Siadając do komputera, chciałam napisać tekst o pewnych stworach w kolorowych piżamkach, które z uporem maniaka pakują się niepostrzeżenie nocą do mojego łóżka. Nad ranem jestem jedynie zdziwiona, że boli mnie kręgosłup, czuję się wymięta, potargana i ogólnie wymordowana. Natomiast Tuptusie, bo właśnie o tych stworach mowa, przeszczęśliwe tulą się, uśmiechają i pełne radości i energii wchodzą w nowy dzień.
Moje łóżko
Ja i tak jestem w dobrej sytuacji, bo małe stwory wręcz kochają spać przy mnie, na mnie, obok mnie, czyli tak, aby być jak najbliżej. Łóżko jednak ma swój określony wymiar, a Tuptusie lubią przestrzeń. Dlatego z szelmowskim błyskiem w oku komunikują o przenoszeniu taty do innego pokoju lub ostentacyjnie, niby przypadkiem, wypychają go tuptusiowymi nóżkami i tuptusiowym ciałkiem z łóżka.
Dla Tuptusiów pojęcie „to moje łóżko” jest absolutnie względne, bo przecież każdy może spać w każdym i one się chętnie swoim łóżkiem w wersji „S” podzielą. Jest jednak naturalne, że wolą spać w łóżku typu XL, bo jest tam ciepło, przytulnie, a przede wszystkim idzie się tam, gdy chce się „do mamy, do mamy”. Tata jest w kropce. Chce się wyspać, najlepiej przy żonie, a ta nie wiadomo, czy jest w zmowie z Tuptusiami, czy na mózg jej się rzuciło, ale jakoś nie bardzo protestuje, kiedy stwory co noc atakują.
I dlatego ten tekst będzie bardziej o matczynym miotaniu się. O balansowaniu między tkliwością a złością, czułością a furią, chęcią budowania bliskości a wolą zachowania skrawka przestrzeni dla samej siebie.
Kto jest ekspertem?
Jest wiele teorii na temat spania z dziećmi w łóżku. Jedni grożą palcem, mówiąc, że to niepedagogiczne i niehigieniczne. Drudzy mówią, że wręcz wskazane, pożądane, budujące więź i dające poczucie bezpieczeństwa. Jedni przedstawiają magiczne sposoby na „wyprowadzanie” dzieci z rodzicielskiego łoża, inni twierdzą, że prędzej czy później dzieci same z niego wyjdą. Jedni stawiają granicę wieku, inni nie zwracają na nią uwagi. Kto jest ekspertem? Komu wierzyć? A może posłuchać siebie?
Moje Tuptusie mają 3 i 6 lat. Tuptuś żeński, kiedy się urodził, miał wielką potrzebę kontaktu. Spał tylko na mojej piersi. Nawet leżąc obok nie czuł się komfortowo. Byłam tym wykończona, ale nie mogę powiedzieć, że nie dawało mi to w ogóle radości. Miotałam się więc. Chciałam być przez chwilę sama, niezależna, a z drugiej strony rozczulał mnie stworek z maleńkim noskiem.
Przez pewien czas, zgodnie z książkowymi wytycznymi, mąż próbował przyzwyczaić naszą córeczkę do spania w swoim łóżeczku. Poległ, bo Tuptuś żeński nie dawał za wygraną i krzyczał w niebogłosy, a ja poddałam się, bo nie miałam poczucia, że naprawdę chcę separacji.
Za to Tuptuś męski początkowo spał tylko w swoim łóżeczku, a dopiero potem zaczął przychodzić do nas. Mąż rwał włosy z głowy, bo opcja: dwie osoby dorosłe i dwójka dzieci na dwóch metrach kwadratowych była ponad jego siły. Znów się miotałam. Chciałam spać z mężem, ale nie miałam nic przeciwko, aby spać też z dziećmi. Był to też okres mojej bardzo intensywnej pracy zawodowej, kiedy prawie nie było mnie w domu. Dlatego miałam poczucie, że spanie z Tuptusiami choć trochę usprawiedliwia brak kontaktu z nimi w ciągu dnia.
Obecnie oba Tuptusie zasypiają u siebie, ale w nocy przydreptują bezszelestnie do nas i wślizgują się pod kołdrę. Najzwyczajniej w świecie chcą się przytulić, ale są duże, a przez to wspólne spanie jest bardzo niewygodne. Kolejny raz miotam się. Próbuję znaleźć złoty środek między własnym komfortem a potrzebami maluchów.
I znowu intuicja…
Nie wiem, która opcja jest lepsza. Spanie z dziećmi czy przyuczanie do spania w swoim łóżku. Wiem tylko, że ja sama z jednej strony denerwuję się, kiedy nie mogę się wyspać, kiedy nie mogę być choć przez moment sama lub kiedy nie mogę przespać nocy przy boku męża, a z drugiej strony nocne tuptanie mile łechce moją matczyną próżność. Czy to jest wychodzenie naprzeciw dzieciom, czy naprzeciw własnemu ego? Czy powinnam mówić: „nie mogę”, czy raczej: „właściwie nie chcę”? Czy może jestem jak kangurzyca, która nie widzi innej opcji jak tylko noszenie dzieci w torbie? Pewnie wszystko po trochu.
Mam koleżanki, które nie mają takich rozterek. Od początku wiedziały, że nie chcą spać z dziećmi. I u nich bywało burzliwie, ale ostatecznie ich latorośle śpią w swoich łóżkach i są tego powodu dumne i szczęśliwe. Może więc tak naprawdę sami powinniśmy być dla siebie ekspertami, a nasza intuicja najlepszym doradcą? Może parafrazując Jespera Juula pamiętajmy zwyczajnie, że „nie ma jednego właściwego sposobu wychowywania dzieci”. Chodzi o to, aby szukać „własnej drogi, ale również wybaczać sobie, jeśli nie zawsze okaże się ona skuteczna”. Bo przecież, koniec końców, liczy się tylko to, żeby między rodzicami i dziećmi było ciepło i przytulnie, a każdy z nas ma na to swoje własne sposoby.
P.S. My musimy kupić większe łóżko. Mam nadzieję, że mąż się zgodzi;)
14 odpowiedzi na “Spanie z dziećmi, czyli o balansowaniu między tkliwością a złością”
witam:) mame w rozterkach…rozumiem, u mnie sytuacja wyglada bardzo podobnie..mam 2 synkow – jeden 3 letni , drugi prawie 10 miesieczny – spie z nimi w jednym lozku – 2 metrowym- a maz niestety zostal wydelegowany na lozko obok ( na jedynke , ktora nota bene miala byc lozkiem starszego szkraba :D)
na szczescie taki uklad odpowiada nam wszystkim, oczywiscie czasem tesknimy z mezem za wspolnym przytuleniem do snu – ale znajdujemy sposoby na to, by sobie to w jakis sposob wynagrodzic…wiem, ze czas szybko umyka i chlopcy calkiem niedlugo beda chcieli miec osobne lozeczka, nie chcialabym wtedy zalowac ,ze zmarnowalam mozliwosc tulenia ich podczas snu:)
pozdrawiam i zycze owocnego rozwiazania rozterek:D
ania
Witajcie, to ja pocieszę autorkę tekstu. Mam 9-letnią córkę, która
jeszcze ciągle lubi z nami spać. U nas też były różne próby, prośby i
groźby. W końcu się poddaliśmy. Ostatni argument mojej córki mnie
przekonał: „Mamo, wy to sobie śpicie razem, a ja z kim mam spać, z
roztoczami?” No cóż, chyba do 18-stki nie będzie z nami spędzać każdej
nocki ;0)
Witam :) popieram, nasza córeczka ma 2,5 roku od roku śpi w swoim łóżeczku ale w naszym pokoju, zdecydowała sama. Ale nadal zdarza się jej przyjść do nas w nocy albo mówi że chce się przytulić. Nie odmawiamy, nie zmuszamy, nic na siłę. Uważam,że dziecko wie kiedy jest na coś gotowe :) pozdrawiam.
To u nas jeszcze inaczej. Szkraby 2 i 4,5 roku dostały po prostu swój duży materac 140×200 i śpią na nim razem. A nawet jak w nocy któres ma koszmary, to nie ma problemu żebym położyła sie miedzy nimi na 15 minut a potem wróciła do siebie.
Przeraziły mnie z lekka wypowiedzi poniżej umieszczone. Zastanówcie się czy spanie z dziećmi nie jest dla nich krzywdzące, oczywiście nie jak są małe, ale objawi się to w dorosłym życiu, nie będą potrafiły same funkcjonować. Będą przyklejały się do parterów i do znajomych bo będą się bały samotności z którą zamiast zmierzać się jako dzieci, zaczną to robić jako dorośli, a skutki będą o wiele gorsze niż gdy by to zrobiły będąc maluchami. Choćby w tworzeniu związków, bo będą chciały wciąż być przy partnerze, bo będą bały się rozłąki z nim. Będą miały problem z rozstawaniem się gdy coś nie wyjdzie, bo to kolejna rozłąka, a jako dorosłe osoby o wiele mocniej będą rozłąkę przezywały co będzie kładło się na kolejne związki lub ich brak z powodu obawy i lęku przed kolejnym rozstaniem. Więc zastanówcie się „mamy” dla kogo pozwalacie spać dzieciom, czy czasem nie zaspokajacie swojej potrzeby kontroli nad nimi jak i Wy nie potraficie się do końca odseparować i dać poznać wolność dzieciom co przyda im się w dorosłym życiu. Pamiętajcie że że trzeba również pamiętać o mężu, o tym że wasze łóżko to intymna strefa. Często będąc matką zapomina się o byciu żoną. Dzieci przychodzą w nocy również dla tego że nie można na nie krzyczeć jak się śpi, może warto dla dzieci wygospodarować wspólny wieczór, podczas którego można rozmawiać grać w Twistera i się świetnie bawić, co powodować będzie spokojną bliskość.
a u nas to właśnie mój mąż nie chce słyszeć o osobnym spaniu naszej niespełna 2 letniej latorośli… choć o intymnej strefie nie zapomina… jak maluch śpi, to go armatą nie obudzisz. a w dzień nasz synek bardzo ładnie funkcjonuje wśród innych w tym z dziećmi, bo mam w domu żłobek. nie ma wieszania się na mnie, nie przeszkadza mu że tule i zajmuje się innymi maluchami :) więc myślę, że w przyszłości też sobie poradzi. więc niech każdy robi jaki komu jest lepiej…
Swietny artykuł, bardzo życiowy, ładnie napisany. W naszym dużym łóżku też jest miejsce dla tuptusiów:) i dobrze nam z tym, a starsze dziecko (prawie 3 lata) mimo że przychodzi w nocy spać do nas jest emocjonalnie rozwinięte i niezależne stosownie do wieku, a nie „przyklejone” do rodziców, odkąd skończyło roczek chodzi na zajęcia z innymi dziećmi i nigdy nie płakało za nami podczas takich zajęć, bo wg mnie ma zaspokojoną potrzebę bliskości.
no wybacz… nie chce obrażac.. ale większych bredni nie czytałam… własnie jest zupelnie odwrotnie!! dzieci które od początku mają zapewnion e poczucie bezpieczeństwa lepiej znoszą rozstania i budowanie relacji w przyszłości! właśnie w tym jest cały myk dlatego dzieci rodziców surowych oziebłych nie potrafią budować relacji.. skąd Ty wziełaś te teorie?? ja nie mam problemu czy dziecko spi ze mna czy beze mnie na poczatku sluchałam tych durnoctw przez jakies 3 mc i mópj wielki bład bo z dzieckiem w moim łożku znacznie bardziej bym się wyspała… moje dziecko to był mały glonojad zasypiała na piersi przy mnie od kiedy zaczęła spać z nami ok 3-4 mc zaczyliśmy się wysypiać ok 8 mc sama chciala już spać w łożeczku, chociaż po nocnym karmieniu zazwyczaj konczyła u nas :) a od kiedy przestałam karmic piersią 19 mc zaczęła spać cale noce (stopniowo) a teraz, jak jej wyjdzie, zawsze zasypia u siebie, ale jesli obudzi się w nocy to biore ją do siebie! podsumowująć nie mam problemów chce spac z nami – spi nie chce – nie śpi! i już aaa ja teraz też zaczełam prace ioiiii nie ma problemu.. :) zostaje z tatusiem nie płacze a z przedszkole wyciagałam ja siła mimo że ma dopiero 2 lata i 4 mc :) a dodam że własnie to moja mała przylepa co ciagle była tulona i ciągle była z mamusią a mamusia się bez niej nie ruszała bo nie lubiła! a karmienie piersią stanowiło świętość żadnych butelek i smoczków !
kompletne bzdury. jest dokładnie na odwrót. my z bratem jeszcze w podstawówce przychodzilismy do łóżka rodziców w nocy a wtedy nie było to łoże 2 metrowe tylko kanapa – do tej pory nie wiem jak sie wysypiali ale nigdy nie narzekali. oboje byli dla nas czuli i ciepli a my mamy teraz normalne udane zwiazki i swietny kontakt z innymi ludzmi, wspolną z bratem grupę przyjaciół bo dalej mamy bardzo dobry ze soba kontakt. oj Pani chyba swoje leki przerabia na teorie psychologiczne…
Nie uważam, że należy piętnować mamy, które śpią z dziećmi, ale… ja po prostu lubię się wyspać, więc po długich bojach z moimi tuptusiami mam łóżko tylko dla siebie i dla męża. Jak dumnie starsza córcia mówi o tym, że śpi sama!
Każdy rodzic jest ekspertem w sprawach swojego dziecka, jedynym wyznacznikiem powinna tu być intuicja, jak słusznie zauważyła autorka:). Można brać dziecko do łóżka na noc albo nie brać, jeśli rodzic jest wsłuchany w jego (i swoje) potrzeby będzie wiedział co zrobić.
My byliśmy bardzo z mężem nastawieni na spanie z dziećmi, ale po 3 latach byliśmy chodzącymi wrakami!
1.
Nigdy nie mogliśmy się wybrać na choćby jeden wieczór zostawiając
dzieci mamie czy teściom, musieliśmy najpóźniej o 20 być w domu, bo
dzieci bez nas nie zmrużyły oka. Kiedy moja mama schorowana leżała na
intensywnej terapii i miałam możliwość trzymania ją za rękę do późnych
godzin wieczornych, mąż dzwonił, mówiąc,że dzieci płaczą, bo nie zasną
bez mamy…. choc stawał na uszach ,żeby je uspac, to udało mu się to
tylko raz.
2. Mąż o 5 rano wstawał do pracy i choć robił to najdelikatniej, to i tak dzieci wstawały razem z nim.
3. Wystarczyło, że miałam lekki kaszel i wszyscy byliśmy budzeni kilka razy w nocy.
4. Wystarczyło, że córka miała gorączkę i sytuacja jak w pkt 3.
5. Wystarczyło, że mąż miał obolały kręgosłup i nieświadomie więcej się wiercił i sytuacja jak w pkt 3.
6. Wystarczyło, że syn miał biegunkę i sytuacja jak w pkt 3.
Mając 2 małych dzieci sytuacje, gdy przynajmniej jedno z nich choruje są dosyć częste :(
7.
Strasznie denerwujące, że gdy w odwiedziny przyjeżdżała najbliższa
rodzina czy przyjaciele, zamiast oddelegować dzieci do łóżek, poczytać
im bajkę, zapalić lampkę nocną, ucałować i dzieci zasypiały, to niestety
koło 20 razem z mężem musieliśmy przepraszać gości i wychodzić położyć
się z dziećmi, bo w inny sposób nie były w stanie zasnąć, takie
zasypianie zwykle trwało do 22! Co mieli wtedy robić goście? A może
mieliśmy na kilka lat odwołać wszystkie spotkania.
8.
Sex… przez kilka lat zawsze powoli, po cichu, bez spontaniczności,
zwykle na dywanie. Nie mogliśmy sobie pozwolić za miłość w kuchni czy
łazience, bo mieszkaliśmy ze moją bardzo schorowaną mamą.
9.
Często kiedy dzieci przy nas zasypiały nam się jeszcze nie chciało,
więc szliśmy po cichu oglądać jakiś film,ale jak tylko jedno z dzieci
przewracało się na drugi bok podczas snu i wyczuwało nasz brak, zaczynał
się ryk i budzenie drugiego brzdąca, zwykle o 22 musieliśmy przykładnie
z nimi leżeć.
10. Nasze dzieci do rana były w stanie z
zamkniętymi oczami robić nam kontrolę rączką po buzi chwytać,czy aby z
nimi leżymy w łóżku.
11. Wreszcie wszelkie nasze
wyjazdy do rodziny czy wakacje były problemem, bo ciężko było nam
położyć dzieci spać na „nie swoim łóżku”, nasza bliskość przy zasypianiu
tutaj trwało do przynajmniej 23 w nocy!
Po kilku
latach wyglądaliśmy fatalnie, zmieniłam to, możecie mi zarzucać, że
wytresowałam dzieci, naraziłam je na stres, odsunęłam je od siebie,
odrzuciłam i co tam jeszcze… Dałam sobie na to z mężem 3 miesiące i
udało nam się!
Teraz bajka na dobranoc, lampka nocna,
tulenie i buziaki, przykrywam kołderką, życzę kolorowych snów i do rana
możemy z mężem cieszyć się sobą i odpoczywać. A rano dzieci i my mamy dobre humory, bo w końcu jesteśmy wyspani.
My też zdaliśmy się na intuicję.
Nasz co-sleeping trwa już 10 miesięcy. Ivek skończył rok. Nadal karmimy się w nocy. Pomału zaczynam myśleć o drobnych modyfikacjach i przeniesieniu couch-surfera do swojego łóżeczka. Węszę niemałe opory ;-)
naszą przygodę opisałam na blogu.