„Nie ma dzieci, są ludzie”. Ile czasu minęło od powstania tego zdania? Co ono dla ciebie znaczy? Czy wciąż jest aktualne?
Sto lat temu Korczak mówił o sposobie funkcjonowania dziecka w przestrzeni międzyludzkiej. To w gruncie rzeczy ten sam spór, który toczymy teraz, ostatnia jego odsłona miała miejsce po tekście Agnieszki Kublik o przewijaniu niemowląt w restauracji. Dziennikarkę oburzyła zmiana pampersa, której była mimowolnym świadkiem: kupa w pieluszce wędrująca nad talerzami i obnażanie dziecka na oczach obcych. To z kolei wywołało protest wielu rodziców: wypowiedź Kublik zabrzmiała nierozumiejąco i wykluczająco wobec dzieci. Co by na to powiedział Korczak? Jego myślenie było radykalne, myślę że nie po drodze żadnej ze stron dzisiejszego sporu. On domagał się takiego uporządkowania świata, w którym perspektywa dzieci byłaby równoprawna z punktem widzenia dorosłych. Nie mniej ważna, ale też nie ważniejsza. Czyli dziecko, które robi kupę w pieluchę, ma prawo do tego, by ktoś o nie zadbał w miejscu publicznym. A dorosły, który je, ma prawo robić to nie w tym samym pomieszczeniu, gdzie ktoś kogoś podciera. Dziecko czy dorosły, nieważne. Wciąż się tego uczymy.
Co powiedziałby Korczak na rodzicielstwo bliskości?
Myślę, że rodzicielstwo bliskości zakorzenione jest w myśleniu jeśli nie korczakowskim, to bardzo bliskim Korczakowi. Różnica polega na tym, że tu emancypują dziecko rodzice. U Korczaka rodzic stał raczej na przeszkodzie dążenia dziecka do wolności. Często oczywiście tylko w sferze symbolicznej, jako figura władzy, bo Korczak pracował głównie z sierotami. Warto pamiętać o tym, że świat wolnych dzieci, który Korczak współtworzył, był światem bez rodziców. Co by mógł Korczak powiedzieć dzisiejszym, bliskościowym rodzicom? Nie wiem. Może żeby się nie przywiązywali do swojej roli ani przekonań?
Co to znaczy, że Korczak był zwolennikiem emancypacji dziecka?
Korczakowi chodzi o to, by pozwolić wybrzmieć temu, czego na co dzień nie słychać. Dziecięca mowa to głos, któremu trzeba pomóc wybrzmieć, bo jest niewyraźna oraz spychana na margines życia rodzinnego i społecznego. Świat dzieci to dla Korczaka podskórny, ukryty nurt tkanki społecznej. Oczywiście mówi on tu o kwestiach wychowawczych, takich jak rodzicielska obsesja kontroli: pilnowanie ilości i jakości jedzenia, pór drzemek, noszenia szalika, pakowania tornistra, odrabiania lekcji. O takiej niby zwykłej trosce o dziecko, którą on twardo krytykuje. Mówi, że jeśli robię rzeczy za dziecko, to daję wyraz przekonaniu, że ono nie wie, co robi. Zakładam, że dziecko nic nie wie, żyję w złudzeniu, że dziecko to tylko tyle, ile chcę. Chodzi więc o docenienie dzieci, tak.
[natuli]
Chodzi jednak o coś jeszcze. Nie zapominajmy, że Korczak to nie tylko pedagog, ale też wizjoner społeczny oraz pisarz. W jego tekstach pojawia się figura dorosłego, który jest bezwstydny, i dziecka, które się wstydzi, które nie ma odwagi ani chęci, by się pokazać. Dorosły to u Korczaka metafora jawnej strony osobowości, tej części mnie, którą mam na pokaz, na zewnątrz. Postać dziecka symbolizuje ukryte ja. Korczak, mówiąc o emancypacji dzieci, krytykuje więc układ społeczny, ale też metaforycznie opisuje walkę jawnego i ukrytego ja w człowieku.
Pokazałaś perspektywę relacji w rodzinie i życia wewnętrznego. Na płaszczyźnie życia społecznego działania Korczaka to cały ruch na rzecz praw dzieci. Co to znaczyło wówczas? Co to znaczy teraz?
Bardzo poruszające są fragmenty, w których Korczak mówi o prawie dzieci do śmierci. W nich najmocniej widać różnicę między naszymi a tamtymi czasami. Dlaczego Korczak pisał o śmierci dziecka tak często? Bo w latach międzywojennych była wysoka umieralność noworodków i w ogóle dzieci. Na ulicach była masa dzieci, którymi nikt się nie opiekował. Czasem wydaje mi się, że my, zajmujący się działalnością na rzecz dzieci, zapominamy, że one wciąż na tych ulicach są. Działamy w swoim środowisku, na rzecz swoich kręgów społecznych, co jest naturalne i dobre, ale prawa dzieci to nie tylko ekologiczne place zabaw i niedyrektywne przedszkola.
Które postulaty Korczaka są priorytetowe?
Postulat bezwarunkowego szacunku. Jest radykalny: nie szanuje swoich dzieci, kto myśli o nich jako o ciężarze, niewygodzie czy dodatku do prawdziwego życia. Czasem jak czytam Korczaka, mam ochotę powiedzieć mu, żeby się tak nie czepiał. Także samego siebie. Te fragmenty, kiedy rozlicza się z popełnionych błędów wychowawczych, są wstrząsające. Nieokazanie dziecku szacunku jest dla niego czymś w rodzaju najcięższego grzechu. A co, jeśli to dziecko jest faktycznie ciężarem? Co jeśli bycie matką lub ojcem tego dziecka w tym momencie życia mnie przerasta? Co ze mną, dorosłym? Czy ja nie mam swoich praw? Nie chodzi mi o kwestionowanie wartości szacunku dorosłego do dziecka. Chodzi mi o ton. Korczak bywa bardzo oceniający.
Jeszcze dziś uważa się klapsy za niegroźną metodę karcenia dziecka. Co mówił Korczak na ten temat?
W „Prawie dziecka do szacunku” piętnowana jest każda przemoc fizyczna wobec dzieci: klaps, mocne pociągnięcie za rękę, bolesny uścisk, podnoszenie, podrzucanie do góry, sadzanie wbrew woli. Także nieliczenie się z opinią dziecka w sprawach jego dotyczących oraz komentowanie jego działania w jego obecności. Przemocowe są dla Korczaka zdania przestrogi: „Przewrócisz się”, „Uderzysz się”, „Skaleczysz się”, „Zabrudzisz się”, „Zgubisz się”. Nie dość, że są wygłaszane z pozycji władzy, to niosą ukryty komunikat: nie potrafisz, jesteś kiepski.
Doskonale pamiętam zdanie “Dzieci i ryby głosu nie mają”, które często słyszałam w dzieciństwie. A nie było to wcale tak dawno, w latach 80. Jaki wpływ Korczak wywarł na pokolenia rodziców?
Dziś większość rodziców w naszej części świata uznaje prawo dziecka do łez, do rozporządzania swoimi rzeczami. Rozumiemy, że dzieci mają swoiste postrzeganie czasu – że potrzebują iść, jeść, bawić się w swoim tempie. Waham się jednak, czy można powiedzieć, że zawdzięczamy to Korczakowi, chociaż to są oczywiste jego odkrycia. Korczak nie był i wciąż raczej nie jest czytany. Dziś odrzuca od niego literacki język dawnej epoki. Za poprzednich dwóch pokoleń odrzucano go instytucjonalnie. W PRL-u mieliśmy masę szkół imienia Korczaka, ale był to Korczak odpowiednio przysposobiony. Czyli działacz, socjalista – tak, ale Żyd, społecznik – nie. Myślę, że największy wpływ na nas miała historia śmierci Korczaka i dzieci z jego domu. I to jeszcze opowiedziana jako hagiografia. Przejęci jego śmiercią, nie pozwoliliśmy Korczakowi, żeby nas wychował. Nie pożywiliśmy się tym umieraniem, postawiliśmy je na pomniku.
2 odpowiedzi na “„Przejęci jego śmiercią, nie pozwoliliśmy Korczakowi, żeby nas wychował”. Rozmowa z Agatą Kulą”
Tak sobie myślę, że ten krytycyzm u Korczaka wypływał może z faktu, że on wybrał dla siebie tę drogę w pewnym sensie też zawodowo. Chciał więc robić to co robi najlepiej. To była jego życiowa droga. Ale zawsze mógł stwierdzić, że jednak się do tego nie nadaje. A rodzic ma inaczej – rodzic jest rodzicem i już i nic tu się nie da zrobić. Odwrotu nie ma. Ale też, w dużej mierze jest to tylko fragment naszego życia. Bo zazwyczaj mamy inny zawód, inne hobby, a i dziecko w końcu wyrośnie i pójdzie sobie z domu. To jednak trochę inna perspektywa:)
Niewiele poradzimy na nasze rodzicielskie słabości. Niesiemy w sobie obciążające doświadczenia naszych własnych rodziców, którzy od niemowlęctwa dawali nam znać (co gorsza przeważnie nieświadomie), że bywamy dla nich ciężarem i niespełnieniem. A oni przecież też są ofiarami swoich własnych przodków. Myślę, że dobrze by było, gdybyśmy traktowali słowa Korczaka jako doskonałość, do której należy dążyć. Ale jednak bez nadmiernych napięć.