Kategorie
Edukacja Nauka języków i wielojęzyczność Rozwój mowy

Jak dzieci uczą się języków? Rozmowa z Agnieszką Piskozub-Piwosz

Rozmowa z Agnieszką Piskozub-Piwosz, która od ponad 10 lat uczy angielskiego, a od jest 7 jest mamą. W swojej pracy stara się łączyć wiedzę o nauce języków z dobrą, osobistą relacją z uczniami.

Kiedy jest najlepszy czas, żeby zacząć myśleć o nauce języków obcych dzieci? Kiedy idą do przedszkola, szkoły, a może są jeszcze w brzuchu mamy?

To jedno z najczęściej zadawanych mi pytań, a jednocześnie takie, na które trudno odpowiedzieć. Oczywiście istnieją różne teorie na ten temat, podpierające się wynikami różnych fragmentarycznych badań naukowych (bowiem całościowo trudno to zbadać, trzeba by mieć do dyspozycji to samo dziecko w kilku odsłonach i wypróbować na nim różne terminy rozpoczęcia nauki, jak i różne metody). Moim zdaniem warto zapytać: czy jest jakiś wiek, kiedy jest za późno? Nic na to nie wskazuje. Osoby rozpoczynające naukę języka obcego mają szansę na sukces w każdym wieku, natkną się także na różne trudności i ułatwienia związane ze swoim wiekiem, doświadczeniem i pracą umysłu. Kolejne istotne pytanie to: czy w jakikolwiek sposób może być dla dziecka szkodliwy zbyt wczesny kontakt z językiem obcym? Nie spotkałam się z żadnymi badaniami wskazującymi na takie zagrożenia. Uważam, że im wcześniej, tym lepiej, z jednego zwłaszcza względu: według badań do około pół roku po narodzinach człowiek jest w stanie usłyszeć i rozpoznać dźwięki wszystkich znanych nam języków, a po pół roku ta jego zdolność zaczyna maleć i przestaje być tak wrażliwym na dźwięki, które nie występują w językach, z którymi się na co dzień spotyka. Dlatego warto moim zdaniem dość szybko po narodzinach dziecka zacząć je oswajać z dźwiękami języków, których być może będzie się później uczyć. Nie jest to jednak najważniejsza ani jedyna sprawa, którą warto się zająć, i nie powinna spędzać rodzicom snu z powiek.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece Twojego dziecka

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Uwaga! Reklama do czytania

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka

Książka o rozwoju dziecka 2-5 lat. Praktyczne rozwiązania na najczęstsze rodzicielskie wyzwania.

CHCESZ? KLIKNIJ!
agneszka-pp

Jaki jest najbardziej optymalny sposób nauki języka obcego? Jak dzieci uczą się języków?

Jeden z moich ulubionych autorytetów w dziedzinie nauki języków – Stephen Crashen – wskazał na fundamentalną różnicę między “uczeniem się” (“learning”) języka obcego, a jego tzw. “acquisition” (niektórzy tłumaczą to jako “akwizycję językową”, ja jednak wolę termin “przyjmowanie języka”). Pierwsza metoda przypomina większości z nas to, co znamy ze szkół i kursów językowych, druga zaś – to, w jaki sposób uczymy się języka ojczystego. Druga metoda – a raczej drugie podejście do nauki języków – jest znacznie skuteczniejsze i przebiega w inny sposób niż tradycyjna nauka w szkole. Opiera się przede wszystkim na ekspozycji na język, osłuchaniu z nim, zanurzeniu – podstawą do niego jest według Crashena dostarczenie uczącej się osobie jak najwięcej “językowego inputu”, który musi być ciekawy i zrozumiały. Ponadto zwraca się uwagę na optymalne warunki tego zanurzenia językowego, sprzyjające nauce – jednym z kluczowych jest minimalizacja stresu! Co do szczegółowych metod – ja jestem fanką połączenia kilku z nich, m.in. TPR, CLIL, uczenia w kontekście – to jednak temat na dużo dłuższą rozmowę.

Co to znaczy że dziecko jest “zanurzone w języku”?

To znaczy, że dostaje na tyle dużo interesującego i zrozumiałego w kontekście materiału, że jest w stanie odnosić język do swojego doświadczenia życiowego, a swoje doświadczenie rozumieć w tym języku – może to oczywiście odbywać się w różnym stopniu. Łatwo zapewnić to dziecku poprzez pobyt w środowisku danego języka obcego, ale trzeba stale pamiętać o tym, że materiał musi być zrozumiały w kontekście i interesujący oraz że stres bardzo obniża możliwość przyswajania języka.

Czy zatem jedna, dwie godziny języka obcego w przedszkolu mają w ogóle sens?

Odpowiedź na to pytanie zależy przede wszystkim od innego pytania: co chcemy osiągnąć? Moim zdaniem sensu nie ma tylko to, co szkodzi, czyli na przykład stres. Natomiast jeśli pytasz, czy godzina albo dwie w przedszkolu zapewnią dziecku łatwiejszy start w angielski w szkole albo czy pozwolą mu w jakimś stopniu posługiwać się językiem po danym okresie nauki, to odpowiedź będzie zależała od wielu czynników, wśród nich od osobowości nauczyciela, jego relacji z dzieckiem, sposobu pracy, zainteresowań dziecka itp. Z pewnością jednak nie można oczekiwać po nauce angielskiego w przedszkolu językowego cudu. W kwestii: warto czy nie warto kierowałabym się zatem głównie tym, czy dziecku te zajęcia się podobają i czy je lubi.

A jak to widzisz na poziomie edukacji szkolnej? Jak się języków uczy w szkole a jak się uczyć – według ciebie – powinno?

Uczy się tak naprawdę bardzo różnie. Podstawa programowa dla klas I–III jest dość rozsądna, jednak konkretne programy nauczania, podręczniki i sposób ich realizacji przez poszczególnych nauczycieli bardzo się różnią. Im dalej w las (tzn. w dalszych klasach szkoły), tym bardziej. Możemy trafić na genialnych nauczycieli szkolnych, prowadzących fascynujące zajęcia przynoszące świetne efekty. Częściej jednak słyszę o podporządkowaniu nauki zaliczaniu poszczególnych elementów, nauce języka na ocenę, o dużej koncentracji na nauce pojedynczych słów bez kontekstu i bez wystarczającego “inputu językowego”, o skupieniu na poprawności, zwłaszcza w pisowni i gramatyce. Te rzeczy mało komu wychodzą na dobre – jeśli przez dobro rozumiemy radosne, spontaniczne poznawanie języka, gotowość do eksperymentowania z językiem, tworzenia go, rozumienia na nowe sposoby. Ja stawiam na te ostatnie aspekty i widzę, że wiele jest tu do nadrobienia.

Czy nie zrobi się dziecku krzywdy, ucząc je języka obcego, jeśli samemu nie jest się co najmniej native speakerem?

Bardzo dziękuję za to pytanie! Kryje się za nim coś ogromnie ważnego – niepokój i strach rodzica. Moim zdaniem temat nauki języków jest jednym z najbardziej stresogennych i spędza wielu rodzicom sen z powiek. Nie wiem, na ile stoją za tym ich własne traumy związane z jakimiś niepowodzeniami szkolnymi, na ile niepokój o przyszłość dziecka (w oczach wielu osób znajomość angielskiego stanowi dla owej przyszłości kwestię kluczową), na ile przekonanie, że język obcy jest bardzo trudny, a znać go oznacza być absolutnie bezbłędnym. Jakaś mieszanka wspomnianych przekonań wpływa jednak na to, że wiele osób – naprawdę nieźle, a przynajmniej wystarczająco dobrze, posługujących się językiem –czuje, że mogłaby dziecku więcej zaszkodzić niż pomóc… Bardzo się z tym spojrzeniem nie zgadzam. Jestem pewna, że z bardzo wielu powodów rodzice mają cechy czyniące ich znakomitymi nauczycielami języka. Trzeba pamiętać, że zwłaszcza dla dzieci kluczowym czynnikiem zapewniającym chęć nauki i otwartość na nowe wyzwania jest bycie w bezpiecznej relacji i sprzyjającym środowisku. Rodzic, który ma dobrą relację ze swoim dzieckiem, jest już o milion kilometrów do przodu przed najwybitniejszym metodykiem. Jasne, warto żeby miał podstawy wiedzy o tym, jak dzieci się uczą, żeby znał angielski na tyle, by zapewniać im zrozumiały, generalnie poprawny i sensowny “input” (wspierający jest fakt ilości znakomitych materiałów językowych dostępnych za kilkoma kliknięciami; rodzic nie jest jedynym źródłem, z którego dziecko będzie czerpać – może być bardziej przewodnikiem po materiałach), ale jeśli potrafi się ze swoim dzieckiem bawić, to naprawdę jest na prostej drodze do sukcesu. Tylko znowu: możliwe, że pojmujemy sukces w różny sposób. Dla mnie tym, co przede wszystkim można osiągnąć, ucząc własne dziecko, jest: zarażenie go entuzjazmem do nauki języka, pokazanie sensu tejże nauki, znalezienie miejsc i momentów na wprowadzanie języka obcego w sposób naturalny w codziennych sytuacjach i – last but not least– pokazywanie mu, że jest kompetentne i że jest w stanie nauczyć się języka obcego.

Warto zaznaczyć rzecz może dla niektórych oczywistą: nie da się kogokolwiek uczyć języka, samemu się nie rozwijając! Ja w każdym tygodniu poznaję nowe słowa, nowe idiomy, dowiaduję się, że coś wymawia się inaczej niż sobie wyobrażałam. Ale przecież każdy rodzic kilkulatka potwierdzi, że to prawda uniwersalna: dzieci motywują nas zawsze do rozwoju i do uczenia się nowych rzeczy. I to cenna lekcja także dla nich samych – że zawsze można i warto się rozwijać. Sądzę, że najważniejszą lekcją, jaką każdy rodzic – niezależnie od poziomu posługiwania się językami obcymi – może dać dziecku, jest to że da się i warto się ich nauczyć. Ale to trzeba modelować, samemu się rozwijając i nie bojąc się błędów.

Co radziłabyś rodzicom, którzy chcą sami uczyć swoje dzieci języka? Jakie mają możliwości? Co jest najbardziej skuteczne – zabawy z wykorzystaniem języka obcego, prywatne lekcje, anglojęzyczne przedszkole, a może coś jeszcze innego?

Przede wszystkim radzę dobrze zrozumieć swoje własne motywy i cele, a potem urealnić je nieco z wiedzą o rozwoju dziecka (także językowym). To jest faktycznie zagadnienie, w którym może się przydać odrobina fachowej wiedzy, konsultacja z doświadczonym nauczycielem czy metodykiem, lektury. Warto bowiem wiedzieć, co na danym etapie rozwoju językowego i w ogóle poznawczego ma sens, a co go nie ma. Natomiast co do sposobu realizacji nauki to można powiedzieć bardzo ogólnie: zabawa zawsze jest najlepszą nauką, ale jak będzie wyglądać, powinno zależeć przede wszystkim od zainteresowań dziecka i tego, co nauczyciel (zwłaszcza rodzic) lubi z dziećmi robić. Nie ma także jednej recepty co do miejsca i grupy prowadzenia zajęć. Jedne dzieci świetnie odnajdą się na zajęciach grupowych, inne będą czuć się bezpieczniej w pracy jeden na jeden z dorosłym. Dróg dojścia do celu jest bardzo wiele.

Słyszałaś na pewno o rodzicach, którzy wykorzystują swoją umiejętność mówienia w obcym języku i komunikują się z dzieckiem wyłącznie np. po angielsku zamiast po polsku. Czy to jest według ciebie dobry pomysł?

Z punktu widzenia nauki języka obcego jest to pomysł znakomity; jednakże ja sama, jako mama, nie zdecydowałam się na takie posunięcie z kilku powodów. Najważniejszy z nich był taki, że – choć posługuję się angielskim biegle – nie jest to język, w którym umiem się wyrazić całkowicie, w którym nie czułabym się choć trochę sztucznie, jak w masce. Uznałam, że moja relacja z dzieckiem ucierpiałaby na takim kroku. Znam jednak rodziców, którzy dobrze się czują, mówiąc do dziecka w języku obcym.

Słyszałam także o dzieciach, które nauczyły się języka obcego dzięki temu, że oglądały bajki wyłącznie w tym języku. Co o tym myślisz?

Znów wiele zależy od tego, co rozumiemy przez “nauczyły się języka”. Na pewno oglądanie bajek spełnia Crashenowe wymogi interesującego i zrozumiałego w kontekście “inputu językowego”. Wydaje mi się jednak, że to nie wszystko, czego potrzeba. Poza tym znów: nawet gdyby było to dobre dla samego rozwoju językowego, niekoniecznie jest to zdrowe i korzystne dla całościowego rozwoju dziecka. Idealnej metody jeszcze nie spotkałam, trzeba jednak pamiętać, że wcale nie musi istnieć. Zamiast tego warto mieć otwarte oczy i uszy, wykorzystywać w nauce (także własnej) wszelkie możliwości, pamiętać o tym, że uczymy się nie tylko przez słuchanie, czytanie, mówienie i pisanie, ale także przez ruch, że język to także kultura, rozumienie świata, gesty i wiele innych, że i nauka go to przygoda na całe życie, tak jak nauka języka ojczystego.

Warto przestać utożsamiać “język angielski” z przedmiotem szkolnym, a jego znajomość ze zdaniem jakiegoś egzaminu czy zdobyciem certyfikatu. Przyglądać się swoim oczekiwaniom, motywom, przekonaniom związanym z nauką języka; korzystać ze stale poszerzającej się wiedzy o tym, jak rozwija się człowiek i jak uczy się mózg; no i naprawdę ważne: nie zapominać o przyjemności i zabawie, jaką jest nauka.

Agnieszka Piskozub-Piwosz

uczy angielskiego od ponad 10 lat, a od 7 jest mamą, uczącą się Rodzicielstwa Bliskości i Porozumienia bez Przemocy zarówno w kontakcie z córką, jak i z innymi. W swojej pracy stara się łączyć wiedzę o nauce języków z dobrą, osobistą relacją z uczniami, pomagając im poczuć się pewniej i uczyć się angielskiego bez stresu (który nauce języka nie sprzyja). Ciągle się rozwija i wypróbowuje nowe metody, obecnie prowadzi warsztaty metodą CLIL, łączącą naukę języka (i w języku obcym) z nauką treści np. z nauk ścisłych, historii, geografii itp. Pomaga także rodzicom, chcącym uczyć swoje dzieci angielskiego lub tę naukę wspierać.

14 stycznia, w Krakowie organizuje warsztaty dla rodziców dzieci w wieku od 0 do 10 lat: Jak uczyć dziecko języka angielskiego? Zapraszamy, jeśli chcecie nie tylko poznać metody i przykładowe źródła, ale także zmierzyć się ze swoimi przekonaniami o nauce języka, poprawności, roli b
łędów itp. Warsztaty dla rodziców: jak uczyć angielskiego

Foto: flikr.com/donnieray

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.