Kategorie
Naturalne rodzicielstwo/ Slow Parenting Rodzicielstwo

„Odcięcie się od nadmiaru przedmiotów zmusiło nas do bycia bliżej”. Rozmowa z Martą Sapałą

Są dwa rodzaje biznesu, który zawsze znajdzie swojego klienta. Oba są napędzane niezatrzymanym cyklem życia człowieka. Pierwszy to rynek usług pogrzebowych, ponieważ ludzie zawsze będą umierać, a drugi to rynek produktów dla dzieci – bo dzieci zawsze będą się rodzić.

Dlaczego w sklepach ulegamy prośbom dzieci?  Jakie mechanizmy zakupowe skierowane są do najmłodszych? W szczerej rozmowie Marta Sapała autorka książki „Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków” opowiada o najmłodszych odbiorcach produktów i usług – o dzieciach.

Czy dzieci to rzeczywiście najmłodsi konsumenci, wokół których stale kręcą się tryby machiny rynku?

Dzieci nie rodzą się konsumentami. Przychodzą na świat bez zakupowych potrzeb. Ich potrzeby są proste, dotyczą podstawowych kwestii najeść się, wyspać, mieć czystą pieluchę i jak najwięcej się przytulać. Wszystkie rzeczy oferowane dzieciom tak naprawdę są oferowane ich rodzicom. Potrzeby pojawiają się i rozrastają w głowach rodziców, nie dzieci.

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Dlaczego tak jest?

Może wynika to z potrzeby zaspokojenia własnych braków z dzieciństwa? Dania dzieciom tego co najlepsze? Angażujemy się w zakupy i ulegamy pokusom też dlatego, że mamy potrzebę dostarczania sobie przyjemności. Zresztą rynek świetnie to wyczuwa i zagospodarowuje każdą motywację.

A podejście: „nie odmówię dziecku zabawki, bo wszyscy mają”, „książkę kupię nową, nie pójdę do biblioteki”?

Tylko czy to jest potrzeba rodzica, który chce uchronić dziecko przed frustracją, czy potrzeba dziecka, czy sztuczna potrzeba wykreowana przez przemysł, który chce, żebyśmy kupili jak najwięcej? Moje dziecko, mimo że brało razem z nami udział w eksperymencie minimalistycznym, nie żyje teraz pod antykonsumpcyjnym kloszem, wie, co to jest kultura konsumpcyjna, ma z tym styczność. Dostaje kieszonkowe i kupuje sobie za nie gazetki z bohaterami kreskówek – nie wiem, skąd to mu się wzięło, ale z tym nie walczę.

Ale ty nie kupowałaś tych gazetek sama z siebie?

Nie, nigdy, wypatrzył je w kiosku. Tak działa rynek. Jak idziesz z dzieckiem, które ma metr wzrostu, sama kupujesz jakiś mądry magazyn albo choćby i „Życie na gorąco”, to dziecko w tym czasie stoi przy ladzie i na wysokości jego wzroku są te nieszczęsne gazetki. Przerażające jest to, że przeprowadza się tysiące analiz, żeby ustalić, jak rozkładać produkty na półkach, w jakich porach roku je eksponować, jak je opisywać na etykietach, reklamować albo jak o nich mówić, żeby wykorzystać obecną w głowach wielu rodziców potrzebę „nie chcę, żeby moje dziecko nie miało czegoś, co mają wszyscy”. Rynek wykorzystuje wiedzę, w którym momencie życia młodego człowieka pojawia się potrzeba kolekcjonowania, w którym momencie współzawodnictwo, a kiedy górę bierze ciekawość i otwartość na nowe bodźce. Ludzie, którzy nad tym pracują, są ekspertami z zakresu psychologii rozwojowej i społecznej, socjologii, nauk społecznych. Człowiek przecież rozwija się na ogół według określonego wzorca i wiedzę o tym wykorzystuje się w celu promocji i sprzedaży produktów, których tak naprawdę nie potrzebujemy. Czy da się więc całkowicie uchronić dziecko przed wpływami kultury konsumpcyjnej? Chyba tylko jeśli dorasta w ekowiosce. Przy zwyczajnym trybie życia dziecko się z tym prędzej czy później zetknie, pytanie – co z tym zrobimy?

26-30.07.2023

Giże koło Olecka

Festiwal Wibracje

W programie znajdziecie mnóstwo wartościowych warsztatów i wykładów dotykających życia w harmonii, świadomego rodzicielstwa i wychowywania dzieci w zgodzie z naturą. Zdajemy sobie jednak sprawę, że najmłodsi uczestnicy mogą być nieco znudzeni wykładami, dlatego… błoto! Dużo błota! Woda i farby, którymi można malować po niemal całym ciele. To wszystko czeka na dzieci w Strefie Malucha. Ale wiadomo, to nie koniec atrakcji.

A rodzina? Jaki ma wpływ na naukę rozpoznawania potrzeb? My możemy jako rodzice próbować wpajać te dobre wzorce i uczyć o potrzebach, ale w pewnym momencie  przychodzą urodziny, święta, pojawiają się goście i sterty zabawek – piszczących i grających.

Nie byłoby dobrze, gdybyśmy chcieli mieć na to jakiś wpływ. Prezent to coś, co dotyczy dwóch stron – jedna dostaje upominek, druga radość z możliwości obdarowania. Oczywiście można próbować rozmawiać czy negocjować – w niektórych rodzinach jest na przykład zwyczaj, że ustala się, co dziecko ma dostać, ale nie da się przecież skontrolować wszystkiego. Zawsze można też spróbować przekonać dziecko, żeby bawił się hałaśliwym plastikiem z dala od naszych uszu, podsunąć pomysł, żeby zabawkę komuś oddał albo się wymienił. Dzieci łatwo podłapują mechanizm wymiany. Nie opisałam tego w książce, ale kiedy synek miał dwa lata, to na przykład wymieniał się samochodami ze starszym kolegą.

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

[reklama id=”77565″]

To dla niego było takie naturalne?

Tak, całkowicie. W zasadzie wszystko jest dla dzieci naturalne, a to dla nas ogromne pole do popisu, bo dość łatwo wytworzyć nawyk, że zabawki pozyskuje się w drodze wymiany z kolegami.

A nie zdarzają się na tym tle konflikty? Dzieci różnie się przecież zachowują. Czy w dziecięcych, niesformalizowanych wymianach jest możliwość pogodzenia potrzeb dzieci, a jednocześnie pokazania plusów wymiany?

Wszystko zależy od sytuacji. Ja czasem odpuszczam, bo skoro mój syn mówi „nie”, to nie będę go przecież zmuszać. Może to, co jest mu oferowane na wymianę, po prostu go nie satysfakcjonuje? Nie próbuję więc wtedy namawiać, przekonywać. Dziecko ma prawo do suwerennej decyzji.

Kiedy zostajemy rodzicami, często podejmujemy pewne wyzwania, np. „będę teraz zdrowo gotowała dla całej rodziny”. Zastanawiam się, czy ograniczenie konsumpcji może również zmienić spojrzenie na rodzicielstwo. Czy przez czas eksperymentu zmieniło się twoje podejście do macierzyństwa?

Ten eksperyment nie zmienił radykalnie mojego sposobu na bycie rodzicem. Na pewno uchronił mnie przed wypracowaniem u siebie samej (a więc i u Tadzia) kilku bezrefleksyjnych nawyków związanych z zakupami. Wielokrotnie mówiłam, że różne rzeczy związane z dziećmi były tą granicą, na której się zatrzymywaliśmy. Każdy chętnie eksperymentował z przesuwaniem własnej granicy komfortu, a inaczej było w przypadku dzieci, zwłaszcza jeśli zdarzały się trudne dla nich sytuacje. Pamiętam, Tadzio się raz rozchorował, byliśmy u lekarza, dostał antybiotyki. Sama wtedy zaproponowałam, że mu coś kupię specjalnego, tak mi go było szkoda. I kupiłam: słodycze, które były wtedy przecież na cenzurowanym. Teraz, gdy od zakończenia Roku Bez Zakupów minęło już sporo czasu, też nie jest tak, że Tadzio jest kompletnie odporny na konsumpcyjne naciski, często obserwuję u niego dość standardowe zachowania – słabość do serii, euforyczne okrzyki przy oglądaniu reklam „chcę to i to, i to”. Odbywamy jednak też wiele rozmów o produktach „made in China”, o tym, czyim kosztem się odbywa produkcja zabawek, o marnotrawstwie, o ekonomii, o dobrodziejstwach płynących z udziału w ruchu drugiego obiegu, o tym, że nie można mieć wszystkiego. On nawet czasem inicjuje te rozmowy, ale ani ja, ani mąż nie unikamy okazji, żeby dołożyć jakiś nowy element wiedzy w tym temacie. Na razie to właśnie taka układanka, my dajemy budulec, Tadzia zadaniem jest złożyć sobie z tego obraz. Mam poczucie misji w zakresie dania własnemu dziecku narzędzi do świadomego korzystania z dobrodziejstw konsumpcji i świata jako takiego.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć się w rodzinie

Jak się dogadać i porozumieć

Konflikty w rodzinie

Koniec z awanturami, czas na rozwiązania

Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli

Czy ograniczenie liczby przedmiotów dookoła nas może wpłynąć na relacje z dzieckiem? Weźmy na przykład ograniczenie elektroniki, udostępnianej dzieciom po to, żeby dały nam chwilę spokoju. Zauważyłaś inną jakość przebywania z dzieckiem podczas eksperymentu minimalistycznego?

Moje dziecko, wtedy niespełna dwulatek, nie miało w ogóle kontaktu z elektroniką. Nigdy też nie było jakoś wyjątkowo obsypywane zabawkami. W trakcie tego roku wzmocniłam w sobie przekonanie, że najlepszą zabawką dla dziecka jest rodzic i jego obecność przy zabawie. Podobne obserwacje mieli też inni uczestnicy eksperymentu. Pamiętam, jak jedna z bohaterek mówiła, że tyle godzin poświęca na wyszukanie w internecie kreatywnych zabaw, czyta o tym, ogląda zdjęcia, a przecież wystarczyłoby, żeby usiadła na dywanie i zaczęła się po prostu bawić z dzieckiem. Ograniczenie konsumpcji ma duże znaczenie w wyciszeniu dziecka, pogłębieniu relacji z rodzicami, rodzeństwem, przyrodą, innymi dziećmi.

Kojarzy mi się to z powrotem do naszego dzieciństwa, kiedy nie mieliśmy tylu zabawek, zwykły patyk służył do zabawy. Teraz jest śmieciem. To mocno ogranicza nasz kontakt ze światem i naturą.

Temat ten jest dość szeroko opisany w książce „Ostatnie dziecko lasu”. To było doświadczenie też niektórych uczestników Roku Bez Zakupów, że zamieniali korzystanie z atrakcji w centrach handlowych na pobyt na działce albo w lesie, na plaży, w parku. Okazywało się, że mnóstwo rzeczy można robić razem, ale trzeba włożyć w to wysiłek. Trzeba się zaangażować, myśleć. Opisałam też w książce, jak niekiedy czułam się zmęczona kreatywnymi zabawami. Bo one wymagają uważnej obecności i zaangażowania rodziców. Nadal jednak taki rodzaj zabawy jest dla nas pierwszym wyborem.

Czyli pozytywne nawyki rodzicielskie zostały? Czy z tego powodu warto było w ten eksperyment włączyć dziecko?

Warto było włączyć całą rodzinę, bo to przyniosło widoczne, jakościowe zmiany w jej codziennym funkcjonowaniu, na wielu poziomach. To brzmi bardzo górnolotnie, ale tak właśnie było. Odcięcie się od nadmiaru przedmiotów, od nacisków kultury konsumpcyjnej, ograniczenie potrzeby posiadania zwyczajnie zmusiło nas do bycia bliżej. Do wejścia na inny poziom zaangażowania w relacjach z dziećmi, z partnerami, z przyjaciółmi, z sąsiadami, nawet z samym sobą.

Marta Sapała, autorka książki „Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków”, dziennikarka i felietonistka magazynu o podróżach ‘Voyage’. Lubi się przyglądać, ceni długodystansowe relacje.

Z Martą Sapałą rozmawiała: Agata Aleksandrowicz

Avatar photo

Autor/ka: NATULI dzieci są ważne

Redakcja NATULI Dzieci są ważne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.