Kategorie
NATULI

Co by było, gdyby dzieci odżywiały się tylko tym, co jest reklamowane w telewizji? Rozmowa z Joanną Mendecką

Żywność wysokoprzetworzona dla dzieci. „Od tego („szybkiego” jedzenia) jeszcze nikt nie umarł”? Gdzie można najbezpieczniej robić zakupy spożywcze, a jednocześnie nie zbankrutować:)? I inne pytania dotyczące zdrowej i niezdrowej diety dzieci

Rozmowa z Joanną Mendecką – dietetyczką i psycholożką, prowadzącą portal Mamowanie.pl, mamą dwóch dziewczynek.

joanna-mendecka

Dzieci są ważne: Co by było, gdyby dzieci odżywiały się tylko tym, co jest reklamowane w telewizji?

Joanna Mendecka: Byłyby chore, niedożywione, otyłe i umierałyby na zawał w wieku dwudziestu paru lat. Tak jak dzieje się w krajach „wysoko rozwiniętych”, np. w USA. Odsetek otyłych dzieci (nawet trzylatków!), z podwyższonym cholesterolem jest ogromny. Niebawem zaczniemy mówić, jaki jest odsetek zdrowych dzieci, ponieważ zaczynają one być w mniejszości.

DsW: Czy tylko ja tak mam, że wchodzę do „zwykłego” sklepu spożywczego i tak naprawdę nie mam tam co kupić? Jak oceniasz to, co stoi na sklepowych półkach? Jakie to są w większości towary?

JM: W naszym sklepie osiedlowym są produkty tanie i powszechnie spożywane. Czyli białe bułki, parówki, serki topione, itd. Nie mogę tam dostać nawet zwykłego masła 82%! Nawet jestem w stanie to zrozumieć – sklep, aby się utrzymać, musi mieć obrót, a większość osób kupuje jak najtaniej oraz produkty zbliżone do tych, które kupowali przed laty, czyli pieczywo, nabiał, wędliny i słodycze. Jednakże pieczywo, wędliny, nabiał, sosy itp. przed 20 laty były znacznie wyższej jakości niż teraz. Obecnie technologia produkcji „poszła do przodu”, czyli w krótszym czasie oraz za pomocą tańszych składników można wyprodukować większą ilość. Np. kapusta kiszona w workach – brr, białe pieczywo ze spulchniaczami, serki homogenizowane czy spulchnione, sery żółte. Poza tym w przemyśle spożywczym można zarobić ogromne pieniądze. Odbywa się to kosztem jakości produktu – do ryb mrożonych wstrzykuje się substancje zatrzymujące wodę (polifosforany), aby ważyły więcej, do parówek dodaje się mączki i wiele dodatków, a mięsa jest w nich mniej niż połowa, w serkach często nie ma ani kawałka sera, jedynie mleko w proszku i cała masa ulepszaczy, dodatków. Producenci stosują sprytne, a czasem skuteczne, choć nieetyczne, chwyty marketingowe. I ludzie, ślepo im ufając, kupują te tańsze produkty, bardzo często nie czytając wcale składu z tyłu opakowania.

Najgorsze jest to, że organizacje zajmujące się zdrowiem publicznym dopuszczają do obiegu składniki oraz produkty, które spełniają coraz niższe wymagania. Jest to spowodowane tym, że oni muszą brać pod uwagę rozwój gospodarki, nie tylko zdrowie klienta. I niestety to pierwsze zawsze będzie się odbywało kosztem drugiego.

DsW: Żywność wysokoprzetworzona dla dzieci – czy możesz podać przykłady takich produktów. Czy należy uważać jedynie na taką właśnie żywność, czy pułapki kryją się także gdzie indziej?

JM: Na pierwszym miejscu są kaszki błyskawiczne w proszku, herbatki granulowane, mleko modyfikowane. Czyli takie produkty, których nie możemy wyprodukować sami w domu. Pułapki kryją się jednak w każdym produkcie, który jest opisany jako „najlepszy dla Twojego dziecka”. Często są to produkty o składzie dokładnie takim samym jak dla dorosłych, ale na opakowaniu mają wydrukowane postacie z kreskówek dziecięcych, no i kosztują ciut więcej. Często są bardziej słodzone niż ich odpowiedniki dla dorosłych. Zachęcam, aby sprawdzać i porównywać samemu – soki, makarony, kukurydza w puszce, płatki, muesli itd. itp. Nawet paramedykamenty różnią się np. dodatkiem syropu glukozowo-fruktozowego. Nie warto podawać dziecku np. specjalnego syropu przeciwbólowego, leku przeciwwzdęciowego, jeśli różni się on jedynie ceną (jest droższy), od odpowiednika dla dorosłych.

Pamiętajmy, że producent dodaje więcej słodzika, cukru, syropu glukozowo-fruktozowego do produktów dla dzieci, ponieważ dziecko chętniej zje czy wypije takowy produkt, co z kolei zwiększa szanse producenta na większą sprzedaż. To prosta, powszechna zależność. I naprawdę producentom kompletnie nie zależy na zdrowiu naszych dzieci, mimo tego, co piszą na opakowaniach czy powtarzają w reklamach.

DsW: „Od tego („szybkiego” jedzenia) jeszcze nikt nie umarł”. Naprawdę?

JM: Wiesz, ja uważam, że wiele ludzi umiera przez złą dietę. Potwierdzają to badania prowadzone np. w Centrum Zdrowia Dziecka, a także badania porównawcze zdrowia osób ze społeczeństw wschodnich oraz zachodnich. Obniża się wiek zapadania na choroby układy krążeniowego, choroby układu pokarmowego, rośnie liczba alergii, refluksów, nadciśnienia tętniczego. Niektórzy jednak wolą trzymać się swoich przyzwyczajeń żywieniowych, korzystać z „dobrodziejstw” współczesnego świata, takich jak zupa z proszku, i tłumaczyć swoje kiepskie zdrowie „słabymi genami” lub zanieczyszczeniem środowiska.

DsW: Jak to jest, że produkty naprawdę niskiej jakości (typu parówki dla dzieci) są tak powszechnie dostępnie. Popyt napędza podaż? Czy nikt tego nie kontroluje, nie sprawdza? Dlaczego jest to dopuszczone do sprzedaży, oznaczone jako przeznaczone dla dzieci czy nawet polecane przez Instytut Matki i Dziecka? A z drugiej strony, dlaczego rodzice to kupują?

JM: No niestety popyt jest, ponieważ te produkty są dosyć chętnie jedzone przez dzieci, są przystępne cenowo, a dla wielu rodziców liczy się tylko to, ile dziecko zje, a nie co. Produkty są kontrolowane wybiórczo, fabryki są sprawdzane. Te fabryki, które nie przechodzą kontroli, dostają wezwanie od Sanepidu do wprowadzenia niezbędnych zmian. I często w rzeczywistości wygląda to tak, że dyrektor fabryki pisze do Sanepidu list o tym, iż planuje modernizację za pół roku i prosi o przedłużenie terminu wprowadzenia niezbędnych poprawek. Prawo ma wiele wiele luk, a producenci sprytnie je wykorzystują, ponieważ tak jak wspomniałam, sprawa dotyczy ogromnych pieniędzy.

Rozmawiałam kiedyś z pracowniczką Instytutu Matki i Dziecka i pytałam ją, jak można dostać zgodę na umieszczenie na swoim produkcie sformułowania „polecane przez IMiD”. Okazało się, że bardzo łatwo. Wystarczy zaopatrzyć oddział czy pracowników w swój produkt, do wypróbowania przez nich, przedstawić zaświadczenie o braku stwierdzonej szkodliwości dla dzieci i już. Pewnie trochę teraz upraszczam, ale niestety to są tego typu procesy.

Pamiętasz jak 2 lata temu byłyśmy w fabryce Gerbera? Na nasze pytanie, dlaczego w słoiku x znajduje się składnik, który można podawać (według tabel żywieniowych) dzieciom powyżej 6. miesiąca, a na etykiecie jest napisane, że ów słoik jest dla dzieci czteromiesięcznych, przedstawiciele fabryki odpowiedzieli nam, że no tak, ale oni mają lekarza, który wydał im pozwolenie na podawanie tego składnika niektórym młodszym dzieciom. No i ręce opadają.

Kwestia tego, dlaczego rodzice żywią swoje dzieci parówkami oraz kaszkami i słoiczkami, jest smutna. W ogromnej większości rodzice są przeświadczeni o tym, że dzieci nie mogą jeść produktów naturalnych, tylko „specjalne” papki. To zasługa reklam, zastraszającego marketingu („tylko dzięki naszym produktom wiesz, ile składników odżywczych dostarczasz dziecku” – nieprawda), mitów funkcjonujących w społeczeństwie, a trochę też wygodnictwa, takiej nadziei, że mogę zdrowo żywić dziecko bez wkładania w to wysiłku czy uwagi, że przecież „gdyby nie było zdrowe dla dzieci, to by nie sprzedawali”. No niestety wysiłek trzeba wkładać zarówno w żywienie, jak i wychowywanie. Bo tylko dzięki temu nasz maluch zdrowo urośnie i będzie silnym człowiekiem.

DsW: Czy ekologiczne zawsze oznacza zdrowe i naturalne?

JM: Słowo „ekologiczne” niekoniecznie, ale atest zawsze oznacza, jakie konkretne wymogi spełnia dany produkt. Można spisać sobie numer atestu z interesującego nas produktu i poczytać o nim w Internecie.

DsW: Gdzie można najbezpieczniej robić zakupy spożywcze, a jednocześnie nie zbankrutować:)?

JM: W miejscach, do których produkty trafiają bezpośrednio od producentów. Czyli warzywa, owoce krajowe, twaróg na bazarku, u gospodarza, nie u handlarzy. Jajka u chłopa, miód z pasieki. Oczywiście mogą zdarzyć się wyjątki, jednak generalnie bezpieczniej i zdrowiej jest kupować produkty świeże, jak najbardziej bezpośrednio, ponieważ wtedy możemy porozmawiać z wytwórcą (zapytać, ile ma kur i czy biegają po dworze, gdzie mają pole, czy daleko od drogi krajowej, kiedy zdobył atesty itp.).

Zawsze lepiej wybierać produkty, które pachną, które wyglądają naturalnie, czyli lepsza będzie marchew ubrudzona ziemią, która różni się wielkością od leżących obok niej, niż marchew ze stoiska idealnie pomarańczowych, wszystkich takich samych, błyszczących.

DsW: No dobrze, no to co można podać w zamian, co jest równie smaczne, ale jednocześnie zdrowe?

JM: Zdrowa jest równowaga i proporcje składników odżywczych. Ale jeśli mam wskazać na szczególnie smaczny i zdrowy produkt, to wybiorę warzywa. Dlatego, że po pierwsze jemy ich za mało, a po drugie nawet jeśli będą zanieczyszczone pestycydami, to zawierają mnóstwo flawonoidów, fitohormonów, składników odżywczych, które oczyszczają organizm z zanieczyszczeń.

DsW: Czy da się w ogóle ochronić dzieci przed śmieciowym jedzeniem? Co możesz – jako dietetyk i doświadczona mama – poradzić rodzicom?

JM: Och, to temat rzeka. Na pewno da się i warto minimalizować niezdrowe nawyki żywieniowe. Zwykle zdrowe jedzenie w domu jest kwestią do ogarnięcia, natomiast wyjście do rodziny, na miasto, czy urodziny koleżanki jest wyzwaniem. Warto korzystać z własnej pomysłowości i pamiętać o tym, że dla dziecka najważniejsze nie jest to, co zje będąc na wyjściu, tylko czy jest to atrakcyjne wizualnie oraz smaczne. Czyli idąc do znajomych, weźmy ze sobą suszone daktyle czy morele zawinięte w kolorowe, błyszczące papierki. Będąc na urodzinach, weźmy dziecku muffiny cukiniowe, robiąc zakupy w supermarkecie ociekającym słodyczami, pójdźmy z dzieckiem do działu ze zdrową żywnością lub z sokami i pozwólmy mu tam wybrać, co tylko zechce. Dzieci potrzebują granic i jasnych zasad. Warto umawiać się z dziećmi, że słodycze, czy nawet fastfood są dopuszczalne, ale raz na jakiś określony, konkretny czas. Pamiętajmy, że jeśli żywimy nasze dziecko zdrowo na co dzień, to jedzenie śmieciowe, które zdarzy się raz czy dwa w miesiącu zupełnie mu nie zaszkodzi.

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

4 odpowiedzi na “Co by było, gdyby dzieci odżywiały się tylko tym, co jest reklamowane w telewizji? Rozmowa z Joanną Mendecką”

Poki co mam dziecko pod kontrola ale jak pojdzie do przedszkola brrrr strach pomyslec. Babcia sie ucieszy bo dziecko wreszcie naje sie parowek i slodyczy i moze nawet zrobi sie tak „zdrowo” grubiutkie. Prawda jest taka ze ludzie sa glupi i jesli po czyms nie umiera die odrazu to znaczy ze mozna jesc. No przeciez ja jadlam i nic mi nie jest…

Jak moje młodsze dziecko przeszło na dietę, to faktycznie zaczęłam zwracać uwagę, na to co je starszy. Jestem zwolenniczką produktów ekologicznych, bez cukru, bez polepszaczy. Jedynym argumentem przeciw jest niestety cena. Można jeszcze robić samemu np. chleb, czy soki. Ale tu z kolei potrzebny jest czas, którego tak mało czasami :(

Kiedyś (na studiach) musiałam przełknąć pracę pt. „Uzbrojenie techniczne pracy, a..(coś tam)” – praca była bardzo czerstwa, ale zapamiętałam jedną rzecz, którą stosuję w życiu codziennym – zastosowanie maszyn (czyli uzbrojenia technicznego pracy :) ) jest dobrym zamiennikiem części pracy ludzkiej i znacznie zwiększa jej efektywność. Warto zainwestować w wyciskarkę do soku i dobre urządzenie wielofunkcyjne, które wyrobi ciasto, zmieli ziarna, zrobi surówkę czy zdrowy koktail. Solidne są dość drogie – ale to nie koszt, to inwestycja we własne i swojej rodziny zdrowie.

Nienawidzę białego chleba. Jako dziecko byłam uczulona na mąkę pszenną, a później nawet jak uczulenie minęło, to po białym chlebie miałam trądzik. Od lat nie jem w ogóle białego pieczywa i uważam, że to najlepsza rzecz, jaką zrobiłam. Jestem w stu procentach zdeterminowana, żeby żywnośc dla mojego dziecka przygotowywać w domu, sprawdzać każde źródło, z którego pochodzą produkty i coraz lepiej poznawać żywnośc ekologiczną. Mam to szczęście, że np. moja teściowa hoduje kurki i zawsze mamy prawdziwe, naturalne, ekologiczne jajka z wolnego wybiegu i bardzo często dostajemy przepyszny świezo wypiekany, pełnoziarnisty chlebek :) Co do słodyczy, to znowu nie jestem tak radykalnie nastawiona, żeby nie dawać w ogóle, bo przed całym złem tego świata dzieci naszych po prostu nie uchronimy, ale jestem jak najbardziej za tym, żeby raz za czasu dać dziecku kawałek domowego ciasta, czy czekolady, ale jedynie wysokiej jakośc, ze sprawdzonych źródeł i składników. Wiadomo, że wszystkie Danonki i Kubusie to zło i nigdy tego dziecku nie kupię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.