Kategorie
NATULI

Czy w XXI wieku karmienie piersią nadal leży w naszej naturze? Rozmowa z Julitą Hypki

Rozmowa z Julitą Hypki – mamą dwójki dzieci, doulą, drugą w Polsce liderką La Leche League – światowego autorytetu w dziedzinie karmienia piersią.

Dlaczego kobietom potrzebne jest wsparcie w kwestii karmienia piersią? Czy to nie leży w naszej naturze?

W XXI wieku bardzo trudno określić, co leży w naszej naturze, a co ulepiła kultura. Mam wrażenie, że macierzyństwo w naszych czasach i szerokości geograficznej ma coraz mniej wspólnego z tym, co naturalne, a coraz więcej z tym, co złożyliśmy, w większości nieświadomie, z przekazu kulturowego. W idealnym świecie karmienie piersią byłoby dla nas czymś zupełnie zwyczajnym od samego początku. Być może pamiętałybyśmy, jak karmiły nas nasze matki. Pewnie regularnie miałybyśmy okazję widywać ciotki, kuzynki i koleżanki karmiące piersią i w pewnym sensie „płynąc z prądem” weszłybyśmy łagodnie we własne karmienie, sięgając po wsparcie doświadczonych kobiet w trudniejszych momentach.

Autorka jednej z książek o karmieniu naturalnym pisała, że jest to czynność, za którą odpowiadać powinna głównie prawa półkula mózgu, ta kreatywna, intuicyjna. W czasach gdy zamiast kuzynek karmiących piersią widujemy głównie karmiące butelką panie z reklamy, prawa półkula to za mało, więc coraz częściej zapraszamy lewą – na kurs szkoły rodzenia, strony internetowe, książki. Dobrze, jeśli są to fachowe źródła, niestety, nie zawsze na nie trafiamy.

Słyszymy, że przerwałyśmy ciągłość, mądrość pokoleniową. Że nie czerpiemy wiedzy od naszych matek, babć, że nie doceniamy kobiecej mądrości. 

Bardzo trudno czerpać nam wiedzę od starszych kobiet, nasze matki i babki wchodziły w swoje macierzyństwo w czasach, gdy prawdziwą naturę karmienia piersią odwrócono do góry nogami. Sztywne zasady, wyjątkowo nieprzyjazne naturalnemu karmieniu, były na porządku dziennym. Począwszy od momentu narodzin mama i dziecko doświadczali w zasadzie wszystkiego, co zaburza karmienie piersią. Rutynowe rozdzielenie po porodzie, karmienie na godziny, limitowane według z góry ustalonego planu. Mam wrażenie, że udane karmienie piersią było przywilejem dostępnym tylko niepokornym matkom, które wszystkie te zasady w domowym zaciszu łamały – zakładając oczywiście, że mimo tak niesprzyjających warunków udało im się wyjść ze szpitala nadal karmiąc.

Są kobiety, które te złe doświadczenia przekuły w wiarę w mądrość kobiecego ciała. Znam babcie i mamy, które doskonale wspierają swoje wnuczki i córki w karmieniu piersią, choć same nie cieszyły się długo dzieckiem przy piersi. Ale warto też doceniać mądrość kobiet z naszego pokolenia i czerpać z niej, ile tylko się da. Otaczać się kobietami, które w gorszy dzień przywiozą nam obiad i zapewnią, że jutro będzie lepiej zamiast pytać, czy dziecko „znowu wisi przy piersi”. Szukać mam, dla których karmienie piersią to dobre, wzmacniające doświadczenie – w trudniejszych momentach ich wsparcie pomoże nam rozwiać wątpliwości.

Moja mama nie wykarmiła mnie piersią, ponieważ zaraz po porodzie dostała zapalenia piersi. Położne, pielęgniarki mocno związały jej piersi i zabroniły karmić. Do dziś wspomina to z wielkim żalem. Czy nieudane karmienie, podobnie jak poród nie spełniający oczekiwań, może tak długo boleć?

Poród, karmienie piersią – to nasz start w zupełnie nowej roli, wyjątkowo emocjonujący początek nowego życia. Słowa, które słyszymy na sali porodowej czy w pierwszych chwilach życia w powiększonej rodzinie zapadają nam głęboko w pamięć i serce. Mogą tam tkwić jak cierń do końca naszego życia lub do końca nas uskrzydlać i przywoływać dobre wspomnienia. Możemy nie pamiętać, co robiłyśmy w zeszły wtorek, ale na pewno na długo zapamiętamy, jak potraktowano nas w tych najważniejszych dla nas chwilach. To ważny sygnał dla osób, które sprawują opiekę nad młodymi matkami i duże pole do działania dla wszystkich, którzy w tym okresie wspierają kobiety i ich rodziny.

julita-hypki-dziecisawazne

Mówi się, że udane karmienie jest w głowie. Co to znaczy?

To znaczy, że bardzo wiele zależy od tego, co o karmieniu – świadomie lub nie – sądzimy, jak się z nim czujemy. Czy akceptujemy ten element macierzyństwa, wcale niełatwy, bo wymagający odpuszczenia kontroli, zaufania sobie i dziecku, pójścia za tym, co się dzieje – z reguły bez wiedzy, ile to potrwa i jak się skończy, najczęściej z informacją z otoczenia „po co wam to?”, „to dziwne”, „to wam pewnie zaszkodzi”. Spójrz na mamy noworodków i ich obawy, czy na pewno zaspokajanie potrzeby częstych karmień nie skończy się tak, jak mówi koleżanka, że „pozwolisz dziecku wejść sobie na głowę”, „będziesz uwiązana”. Albo na mamy większych dzieci, często budzących się wiele razy na nocne karmienia i na słyszane zewsząd „takie duże dziecko musi umieć samo zasypiać”, „nie wyobrażam sobie tak się męczyć”. To bardzo trudne nie uznać w takiej sytuacji, że być może niezamierzenie wyrządzamy sobie i dziecku jakąś krzywdę. Trzeba dużej pewności siebie, naprawdę dobrej intuicji i świadomości, żeby w takiej atmosferze mieć w głowie i sercu pewność, że jest dobrze.

Ale znaczy to także, że bez odpowiedniego wsparcia bardzo trudno jest karmić naturalnie i chyba w ogóle – być rodzicem. Jeśli ufamy, że karmienie piersią jest możliwe i może być udane, to staramy się znaleźć wyjście z trudnych sytuacji, szukamy pomocy. Jeśli mamy przekonanie, że to ma sens, zupełnie inaczej radzimy sobie z kryzysami, które są wpisane nie tylko w karmienie piersią, ale też w ogóle w rodzicielstwo.

A jeśli w głowie jest mętlik, mnóstwo niespójnych rad, potrzeba stanięcia na wysokości zadania… A dziecko płacze, albo nie może chwycić brodawki, albo za długo/krótko śpi, albo cały czas chce być przy piersi… Co wtedy? Jak sobie pomóc?

Poszukać wsparcia! Zarówno fachowej pomocy specjalisty, jak i dobrych ludzi wokół siebie. Nie zawsze chodzi o inne mamy karmiące, choć one rzeczywiście bywają jak plaster na ranę. Nawet badania naukowe potwierdzają, że im więcej kontaktu z kobietami, które mają za sobą udane karmienie (lub nadal z powodzeniem karmią), tym łatwiej nam karmić piersią. Ale szukanie wsparcia to też otwieranie się na bliskich – także tych nie zawsze przychylnych naszemu karmieniu (najczęściej z dobrymi intencjami). Jeśli mąż widzi cię zapłakaną przy kolejnym karmieniu może – chcąc pomóc – zasugerować, że lepiej wam będzie z butelką. Jeśli mama słyszy, że znowu ledwo żyjesz po trudnej nocy, chcąc pomóc, może namawiać cię na zakończenie karmienia. Nie chodzi o to, żeby debatować, kto ma rację. Chodzi o to, żeby bliscy wiedzieli, na czym i dlaczego ci zależy. Tylko wtedy będą mogli zacząć szukać narzędzi, żeby skutecznie cię wesprzeć.

A co zrobić jeśli to pediatra zaleca dokarmianie mlekiem modyfikowanym, wprowadzenie posiłków stałych po 4 miesiącu, odstawienie… Coś, co jest sprzeczne z potrzebą matki karmiącej? Komu ufać?

Warto skorzystać ze wsparcia fachowca od laktacji. Podobnie jak z chorym zębem idziemy do stomatologa, z problemem skórnym do dermatologa, a w okresie ciąży do położnej, tak w sytuacji, gdy mamy wątpliwości związane z karmieniem piersią – udajmy się do osoby, która tym właśnie się zajmuje. Powinniśmy więcej mówić o tym, kto realnie jest w stanie pomóc mamie karmiącej. Po poradę laktacyjną warto udać się do osoby szkolonej w zakresie laktacji – w Polsce do takich osób należą liderki La Leche League, promotorki karmienia piersią, certyfikowani doradcy laktacyjni (CDL) czy międzynarodowi konsultanci laktacyjni (IBCLC). Udając się po pomoc w zakresie karmienia piersią do kogokolwiek innego nie mamy żadnej gwarancji, że uzyskana porada opiera się na aktualnej wiedzy i dowodach naukowych oraz że pomoże nam rozwiązać problem zamiast go powiększyć.

Mieszkam w Indiach. Moja sąsiadka urodziła dziecko i przyszła do mnie z płaczem, że musi odstawić noworodka od piersi, bo jest przeziębiona. Odetchnęła z ulgą, ale także z niedowierzaniem, kiedy powiedziałam jej, że wcale nie musi tego robić. Kto jest za to odpowiedzialny? Kto wmówił kobietom, że nie potrafią wykarmić własnego dziecka? Nie tylko w Polsce, ale także na drugim końcu świata?

To trudne pytanie i mogłybyśmy pewnie dyskutować do rana… Zapytałam o to z ciekawości znajome mamy. Doszłyśmy do różnych ciekawych wniosków – że system, że lata osiemdziesiąte jako średniowiecze karmienia piersią, usłyszałam nawet, że to wina teściowych! Moim zdaniem w największym stopniu winien jest nasz brak zaufania do natury. Lata postępu technicznego w każdej dziedzinie życia sprawiły, że uwierzyliśmy w to, że możemy wszystko – możemy polecieć na księżyc, mamy leki na wiele – niegdyś nieuleczalnych – chorób. Wydaje nam się, że to, co powstaje w sterylnych laboratoriach dotknięte ręką człowieka w kitlu i sterylnej maseczce zawsze będzie górowało nad naturą. Niestety, w kwestii karmienia piersią (i w wielu innych) to się nie sprawdza. Ufamy reklamie, ufamy, że formuły opracowane przez specjalistów to więcej niż coś, co może dać nam nasze ułomne, chorujące, zwyczajne ciało – to nieprawda. Wierzę, że już odbijamy się od dna – niekoniecznie podążamy za intuicją, nie do końca ufamy – ale na szczęście postęp to też dostęp do wiedzy. A wiedza o karmieniu piersią, badania naukowe nad kobiecym mlekiem, nad fenomenem karmienia piersią właśnie wchodzą w złotą erę. Tym samy – nieco z drugiej strony, trochę bardziej lewą półkulą – w końcu znajdziemy się w punkcie, w którym pozostanie nam jedynie dumnie wypiąć pierś.

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.