Kategorie
Dziecko Rodzicielstwo

Poczucie winy w rodzicielstwie. Masz je? Ja tak!

Wydaje się, że nie ma obszaru życia wrażliwszego na odczuwanie poczucia winy niż rodzicielstwo. Przyczyny tego zjawiska mogą być różnorakie, począwszy od kulturowego przekazu, poprzez osobistą historię, aż po odziedziczone przekonania (np. dziewczynkom często powtarza się, że mają być grzeczne i miłe, co w późniejszym życiu rzutuje na ich własne macierzyństwo). Ważne jest to, że rodzicielskie poczucie winy możesz potraktować jak sprzymierzeńca.

Poczucie winy. Z psychologicznego punktu widzenia, poczucie winy to konflikt wewnętrzny, który generuje złość na nas samych.

Sama nazwa wskazuje, że chodzi o coś subiektywnego, osobistego. Tak rzeczywiście jest, bo to poczucie kształtuje się w nas samych w procesie wychowania i rozwoju. Dlatego odczuwa je każdy niemal człowiek. Język, którego używamy do opisu tego stanu, jest zbudowany na kontraście: ktoś jest winny, a więc ktoś poniesie karę.

Poczucie winy jako sprzymierzeniec rodzica?

My, rodzice, borykamy się z poczuciem winy na co dzień.

Niektórzy z nas są bardziej skłonni je odczuwać, co wynika z wyniesionych z wczesnego dzieciństwa przekonań (np. tego, że ludzie dzielą się na dobrych i złych), a także z późniejszych doświadczeń. 

Pod poczuciem winy ukrywają się szalenie istotne pytania rozwojowe, np. „O co potrzebuję zadbać? Nad czym chcę się zatrzymać? O kogo się troszczę?”. Dzięki zatrzymaniu się i zadaniu sobie tych pytań, dajemy sobie szansę dotarcia do znaczenia, jakie to uczucie zdaje się mieć dla nas. Wszak żadna sytuacja nie jest jednowymiarowa.

Poczucie winy może być dla nas ważnym sygnałem, aby coś zmienić w swoim zachowaniu. Biologiczną funkcją poczucia winy jest korekta nawyku, który nam nie służy. Taka perspektywa pozwala korzystać z poczucia winy jako informacji zwrotnej.

Uwaga! Reklama do czytania

Uwaga! Złość

Jak się złościć nie krzywdząc?!
Niezwykła książka o złości, akceptacji i trudnych momentach.

Odwiedź księgarnię Natuli.pl

Co to oznacza?

Kiedy podnosimy głos na dziecko, zazwyczaj jest to wynik naszego automatycznego działania. Być może krzyczymy, bo na nas krzyczano. Albo dlatego, że dzień był trudny, a my nie umiemy sobie poradzić z regulacją emocji lub brakuje nam wsparcia. Wówczas dostęp do zasobów (takich jak empatia, cierpliwość, akceptacja) jest ograniczony i nasz mózg działa na skróty, korzystając z drogi, którą dobrze zna, czyli automatyzmu.

Czasami tak trudno nie zareagować z automatu po nieprzespanej nocy, gdy dzieci znów wchodzą do łazienki, kiedy z niej korzystam, albo kiedy nie smakuje im kolacja.

Jeśli wówczas reagujemy krzykiem, poczucie winy, które potem następuje, pozwala nam sobie uświadomić, jak bardzo odruchowa była nasza reakcja. Informacja zwrotna płynąca z poczucia winy pozwala odkodować automatyczne reakcje i wpłynąć na swoje zachowanie.

Nieoczywiste narzędzie rozwojowe

A jednak spojrzenie na poczucie winy jako na mało oczywiste, ale bardzo skuteczne narzędzie rozwojowe może nas bardzo wesprzeć w rodzicielskiej codzienności. Odczuwając wyrzuty sumienia, stajemy przed pytaniem Za co chcę wziąć odpowiedzialność?”. Jest to fundamentalne pytanie świadomego rodzicielstwa, czyli takiego, w którym rodzic korzysta z informacji zwrotnej, aby się rozwijać i kształtować dynamiczną relację z dzieckiem. Więcej o tym opowiada także Shai Orr w swojej książce Cud rodzicielstwa.

To pytanie stawia nas przed wyborem:

  • czy oceniać się i biczować,
  • czy zastanowić się nad możliwościami naprawy sytuację, która się zadziała.

W ten sposób robimy użytek z informacji zwrotnej poczucia winy.

Jak przebiega proces?

Kiedy nawiedzi nas poczucie winy, warto je przywitać z wdzięcznością (tak naprawdę to brak poczucia winy w codziennych rodzicielskich sytuacjach powinien niepokoić, gdyż bez niego bylibyśmy pozbawieni możliwości zmiany na lepsze). Można sobie uświadomić, że jeden tzw. błąd rodzicielski nie przekreśla naszej relacji z dzieckiem raz na zawsze.

Na przykład jeśli rodzicowi zdarzyło się nakrzyczeć na dziecko, zamiast samobiczowania można podjąć pracę z tą informacją, którą właśnie uzyskaliśmy. Ten proces przebiega następująco:

  • Pozwalam sobie na smutek i opłakanie tego, że wyszło inaczej niż chciałam.
  • Wówczas pojawia się we mnie przestrzeń, żeby podjąć decyzję i wziąć odpowiedzialność za to, co chcę dalej z tym uczuciem zrobić.
  • Bardzo często wtenczas pojawia się spokój – a w tym stanie mogę się rozwijać, pojawiają się strategie i pomysły.
  • Zapisuję je lub od razu wdrażam w życie.

Co ważne, słowo „przepraszam” znajduje się na końcu tego procesu. Bowiem jedynie zadbawszy uprzednio o swoje zasoby, mogę pójść do skrzywdzonej osoby (dziecka, partnera, matki, przyjaciela) i przeprosić ją dla niej samej, a nie dla siebie. Jeśli robimy to wcześniej, tylko po to, żeby padło magiczne „przepraszam”, to nie tylko przyklejamy jedynie plaster na jątrzącą się ranę, ale jeszcze możemy niechcący uwikłać bliską osobę we własny wewnętrzny konflikt.

To bardzo ważne, aby pamiętać, że praca rozwojowa rozpoczyna się od rodzica, nie od dziecka. Bowiem to rodzice bardziej niż dzieci mają wpływ na świadome wprowadzanie zmian w życiu rodziny.

W dalszej perspektywie można podjąć się zmiany szkodliwych nawyków, pamiętając jednakże, że jest to długotrwały proces, który wymaga przede wszystkim życzliwości do siebie samego. Kluczowe w tym procesie wydaje się podarowanie sobie samemu przestrzeni na błędy/otwarcie na błędy, na te wszystkie „nie udało się, znowu to zrobiłam, a miałam już tak nie robić…”

Bowiem rozwój to nie jest prosta droga przed siebie. To raczej spirala, która zatacza coraz szersze kręgi i na której trzeba czasami wykonać krok do tyłu, żeby się nie poślizgnąć.

Avatar photo

Autor/ka: Marta Szperlich-Kosmala

Filozofka, pedagożka, terapeutka. Autorka książki Noszenie dzieci (Wydawnictwo Natuli).
Od 2016 uskrzydla rodzicielskie wyzwania, tworząc przestrzeń wsparcia dla rodziców Boska Nioska.
Realizuje projekt zmiany społecznej Tata Przewija pod patronatem Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nagrywa podcast nie tylko dla rodziców Podwójne espresso.
Niegdyś obywatelka świata: mieszkała od Sztokholmu po Tel Awiw. Teraz mieszka z rodziną w stuletnim domu w Górach Świętokrzyskich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.