Dzieci mają taką samą godność
Godność oznacza, że człowiek jest wartością samą w sobie. Nikt na nią nie musi zasługiwać czy o nią zabiegać. Przynależy ona każdemu człowiekowi bez względu na to, kim jest, co zrobił, skąd pochodzi, czym się zajmuje czy ile ma lat. Człowiek jest wart tego, by mógł sam decydować o swoim życiu i rozwoju, celach, które chce osiągać, wyborach, które chce podejmować.
Z tej perspektywy także i dziecko ma prawo do godności, a więc prawo do posiadania i korzystania z wolności. Jest podmiotem, który dorośli mają wspierać w „byciu sobą” i rozwijaniu swojej niepowtarzalnej osobowości, nie zaś wychowywać, podporządkowując swojemu wyobrażeniu czy autorytetowi. Poszanowanie godności dziecka jest nierozerwalnie powiązane ze wszystkimi sferami życia: emocjonalną, fizyczną, edukacyjno-poznawczą, duchową.
Jak zrozumieć małe dziecko
Poradnik pomagający w codziennej opiece nad Twoim dzieckiem
Dzieci przeżywają te same uczucia
Wciąż jeszcze nader często słychać zdania: „Przecież to nie powód do płaczu”; „Nie wstydź się, nie ma czego”; „My się nie boimy, my zawsze jesteśmy dzielni, prawda synku?”, „O co tyle krzyku? Też mi tragedia – zburzona wieża”; „Nie można się tak złościć”.
Nadal zbyt często dorośli podważają uczucia dzieci, zaprzeczają im, nie dają prawa do swobodnego wyrażania, nie traktują poważnie, odwracają od nich uwagę.
W ten sposób dzieci dostają komunikat, że:
- To, co czuję, nie jest ważne.
- Dorosły wie lepiej, co ja przeżywam, więc nie warto ufać swoim uczuciom.
- Niektóre uczucia są złe i trzeba je ukrywać albo wcale ich nie czuć.
- Dorośli nie interesują się tym, co ja przeżywam.
- Muszę sobie sam radzić z trudnymi emocjami.
Tymczasem dzieci są blisko swoich uczuć. Czasem dużo bliżej niż dorośli. Dajmy im prawo do ich przeżywania, rozumienia i w konsekwencji – do samoregulacji, by wyrosły na emocjonalnie kompetentnych dorosłych. Emocje są bowiem jak sygnalizacja świetlna – informują o naszych ważnych potrzebach.
Dzieci mają takie same potrzeby
Wszelkie podejmowane przez człowieka działanie – zarówno tego małego, jak i dużego – jest sposobem na zaspokojenie potrzeb. One są siłą sprawczą naszych decyzji i czynów.
Wybieramy dany rodzaj zachowania, wierząc, że dzięki niemu dostaniemy to, czego potrzebujemy w danej chwili najbardziej, co poprawi nasz dobrostan w różnych sferach życia.
Z szafy wyjmujemy ubranie, które sprawia, że czujemy się komfortowo; na uroczystym rodzinnym obiedzie odmawiamy zjedzenia mięsa, bo kiedyś wybraliśmy wegetarianizm; nie idziemy na spotkanie towarzyskie, bo chętniej spędzimy czas z partnerem lub przyjaciółką; nie pożyczamy samochodu sąsiadowi, bo nie mamy zaufania do jego umiejętności bycia kierowcą, a zależy nam, by auto pozostało w dobrym stanie.
Dlaczego więc, gdy dziecko wyciąga z szafy ulubiony T-shirt i legginsy, każemy mu włożyć coś innego? Dlaczego zmuszamy do zjedzenia rosołu na proszonym obiedzie? Dlaczego nie przyjmujemy do wiadomości, że nie chce pójść na przyjęcie urodzinowe kolegi z przedszkola, i tłumaczymy, że nie wypada odmawiać solenizantowi? Dlaczego reagujemy złością, gdy nie chce dać swojej ulubionej zabawki siostrze? Dlaczego? Najpewniej dlatego, że sami wówczas także troszczymy się o jakieś swoje potrzeby lub kiedyś jako dzieci byliśmy traktowani podobnie i wydaje nam się, że tak właśnie ma być.
Potrzeby decydowania, brania pod uwagę, autonomii, wolności, odrębności są fundamentalne dla rozwoju silnej i świadomej osobowości. Nie trzeba przypominać, jak ważne są one dla każdego dorosłego, jak bardzo chcemy, by brano nas pod uwagę, pytano o zdanie. Czujemy się wtedy włączeni i uwzględnieni. Cieszy nas fakt, że ktoś w ten sposób chce o nas zadbać. I nagle wydaje nam się, że z perspektywy dziecka te potrzeby tracą na ważności. Tak jakby dzieci miały wyłącznie potrzeby fizjologiczne, potrzebowały tylko zabawy i opieki. A przecież wszystkie potrzeby wszystkich ludzi są jednakowo ważne. Zawsze mogą być wzięte pod uwagę, co nie zawsze jest tożsame z koniecznością ich zaspokajania. Ale kiedy chcę z autentycznym zainteresowaniem wysłuchać, dlaczego moje dziecko znów wkłada T-shirt i legginsy, to mam szansę nie tylko pozostać z nim w kontakcie lub dowiedzieć się czegoś nowego poza tym, że najpewniej to wygodny strój. Bardzo często okazuje się też, że wspólnie możemy poszukać innych sposobów na to, by potrzeby mojego dziecka i moje mogły być zaspokojone bez stosowania nakazów, zakazów czy gróźb.
Czasem zdarza się rodzicom mylić faktyczne potrzeby ze strategiami i w konsekwencji spełniają zachcianki swoich dzieci, które wciąż nie dostają jednak tego, czego faktycznie potrzebują.
Kiedy malec domaga się obejrzenia kolejnej kreskówki, a my nie chcemy się na to zgodzić, zgadując, że nadal potrzebuje zabawy, możemy mu zaproponować budowanie domu z klocków dla bohatera bajki. Oglądanie bajek jest jedynie jedną z dostępnych strategii na zaspokojenie potrzeby zabawy.
Powstaje błędne koło – dzieci domagają się tego, czego im brakuje, czasem w trudny do przyjęcia sposób, dorośli zaś ignorują te sygnały, bo przecież do tej pory robili wszystko, co dzieci chciały, i oto jaki jest efekt – rosną z nich rozpuszczone i egocentryczne dzieciaki. Nie musimy robić wszystkiego, co dzieci chcą, raczej dajmy im to, czego rzeczywiście potrzebują.
Dzieci mają swoje granice
Niektórzy są przekonani, że dzieciom trzeba stawiać granice, zapominają jednak, że każdy z nas ma je już od urodzenia. Gdy niemowlę owiniemy zbyt mocno kocykiem, reaguje płaczem i wierceniem się. Gdy dwulatkowi dokładamy jedzenia na talerz, podczas gdy on czuje się już najedzony, czasem jedzenie ląduje na podłodze. Gdy dwunastolatkowi wciskamy czapkę na głowę, zdejmuje ją, jak tylko zniknie z naszego pola widzenia. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że narzucamy dzieciom nasze reguły, zupełnie nie uwzględniając ich perspektywy. Stawiając ograniczenia i oczekując, by dzieci je akceptowały, przyjmujemy względem nich autorytarną postawę.
Książki o rozstaniu i rozwodzie: wsparcie dla dzieci i dorosłych
Książki o rozstaniu i rozwodzie dostępne w naszej księgarni mają na celu wspieranie całej rodziny. Bez względu na wiek, każdy członek rodziny znajdzie tutaj coś, co pomoże mu lepiej zrozumieć własne uczucia i odnaleźć nową równowagę. Dzięki literaturze można odkryć, że nawet po rozstaniu możliwe jest stworzenie szczęśliwego, pełnego wsparcia środowiska dla dziecka.
Tymczasem zamiast wyznaczać granice, warto je wyrażać, poznawać, pokazywać i szanować. Najlepiej sprawdza się tu język osobisty: chcę/nie chcę; lubię/nie lubię; wybieram/nie wybieram. Dzieci wiedzą, że nie smakuje im szpinak, lubią, kiedy czyta się im książki, a nie lubią, gdy ktoś je całuje. Podoba im się skakanie w kałużach, natomiast nie podoba im się to, kiedy trzeba skończyć zabawę. Kiedy człowiek – mały i duży – zaznacza swoje granice, robi to po to, by chronić własną integralność, a więc poczucie własnej wartości. Po to, by zatroszczyć się o swoje potrzeby.
Dzieci mają prawo mówić „nie”
Dlatego w każdej chwili, gdy czują, że ich granice są przekraczane, okazują swoją niezgodę. One z dużo większą łatwością, niż my, dorośli, operują językiem osobistym. W swoim przekazie są jednoznaczne. Dziecięce „nie” oznacza „nie”, a „tak” – „tak”.
Niejednokrotnie swój sprzeciw wyrażają tym głośniej i tym gwałtowniej, im częściej dorośli naruszają ich granice. Walczą o siebie, o swoją autonomię i prawo wyboru.
Umiejętność odmawiania, wyrażania własnego zdania, niepoddawanie się negatywnym wpływom otoczenia, zdolność do podejmowania samodzielnych decyzji to kompetencje, które chcemy widzieć u naszych dorosłych dzieci. Trudniej będzie im wykształcić te umiejętności, jeśli nie będą miały okazji doświadczać szacunku i zrozumienia wobec ich dziecięcego „nie”.
Dzieci i ich odpowiedzialność osobista
Kiedy już przyjmiemy, że dzieci doświadczają całej palety uczuć, choć może nie znają ich określeń, oraz że mają dokładnie takie same potrzeby jak dorośli, że troszczą się o poszanowanie swoich granic, możemy oddać im ich odpowiedzialność osobistą. Jesper Juul wymienia trzy sfery, za które dzieci mogą spokojnie przejąć odpowiedzialność. Są to właśnie:
- Sfera zmysłowa – dzieci określają, co im smakuje, a co nie, kiedy jest im za ciepło lub za zimno, co jest dla nich przyjemne lub wprost przeciwnie.
- Sfera uczuciowa – w różnych sytuacjach mogą doznawać emocji odmiennych od swoich rodziców czy rówieśników, ale tak jak oni przeżywają radość, smutek, szczęście, tęsknotę, frustrację czy złość.
- Sfera potrzeb – jedzenia, snu, autonomii, bliskości itd.
Co to oznacza w praktyce? Czy dzieci mają o wszystkim decydować same, robić wszystko po swojemu, według własnych upodobań? Jeśli wciąż w naszej głowie czają się tego typu myśli, to znaczy, że nadal relację rodzic–dziecko postrzegamy jako walkę o władzę.
Tymczasem, jak zachęca duński pedagog, troszcząc się o pełny i integralny rozwój naszych dzieci, warto zacząć traktować je poważnie. Czyli tak, jak sami chcemy być traktowani.
To oznacza, że nauczymy się patrzeć na emocje i potrzeby dzieci z ich perspektywy, że zechcemy poznać dzieci, nie podważając ich wartości i pragnień, oraz że będziemy reagowali na ich zachowanie ze zrozumieniem, nie rezygnując jednocześnie ze swojego punktu widzenia.
Warto czasem, snując refleksję nad swoim rodzicielstwem, zadać sobie pytanie: jak ja, dorosły, czułbym się w takiej sytuacji, gdy ktoś mi coś każe, gdy nie pyta mnie o zdanie, gdy nie zauważa moich uczuć i potrzeb, gdy narusza moje granice osobiste, gdy nie bierze pod uwagę moich możliwości i zasobów…?
To pozwala dostrzec, jak wiele łączy nas z dziećmi… W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi.
Artykuł stworzony we współpracy z warszawską poradnią psychologiczną Dom Rozwoju.