Kategorie
Edukacja Nauka języków i wielojęzyczność

Wielojęzyczne dzieci. Jak to wygląda w praktyce? Rozmowa z Katarzyną Przybycień

Katarzyna Przybycień i jej mąż Angel od 12 lat mieszkają w Szkocji: Kasia jest Polką, Angel – Hiszpanem. Ich dzieci – Ignacy (7 lat) i Oliwia (5 lat) – na co dzień posługują się trzema językami: polskim, hiszpańskim, angielskim. Dodatkowo Ignacy posługuje się gaelickim w szkole.

Jak to się wszystko zaczęło?

Poznaliśmy się w Niemczech, na stypendium Erasmus, czyli można powiedzieć, że poznaliśmy się w języku niemieckim. I ten język został z nami – między sobą rozmawiamy właśnie po niemiecku. Kiedy urodziły się nasze dzieci, nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że każde z nas będzie mówiło do nich w swoim ojczystym języku. Mieliśmy natomiast mnóstwo oczekiwań odnośnie do wielojęzyczności, które w praktyce okazały się nierealne.

Uwaga! Reklama do czytania

Wierszyki paluszkowe

Wesołe rymowanki do masażyków

Wierszyki bliskościowe

Przytulaj, głaszcz, obejmuj, bądź zawsze blisko.

Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli

Czego dotyczyły te oczekiwania?

Na przykład byliśmy przekonani, że nasze dzieci będą mówiły w naszych rodzimych językach równocześnie i równie perfekcyjnie, a ich poziom językowy będzie zależeć wyłącznie od nas. Zupełnie nie doceniliśmy jednak silnego wpływu otoczenia.

Od kiedy Ignacy poszedł do przedszkola, język angielski zaczął wkradać się w naszą codzienność i zagarniać ją bez naszego czynnego udziału. To dla syna przede wszystkim język zabawy i kontaktów z rówieśnikami. Kiedy Ignacy i Oliwia bawią się razem, robią to przeważnie właśnie w języku angielskim, czasem wplatając polskie lub hiszpańskie wyrazy czy zdania.

Zauważyliśmy również, że kiedy Angel spędzał z dziećmi więcej czasu, ich hiszpański brał górę nad polskim. Te języki nigdy nie były więc i nadal nie są na takim samym poziomie. Martwiliśmy się, że one jakby rywalizują ze sobą i przez to być może nasze dzieci nie będą mówiły w nich płynie, że będą mówiły niegramatycznie i z akcentem. Teraz jesteśmy świadomi tego, że to normalna faza rozwoju języka u wielojęzycznych; zaakceptowaliśmy ten fakt i nie silimy się na perfekcjonizm.

Wiemy też, że tzw. mieszanie języków nie jest wynikiem kiepskiej ich znajomości. Wszystkie używane języki są aktywne w mózgu przez cały czas, mózg natomiast potrzebuje zorientować się w sytuacji, by „nacisnąć odpowiedni guzik” i jakby wyciszyć jeden albo drugi język.

Cztery języki to całkiem sporo. Do tego dochodzi jeszcze niemiecki, w którym dzieci co prawda nie mówią, ale znają biernie. Jak one sobie z tym radzą? Nie stawiacie im zbyt wysokich wymagań?

A czy nauka pisania, czytania i liczenia to stawianie dziecku zbyt wysokich wymagań? Z językiem jest tak samo, a nawet łatwiej, bo mowa to pierwsza umiejętność, jaką dziecko nabywa.

W naszym przypadku dwujęzyczność przyszła bardzo naturalnie, bo każde z nas jest innej narodowości i od początku buduje z dziećmi relację w swoim ojczystym języku, mogę powiedzieć w „języku serca”. Kolejne języki – angielski i gaelicki – przyszły równie naturalnie, to są języki szkoły i podwórka, środowiska, w którym nasze dzieci na co dzień żyją. Ignacy i Oliwia świetnie się w tym odnajdują, ponieważ te cztery języki są elementem ich tożsamości.

Choć oczywiście nie zawsze jest łatwo – rozwijanie wielojęzyczności bywa frustrujące dla nas wszystkich.

Tak, masz rację – dzieci potrafią świetnie sobie poradzić w otaczającej je rzeczywistości, również rzeczywistości językowej. Pamiętam takie zdarzenie: byłam z moim dwujęzycznym synem w parku. W pewnej chwili zaczął zaczepiać nas pies, którego ja starałam się odpędzić, wołając: „A idźże, psie!”, co mój wtedy 3-letni syn przytomnie skomentował: „Ten pies nie jest Polakiem, musisz mówić do niego po angielsku”.

Język jest elementem tożsamości i wydaje mi się bardzo ważne, by ten element pielęgnować. To jest dla dziecka ogromna szansa i potencjał rozwojowy, który jest mu niejako podany na tacy w postaci rodzica native speakera. Oczywiście, sam proces jest trudny, ale jest na to sposób – upór i konsekwencja. (śmiech) Dokładnie jak z czytaniem i liczeniem – nie rezygnujemy przecież z nauki czytania przy pierwszych trudnościach, raczej wspieramy dziecko jeszcze bardziej, by nabywanie tej umiejętności było dla niego choć odrobinę łatwiejsze.

Uwaga! Reklama do czytania

Uwaga! Złość

Są sposoby radzenia sobie ze złością (swoją i bliskich), które nie ranią i nie krzywdzą. Książka pomaga zrozumieć i stosować te metody. 

CHCESZ? KLIKNIJ!

W swojej pracy zawodowej spotykam rodziców, którzy, by „ułatwić” swoim dzieciom życie, świadomie rezygnują z mówienia do nich w swoim ojczystym języku. Tym samym odbierają im nie tylko możliwość posługiwania się dwoma językami, ale i część ich tożsamości – bo język to również dziedzictwo i kultura.

Jak wielojęzyczność wygląda u was w praktyce?

Ja mówię płynnie po hiszpańsku, mój mąż trochę po polsku. Między sobą rozmawiamy po niemiecku. Do dzieci ja zwracam się tylko po polsku, Angel – tylko po hiszpańsku. Ale kiedy siadamy wspólnie do stołu, zaczyna się prawdziwy kogel-mogel. Zwykle trzymamy się swoich języków i w nich też mówią do nas dzieci. Jeśli jednak nie zwracają się bezpośrednio do kogoś z nas, to nie przywiązują już takiej wagi do tej zasady: gdy brakuje im polskiego słowa, wtedy używają jego angielskiego lub hiszpańskiego odpowiednika. Oliwia jest mistrzynią mieszania języków, w świecie lingwistów znanego jako „code switching”. Między sobą natomiast dzieci porozumiewają się głównie po angielsku.

Warto wiedzieć, że zasób słownictwa dzieci w każdym języku jest inny, ponieważ w różnych sferach ich życia panują różne języki: angielski dominuje w zabawie, aktywnościach szkolnych i w szkolnych opowieściach, polski i hiszpański to przede wszystkim codzienność domowa oraz bliska, uczuciowa relacja.

Co z perspektywy siedmiu lat jest według ciebie istotne we wprowadzaniu i utrzymaniu wielojęzyczności?

Przede wszystkim konsekwencja. Nie należy zrażać się trudnościami i niepowodzeniami. Często obserwuję taki proces: dziecko po powrocie ze szkoły kontynuuje komunikację na przykład po angielsku, rodzic odpowiada po angielsku zamiast w swoim języku, bo dziecko jest zmęczone i frustruje je wysiłek przestawienia się na inny język. Jeśli sytuacja powtarza się dzień po dniu, po pewnym czasie dziecko nie chce już mówić w drugim języku (np. polskim), ponieważ mózg ma tendencje do ułatwiania sobie procesów i zwyczajnie się rozleniwia. Stąd zachowanie ciągłości jest tak istotne.

Ważne jest również, by dać dziecku jak najwięcej możliwości obcowania z językiem – książki, filmy, ale przede wszystkim umożliwić mu używanie tego języka w różnych sytuacjach. To istotne z perspektywy rozwoju słownictwa. Im większy zasób słów, tym większa elastyczność żywego języka i mniejsza frustracja – dzieci po prostu są w stanie lepiej się wyrazić. Zauważam to szczególnie wtedy, gdy spędzamy z dziećmi wakacje u dziadków. Ten wspólny czas zawsze przynosi ogromny skok językowy.

Istotne jest też, żeby na każdym kroku nie poprawiać dzieci i – co bardzo ważne – nie wyśmiewać ich pomyłek. Zdarza się na przykład, że Ignacemu brakuje słów, by zdarzenie ze szkoły opowiedzieć w języku polskim. Zachęcam go wtedy, żeby opowiedział je po angielsku, a ja powtarzam po polsku – czasem robię to w formie pytania, a czasem po prostu parafrazuję jego słowa. Dzięki temu syn ma możliwość usłyszenia swojej historii po polsku, a przy tym uczy się nowych fraz.

Najważniejsze jest jednak, żeby mówić, mówić i jeszcze raz mówić w danym języku. I wykorzystywać do tego każdą nadarzającą się okazję. Im rzadziej używamy języka, tym trudniej jest nam utrzymać go przy życiu. A trening czyni mistrza.

Katarzyna Przybycień (bilingualism-matters.ppls.ed.ac.uk) – koordynatorka badań popularno-naukowych w Centrum Bilingualism Matters na Uniwersytecie w Edynburgu. Mama wielojęzycznych dzieci.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl
Aga Nuckowska

Autor/ka: Aga Nuckowski

Redaktor naczelna NATULI Dzieci są ważne. Terapeutka Gestalt, pedagog i filolog. Współautorka książki "Jak zrozumieć małe dziecko". Inicjatorka wielu działań na rzecz dzieci w Polsce i poza nią. Mieszka na wyspie na środku Pacyfiku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.