No właśnie, jak to jest z tą ekologiczną żywnością? Pojawia się coraz więcej artykułów, że to tylko ściema i wyłudzanie pieniędzy. Ludzie czytają i się cieszą, że nie ulegli modzie i nie przepłacali. W dodatku mają świetny argument w dyskusji z ekomaniakami, podpierają się w końcu poczytnymi magazynami.
Komu ufać? Tylko sobie
Jak w każdym biznesie, i w tym są ludzie uczciwi, i oszuści, którzy chcą zarobić. Więc jak się nie dać nabić w butelkę?
Przede wszystkim należy czytać etykiety i myśleć! Jeżeli pojawia się artykuł, że warzywa i owoce ekologiczne nie są lepsze od pryskanych, to warto doczytać, czego to dotyczy. Prawie 10 lat temu pojawiały się takie artykuły w angielskiej prasie. Pamiętam, jaki popłoch wywołały u moich znajomych, którzy płacili krocie za maleńkie opakowania truskawek czy czereśni. Już wtedy ekorynek miał paść, bo wiarygodne badania pokazywały, że takie warzywa i owoce nie zawierają większej ilości witamin i składników mineralnych. Czy to jest prawda? Nie wiem, nie robiłam badań. Przemilczany był i jest wpływ pestycydów i herbicydów na ludzki organizm. I nie trzeba naprawdę wiedzy, wystarczy logiczne myślenie, żeby zdecydować, czy kupuje się eko dla większej ilości witamin, czy dla uniknięcia szkodliwej chemii. Jej wpływ widać najszybciej u rolników podczas nawożenia, wielu z nich straciło zdrowie. One nie działają selektywnie – skoro zabijają chwasty, to nie mają dobroczynnego działania na organizm ludzki.
A wędliny? Certyfikowana wędlina nie zawiera konserwantów ani polepszaczy smaku. Zazwyczaj dodawana jest do nich tylko sól peklowa i przyprawy. Taka wędlina jest jednak dosyć sucha i mniej smaczna niż ta z glutaminianem sodu. Ponieważ biznes musi się kręcić, a klient musi być zadowolony, sprzedaje się tzw. wyroby tradycyjne. Co to oznacza? Praktycznie nic. Zazwyczaj tacy producenci nie dmuchają mięsa, czyli nie szpikują wodą i chemią, żeby powiększyło objętość. Nierzadko natomiast dodają glutaminian sodu i azotyn potasu. Czy ktoś z nas, kupując w renomowanym sklepie eko, poprosi o etykietę szynki babuni? Znając pewien wyrób, poprosiłam w sieciówce eko o pokazanie etykiety. Pani stwierdziła, że etykiet nie dostają, bo to taki lokalny producent, a skład jest napisany przez nich na cenówce. Oczywiście glutaminian i azotyn były przemilczane. Wielokrotnie zdarzyło mi się pytać o królika, który według sprzedawcy był eko, a żadnego znaczka na opakowaniu nie miał, nawet w nazwie.
Ogromnym zaskoczeniem były dla mnie jednak ciasteczka. Sprowadziliśmy do sklepu zdrowy i świetny na odchudzanie wypiek, o który klienci bardzo pytali. O mało nie spadłam z krzesła, kiedy w składzie zobaczyłam tłuszcz utwardzony! I nie jest to przypadek jednostkowy w segmencie zdrowej żywności, podobnie sprawa ma się z proszkiem do pieczenia i etylowaniliną (to produkt uboczny powstały w procesie produkcji ligniny).
Certyfikat
Smutne jest to, że nie możemy wejść do zaufanego sklepu i zrobić zakupów bez czytania. Rozumiem też sprzedawców. Klienci chcą konkretnych rzeczy i konkretnych marek, niektórzy nawet mimo świadomości składu. Jeśli już nie chce się nam czytać etykiet, szukajmy zielonego listka.
W nazwie każdy może sobie wpisać tradycyjny, ekologiczny itp. Znaczek gwarantuje nam, że nie będzie w produkcie szkodliwych substancji albo będą w bardzo małych ilościach, które są dopuszczone w żywności eko. Nie sądźmy, że produkt bezglutenowy to to samo, co ekologiczny czy zdrowy. Znam produkty bezglutenowe, które są nafaszerowane cukrem, polepszaczami i zagęstnikami. A jeśli nie rozumiemy jakiegoś pojęcia, czytajmy i szukajmy informacji.
2 odpowiedzi na “Zdrowa żywność czy ekościema – komu wierzyć?”
Kupuję praktycznie 99% produktów w hurtowni bioplanet ale tam również trzeba czytać etykiety bo cukier lub syrop glukozowo-fruktozowy można znaleźć w soku brzozowym i kwas cytrynowy też. Wydaję nie małe pieniądze żeby chronić siebie i rodzinę przed chemią to jest dla mnie priorytet, a wit i minerały uzupełniam dodatkowo algami i produktami firmy Solgar.
myślę, że większym problemem niż kupno szynki czy paczkowanego produktu eko jest kupno organicznych/eko warzyw i owoców, bo jak sprawdzić czy sklep faktycznie sprowadza takie produkty i czy faktycznie są mniej nafaszerowane chemią? można oszaleć, wszędzie mówią „sam hoduj, uprawiaj, gotuj, piecz od podstaw”- a przecież tak sie nie da, żeby wszystko samemu, własnoręcznie, nie mówiąc już o zanieczyszczeniu środowiska, które też zanieczyszcza uprawy, można zwariować ;)