Kategorie
Wychowanie

O (nie)godzeniu się na niszczenie

Co czujemy na widok dziecka rozmontowującego swój samochód na części pierwsze, nieoszczędzającego nawet ostatniej śrubki, zawzięcie tnącego firankę w ozdobny wzór nad podłogą czy niszczącego własną pracę, nad którą spędziło ostatnie pół godziny? Czy to kreatywny eksperyment, sposób na trudne emocje czy dziecięca fantazja? Co robić, gdy nadchodzi „dzień zniszczenia”?

Co czujemy na widok dziecka rozmontowującego swój samochód na części pierwsze, nieoszczędzającego nawet ostatniej śrubki, zawzięcie tnącego firankę w ozdobny wzór nad podłogą czy niszczącego własną pracę, nad którą spędziło ostatnie pół godziny? Czy to kreatywny eksperyment, sposób na trudne emocje czy dziecięca fantazja? Co robić, gdy nadchodzi „dzień zniszczenia”?

niszczenie-zabawek

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Krnąbrny złośnik czy szalony eksperymentator?

Pamiętacie Lottę z ulicy Awanturników? „W zupełnej ciszy Lotta wzięła nożyczki i wycięła w swetrze ogromną dziurę. (…) Odcięła jeden rękaw. (…) Podniosła sweter i długo mu się przyglądała. Potem wzięła nożyczki i odcięła drugi rękaw.” Koniec końców ubranie wylądowało w koszu, a dziewczynka dała upust swojej złości z powodu postawy rodziny. „Są dla mnie podli. Tylko dlatego czasem coś potnę…”. Dziecku zdarza się coś zniszczyć w złości, na znak protestu wobec zachowania rodzica czy niesprawiedliwości, której właśnie – niesłusznie jego zdaniem – doświadczyło, jak w przypadku wspomnianej Lotty.

Dorosłym w końcu też przytrafiają się podobne zachowania – gdy zalewają ich emocje i na swój sposób próbują się z nimi uporać lub przynajmniej je z siebie wyrzucić – trzasną drzwiami, rzucą talerzem, walną pięścią w ścianę. Jednakże siebie łatwo rozgrzeszamy w takiej sytuacji, potrafimy sobie wytłumaczyć, co nami powodowało. A czy dajemy taką szansę dziecku? Czy jesteśmy gotowi dowiedzieć się, jakie niespełnione potrzeby stoją za jego zachowaniem?

Nie zawsze chodzi o rozładowanie złości czy innych trudnych dla dziecka emocji. O wiele częściej w podobnych aktach zniszczenia objawia się potrzeba eksperymentowania na otaczającej rzeczywistości, rozmontowania fragmentu świata i przyjrzenia mu się z innej perspektywy.

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Kołtun u fryzjera i u lekarza

„Kołtuna miał, więc mu obcięłam…”. Czasem ogłaszamy z córką Dzień Kołtuna…, bo dziecko, tak jak dorosły, odczuwa różne impulsy. Chęć budowania i tworzenia – pochwalana i wspierana przez rodziców oraz pragnienie destrukcji – niechciane i trudne do zaakceptowania. Dlaczego jednak nie pozwolić maluchowi na próbowanie obu tych smaków? Czemu by nie stworzyć bezpiecznych warunków do realizowania potrzeby niszczenia, tyle że w sposób kontrolowany, pod czujnym rodzicielskim okiem? Przy okazji rozmawiać z dzieckiem o jego uczuciach i wyjaśniać konsekwencje niektórych gestów – ucięta grzywa ulubionego konika już nie odrośnie.

Bardzo prawdopodobne, że gdy sporadyczna chęć zniszczenia zabawki utożsamiana jest w rodzinie wyłącznie z agresją, to dziecko, wiedząc, że rodzice nie pochwalają takich działań, będzie realizować ją w tajemnicy. Wszyscy pewnie mieliśmy w dzieciństwie podobne sekrety. Lubiłam obcinać lalkom włosy. Było to zajęcie tak wciągające, że zanim się spostrzegłam, długie loki zmieniały się w sterczącego bezładnie jeżyka, którego nic już nie mogło uratować oprócz czapki. Czasem czułam żal, że posunęłam się za daleko, a jednocześnie – dziką ekscytację, że spróbowałam czegoś zakazanego! Podobnie w zabawie w lekarza, gdy w tajemnicy faszerowałam miśki i szmaciane lalki resztkami penicyliny podkradanej po zastrzykach, podekscytowana robieniem „prawdziwego” zastrzyku. Dorośli nie zorientowali się, że regularnie znikają ampułki i strzykawki (prawdziwe zdobyczne skarby); czasem tylko wyczuwali pismo nosem w zetknięciu z odpychającym zapachem zabawkowych pacjentów, których po regularnych dawkach antybiotyku ciężko było przytulić bez odwracania głowy. Do dziś pamiętam zapach wnętrza torby z medykamentami do zabawy.

Dzień równowagi

Na poszczególnych etapach rozwoju dziecko niestrudzenie odkrywa coraz to nowe możliwości. Nie zawsze jest to łatwe dla najbliższego otoczenia. O niektórych dzieciach mówi się, że wręcz mają szczególne uzdolnienia w zakresie destrukcji – jak Midas w złoto, tak one obracają wszystko swym dotknięciem w drobny mak. Może warto od czasu do czasu uczynić z takich „przygód” wspólną zabawę?

W naszym domu także nadchodzi dzień niszczenia i zamętu. Odzywają się w córce destruktywne impulsy i ze swoją niewinną, słodką miną oznajmia: „Chcę coś zniszczyć!”. W duchu się śmieję, a jednocześnie przytakuję z empatią, że rozumiem potrzebę… i kombinuję, jak to zorganizować. Na warsztat idą stare i za małe ubranka. Córka z lubością tnie, drze, szarpie i rozrywa! Przyjemność sprawia jej dźwięk trzeszczących szwów i rozpadającego się materiału. Wycięcie dziury na łokciu starej bluzki sprawia, że jest wniebowzięta. Z przejęciem na twarzy i niecodziennym błyskiem w oku, ćwicząc chwyt, precyzję i koordynację, co chwila wybucha śmiechem!

Gdy patrzę na nadrukowane potworki na bluzce mojej córki i na różowe skrzydła wróżki na jej plecach, widzę w tym obrazie symbol dwoistości dziecięcych potrzeb, naturalny mariaż pragnień konstruktywnych i destruktywnych. Tak, zgadzam się na „wredną” psotę. Pozwalam dziecku czasem coś zniszczyć. Gdy psuje ze złości, przesuwam akcent ze zniszczonej zabawki na powód, dla którego to zrobiło. A gdy chce psuć z ciekawości, podążając za impulsem, staram się umówić na pewne ramy (bo nie chcę, aby dom stał się laboratorium badań albo stanął w płomieniach). Dziecko też niech wie, że może być i takie, i takie w swej naturze. Nie tylko „dobrze ułożone”. Warto dać czasem ujście temu mniej popularnemu impulsowi. Tak dla równowagi :)

 Foto

Autor/ka: Justyna Wencel

Artystka wizualna, instruktorka warsztatów artystycznych dla dzieci, nauczycielka, tłumaczka i projektantka, autorka projektów artystycznych i społecznych w przestrzeni publicznej. Absolwentka Wydziału Malarstwa na ASP w Warszawie, filologii angielskiej UW oraz dwuletniego Studium Pedagogicznego. Autorka bloga poświęconego rozwijaniu kreatywności www.dzikajablon.wordpress.com. Założycielka Pracowni Kreatywnego Wyrażania Dzika Jabłoń – inicjatywy z dziedziny edukacji artystycznej, popularyzującej ideę rozwijania kreatywności i kreatywnego wyrażania przez sztukę. Zainspirowana pedagogiką Montessori, Porozumieniem bez Przemocy, technikami pracy z ciałem oraz – niezmiennie – sztuką, pragnie inspirować innych w odkrywaniu twórczego potencjału. Oferuje warsztaty artystyczne dla dzieci i warsztaty dla rodziców inspirujące do wychowania dzieci w kreatywności. Kocha Podlasie i Bieszczady. Prywatnie mama trzyipółletniej dziewczynki. Powadzi bloga: dzikajablon.wordpress.com/

1 odpowiedź na “O (nie)godzeniu się na niszczenie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.