Kategorie
Wychowanie

Czego małe dzieci nie potrzebują? I czego potrzebują naprawdę?

Amerykańskie powiedzenie mówi: „Dzieci są bezcenne, ale także kosztowne”. Czy rzeczywiście dziecko kosztuje fortunę? Czy nie otaczamy naszych dzieci przedmiotami, których tak naprawdę nie potrzebują? Czego dziecko wymaga do szczęścia i rozwoju, a z czego można śmiało zrezygnować?

Liczby kłamią?

Przyjście dziecka na świat, zwłaszcza pierwszego w rodzinie, wiąże się z niemałymi kosztami. Wiedzą o tym zarówno rodzice, jak i firmy produkujące ubranka, zabawki i akcesoria. Zdezorientowani rodzice, chcąc jak najlepiej przywitać maluszka na świecie, stają się bardziej podatni na medialny przekaz, który nieustannie powtarza: dziecku niezbędne jest to, to i tamto. Łatwo wówczas o pochopne zakupy.

Eksperci z Centrum Adama Smitha wyliczyli, że wydatki polskiej rodziny na wychowanie dziecka wynoszą pomiędzy 15% a 30% jej dochodów. Do osiągnięcia przez malucha pełnoletności będzie to:

  • przy jednym dziecku – od 176 tys. do 190 tys. zł,
  • przy dwojgu dzieciach – od 317 tys. do 350 tys. zł,
  • przy trojgu dzieciach – od 421 tys. do 460 tys. zł.

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem

Zobacz w księgarni Natuli.pl

Z raportu wynika także, że każde kolejne dziecko kosztuje mniej – koszt wychowania drugiego dziecka wynosi 80% kosztów pierwszego, a trzeciego już tylko 60% pierwszego. Dodatkowo im starsze dziecko, tym kosztuje więcej. Statystyki mówią także, że koszt utrzymania chłopca jest minimalnie większy niż dziewczynki, jeśli chodzi o wydatki na jedzenie, ale niższy – jeśli chodzi o ubrania. Powyższe podejście to statystyka nieuwzględniająca świadomej rezygnacji z wielu dóbr, które – w ostatecznym, nie zawsze ekonomicznym rozrachunku – okazują się zbędne.

Wstrzemięźliwe rodzicielstwo, wyzbyte z przedmiotów, za to zasobne w uczucia i bliskość, to stosunkowo nowy trend. Ale jeśli przyjrzeć mu się bliżej, okazuje się, że większość z nas wychowała się w takiej atmosferze, choć być może było to trochę z konieczności – bo półki sklepowe świeciły pustkami – ale na pewno nie ze szkodą dla nas samych.

Oczywiście to rodzic decyduje o tym, co jest dobre dla jego dziecka. Wiedzę na ten temat warto  czerpać nie z reklam i gazetek, a z własnych zasobów kulturowych, z doświadczenia, intuicji i mądrości. Im większy jest kapitał kulturowy rodzica, tym mniej niepotrzebnych rzeczy będzie on kupował swojemu dziecku. Będzie korzystał z własnych zasobów, niekoniecznie materialnych.

Na początku była miłość… i pierś mamy

Rodzice często zapominają, że noworodek potrzebuje tylko miłości i piersi mamy. I naprawdę niczego więcej. Kompletowanie wyprawki stało się już rodzajem zakupowego rytuału, czego efektem są często nietrafione zakupy (bo ktoś doradził). Tymczasem bez doświadczenia bardzo trudno jest zaopatrzyć się w rzeczywiście potrzebne (nie: niezbędne) rekwizyty, zwłaszcza że każde dziecko jest inne i inne będą także jego potrzeby.

Najsensowniej zatem byłoby wstrzymać się z zakupami do czasu po porodzie. Wystarczy zaopatrzyć się w kilka ubranek i pieluszki (najlepiej tetrowe, choć na początek lepsze będą jednorazowe – ze względu na smółkę). Ubranka można dostać od rodziny albo przyjaciół. Te wielokrotnie prane, a dzięki temu bardziej miękkie, będą o wiele milsze i zdrowsze dla skóry noworodka niż te prosto ze sklepu. Wystarczy je uprać w superwydajnych orzechach piorących, z odrobiną olejku herbacianego. Może się też okazać, że najlepszym rozwiązaniem dla całej rodziny – a przy tym najwygodniejszym dla mamy – będzie współspanie. Łóżeczko może być zatem zbędnym wydatkiem.

Gotowa recepta na wyprawkę dla noworodka nie istnieje. To rodzice, poznając krok po kroku swoje dziecko, dowiadują się, co będzie mu potrzebne, a z czego można zrezygnować, mimo że ma to koleżanka.

[reklama id=”67238″]

Mleko mamy – wybór?

Najlepszym pokarmem dla niemowlęcia jest mleko mamy. Zalecenia WHO mówią o przynajmniej sześciu miesiącach wyłącznego karmienia piersią. Nie oznacza to, jak nadal interpretują to niektórzy pediatrzy, że po tym czasie najlepiej jest przestać karmić piersią, ale że można już zacząć wprowadzać inne produkty.

La Leche League tak wypowiada się o karmieniu piersią: „Kobiety, które jak ty zdecydowały karmić piersią swoje dzieci, zmieniają świat: chronią środowisko, poprawiają stan zdrowia swych dzieci i siebie samych oraz oszczędzają cenne zasoby, podczas gdy ich miłość i dyspozycyjność stanowią przykład życia dla ich rodzin i społeczności”.

Karmienie piersią to nie tylko wybór etyczny, ale i ekonomiczny. Po pierwsze, karmiąc piersią, kobieta nie musi kupować mieszanek (które nigdy swoją wartością nie dorównają mleku mamy), nie musi też tracić czasu na ich przygotowanie, nie zużywa prądu, gazu, smoczków ani butelek.

Jak podaje Giorgia Cozza (1), koszt karmienia sztucznym mlekiem można w przybliżeniu oszacować:

  • pudełko/puszka mleka – 40–50 zł,
  • butelka – około 20 zł,
  • smoczek – 5–20 zł,
  • sterylizator – 150–400 zł.

Do tego dochodzi zużycie prądu lub gazu. Koszt karmienia piersią wydaje się przy tym nieporównywalnie niższy: 0 zł. Czasami dochodzi koszt wkładek laktacyjnych lub laktatora (około 100 zł), ewentualnie kremu na bolące brodawki – choć w tej roli najskuteczniejsze jest… własne mleko.

Akcesoria koniecznie (nie)potrzebne:

1. Smoczek

Jednym z akcesoriów, z których można i powinno się zrezygnować, jest smoczek. Taki zakup to wydatek około 20 zł, ale nie względy ekonomiczne są tu najważniejsze. Argumenty logopedów o negatywnym wpływie smoczka na rozwój mowy w późniejszym okresie należy uzupełnić informacją o dużo poważniejszym zagrożeniu. Pozornie ukojone smoczkiem dziecko będzie zaspokajało swój odruch ssania z dala od piersi mamy. Nie tylko oddali ich to od siebie, ale może też osłabić laktację i skrócić okres karmienia piersią.

2. Ubranka

Dla najmłodszych dzieci lepsze będą ubranka zmiękczone używaniem. Należy zwrócić uwagę na jak najlepszy skład (bawełna, wełna). Jeśli jest to kolejne dziecko, zapewne otrzyma ubranka po starszym rodzeństwie. Tak naprawdę wystarczy kilka body, 2–3 kaftaniki, półśpiochy, kilka par rajtuzków i śpiochy na noc. Warto też porozmawiać ze znajomymi, którzy mają już dzieci, na pewno chętnie podzielą się niepotrzebnymi już ubrankami.

Do prania dziecięcych ubranek najlepiej nadają się orzechy piorące z drzewa mydłowca. Zawierają one saponinę, wypłukują nie tylko brud, ale i bakterie. W przypadku większych zabrudzeń lub do prania pieluch można dodać kilka łyżek sody oczyszczonej. Orzechy mają wszechstronne zastosowanie w domu: jako peeling, szampon, świetnie sprawdzą się do czyszczenia srebra, do zmywania; wodą po ich użyciu można podlewać rośliny. Kilogram orzechów (przy bardzo intensywnym praniu wystarczą na około 6 miesięcy) to koszt około 30 zł.

3. Rożek

Mowa tutaj nie o milutkim kocyku, ale o rożku otulającym dziecko, w tym także jego nóżki. Krępowanie stópek stoi w sprzeczności z zaleceniami fizjoterapii. Małym dzieciom powinno się jak najczęściej pozwalać swobodnie fikać fizjologicznie zgiętymi i odwiedzionymi nóżkami. Koszt takiego otulacza to około 40 zł, który, jak widać, także można śmiało odliczyć od wydatków.

4. Łóżeczko

Zakup łóżeczka lub kołyski to kolejny duży wydatek w rodzinnym budżecie. W krajach skandynawskich obowiązkowym elementem państwowej wyprawki, którą każda mama dostaje po urodzeniu dziecka, jest baby box, czyli „pudełko na dziecko”, zbudowane z grubego kartonu, które kładzie się obok łóżka (tak jak popularny kosz Mojżesza). W Finlandii dzięki upowszechnieniu baby boxów śmiertelność niemowląt z powodu SIDS (nagła śmierć łóżeczkowa, dotyczy niemowląt w pierwszych 100 dniach życia) w ciągu ostatnich 80 lat spadła z 65 do 3 na 1000 urodzeń.

Związek spania dziecka w osobnym łóżeczku i SIDS nie jest jasny, zwłaszcza że zanim w krajach Zachodu osobne spanie rodziców i dzieci przyjęło się jako norma, śmiertelność niemowląt i tak była wysoka (m.in. ze względu na brak opieki medycznej, właściwej higieny itd.). Wiadomo jednak, że higiena życia rodziców ma tutaj olbrzymie znaczenie. Należy zrezygnować ze współspania, jeśli jedno z rodziców jest pod wpływem leków, alkoholu lub narkotyków. W żadnym wypadku nie wolno też palić przy dziecku.

Znany pediatra William Sears przestrzega także przed przegrzewaniem dziecka. Należy porządnie wietrzyć sypialnię i stosować kocyki zamiast puchowych kołderek – dotyczy to zarówno współspania, jak i sytuacji, gdy dziecko śpi osobno – w swoim łóżeczku.

Niemowlę ma genetycznie wbudowany nocny alarm. Mleko mamy jest lekkostrawne, więc dziecko budzi się często, bo jest głodne. Stanowi to szczególny zawór bezpieczeństwa, jeśli np. przypadkowo nakryje sobie główkę kocykiem. Sztuczne mleko zaklei brzuszek dziecka na długie godziny. Zawór bezpieczeństwa może w takim przypadku nie zadziałać…

Współspanie jako jedno z narzędzi tzw. rodzicielstwa bliskości stymuluje nawiązywanie więzi z dzieckiem, a więc odczytywanie jego sygnałów przez opiekuna. Poprawia też laktację. Dzięki spaniu z dzieckiem wielu rodziców nareszcie zaczyna się wysypiać.

Rodzice, którzy z różnych powodów decydują się nie spać z niemowlęciem w jednym łóżku, warto, by pomyśleli o dostawce. Praktycznie każde łóżeczko ma zdejmowane ścianki, wystarczy zdjąć jedną z nich i dopasować wysokość do łóżka rodziców, materac do materaca. Pomiędzy materacami nie może być żadnych pustych przestrzeni.

  • łóżeczko – 100–1000 zł,
  • dostawka – 400–700 zł,
  • współspanie – 0 zł.

5. Wózek

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów jest rezygnacja z wózka. Tymczasem wyłączne noszenie w chuście, czyli wychowanie bezwózkowe, jest nie tylko możliwe, ale i wskazane do budowy więzi i wspomagania laktacji, jak również z powodów fizjologicznych, anatomicznych i wielu, wielu innych. Jeśli tylko to możliwe, warto zrezygnować z zakupu wózka lub używać go jak najmniej.

Do noszenia dzieci polecane są szczególnie bawełniane, długie chusty, tkane w splocie skośno-krzyżowym. Co warte podkreślenia – chusty używane („złamane”) są na początek lepsze niż nowe, co  oczywiście wiąże się z mniejszym wydatkiem.

W pierwszych tygodniach życia dziecka można używać meksykańskiej chusty rebozo, która przyda się też jako piękny szal dla mamy albo przenosidło dla starszaka (gdy małe nóżki odmówią posłuszeństwa).

Warto także sięgnąć do naszych rodzimych tradycji. Noszenie dzieci jest o wiele starsze niż wózek, być może wielu rodziców pamięta, jak babki nosiły ich w hackach, hyckach lub zapaskach. Być może nawet ktoś z rodziny mógłby pokazać, jak to robić.

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

W miarę ponownego upowszechniania się tego sposobu pielęgnacji niemowlęcia także coraz więcej fizjoterapeutów poszerza swoją wiedzę o bezpiecznym noszeniu. Można więc zasięgnąć ich opinii podczas standardowej wizyty – w ciągu trzech pierwszych miesięcy życia dziecka, a w razie wątpliwości specjalisty zaprezentować wiązanie na żywo – w gabinecie. Fizjologiczna pozycja, którą dziecko przyjmuje w chuście, nie powinna budzić sprzeciwu fizjoterapeuty.

Do kosztu chusty należy jeszcze doliczyć koszt fachowej porady doradcy noszenia. Wyjaśni on, na czym polega właściwa pozycja dziecka w chuście, pokaże kilka podstawowych wiązań i nauczy je wykonywać, skoryguje ewentualne błędy, a także doradzi, jaką chustę kupić na początek. Certyfikowanych doradców można znaleźć w każdym zakątku kraju.

Chusta może także służyć w podróży – jako kocyk albo podkładka na przewijak. Ze względu na termoregulacyjne właściwości chusty nie trzeba kupować grubych ubrań, które są niezbędne do wózka (choć uzasadniona wydaje się inwestycja w cienki, ale ciepły kombinezon z wełny np. merynosowej, który nie tylko posłuży kilka sezonów, ale i nie będzie utrudniał dociągania chusty).

Gdy dziecko zacznie samodzielnie siedzieć lub raczkować, a rodzice nadal czują się na siłach, by je nosić, mogą pokusić się o zakup nosidła. Dobre nosidło ergonomiczne ma panel biodrowy, którego szerokość i wysokość można dostosować do dziecka i jego zmieniających się z wiekiem wymiarów (są też nosidła regulowane). Nie jest ono może tak wszechstronne jak chusta, ale jest o wiele łatwiejsze w montażu, co pozwala zaangażować także tych członków rodziny, którzy do tej pory byli przeciwni nauce noszenia w chuście.

  • chusta tkana – do 150 zł (używana), 200 zł (nowa),
  • konsultacja z doradcą noszenia – od 100 zł,
  • wózek wielofunkcyjny – 600–4000 zł,
  • kombinezon z merynosa (jeden rozmiar na 1–2,5 roku) – 300 zł,
  • nosidło regulowane – 400–700 zł.

6. Kojec

Wraz z nabyciem przez dziecko umiejętności przemieszczania się (raczkowanie) rodzice ulegają niezrozumiałej pokusie ograniczania jego swobody. „Poruszanie się w przestrzeni to etap rozwoju, który wymaga wiele wysiłku, jest owocem wielu miesięcy ćwiczeń i treningu” (1). Kojce są więc doskonałym rozwiązaniem, ale dla dorosłych, z których zdejmują one odpowiedzialność za dziecko, dopóki znajduje się ono w zamkniętej ogrodzeniem przestrzeni. Tymczasem cały dom powinien być dla dziecka bezpiecznym miejscem, tak by mogło swobodnie się po nim poruszać.

„Doświadczenie zdobyte na podłodze jest cenne dla dziecka, które poznaje otwartą przestrzeń, rozwija pewność siebie i umiejętności (…) i pozwala mu na poznanie swoich ograniczeń i możliwości” (1).

Ciekawą scenę opisuje Jean Liedloff (2). Otóż ojciec z plemienia Yequana zbudował raz kojec dla swojego rocznego synka. Prawdopodobnie podpatrzył to rozwiązanie podczas wypraw poza dżunglę. Dziecko nie zrozumiało jego intencji i po umieszczeniu w kojcu zaniosło się płaczem (rzecz rzadko spotykana u Indian). Wówczas ojciec, mimo że poprzednio włożył dużo pracy w budowę ogrodzenia, nie zastanawiając się wiele, zniszczył trefną konstrukcję.

Jak pisze psycholożka Grazia Honegger Fresco: „Nie potrafimy już powiedzieć »nie« w odpowiedni sposób i w odpowiednich momentach, za to używamy przedmiotów, które zabijają dziecięcą energię” (1). Może więc zamiast kupować kojec warto zainwestować w kilka książek Jespera Juula?

  • kojec – 90–700 zł

7. Mata edukacyjna

Warto rozważyć także rezygnację z tzw. maty edukacyjnej. Gotowe maty są dość jałowe poznawczo, poza tym przydają się jedynie w pierwszych 3–4 miesiącach życia dziecka. Dużo praktyczniej jest użyć zwykłego kocyka z porozkładanymi zabawkami, choć tak naprawdę na samym początku wystarczy jagnięca lub cielęca skórka, która dodatkowo jest tym, czego oczekuje kontinuum noworodka; od urodzenia jesteśmy bowiem jako gatunek przyzwyczajeni do naturalnych materiałów.

  • mata edukacyjna – 100–400 zł

8. Akcesoria do nauki chodzenia

Chodzik jest kolejnym urządzeniem, które rozpowszechniło się w dziecięcych pokojach. I jest to urządzenie nad wyraz szkodliwe, ponieważ może opóźnić naukę chodzenia. Zdaniem fizjoterapeutów „Negatywnie wpływa na ruchy dziecka: przeszkadza w rozwoju zmysłu równowagi, nauce upadania i poznawaniu swoich ograniczeń; poza tym wpływa na powstawanie wad postawy, takich jak tendencja do usztywniania nóg i chodzenia na palcach” (1).

Stosowanie chodzika u zdrowych dzieci może upośledzić ich koordynację ruchową. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest pchacz lub wypełniony zabawkami wózek dla lalek.

Nauka chodzenia wydaje się dużo bardziej napawać lękiem rodziców niż dzieci. Kupowanie kasków chroniących głowę stawiającego pierwsze kroki niemowlęcia może m.in. upośledzić jego zdolność do oceny ryzyka. Warto sobie uświadomić, że dziecko wstaje na nogi, gdy jest na to gotowe. Jeśli przy okazji kilkanaście razy upadnie, tym lepiej dla niego – pozna własne ograniczenia i będzie mogło je w końcu pokonać. Trzeba jednak pamiętać o zabezpieczaniu ostrych krawędzi mebli oraz schodów.

  • chodzik – 50–300 zł,
  • pchacz – 100 zł,
  • kask do nauki chodzenia – od 60 zł.

9. Plastik

Przedmioty, które otaczają maleńkie dziecko, powinny być w miarę możliwości wykonane z naturalnych surowców. Plastik, którego tak wiele w dziecięcych pokojach, ma nieciekawą, gładką powierzchnię. Warto zwrócić uwagę na to, by dziecko otaczały przedmioty nieliczne, ale ładne. Nigdy potem się już tego w tak naturalny sposób nie nauczy.

BLW – lepiej i taniej

Gdy mija pierwsze 6 miesięcy życia dziecka, wielu rodziców natychmiast rozpoczyna rozszerzanie jego diety. Ten pęd jest motywowany społecznie, wszak nawet lekarze namawiają do jak najszybszego podawania niemowlęciu innych posiłków niż tylko mleko mamy. Warto jednak pamiętać o jednym istotnym czynniku: o gotowości dziecka. Niemowlę samo swoim ciałem pokazuje, kiedy ma ochotę na pokarm inny niż mleko mamy. Maluch, który jest gotowy  na rozszerzanie diety, powinien umieć samodzielnie siedzieć i wykształcić chwyt dłoniowo-łokciowy (bez kciuka) oraz nie mieć już odruchu wypluwania.

Przeczytaj: Dlaczego nie warto rozszerzać diety dziecka przed skończeniem przez nie 6 miesiąca?

„Dziecko, które je makaronową rurkę własnymi rękami i dzięki temu jest szczęśliwe i zadowolone, poczyniło ważny krok w odpowiednim kierunku (…). Natomiast maluch, który zje całą porcję papki z dziewięciu zbóż, ale tylko jeśli mama go nakarmi, namawiając (…) i zabawiając, nie zrobi ani jednego kroku do przodu. Nie uczy się jeść samodzielnie ani przeżuwać, ani cieszyć się jedzeniem, ani jeść tego, co dorośli (bo my z pewnością nie jadamy dziewięciu zbóż) (1).

Moda na pozbawione smaku papki ze słoiczków ma swoje źródło w zabobonie, że mleko matki traci wartości odżywcze po 2–3 miesiącach. Wówczas naturalne wydaje się, że trzeba uzupełnić dietę niemowlęcia o inne produkty. A że trzymiesięczny maluch przyjmie tylko papkę podaną łyżeczką – sprawa staje się jasna. A dla niektórych także bardzo dochodowa (1 słoiczek to wydatek rzędu 4–9 zł).

Do lat 50. XX wieku wszystko odbywało się bez tabelek i bez schematów żywienia oraz, co najważniejsze, bez gotowych dań homogenizowanych. Całe szczęście wracamy już do źródeł – za pomocą metody BLW. Ta okrzyknięta modą metoda nie jest niczym innym jak wprowadzaniem dziecka do świata smaków za pomocą produktów, jakie je reszta rodziny. I jest stara jak świat.

Już sam ekonomiczny aspekt metody BLW jest godny uwagi. Rodzice nie muszą bowiem spędzać czasu (ani tracić pieniędzy) na przygotowywanie oddzielnych posiłków dla dziecka. Niemowlę je to, co jedzą dorośli, spędza czas przy stole, uczy się konsystencji i różnych smaków, posługuje się rękami, a wkrótce potem – sztućcami. Zyskuje też cała rodzina  ze względu na dziecko wszyscy zaczynają jeść zdrowiej, redukują ilość soli i sztucznych dodatków.

Przy okazji warto dodać, że wszelkiego rodzaju kubeczki niekapki czy miseczki niewysypki są tak samo szkodliwe dla motoryki małej niemowlęcia jak chodziki dla jego motoryki dużej. Dziecko powinno od początku używać „dorosłych” naczyń, także po to, aby nie wyrabiać sobie fałszywego obrazu działania grawitacji. W miarę możliwości powinny to być porcelanowe, szklane i metalowe naczynia i sztućce, które dają prawdziwe wyobrażenie na temat ciężaru.

Pieluchy, chusteczki nawilżane, kosmetyki…

Kolejnym istotnym wydatkiem w budżecie rodziców są pieluchy. Z ekonomicznego punktu widzenia pieluchy wielorazowe (tetrowe, bambusowe, z mikrofibry albo wełny) nie mają sobie równych. Kiedyś stanowiły normę, dziś – fanaberię. Tymczasem nie biorąc nawet pod uwagę aspektu zdrowia dziecka i ekologii, wystarczy przyjrzeć się liczbom.

Potrzeba zazwyczaj około 20 pieluch i 3–4 otulaczy. Jednorazowo jest to dość wysoki koszt (500–1500 zł), który jednak amortyzuje się już po 7 miesiącach. „Dodając do tego koszt prania, oszczędność wyniesie i tak ponad 50% w stosunku do zakupu pieluch jednorazowych” (1).

Poza tym raz zakupiony zestaw zostanie w rodzinie na lata i posłuży nie tylko kolejnym dzieciom, lecz nawet wnukom – rzecz nie do pomyślenia przy pieluchach jednorazowych.

Używanie pieluch tetrowych wiąże się także z oszczędnością związaną z kremami dla dzieci, gdyż naturalne pieluchy nie podrażniają skóry tak często jak jednorazowe.

Chusteczki nawilżane są bardzo praktyczne w podróży, ale w domu niech zastąpi je woda i skrawek bawełnianego materiału (na samym początku dziecko można po prostu przemywać bieżącą wodą w umywalce).

Warto także wspomnieć o kosztownych kosmetykach – które można w prosty sposób zastąpić zwykłą wodą i mydłem marsylskim – oraz o akcesoriach – zamiast wanienki wystarczy użyć miski na pranie (szaflika), zwłaszcza że dostępne na rynku wanienki są małe i przydają się bardzo krótko (maksymalnie do 4 miesiąca), a kosztują dużo (30–150 zł).

Zabawki, które cieszą rodziców

Żyjemy w świecie, w którym stymulacja stała się niezbędnym czynnikiem rozwoju dziecka. Działając w dobrej wierze, rodzice chcą nieustannie przyspieszać ten rozwój. Tymczasem nadmierna stymulacja może prowadzić do przebodźcowania, a następnie do deficytów koncentracji takich jak ADHD.

Warto pozwolić dziecku rozwijać się w jego własnym tempie. Obserwować je i podążać za nim. A także dać sobie i jemu czas na wzajemne poznanie się. Im więcej przedmiotów znajdzie się wokół dziecka, z tym mniejszym szacunkiem będzie się nimi obchodzić. Trudniej też będzie mu się na nich skupić i wykorzystać swoją naturalną kreatywność.

Zabawki wspierające rozwój na różnym etapie życia dziecka:

1. Niemowlę do 8–9 miesiąca 

Wspaniałe zabawki wczesnorozwojowe można wykonać samemu z domowych przedmiotów:

  • drewnianych kółek do karnisza,
  • piłeczki,
  • niewielkiego lusterka,
  • skrawków tkaniny i tekturowego pudełka po chusteczkach higienicznych: składając skrawki tak, jak są poskładane takie chusteczki (na zakładkę), zapewnimy dziecku rozkosz niekończącej się zabawy.

2. Niemowlę około 1018 miesiąca

Wystarczą najprostsze zabawki manipulacyjne:

  • sorter (można wykonać z drewnianej skrzynki),
  • pchacz,
  • tablica manipulacyjna z poprzykręcanymi kurkami, pokrętłami, suwakami i dźwigniami,
  • wiklinowy kosz bez uchwytów, a w nim: kółka, drewniane podstawki pod jajko, obręcze, szczotka do butów (nowa), grzybek do cerowania,
  • proste instrumenty muzyczne: kołatki, tamburyn, janczary, marakasy, deszczownice (większość można wykonać samemu).

3. Przedszkolak

Dziecku na tym etapie wystarczą:

  • dzikie instrumenty, samodzielnie wykonane z tego, co znalazło w lesie,
  • dużo papieru, kredki i farbki,
  • zebrane na spacerze liście, kamienie, patyki,
  • własnoręcznie wykonany mikroświat w pudełku po butach,
  • tipi z koca,
  • abecadło,
  • miseczki i szufelki do przesypywania,
  • plastikowe butelki,
  • porozcinane obrazki zamiast gotowych puzzli,
  • rowerek biegowy,
  • gry i zabawy z naszego dzieciństwa, najlepiej na świeżym powietrzu: paluszkowe wyliczanki, kosi-łapci, „Simon mówi…”, dwa ognie, skakanka, „Stary niedźwiedź mocno śpi…”,
  • zwykły sznurek i… czas spędzony z mamą i tatą.

4. Wiek szkolny

Dziecku w tym wieku wystarczą:

  • gry planszowe (typu chińczyk),
  • językowe dobble (można wykonać je samodzielnie; w sieci są generatory dobble, które wystarczy wydrukować i wyciąć),
  • książki łatwe do samodzielnego czytania,
  • skrzynka z prawdziwymi narzędziami,
  • rower,
  • kreda, guma i skakanka,
  • boule lub kręgle.

Warto zainteresować dziecko grami pochodzącymi z różnych stron świata. Niosą one wielką wartość rozwojową i psychologiczną oraz pomagają budować więzi, a przy okazji kosztują tyle co nic.

Dobrym rozwiązaniem jest też zainwestowanie czasu i pieniędzy w samokształcenie w zakresie spędzania czasu z dziećmi. Można przecież wspomóc własną intuicję wiedzą ekspercką. Może lokalny dom kultury organizuje warsztaty z alternatywnych metod kształcenia dzieci? Może gdzieś odbywają się cykliczne turnieje planszówek?

Warto też kupować dzieciom wartościowe książki (szukając inspiracji wśród znajomych albo w Internecie) i kształcić młodego czytelnika, zapisując go jak najwcześniej do biblioteki, w której można znaleźć wiele pięknych książek zupełnie za darmo (część bibliotek zapisuje dzieci już od pierwszego roku życia).

Natura jest za darmo

Tak jak kontakt z Internetem i nowymi mediami warto przełożyć w czasie do około 4 roku życia, tak w świat przyrody dobrze jest wprowadzać maluchy od pierwszych chwil życia. W ten sposób minimalizujemy ryzyko wystąpienia deficytu natury (3), który w USA jest już jednostką chorobową.

Przyroda, która nas otacza, jest dla dziecka piękna i przerażająca zarazem. Uczy szacunku i oceny ryzyka. Nie ma w niej nadmiaru. Błotną kuchnię, leśny zakątek, kryjówkę, ścieżkę z mchu i szyszek można urządzić nawet w najmniejszym ogródku czy w pobliskim lesie. Tak samo jak można tam zorganizować polowanie na tropy czy podchody, a nawet zbudować szałas. Te zabawy stanowią bogactwo, które zostanie w dziecku na całe życie.

W odniesieniu do natury aktualne pozostają słowa pewnej matki i jednocześnie nauczycielki: „Chcę chronić moje dzieci przed niebezpieczną ignorancją w odniesieniu do tego, co je utrzymuje przy życiu. Gdy pomagają mi przy przekopywaniu ogródka (…), uczą się ważnych umiejętności potrzebnych do życia i utrzymywania się przy życiu (…)” (4). Eksploracja dzikiej przyrody może się rozpocząć na domowym parapecie. Ważne, aby nigdy się nie zakończyła.

Choć może zabrzmieć to nieco trywialnie, najlepsze, co można dać swojemu dziecku, to bliskość i więź, a tę nawiązujemy bez dodatkowych kosztów.

Oczywiście, zapewnienie dzieciom życiowego startu wymaga sporych nakładów finansowych, ale nie powinno to być celem samym w sobie. Rodzice, nie ustając w staraniach o byt dzieci, zdają się często nie pamiętać o ich dobrostanie. Nasze dzieci nie przychodzą na świat dla naszej wygody, co znaczy, że używanie niezliczonych rekwizytów mających nam ułatwić rodzicielstwo może skutkować uprzedmiotowieniem relacji z dziećmi. Wówczas umknie nam sprzed oczu to, co najważniejsze.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć małe dziecko

Poradnik świadomego rodzicielstwa

Karmienie piersią

Twoje mleko to cudowny dar. Naucz się nim dzielić.

Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli

Źródła:

  1. Giorgia Cozza: „Dziecko bez kosztów. Przewodnik po niekupowaniu”.
  2. Jean Liedloff: „W głębi kontinuum”.
  3. Richard Louv: „Ostatnie dziecko lasu”.
  4. Richard Louv: „Witamina N”.
Avatar photo

Autor/ka: Marta Szperlich-Kosmala

Filozofka, pedagożka, terapeutka. Autorka książki Noszenie dzieci (Wydawnictwo Natuli).
Od 2016 uskrzydla rodzicielskie wyzwania, tworząc przestrzeń wsparcia dla rodziców Boska Nioska.
Realizuje projekt zmiany społecznej Tata Przewija pod patronatem Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nagrywa podcast nie tylko dla rodziców Podwójne espresso.
Niegdyś obywatelka świata: mieszkała od Sztokholmu po Tel Awiw. Teraz mieszka z rodziną w stuletnim domu w Górach Świętokrzyskich.

1 odpowiedź na “Czego małe dzieci nie potrzebują? I czego potrzebują naprawdę?”

Zgadzam się! Naprawdę dzieciom do zabawy za dużo nie trzeba. Osobiście jestem za drewnianymi zabawkami. Jak kocyki, albo pościele do łóżeczka to tylko certyfikowane i z dobrej jakości bawełny. Ale też nie ma co przesadzać z ilością gadżetów w łóżeczku dziecięcym ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.