Jak to się wszystko zaczęło?
Poznaliśmy się w Niemczech, na stypendium Erasmus, czyli można powiedzieć, że poznaliśmy się w języku niemieckim. I ten język został z nami – między sobą rozmawiamy właśnie po niemiecku. Kiedy urodziły się nasze dzieci, nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że każde z nas będzie mówiło do nich w swoim ojczystym języku. Mieliśmy natomiast mnóstwo oczekiwań odnośnie do wielojęzyczności, które w praktyce okazały się nierealne.
Uwaga! Reklama do czytania
Wierszyki paluszkowe
Wesołe rymowanki do masażyków
Wierszyki bliskościowe
Przytulaj, głaszcz, obejmuj, bądź zawsze blisko.
Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli
Czego dotyczyły te oczekiwania?
Na przykład byliśmy przekonani, że nasze dzieci będą mówiły w naszych rodzimych językach równocześnie i równie perfekcyjnie, a ich poziom językowy będzie zależeć wyłącznie od nas. Zupełnie nie doceniliśmy jednak silnego wpływu otoczenia.
Od kiedy Ignacy poszedł do przedszkola, język angielski zaczął wkradać się w naszą codzienność i zagarniać ją bez naszego czynnego udziału. To dla syna przede wszystkim język zabawy i kontaktów z rówieśnikami. Kiedy Ignacy i Oliwia bawią się razem, robią to przeważnie właśnie w języku angielskim, czasem wplatając polskie lub hiszpańskie wyrazy czy zdania.
Zauważyliśmy również, że kiedy Angel spędzał z dziećmi więcej czasu, ich hiszpański brał górę nad polskim. Te języki nigdy nie były więc i nadal nie są na takim samym poziomie. Martwiliśmy się, że one jakby rywalizują ze sobą i przez to być może nasze dzieci nie będą mówiły w nich płynie, że będą mówiły niegramatycznie i z akcentem. Teraz jesteśmy świadomi tego, że to normalna faza rozwoju języka u wielojęzycznych; zaakceptowaliśmy ten fakt i nie silimy się na perfekcjonizm.
Wiemy też, że tzw. mieszanie języków nie jest wynikiem kiepskiej ich znajomości. Wszystkie używane języki są aktywne w mózgu przez cały czas, mózg natomiast potrzebuje zorientować się w sytuacji, by „nacisnąć odpowiedni guzik” i jakby wyciszyć jeden albo drugi język.
Cztery języki to całkiem sporo. Do tego dochodzi jeszcze niemiecki, w którym dzieci co prawda nie mówią, ale znają biernie. Jak one sobie z tym radzą? Nie stawiacie im zbyt wysokich wymagań?
A czy nauka pisania, czytania i liczenia to stawianie dziecku zbyt wysokich wymagań? Z językiem jest tak samo, a nawet łatwiej, bo mowa to pierwsza umiejętność, jaką dziecko nabywa.
W naszym przypadku dwujęzyczność przyszła bardzo naturalnie, bo każde z nas jest innej narodowości i od początku buduje z dziećmi relację w swoim ojczystym języku, mogę powiedzieć w „języku serca”. Kolejne języki – angielski i gaelicki – przyszły równie naturalnie, to są języki szkoły i podwórka, środowiska, w którym nasze dzieci na co dzień żyją. Ignacy i Oliwia świetnie się w tym odnajdują, ponieważ te cztery języki są elementem ich tożsamości.
Choć oczywiście nie zawsze jest łatwo – rozwijanie wielojęzyczności bywa frustrujące dla nas wszystkich.
Tak, masz rację – dzieci potrafią świetnie sobie poradzić w otaczającej je rzeczywistości, również rzeczywistości językowej. Pamiętam takie zdarzenie: byłam z moim dwujęzycznym synem w parku. W pewnej chwili zaczął zaczepiać nas pies, którego ja starałam się odpędzić, wołając: „A idźże, psie!”, co mój wtedy 3-letni syn przytomnie skomentował: „Ten pies nie jest Polakiem, musisz mówić do niego po angielsku”.
Język jest elementem tożsamości i wydaje mi się bardzo ważne, by ten element pielęgnować. To jest dla dziecka ogromna szansa i potencjał rozwojowy, który jest mu niejako podany na tacy w postaci rodzica native speakera. Oczywiście, sam proces jest trudny, ale jest na to sposób – upór i konsekwencja. (śmiech) Dokładnie jak z czytaniem i liczeniem – nie rezygnujemy przecież z nauki czytania przy pierwszych trudnościach, raczej wspieramy dziecko jeszcze bardziej, by nabywanie tej umiejętności było dla niego choć odrobinę łatwiejsze.
Książki o rozstaniu i rozwodzie: wsparcie dla dzieci i dorosłych
Książki o rozstaniu i rozwodzie dostępne w naszej księgarni mają na celu wspieranie całej rodziny. Bez względu na wiek, każdy członek rodziny znajdzie tutaj coś, co pomoże mu lepiej zrozumieć własne uczucia i odnaleźć nową równowagę. Dzięki literaturze można odkryć, że nawet po rozstaniu możliwe jest stworzenie szczęśliwego, pełnego wsparcia środowiska dla dziecka.
W swojej pracy zawodowej spotykam rodziców, którzy, by „ułatwić” swoim dzieciom życie, świadomie rezygnują z mówienia do nich w swoim ojczystym języku. Tym samym odbierają im nie tylko możliwość posługiwania się dwoma językami, ale i część ich tożsamości – bo język to również dziedzictwo i kultura.
Jak wielojęzyczność wygląda u was w praktyce?
Ja mówię płynnie po hiszpańsku, mój mąż trochę po polsku. Między sobą rozmawiamy po niemiecku. Do dzieci ja zwracam się tylko po polsku, Angel – tylko po hiszpańsku. Ale kiedy siadamy wspólnie do stołu, zaczyna się prawdziwy kogel-mogel. Zwykle trzymamy się swoich języków i w nich też mówią do nas dzieci. Jeśli jednak nie zwracają się bezpośrednio do kogoś z nas, to nie przywiązują już takiej wagi do tej zasady: gdy brakuje im polskiego słowa, wtedy używają jego angielskiego lub hiszpańskiego odpowiednika. Oliwia jest mistrzynią mieszania języków, w świecie lingwistów znanego jako „code switching”. Między sobą natomiast dzieci porozumiewają się głównie po angielsku.
Warto wiedzieć, że zasób słownictwa dzieci w każdym języku jest inny, ponieważ w różnych sferach ich życia panują różne języki: angielski dominuje w zabawie, aktywnościach szkolnych i w szkolnych opowieściach, polski i hiszpański to przede wszystkim codzienność domowa oraz bliska, uczuciowa relacja.
Co z perspektywy siedmiu lat jest według ciebie istotne we wprowadzaniu i utrzymaniu wielojęzyczności?
Przede wszystkim konsekwencja. Nie należy zrażać się trudnościami i niepowodzeniami. Często obserwuję taki proces: dziecko po powrocie ze szkoły kontynuuje komunikację na przykład po angielsku, rodzic odpowiada po angielsku zamiast w swoim języku, bo dziecko jest zmęczone i frustruje je wysiłek przestawienia się na inny język. Jeśli sytuacja powtarza się dzień po dniu, po pewnym czasie dziecko nie chce już mówić w drugim języku (np. polskim), ponieważ mózg ma tendencje do ułatwiania sobie procesów i zwyczajnie się rozleniwia. Stąd zachowanie ciągłości jest tak istotne.
Ważne jest również, by dać dziecku jak najwięcej możliwości obcowania z językiem – książki, filmy, ale przede wszystkim umożliwić mu używanie tego języka w różnych sytuacjach. To istotne z perspektywy rozwoju słownictwa. Im większy zasób słów, tym większa elastyczność żywego języka i mniejsza frustracja – dzieci po prostu są w stanie lepiej się wyrazić. Zauważam to szczególnie wtedy, gdy spędzamy z dziećmi wakacje u dziadków. Ten wspólny czas zawsze przynosi ogromny skok językowy.
Istotne jest też, żeby na każdym kroku nie poprawiać dzieci i – co bardzo ważne – nie wyśmiewać ich pomyłek. Zdarza się na przykład, że Ignacemu brakuje słów, by zdarzenie ze szkoły opowiedzieć w języku polskim. Zachęcam go wtedy, żeby opowiedział je po angielsku, a ja powtarzam po polsku – czasem robię to w formie pytania, a czasem po prostu parafrazuję jego słowa. Dzięki temu syn ma możliwość usłyszenia swojej historii po polsku, a przy tym uczy się nowych fraz.
Najważniejsze jest jednak, żeby mówić, mówić i jeszcze raz mówić w danym języku. I wykorzystywać do tego każdą nadarzającą się okazję. Im rzadziej używamy języka, tym trudniej jest nam utrzymać go przy życiu. A trening czyni mistrza.
Katarzyna Przybycień (bilingualism-matters.ppls.ed.ac.uk) – koordynatorka badań popularno-naukowych w Centrum Bilingualism Matters na Uniwersytecie w Edynburgu. Mama wielojęzycznych dzieci.
Jak zrozumieć małe dziecko
Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem