Kategorie
Budowanie więzi Naturalne rodzicielstwo/ Slow Parenting Niemowlę Noszenie i chustonoszenie

Noszenie to bliskość, która rozwiązuje większość rodzicielskich problemów! Rozmowa z Martą Szperlich-Kosmalą

Rozmowa z Martą Szperlich-Kosmalą, autorką książki „Noszenie dzieci” wydanej przez Wydawnictwo Natuli i dziecisawazne.pl

W społeczeństwach tradycyjnych noszenie dzieci jest normą. W naszej kulturze zwyczajowo w pierwszej kolejności kupuje się łóżeczko i wózek. Noszenie wydaje się rozwiązaniem drugorzędnym, czymś do czego trzeba ludzi przekonywać. Dlaczego?

Marta Szperlich-Kosmala: Winna jest temu… maszyna parowa. Nie sposób tego zrozumieć bez znajomości historii. Wraz z rewolucją przemysłową doszło do przedefiniowania pojęcia rodziny. Kobiety poszły do pracy (poza domem), w której pracowały ciężko kilkanaście godzin na dobę. Człowiek posiada pewną skłonność do racjonalizacji swoich działań. Jeżeli zatem robotnica nie miała czasu i siły, a także możliwości, by nosić dziecko wszędzie ze sobą, by karmić je własnym mlekiem i reagować na jego płacz wzięciem na ręce, tak jak czynili to jej przodkowie, wówczas kogoś, kto jej powiedział, że nie robi krzywdy dziecku, zostawiając je w łóżeczku i karmiąc sztuczną mieszanką (mimo, że ma mleko!), będzie traktowała jak anioła zesłanego przez los. Mimo, że całe jej ciało mówi jej, że jest inaczej!

Ten okres zbiegł się również w czasie z powstawaniem podręczników dla matek –  taka racjonalizacja, usankcjonowana słowem pisanym była bardzo potrzebna. W zapomnienie poszła wielowiekowa tradycja; taka była konieczność dziejowa. Noszenie zostało zapomniane. 150 lat historii wózka oraz dobry PR tego urządzenia, po które sięgali arystokraci z królową Wiktorią na czele, wystarczyło, by zepchnąć noszenie do rangi wstydliwego dziedzictwa.

Tymczasem powinniśmy być dumni, że mamy takie dziedzictwo! Że matki instynktownie wiedzą, jak zająć się swoim dzieckiem. Gdy płacze – biorą je na ręce. A żeby ułatwić sobie funkcjonowanie – mocują je do ciała za pomocą kawałka kolorowej szmaty, zachowując jego naturalną pozycję. To tylko tyle i aż tyle.

Antropologia dowodzi, że ludzkie niemowlęta należą do noszeniaków (tak, jak np. goryle). Bycie noszonym to nie tylko ich potrzeba, one są w ten sposób uwarunkowane fizjologicznie.

Książki o rozstaniu i rozwodzie: wsparcie dla dzieci i dorosłych

Książki o rozstaniu i rozwodzie dostępne w naszej księgarni mają na celu wspieranie całej rodziny. Bez względu na wiek, każdy członek rodziny znajdzie tutaj coś, co pomoże mu lepiej zrozumieć własne uczucia i odnaleźć nową równowagę. Dzięki literaturze można odkryć, że nawet po rozstaniu możliwe jest stworzenie szczęśliwego, pełnego wsparcia środowiska dla dziecka.

Zobacz kolekcję

Marta Szperlich-Kosmala: Owszem. Noszenie nie jest kwestią wyboru, tylko predyspozycją naszego gatunku, do której noszeniak został uwarunkowany miliony lat temu. Wśród tradycyjnych plemion, noszących swoje dzieci, odsetek dysplazji stawów biodrowych jest bardzo niski, zaś plagiocefalia (syndrom płaskiej główki) w zasadzie w ogóle nie występuje. Niemowlęta nie spędzają tam dużo czasu na leżąco, tylko w ramionach opiekuna.

Fizjoterapeuci zalecają, aby nóżki niemowlęcia znajdowały się w odwiedzeniu i zgięciu odpowiednio 45 i 90-120 stopni względem tułowia. Jest to ta sama pozycja, którą dziecko w naturalny sposób przyjmuje na biodrze opiekuna podczas wędrówki przez dżunglę. Nasze europejskie niemowlęta niczym się tutaj nie różnią od swoich rówieśników z Afryki czy Ameryki Południowej, gdzie noszenie nadal jest codzienną praktyką!

W Polsce również istnieje bogata tradycja noszenia dzieci, niestety w XX wieku poszła ona w zapomnienie i dopiero od około 10 lat chusty przeżywają swój renesans….

Marta Szperlich-Kosmala: To prawda, w Polsce tradycja noszenia jest bardzo stara. Kobiety powszechnie nosiły dzieci w hyckach, czyli kawałkach płótna lub wełny albo odziewackach, czyli wełnianych trójkątnych szalach. To tylko mały wycinek z naszej rodzimej historii noszenia, gdyż ludowa pomysłowość w tym zakresie nie miała granic. Noszono we wszystkim, co wpadło w ręce.

Od paru lat wracamy do starych dobrych wzorców i noszenie znów staje się popularne. Wiele w tym względzie zawdzięczamy naszym zachodnim sąsiadom. To w Niemczech powstała pierwsza w Europie szwalnia chustowa (w 1972 roku, Didymos). To tam wychowują się już kolejne pokolenia noszonych dzieci. Niemcy mogą w zasadzie in vivo obserwować wpływ noszenia na rozwój ruchowy i psychiczny: mają do dyspozycji całą populację “noszeniaków”. Istnieją całe społeczności noszących rodziców, którzy wzajemnie się wspierają. W całej Polsce działają doradcy noszenia, czyli współczesne wiejskie baby, uczące rodziców poprawnie wiązać chustę  zakładać nosidło.

To, co zapomniane, wraca do naszego krwioobiegu.

W jaki sposób noszenie może ułatwić opiekę nad niemowlęciem? Jak pomaga w budowaniu relacji z dzieckiem?

Marta Szperlich-Kosmala: Podstawową potrzebą, jaką zaspokaja noszenie, jest potrzeba bliskości. Poprzez dotyk uruchamiamy kilka ścieżek nawiązywania więzi z niemowlęciem (m. in. hormonalną, mózgową). Zaś silna więź z dzieckiem zapewnia mu prawidłową opiekę oraz niezbędne do rozwoju poczucie bezpieczeństwa.

Kwestia prawidłowej opieki jest stale poruszana przez psychologię więzi. Działa to na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Nosząc dziecko, wspomagamy budowę więzi. Posiadając silną więź z niemowlęciem, jesteśmy zdolni szybko i adekwatnie reagować na jego potrzeby (głód, zimno, gorąco, mokra pieluszka, bliskość itd.), gdyż więź zapewnia takie mózgowe wifi. Jeśli reagujemy adekwatnie, dziecko „odwdzięcza się” nam spokojnym usposobieniem. Wówczas nabieramy wiary we własne kompetencje i tym żywiej reagujemy na potrzeby dziecka. To bardzo prosty mechanizm.

W swojej książce twierdzisz, że noszenie rozwiązuje mnóstwo rodzicielskich problemów – jakich?

Marta Szperlich-Kosmala: Uważam przede wszystkim, że noszenie znosi pewien antagonizm, który nosimy w sobie od czasów rewolucji przemysłowej. Mianowicie, iż rodzice i dziecko to dwa osobne obozy, które nawzajem się zwalczają. Walczą o przetrwanie. Jest wręcz przeciwnie!

Rodzic i dziecko współpracują ze sobą. Jednak ta współpraca jest możliwa tylko wtedy, gdy potrzeby obu stron będą jednakowo zaspokojone (gdy rodzina będzie wystarczająco wspierającą się rodziną, jak mówi psychologia). Chusta czy nosidło tę współpracę umożliwiają, gdyż rodzic może wykonywać swoje codzienne obowiązki, a dziecko będzie mu w tym towarzyszyć.

Nie tylko rodzic na tym korzysta. Także dziecko, którego instynkt społeczny jest karmiony podczas przebywania na peryferiach uwagi (rodzica bądź grupy). Z chustą jest nie tylko łatwo zaparzyć kawę w ekspresie, ugotować obiad, czy napalić w kominku, nie rozstając się z niemowlęciem ani na chwilę. Łatwiej też wyjść z domu. Przebywać wśród innych dorosłych, to jest bowiem miejsce rodzica.

Maluch, który większośc dnia spędza w ramionach rodzica, nie spędza za wiele czasu na swobodnym eksplorowaniu możliwości swojego ciała – jak to wpływa na rozwój ruchowy?

Marta Szperlich-Kosmala: Noszenie w chuście jest dynamiczne. Owszem, dziecko nie może dotknąć swojej stopy, ale jego maleńkie ciałko nieustannie wykonuje mikroporuszenia, zwane ruchami kompensacyjnymi, aby nadążyć za ciałem rodzica. To dlatego niektórzy pediatrzy, m. in. znany niemiecki pediatra Eckhart Bonnet, nazywa noszenie salką treningową. Mówi też, że potrafi u 1,5 rocznego dziecka określić, czy było noszone, czy nie. Noszone dzieci rozpoznaje po lepszej koordynacji, motoryce i lekkości ruchów.

Oczywiście, we wszystkim warto znać umiar i nie nosić dziecka non stop. Niemowlę potrzebuje też czasu spędzanego na podłodze, na brzuchu i plecach, zabawy własnym ciałem i różnych doznań sensorycznych. Ale warto zaufać rodzicom i ich zdrowemu rozsądkowi.

Uwaga! Reklama do czytania

Ciąża i poród – poradniki

Książki, które wspierają w ciąży, porodzie i przy karmieniu piersią.

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Z chustonoszeniem jest niestety związany również pewien ostracyzm społeczny. Źle dociągnięta chusta czy nieidealne wiązanie potrafią ściągnąć na rodzica falę krytyki. A niektórym, po prostu idealnie nie wychodzi. Co w takiej sytuacji – porzucić noszenie? Czy skoro mama i dziecko są zadowoleni to nie przejmować się drobnymi niedociągnięciami?

Marta Szperlich-Kosmala: Nie wszystkie dzieci przylegają płasko do rodzica, pozwalając mu na wszelkie zabiegi. Są różne powody, dla których się nie udaje, m.in. złe samopoczucie dziecka, strach rodzica, przestymulowanie, problemy z napięciem mięśniowym, asymetrią, niewłaściwy moment wiązania, a nawet tak pozornie odległe sprawy jak traumatyczny poród, czy nasza wiara w rodzicielskie kompetencje. Warto też pamiętać, że dziecko, jego samopoczucie, stan zdrowia i w pewnym sensie także temperament to wypadkowa samopoczucia, stanu zdrowia i temperamentów rodziców.

Dobry doradca, wchodząc do domu, by uczyć wiązania, powinien patrzeć na rodzinę jako całość. Potrafi też diagnozować niemowlę w zakresie motoryki. Warto również pamiętać, że naprawdę rzadko udaje się za pierwszym razem. Oraz, że ćwiczenie czyni mistrza. Im więcej ćwiczę, tym lepiej mi wychodzi, a im lepiej mi wychodzi, tym dziecko lepiej się czuje. Spotykając się z krytyką, warto się zastanowić, czy nie kryje się za nią chęć pomocy. Ostatecznej pomocy jednak zawsze warto szukać u specjalisty, czyli dobrego doradcy noszenia.

No i dziecko źle zamotane, to nadal dziecko noszone. Niedociągnięcia nie są tak ważne, jak sam kontakt rodzica z dzieckiem. Bliskość, jaka się wówczas buduje, będzie im towarzyszyć przez całe życie. Nie ma sensu rezygnować z tego czasu na rzecz błędów, które popełniamy. W tym kontekście noszenie jest ważniejsze niż perfekcja. Rodzice, wiążąc niemowlę w chuście, chcą dla niego jak najlepiej. Nie znamy historii tej rodziny. Widzimy ich tylko w niewielkim wycinku życia – warto o tym pamiętać, zanim następnym razem przystąpimy do otwartej krytyki.

Coraz częściej także ojcowie czerpią przyjemność z noszenia. Dlaczego warto ich do tego zachęcać?

Marta Szperlich-Kosmala: Bo noszenie jest ważne dla mam i tatów! (śmiech). A konkretnie, noszenie może bardzo ułatwić ojcom życie. Gdy niemowlę zaczyna płakać, zostając sam na sam z tatą, może zaznać ukojenia po włożeniu do chusty. Ojcowie bardzo zyskują na tym kontakcie, gdyż nie muszą się już obawiać opieki. Mogą też doświadczyć czegoś niesamowitego – pogrążenia (ang. engrossment). Jest to hormonalna odpowiedź organizmu na bliskość niemowlęcia. Zjawisko odkryto niedawno, obalając twierdzenie, że tylko matka może nawiązać bliską więź z małym dzieckiem. Ojciec też może, i tak jak w przypadku matki, pomaga mu w tym kontakt z niemowlęciem skóra do skóry. Mogę śmiało powiedzieć, że noszenie nie tylko usprawnia i uprzyjemnia tacierzyństwo, ale i pomaga funkcjonować całej rodzinie!

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.