nim uśmiechów i miłości.

Co zadecydowało o tym, że założyli wielodzietne rodziny, jakie mają radości, zmartwienia i jak spędzają czas w pięcioro albo sześcioro, opowiadają Agnieszka, Dorota i Ania.


Rodzina Anny

Początkowo planowaliśmy trójkę – wspomina Dorota – Nawet podczas wesela na oczepinach tak wyszło. Pierwszy syn był całkiem świadomie planowany. Córka była planowana… na rok później niż się pojawiła. O trzecim dziecku mąż wspominał i wspominał, ale tyle kredytów na głowie…. Nie podjęłam świadomie decyzji, natura sama ją podjęła za nas. I jeszcze zrobiła psikusa, bo w piątym miesiącu ciąży dorzuciła jednego chłopaka gratis!
W ten oto sposób Dorota stała się mamą trzech chłopców, w tym bliźniaków, i jednej dziewczynki.

Zawsze chcieliśmy z mężem mieć dużą rodzinę – minimum trójkę maluchów – zapewnia Agnieszka. – Mój mąż uwielbia dzieci, szaleje za nimi! Myślę, że gdyby nie jego udział w wychowywaniu maluchów, po prostu nie dałabym sobie rady i nigdy bym się nie zgodziła na taką ilość dzieci.
Agnieszka zaklina się jednak, że trzy córki i jeden syn to już pełnia rodzinnego szczęścia. Więcej dzieci nie planują, głównie ze względu na stan jej zdrowia. Ma też w pamięci ostatnią rozmowę ze swoją szefową, która na wieść o czwartej ciąży swej podwładnej spytała: „I co? Zamierza pani urodzić?”. To był najgorszy moment w jej życiu.

Zarówno wśród bliskich, przyjaciół jak i obcych spotykamy się z różnymi reakcjami – przyznaje. – Niektóre komentarze strasznie przeżywam, mimo że nie czuję się jak “patologia”. Zawsze sobie radziliśmy, a nasze dzieciaki biegają szczęśliwe i uśmiechnięte, wspierają się nawzajem.

Najmilej wspomina reakcję starszej pani, która przechodząc obok ich rodziny w komplecie spytała: „Czy to wszystko nasze?” i zaczęła bić brawo.


Rodzina Agnieszki

Proza życia często im doskwiera. Wielokrotnie słyszą pytanie: “A stać was na tyle dzieci?” Faktycznie, najczęściej to kwestie finansowe są największym problemem rodzin wielodzietnych.
W dniu porodu stałam się bezrobotna – mówi Dorota. – Za chwilę kończy mi się urlop macierzyński. To chyba będzie największy problem – pieniądze.
Dorota wątpi w to, że szybko znajdzie jakąkolwiek pracę.
Kto się zajmie czwórką dzieci? – pyta. – Z drugiej strony, kto zatrudni matkę czwórki dzieci, w tym dwójki niemowląt?

Annę i jej sześcioosobową rodzinę czekają spore wydatki:
Teraz będziemy kupować większe mieszkanie. Auta mamy dwa, myślimy o kupnie większego samochodu dla mnie, bo dzieci ledwo się mieszczą… Starsi chłopcy mają 13 i 11 lat, ale gabaryty już dorosłych panów.

W grupie dzieci w różnym wieku dochodzi często do drobnych sprzeczek i krótkotrwałych konfliktów.

Staramy się dyplomatycznie rozwiązywać wszelkie nieporozumienia – mówi Agnieszka. – Nie karcimy, tłumaczymy, rozmawiamy. Uczymy nasze dzieci przede wszystkim szacunku dla innych, szacunku do siebie, tego by nie tylko brać, ale i dawać coś od siebie. Jest to ciężka praca i czasem mam chwilę zwątpienia, czy dobrze postępuję w danej sytuacji, czy odpowiednio reaguję… a reakcje trzeba dostosować do charakteru każdego dziecka indywidualnie.

Agnieszka przyznaje, że córki ostatnio biją się głównie o to, która ma się zajmować braciszkiem.
Jeżeli to są drobne konflikty, to staramy się nie ingerować – mówi Dorota. – Staramy się uczyć starszaków, jak negocjować ze sobą, jak pójść na kompromis. Wtrącając się do każdej kłótni, zwariowalibyśmy. Pewnie też któreś z dzieci mogłoby się poczuć mniej kochane, jeżeli stawalibyśmy po stronie drugiego.


Rodzina Anny

W takiej gromadce dzieci każde chce być chociaż przez chwilę w centrum uwagi rodziców i walczy o tę uwagę na różne sposoby.
– Najbardziej walczy Emil, który jest drugi w kolejności – mówi Anna. – Spóźnia się do szkoły. W nauce jest wzorowy, więc notoryczne spóźnienia odczytuję jako sposób zwrócenia na siebie uwagi.

Najstarsza córka woła o pomoc w lekcjach, nawet przy prostych zadaniach twierdzi, że czegoś nie umie – wymienia Agnieszka. – Średnia jest płaczką i bierze nas na litość. Najmłodsza to mały złośnik i buntownik, a Mały Książę rozwala nas na łopatki swoim rozbrajającym uśmiechem.

Wszystkie moje rozmówczynie pracują w domu, zajmują się dziećmi, ze swoimi partnerami spędzają głównie weekendy i wakacje. To jedyne okazje, by rodzina mogła pobyć dłużej razem. Dorota ze wzruszeniem opowiada o niedzielach:

Zawsze zaczynamy dzień od wspólnego śniadania. Celebrujemy wtedy nie tylko wspólny posiłek, ale czas, w którym tak naprawdę jesteśmy rodziną. Chciałabym wtedy zatrzymać te chwile, żeby nikt nigdzie się nie spieszył.

Agnieszka ze swoją rodziną stawia na spacery, wyjście do figloraju, na rowery, rolki, do znajomych, cały rok czeka na wakacje.

Zwykle wyjeżdżamy gdzieś na tydzień-dwa całą rodziną, a jeden miesiąc w roku dziewczynki spędzają z dziadkami. Nie lubimy tłumów, kurortów. Wystarcza nam las, jezioro, spokój i cisza. Budujemy szałasy, robimy ognisko, grilla, łapiemy jaszczurki i ślimaki i jest czadowo.

Anna, która na wakacje jeździ ze swoimi dziećmi i całą rodziną siostry, czeka jednak z utęsknieniem na wyjazd sam na sam z mężem.
Po takich wakacjach przydałby się wyjazd tylko dla nas, rodziców… ale myślę, że najpóźniej za 7-8 lat tak będzie można zrobić, bo przecież chłopcy będą dorośli i pomimo braku dziadków będziemy mogli sobie z mężem pozwolić na mały wyjazd tylko we dwoje…

Autor/ka: Aleksandra Michalak

Politolog, kulturoznawca, z zamiłowania dziennikarz, z przymusu sprzedawca. Z wyboru mama. Obie swoje córki nosi w chustach, jest zwolenniczką BLW i prawdziwą miłośniczką wielorazowych pieluszek. Pisze o swoich dzieciach i aspektach ekorodzicielstwa z nadzieją, że zarazi tą ideą innych rodziców.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.