Zacznę ten tekst nieco osobiście: otóż muszę przyznać, że jednym z moich ulubionych postów internetowych jest ten, który mówi o „jedenaściorgu dzieci wychowywanych w jeziorze, których choroby były leczone gorącą patelnią”. Stanowi ona prześmiewczy komentarz do tekstów w stylu „kiedyś to było lepiej, rodzice nas nie pilnowali”. Nie zgadzam się z uproszczonymi i arbitralnymi stwierdzeniami, że pokolenie naszych rodziców było bardziej wyluzowane, a nasze dorastanie przypominało codzienny survival. Jednak muszę również uczciwie przyznać, że rzeczywiście współcześni młodzi rodzice (do których sama się zaliczam) często mają tendencję do nadmiernego chronienia i kontrolowania swoich dzieci.
Nasze dzieciństwo – tylko swoboda?
U wielu z nas bardzo głęboko zakorzeniony jest tzw. „instynkt przepaści”, który każe nam dzielić rzeczywistość na dwa zupełnie różne od siebie elementy. Sądzę, że to właśnie ten sposób myślenia skłania nas ku idealizowaniu dzieciństwa u boku „niebojących się o nas” rodziców przy jednoczesnym dewaluowaniu dzisiejszego stylu wychowania dzieci, w którym obecna jest kontrola i liczne zakazy. Oczywiście realia wychowania dzieci zmieniają się z dekady na dekadę. Rzeczywistość społeczna jest dynamiczna, a świadomość rodzicielska jest dziś inna, niż była pięćdziesiąt lat temu. Nie jest jednak słuszne absolutne idealizowanie „luzu”, jaki dawali nam rodzice (czy dziadkowie naszym rodzicom).
Bardzo często swoboda, którą otrzymywali przedstawiciele starszych pokoleń wiązała się z tym, że ich rodzice zwyczajnie nie mogli zapewnić im więcej opieki i troski. Powroty do domu z kluczem na szyi oczywiście mogą pozostawiać po sobie miłe wspomnienia, zwłaszcza jeśli odbywały się w otoczeniu lubianych kolegów. Jednak dla wielu naszych dziadków taki styl wychowania był po prostu koniecznością, związaną z pracą z daleka od domu czy staniem w kolejkach, aby móc kupić podstawowe artykuły spożywcze. Co więcej, musimy mieć na uwadze, że ludzka pamięć często działa wybiórczo.
Głos mają ci, którym się udało
Prawdą o dzieciństwie poprzedniego pokolenia jest nie tylko to, że jego przedstawiciele mogli beztrosko przez całe dnie bawić się na podwórku, ale i to, że doświadczenie przemocy fizycznej było o wiele bardziej powszechne. Pokolenie naszych dziadków postrzegało kary fizyczne jako coś normalnego i pożądanego w wychowaniu dzieci. Na koniec warto też zwrócić uwagę na to, że wypadki z udziałem dzieci kilka dekad temu były bardziej powszechne niż dzisiaj. Musimy pamiętać, że głos mają ci, którym się udało. Niektóre dzieci mające „swobodę” uległy poważnym wypadkom lub zginęły, do czego przyczynił się brak osoby dorosłej, która w porę powiedziałaby „nie wchodź tam!”.
Niegrzeczne Książeczki
Seria Niegrzeczne Książeczki to opowieści dla małych i dużych, które rozprawiają się z mitami dotyczącymi dzieciństwa. Czy dziecko zawsze powinno być posłuszne, zjadać wszystko z talerza i dzielić się swoimi rzeczami? Książeczki bez jasnego morału, dające przestrzeń na rozmowę i zrozumienie potrzeb, pisane w duchu Porozumienia bez Przemocy.
Zaufanie do dziecka uczy je ufać sobie
Jednak to, że nasze wspomnienia dotyczące swobody, jakiej zaznaliśmy w dzieciństwie, są często wyidealizowane, nie oznacza, że… w ogóle nie możemy czerpać od pokolenia naszych rodziców czy dziadków. Pomysły takie jak kąpiel w rwącej rzece czy zabawa na trwającej budowie raczej nie powinny być wdrażane w życie, ale z drugiej strony warto umożliwiać dzieciom posiadanie jakiejś przestrzeni, która wolna jest od dorosłych. Kiedy nasze dziecko chce wyjść przed blok albo na plac zabaw (i jest już w odpowiednim wieku), to naprawdę nie musimy chodzić za nim krok w krok.
Na wcześniejszych etapach rozwoju natomiast dobrze jest pozwolić dziecku na doświadczanie upadków, nabicie sobie paru siniaków i polizanie podłogi. Kontakt z umiarkowanym niebezpieczeństwem i nieprzyjemnymi bodźcami (także tymi bólowymi, jak w przypadku upadku z roweru) jest ważną lekcją przewidywania konsekwencji swoich działań. Kiedy więc dziecko uczy się chodzić, nie okładajmy całej podłogi poduszkami. A kiedy starsze dziecko chce wejść na zjeżdżalnię po śliskiej części, pozwólmy mu na to. Nastolatkowi natomiast warto zaufać chociażby w kwestii wyboru kolegów, ocen (naprawdę nie ma potrzeby sprawdzania elektronicznego dziennika kilka razy dziennie), a także pozwolić mu na dłuższy wypad na rowery z kumplami.
Nauczmy dzieci szacować niebezpieczeństwo zamiast cały czas je chronić
Nie jesteśmy w stanie zawsze uchronić naszego dziecka przed niebezpieczeństwem. Jednak możemy nauczyć je szacowania niebezpieczeństwa i niepodejmowania zachowań zbyt ryzykownych. Kiedy my ufamy naszemu dziecku, uczymy je ufać samemu sobie. A to jest o wiele bardziej korzystne, niż pilnowanie, by latorośl przypadkiem nie skręciła sobie kostki. Warto również powstrzymać pokusę nieustannego dzwonienia do dziecka, gdy jest ono poza domem. Elektronika daje nam możliwości częstego kontrolowania naszych pociech, ale jednocześnie zbyt częste korzystanie z niej w tym celu może wywoływać jeszcze większe napięcie. Kiedy dziecko nie odbiera przez godzinę, wielu rodziców wpada w panikę, a przecież… mogło zwyczajnie nie słyszeć telefonu.
Uwaga! Reklama do czytania
Jak zrozumieć małe dziecko
Poradnik świadomego rodzicielstwa
Cud rodzicielstwa
Wsłuchaj się naprawdę w głos swojego dziecka
Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli
Czego się boisz, dobra mamo, dobry tato?
Skąd bierze się nadopiekuńcza postawa rodziców? Przecież to nie jest tak, że gdy zostajemy rodzicami, nagle zaczynamy marzyć o byciu rodzicami-helikopterami (ang. helicopter parents), którzy nadzorują każdy ruch naszego dziecka, i jesteśmy totalnie nadopiekuńczy. Przeważnie taka postawa bierze się z lęku. Rodzic, który nie czuje się pewnie, staje się kontrolujący. Jeżeli sami byliśmy wychowywani przez lękowych rodziców, doświadczyliśmy w życiu chorób lub poważnych utrat, czujemy się mało kompetentni jako rodzice czy bardzo boimy się o przyszłość naszego malucha, to wzrasta ryzyko, że nasza postawa stanie się nadmiernie kontrolująca.
Co zrobić, kiedy czujemy lęk?
Czasami tym, co powinniśmy zrobić, aby poczuć się bezpieczniej, nie jest nakładanie na dziecko kolejnych zakazów, ale przyjrzenie się własnym lękom. Zadanie sobie pytania „czego się obawiam i skąd to się bierze?”, a także „na ile zasadne są moje obawy” może zupełnie zmienić nasze postrzeganie bezpieczeństwa i zagrożeń, z jakimi wiąże się bycie rodzicem.
Na przykład to, że sami mieliśmy problemy z matematyką, bo kiedyś zasnęliśmy na lekcji, nie oznacza, że nasze dziecko musi również tych problemów doświadczyć. Nie musimy więc nieustannie kontrolować jego ocen. To, że nasz kuzyn kiedyś wyszedł z domu na parę godzin i złamał nogę, nie oznacza, że nasze dziecko musi spędzać dzieciństwo w zamknięciu albo że musimy dzwonić do niego co kwadrans. Urazy zdarzają się wszędzie, a przebywanie na dworze daje przecież mnóstwo korzyści. Warto również dowartościować siebie w roli rodzica oraz spróbować dotrzeć do głęboko „zakopanych” lęków. W tym celu możemy zadać sobie pytanie: „Czego się boisz, dobra mamo, dobry tato?”. Jeśli nie jesteśmy sobie w stanie poradzić z odczuwanym lękiem, albo u jego przyczyn leżą traumatyczne wydarzenia, szukajmy pomocy u psychoterapeuty. Skoro troszczymy się o dziecko – zatroszczmy się także o siebie.