Kategorie
NATULI

Piękny poród, cz.1

Poród dla każdej kobiety jest wyjątkowym doświadczeniem. Może być wzmacniający, metafizyczny, dobry, może być absolutnie wyjątkowym rytuałem przejścia do tego, co nowe, do bycia matką. Oto dwie historie o pięknym porodzie.

piekny-porod1_m

Poród to mistyczne doświadczenie

Wszystko miałam zaplanowane. Zawsze mam! Chciałam, żeby poród rozpoczął się w domu, żebyśmy z mężem mogli przy ulubionej muzyce nastrajać się na przywitanie naszego Szczęścia. Stało się jednak inaczej.

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Minęły dwa tygodnie od wyznaczonego terminu, a Kuba w najlepsze siedział w brzuchu. Lekarze postanowili zachęcić Małego do wyjścia, dlatego zameldowałam się w szpitalu. Zła. Smutna. I przestraszona, że gdy się zacznie, będę sama w zimnej sali, bez męża, bez ustalonego planu. Nie mogłam się bardziej mylić…

Kuba dawał mi znaki już od 4 w nocy. Mąż przyjechał. I się zaczęło! Nieistotne było to, że sala porodowa to nie przytulny pokój, że wszyscy chodzą w kitlach. Najważniejsze że wszyscy byli szczęśliwi, uśmiechnięci i zdawali sobie sprawę z tego, że niebawem stanie się cud (dla nich kolejny tego dnia)! Mąż włączył starannie przygotowaną playlistę – myślę, że dużo pomogła, dała dobrą energię i siłę na nadchodzący wysiłek. Jednak cały sekret tkwił w personelu szpitala, który był z nami. Wspaniali, serdeczni, uśmiechnięci ludzie! Gdy nadchodziły chwile zwątpienia, dawali mi wielki zastrzyk optymizmu i siły! Tłumaczyli, co się dzieje. Niewiele pamiętam z naszych rozmów. Jednak w pamięci na zawsze pozostanie mi chwila, w której położna i lekarz z podnieceniem w głosie powiedzieli: „TERAZ”. I oznajmili mi, że za chwilę na świecie będzie moje dziecko! Wszystko nabrało tempa. Były krzyki, zwroty motywacyjne jak na ringu bokserskim i udawana złość – bo skąd tu wziąć siły na złość, skoro rozpiera Cię radość. I rzeczywiście, minęło półtorej godziny i był! Nasz Cud! Gdy położono mi go na piersiach, nie wierzyłam ani w to, że jest prawdziwy, ani w to, że mój, ani w to, że moje życie od tej chwili zmienia się na zawsze! Nigdy tak nie płakałam, nigdy nie czułam się tak wspaniale, wyjątkowo, magicznie! Byłam z nas dumna! Wielokrotnie też zastanawiałam się, jak z tym stresem, emocjami i galopującą adrenaliną poradzi sobie mój mąż. Okazało się, że jest idealnym partnerem. Dał mi ogromne poczucie bezpieczeństwa, które jest bardzo ważne, gdy doświadczasz nieznanego.

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!
piekny-porod1

Prawdą jest, że nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Bałam się, że poród to tylko sprawa czysto fizjologiczna – ból, rozdrażnienie. Teraz wiem, że poród to przede wszystkim mistyczny moment! Otwiera się głowa i serce, przez które przepływa wielka fala szczęścia! Choć minęły już cztery miesiące, to gdy mój Skarb przytula się do mojej piersi, czuję magię, która narodziła się tamtego dnia w szpitalnej sali.

Wiem, że miałam wielkie szczęście, rodząc w takim gronie, bo Ci ludzie – choć całkiem obcy – czuli wyjątkowość chwili i robili wszystko, by magii nie zepsuła szpitalna rutyna! Takich chwil życzę wszystkim przyszłym matkom.

Ewelina Ferenc-Gołaszewska

Moc, która płynie ze mnie

Trudno mi oddać w paru słowach całą cudowność natury, jakiej doświadczyłam, kiedy rodził się nasz syn. To nasze trzecie dziecko, które przyszło na świat w czasie drugiego porodu domowego w moim życiu.

Poród zaczął się w nocy. Tego wieczoru jakoś nie mogłam zebrać się do spania. Dziewczynki już dawno w łóżku, a ja z książką i herbatą zastanawiałam się, ile jeszcze takich fajnych, spokojnych wieczorów mi zostało. Z racji tego, że skurcze przepowiadające miałam w tej ciąży wybitnie natarczywe, przydarzyły się nam do tej pory już dwa falstarty. Gdy położyłam się do łóżka, była godzina 1:00, a do 1:30 młodsza córka się wierciła, nie dając mi usnąć. Zazwyczaj śpi bardzo spokojnie, ale widocznie i ona coś przeczuwała. O 2:45 poczułam,  że odchodzą mi wody…

Moi rodzice w górach, setki kilometrów od nas, u mojego brata ospa, więc żadnej alternatywy do opieki nad dziećmi, położna na dyżurze do 8 rano. Pozostało się modlić. Ponieważ w tej ciąży, tak jak i w poprzednich, wyszedł mi w badaniu paciorkowiec, wzięłam antybiotyk i położyłam się do łóżka, by wyhamować poród do czasu aż położna znajdzie zastępstwo na dyżur. Całą sobą czułam, że ten człowiek, który pchał się na świat, jest mocno niezadowolony z tego biegu wydarzeń i że chce mnie spionizować. Walczyłam ze sobą leżąc, bo czułam potrzebę ruchu. Skurcze…w ciągu 45 min doszliśmy od skurczów co 12 minut do takich co 5 minut… szybko szło.

piekny-porod2

Położna dotarła o godzinie 4:00, gdy skurcze przychodziły co 5 minut. Nadal nie mieliśmy żadnej opieki do dzieci. Była za to nadzieja na to, że przed ich pobudką urodzę. Siedziałyśmy w salonie, jakieś rutynowe badanie temperatury i ciśnienia. Spokój. Zrobiło się parę minut przed 5 kiedy z sypialni wyszła nasza dwulatka, zupełnie zapłakana. Bo nie znalazła mamy i taty w łóżku. Położyliśmy się z nią i…poród się zatrzymał. Skurcze zupełnie ustały. W ciągu godziny miałam chyba jeden czy dwa. Przystawiłam córkę do piersi, żeby trochę podkręcić akcję, ale nic to nie dało. W szpitalu już by mi dali oksytocyne, a tu… po prostu brat dał siostrze czas na spokojne dospanie z mamą. Zrobiła się godzina 6 i dziewczyny wstały, choć zazwyczaj śpią dłużej. Ja bez skurczów, bez pomysłu, co z dziewczynkami zrobić, kompletnie bez kontroli sytuacji.

Cóż mi zostało, powiedziałam dziewczynom, jak się sprawy mają. Że rodzi się dzidziuś, że mnie to boli, ale to dobry i potrzebny ból i że już niedługo będą mogły przytulić brata. Przyjęły to zupełnie spokojnie, naturalnie. Zaczął się normalny dzień przeplatany moimi skurczami;)

Podczas tego porodu, zupełnie odwrotnie niż poprzednio, czułam, że nie chcę i nie potrzebuję w trakcie skurczów fizycznej obecności mojego męża. Chciałam być sama, nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie dotykał. Mój mąż ucieszył się, gdy mu to powiedziałam. Dziewczyny spokojnie jadły przygotowane przez tatę śniadanie jakby to był zwykły dzień, położna co kilkanaście minut sprawdzała tętno i tylko raz mnie zbadała, wierząc w siłę natury i szanując moją potrzebę bycia niedotykaną. Nie minęło wiele czasu, kiedy miałam już skurcze co 3 minuty. Czułam, że zbliża się moment, kiedy potrzebuję wokalizować i kiedy nie chcę mieć w swoim otoczeniu dzieci. Szybka decyzja, że mój mąż zabierze je na spacer. Kiedy tylko wyszli zaczęłam mruczeć niskim, gardłowym głosem: „Aaaaa”. Dotarła druga położna i poczułam niesamowity przypływ kobiecej mocy, która była we mnie, uwalniana powoli. Do tego ogromne, empatyczne, bezwarunkowe kobiece wsparcie. Czułam, że się zbliża moment, kiedy wezmę malucha w ramiona. Nie pamiętam, czy byłam na piłce czy na krzesełku, w kucki czy stojąc. Pamiętam jednak, że to był pierwszy prawdziwie wiosenny dzień. Pamiętam ciepły kolor światła wpadającego do pokoju przez pomarańczowe rolety. Pamiętam spokój, bezpieczeństwo, siłę, której mi dodawała położna, kiedy mnie przytulała między skurczami. Pamiętam poczucie mocy, nieokiełznanej, nieograniczonej mocy płynącej ze mnie i dwóch innych pełnych empatii kobiet. Pamiętam swobodę tego, co robię, jak robię i kiedy.

Poczułam parcie. Chciałam, żeby mały urodził się sam. Wsparta na jednej z położnych nie popychałam go. Czułam, jak zsuwa się powoli. Przede mną duże lustro, widzę siebie, ale nie wierzę, że to ja. Krótki przebłysk, że to trzeci poród, a ja widzę siebie po raz pierwszy. To naprawdę ja. Ta sama, która w trampkach biegła z kawą po mieście słuchając rytmu miasta, ja ślubująca miłość do końca życia, ja na porodówce, ja w innym domu i ja teraz, tu. Kilka sekund, przegląd, jak szybki film.

I nagle wydobył się ze mnie zadziwiający dźwięk, ulga, miłość, energia, wszystko uwolnione. A później płacz dziecka, które wysunęło się na ręce położnej i natychmiast zostało mi oddane.

To było niecałą godzinę po tym jak tata moich dzieci zabrał starsze na spacer. Natychmiast do niego zadzwoniłam, płacząc ze szczęścia. Do tej chwili nie wiedziałam, kto mieszkał wewnątrz mnie. Teraz tuliłam synka. Byliśmy nadzy, okryci kocem i płakaliśmy oboje. Po godzinie syn zaczął pić moje mleko. Pełen endorfinowy haj.

Magda Karpienia

Foto

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

5 odpowiedzi na “Piękny poród, cz.1”

Nie rozumiem, po co ten komentarz? Czy nie można choć w raz w życiu nie podkreślać tego, że „dla niektórych” (jakby kogoś w ogóle nie bolało) poród do masakra? Jestem na początku pierwszej ciąży, przerażona tym, czym jest poród, czy sobie poradzę, czy zwyczajnie nie umrę z bólu i przychodzę w takie miejsca znaleźć pocieszenie, nie kolejne „ale”. Kolejne sugerowanie, że czasem bywa źle i nie magicznie, krew, pot i ból. Ludzie kochani! Dajcie młodym ciężarówkom odpocząć od fali przerażenie wokół porodu!

Przykro mi,że tak to zrozumiałaś.Krew,ból i pot to sprawy normalne przy porodzie i trzeba się pogodzić z tym,że jest to część początku życia kobiety – matki. Źle mnie zrozumiałaś. Chodziło mi tylko o to,żeby prócz bólu fizycznego nie było też tego psychicznego-wstydu, upokorzenia i braku zrozumienia, żeby personel medyczny pomagał,a nie dołował. I tego Ci życzę -życzliwych ludzi wokół w tym najbardziej niezwykłym dniu w Twoim życiu.

Tez dobrze wspominam swoj porod, mega sila i moc na cale zycie. Chcialabym to jeszcze przezyc choc raz w swoim zyciu. do tej pory mam dreszcze i wzruszam sie jak tylko wspominam to doswiadczenie. Czulam sie bohaterka, doceniona i szczesliwa. Do tej pory pamietam ze lekarze po porodzie najpierw podeszli do mnie pogratulowali, powiedzieli ze jestem super i podali reke a dopiero po tym ogladali dziecko i lozysko (czy co tam mieli do ogladania :-))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.